OFF Festival 2023 – Trzymać rękę na pulsie

OFF Festival Anxious Magazine
Son Rompre Pera, fot.: Krzysztof Szlezak

Kolejna edycja OFF Festivalu za nami. Tradycyjnie już poprzedzona była ona dyskusją na temat ogłaszanych od miesięcy kolejnych artystów, którzy mieli wystąpić na festiwalu. Część osób była zadowolona, część narzekała lub po prostu nie kryła obaw z kierunku, w którym impreza podąża, a jeszcze inni po prostu czekali na to, co wydarzy się w pierwszy sierpniowy weekend w katowickiej Dolinie Trzech Stawów. Sam należałem do tej ostatniej grupy i mogę przyznać, że tegoroczny OFF spokojnie można uznać za udany.

O ile rok temu festiwale budziły się po pandemicznej przerwie, o tyle w tym roku mamy całkowitą klęskę urodzaju. Praktycznie co weekend można znaleźć w naszym kraju mniejsze lub większe muzyczne wydarzenia poświęcone wszystkim możliwym gatunkom. To sprawia jednak również, że konkurencja o uwagę i zainteresowanie uczestników staje się coraz trudniejsza. Część z tych imprez (szczególnie mniejszych, o bardziej sformatowanym charakterze) radzi sobie całkiem dobrze. Część znika jednak po jednej lub dwóch edycjach. Wydawałoby się, że najbezpieczniej mogą czuć się organizatorzy imprez, które ugruntowały już swoją pozycję na festiwalowym rynku za sprawą swojej długoletniej historii. Do nich właśnie należy OFF (tegoroczna edycja była szesnastą odsłoną festiwalu). Jednak i w tym przypadku organizatorzy muszą trzymać rękę na pulsie aby utrzymać zarówno wysoki poziom jak i po prostu zapewnić sobie zadowalającą frekwencję, która wprost przekłada się przecież na kwestie finansowania. OFF również z każdym rokiem się zmienia. Nie da się ukryć, że stara się zainteresować swoją ofertą nowe pokolenie słuchaczy. Można kręcić nosem na nadreprezentację artystów z kręgu np. gatunku Hip Hop przy całkowitym w tym roku (niezrozumiałym dla mnie) braku zespołów metalowych (na tej scenie dzieje się przecież obecnie wiele dobrego, szczególnie w naszym kraju). Nie zmienia to jednak faktu, że siłą tej imprezy zawsze było poznawanie nowych, czasem kompletnie nie znanych artystów.

Slowdive OFF Festival relacja Anxious Magazine
Slowdive, fot.: mmurawski

Oczywiście, nadal największym magnesem są headlinerzy, którzy są swego rodzaju wyznacznikiem, ale oprócz nich na czterech scenach również dzieje się wiele dobrego. I tak też było w tym roku. Skupiając się na tych „największych”, nie sposób nie wymienić na pierwszym miejscu przepięknego koncertu Slowdive w sobotni wieczór (ten dzień cieszył się największą frekwencją). Brytyjczycy wrócili na OFF po dziewięciu latach i po raz kolejny udowodnili, że palma pierwszeństwa w lidze zwanej “shoegaze” należy do nich. Niezwykle klimatyczny, świetnie zagrany koncert, podczas którego zagrali min. swoje klasyczne kompozycje jak choćby “Crazy for love” czy “Catch the breeze”. Zabrzmiał też nowy singiel “Kisses”, po którym apetyt na nową płytę zaczął rosnąć. Choć chwilowo pojawiały się niestety problemy z nagłośnieniem to nie zakłóciły one poważnie odbioru tego wyjątkowego występu.

Z przedstawicieli gitarowego hałasu, którego w mojej ocenie było trochę za mało, miło zaskoczyli amerykańscy hardcorowcy z OFF! oraz londyńczycy z Butch Kassidy. Mieszanka noisu, post rocka prezentowana przez tych drugich emanowała świeżością i dużą dawką energii. Na całkowicie innym biegunie wybrzmiał set francuskiego producenta Gone. W jego zapowiedzi można było przeczytać, że „nagrywa on słodkie, melodyjne techno…” I tak też było. Z powodzeniem rozkołysał publiczność sceny namiotowej. Takiej tanecznej muzyki nigdy dość.

Duże nadzieje łączyłem z koncertem Melody’s Echo Chamber, jednak to zdecydowanie nie był ich dzień. O ile w warstwie muzycznej zaprezentowali bardzo elegancką wersję gitarowego dream popu o tyle wokalistka często mijała się z dźwiękiem po prostu fałszując. No cóż, może innym razem.

Nation Of Language OFF Festival relacja Anxious Magazine
Nation Of Language, fot.: mmurawski

Jako że siłą OFFa są zaskoczenia to i tym razem nie mogło ich zabraknąć. Spośród nich warto odnotować występ nowojorczyków z Nation Of Language. To bezpretensjonalny synth pop z chwytliwymi melodiami i świetnymi wokalami. Chwilami brzmieli jakby byli nową inkarnacją OMD i należy im to zaliczyć zdecydowanie na plus.

Son Rompe Pera OFF Festival relacja Anxious Magazine
Son Rompe Pera, fot.: mmurawski

Prawdziwym czarnym koniem okazał się koncert meksykańskiego Son Rompe Pera. Naprawdę rzadko się zdarza, żeby zespół tak skutecznie zawładnął publicznością, nie pozwalając jej ustać w miejscu. Panowie zagrali swoją mieszankę punk rocka z tradycyjną latynoamerykańską Cumbią. Zrobili to w tak żywiołowy i porywający sposób, że nie sposób było się od niej uwolnić. W dodatku ich luz oraz imponujący kunszt muzyczny (szczególnie jeśli chodzi o szaloną grę na ksylofonie) robiły wrażenie. Dla mnie było to zdecydowanie odkrycie tegorocznej edycji.

Hania Rani OFF Festival relacja Anxious Magazine
Hania Rani, fot.: mmurawski

W niedzielę, czyli w ostatni dzień festiwalu na głównej scenie wystąpiła Hania Rani. O tym koncercie mogę napisać tylko tyle, że był doskonały w każdym względzie. I chyba nie ma już wątpliwości, że Hania gra w lidze światowej. Nic dodać nic ująć.

Desire OFF Festival relacja Anxious Magazine
Desire, fot.: mmurawski

Wychodząc z jej koncertu nieco zmęczony już trzydniowym maratonem nie sądziłem, że coś tego dnia jeszcze mnie zaskoczy. Myliłem się. Niby wiedziałem czego można spodziewać się po występie Desire (duet, który zasłynął obecnością na ścieżce dźwiękowej do filmu Drive. W jego skład wchodzi Johny Jewel z Chromatics) jednak na żywo okazali się jeszcze lepsi. Niby to klasyczny synth-pop, jednak w wersji koncertowej to małe przedstawienie mocno ocierające się o zamierzony kicz. W warstwie muzycznej jest tu miejsce zarówno na ciemniejsze electro jak i na echa italo disco oraz echami wczesnej Madonny.

Confidence Man OFF Festival relacja Anxious Magazine
Confidence Man, fot.: mmurawski

Całkowitym zaskoczeniem był jednak koncert Confidence Man. Przyznam, że trafiłem na niego przypadkowo, jednak jak już przyszedłem nie byłem w stenie odejść od sceny. Tu również mieliśmy do czynienia z muzyką taneczną jednak mocno osadzoną w klimacie lat 90., ale na kwasie… Już sam głos wokalistki przywoływał najlepsze tradycje zespołów znanych z MTV, trzy dekady temu. Jednak to co Australijczycy wyprawiali na scenie wymykało się wszelkim kategoriom. Taniec, szaleństwo, performens… Jestem pełen podziwu dla wokalistki i wokalisty którzy przy nieustannym ruchu, skokach, leżeniu na scenie lub chodzeniu po niej na rękach (!) nie tracili tchu podczas śpiewu. W dodatku towarzyszący im perkusista i klawiszowiec ukryci byli za kapeluszami z długimi czarnymi woalkami. Dodawało to całości surrealistycznego charakteru. To był chyba najbardziej szalony moment tegorocznego OFFa.

Na sam koniec udało mi się jeszcze zobaczyć koncert Gaye Su Akyol. Pochodząca z Istambułu wokalistka zaprezentowała bardzo udaną mieszankę anatolijskiej psychodelii z tradycyjnym rockiem. Chwilami było bardziej orientalnie, chwilami klasycznie rockowo. W tej pierwszej wersji Gaye brzmiała zdecydowanie lepiej i ciekawiej. Ogólnie jednak był to bardzo udany i warty uwagi koncert.

Wracając jeszcze do kwestii zmian na festiwalu. Jeden ze spotkanych znajomych stwierdził, że ciekawi go na ile OFF będzie chciał pozyskać całkiem nowe pokolenie dla swojej publiczności a na ile będzie starał się zachować tą nieco starszą jej część, przyjeżdżającą do Katowic od ponad dekady. Nie znam odpowiedzi na to pytanie, jednakże jestem spokojny o przetrwanie samego festiwalu. Warto pamiętać, że to impreza wyróżniająca się nie tylko eklektycznością repertuaru ale i świetną lokalizacją, dobrą organizacją i co najważniejsze, na te trzy dni Dolina Trzech Stawów zmienia się w miejsce bardzo przyjazne, bezpieczne i otwarte zarówno na dorosłych jak i dzieci, które świetnie się tu czują. Tak więc nie pozostaje powiedzieć nic innego jak do zobaczenia za rok.

Wojciech Żurek