Nurse With Wound – Mismantler

Astres d’Or / LP/DL / 2023

Nurse With Wound Mismantler Anxious Magazine

Na przestrzeni ostatnich lat, pomimo ciągłej aktywności Steven’a Stapleton’a i jego surrealistycznego wehikułu Nurse With Wound, trudno wyłowić nowe, premierowe tytuły. Doświadczaliśmy pewnego rodzaju zalewu wydawnictwami, które były/są reedycjami reedycji, remasterami masterów, kolejnymi kompilacjami zawierającymi te same utwory w innych konfiguracjach. Dodatkiem były/są też, ręcznie zdobione, głównie CD-ry zawierające poszczególne, archiwalne koncerty Nurse With Wound. Nie, żebym narzekał, cieszy, że nowi wielbiciele tego geniuszu mogą zaopatrzyć się w stare tytuły, często wysprzedane, ale ściśle podążając za Nurse With Wound od ponad 30 lat ma się ochotę doświadczyć bieżących poszukiwań tego artysty.

Dosyć marudzenia, kiedy w kwietniu pojawiła się informacja o nowym wydawnictwie, ścieżce dźwiękowej do filmu “Mismantler”, ciekawość siągnęła zenitu. Przygaszającą częścią informacji, był fakt, że tytuł ukazuje w nakładzie 25 kopii (w cenie prawie 400 euro za sztukę), które i tak zniknęły szybciej niż się ukazały. Znając sposób wydawania co poniektórych tytułów Nurse With Wound po cichu liczę na standardowe ukazanie się “Mismantler” na LP lub CD; zapewne znajdzie się wielu chętnych na normalny zakup tego tytułu. Jak to mówią wielcy: cierpliwość jest wszystkim, ale niezmiernie ucieszył mnie fakt udostępnienia dźwięków w postaci cyfrowej na Bandcampie Astres d’Or, oficyny, która wydała oryginalnie to cudo.

Jak wszyscy wiemy, podświadomość jest jednym z naszych największych skarbów, tych najcenniejszych, personalnym zbiorem naszej pra-przeszłości, przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Zawierającej również wszystko, co rejestrujemy, myślimy, doświadczamy od momentu narodzin do tej chwili obecnej, nawet jeżeli zapominamy czy pomijamy z powodu natłoku informacji – tam zachowuje się wszystko, ukryte głęboko, czekające na swój moment, aby w połączeniu ze świadomością pojawić się na nowo w naszych snach, pamięci bieżącej, teraz. „W dobrych rękach” podświadomość może być doskonałym źródłem, inspiracją dla wszelkiego rodzaju działań artystycznych, udowodnili to praktycznie na każdym, szerokim polu swojej działalności surrealiści. Nic dziwnego, że znaleźli wielu kontynuatorów i następców. Z pewnością Steven jest jednym z nich, z dodatkiem dekadenckiego dadazimu i krautrockowego szaleństwa.

“Mismantler” jest osiemdziesięcio minutowym zderzeniem pomiędzy tam i tu, opowieścią lunatyka, albo raczej narratora lunatyka. Postać The Mismantler, pochodzi z jednego collagu Stapletona, a sam film swoje powstanie zawdzięcza animowanym wizualizacjom, przygotowanym przez reżysera Andrew Keogha.

Już od samego początku utworu pierwszego (całość została podzielona na 4 części ze względu na pojemność muzyki na Bandcamp) wiadomo, że jesteśmy uczestnikami niezłego tripu. Następuje wessanie naszej jaźni i wyplucie jej w wietrznej przestrzeni, gdzie kołujemy wraz z narastającym wrażeniem przeciążenia grawitacyjnego do momentu kiedy zadajesz sobie pytanie czy chcesz podążyć, czy zrezygnować z tego tripu. Wybieramy opcje pierwszą i rozpoczyna się inicjacja, pierwszy etap gdzie intensywność wszystkiego rośnie do rozmiarów przeładowania sensorycznego, najważniejsze to przetrwać, nie zatracając się w sobie. Kiedy nie słychać końca tej deprawacji, nagle wita nas nasz narrator, opowiadający o chłopcu karmiącym małpy bananami – czyli trip rozpoczął się na dobre. Pamiętajmy, że ten sam narrator przybiera różne formy, poznamy to po zmianie, deformacji głosu. Bełkot, mamrotanie, odgłosy przypomniające rzucie, spluwanie, ogólne słowne anomalie. Czasami powracając w formie eleganckiego angielskiego głosu, który znamy z filmów dokumentalnych czy przyrodniczych. Jednym z największych atrybutów tej wycieczki dźwiękowe podkłady które wypełniają wszelką dostępną przestrzeń na tej płycie i naszej wyobraźni. Nagrania terenowe nie tylko podkreślają to, ale również pomagają w niespodziewanym przerzucaniu nas w kolejny pejzaży z narratorem w kolejnej odsłonie.

Jak na większości swoich płyt Steven wykorzystuje, prowadzi recykling z wielkiego archiwum dźwiękowego Nurse With Wound, każdy kto choć chwilkę spędził z różnymi tytułami i tutaj rozpozna fragmenty, pętle, zagrywki pochodzące ze starszych pozycji tego tworu. Oczywiście w rękach alchemika nabierają one nowego znaczenia, kontekstu, przekonfigurowane do góry nogami, stają na nogi w zupełnie nowych butach.

W połowie drugiego utworu, rozpędzająca się burza i deszczowy klimat z niespokojnymi smyczkami zostaje przerwany przez nalot mucho-czegoś, przebiegający dyszący pies, nasz narrator siedząc przy ognisku zanika, powracają dźwięko-sprzęgi, na wolnych obrotach odbijające się od siebie jak przy wykorzystaniu efektu ping-pong.

Przedzierając się przez chaszcze, albo może to dźwięki rozdzieranej torebki foliowej, tutaj wszystko jest możliwe, the Mismantler opowiada nam historie lub dzieli się z nami tym co dzisiaj zjadł, a w szczególności jak to przygotował.

Trip trwa w najlepsze, a wiele jeszcze nas czeka. Osiągając kosmiczny (nie)pokój, puls, pewne miarowe bicie oznajmia obecność organizmu żywego, jednak nie zatrzymujmy się przy tym, skupienie, koncentracja spowoduje zatracenie się w jednym punkcie, utracimy kontynuacje tripu. The Mismantler powraca – a tak naprawdę myślę, że to głosowe wcielenie Jamesa Worsea, z którym Stapleton nagrał w 2019 roku szalony “The Vursiflenze Mismantler” – zwróćcie uwagę na pewną zbieżność tytułów.

Kontynuując trip, nasz lunatyk nie bierze jeńców, sam będąc nawiedzonym lunatykiem zamienia się w prawdziwego lunatyka z tej rzeczywistości z naszej historii Hitlera – sprawdźcie dokładnie trzecią odsłonę w 4:50–7:30. Zapala się czerwona lampka: czy aby na pewno chcesz kontynuować tą wycieczkę?

Dynamika, tak dynamika poszczególnych wstawek czy fragmentów idealnie pomaga w przeskakiwaniu czasu i miejsca, jej nasycenie basowym kolorem utrzymuje tu i teraz, kontrastowe ustawienie powoduje uczucie pustki, a wspomniane nagrania terenowe idealnie pomagają w tym lawirując nami w dowolny sposób. Kończący naszą podróż utwór 4, rozpoczyna się sonicznym rozprężeniem potężnej sprężyny w niekończącym się ruchu spiralnym – słuchasz uważnie, tak to dźwięk pochodzący z sagi “Angry Eelectric Finger”, kolejna zmyłka zmysłu słuchowego. Pojawia się chaos zapowiadający koniec, koniec wszystkiego, a nie, to nie koniec – kolejne zejście w kierunku rzeczywistości, tylko której, tej co istnieje tam czy tu, a może jeszcze gdzie indziej?

Data wydania: 10 lipca 2023 r.

Marek ‘Lokis’ Nawrot