Hexvessel – W serduchu jestem po prostu black metalowcem i obecnie dobrze mi z tym

Hexvessel – W serduchu jestem po prostu black metalowcem i obecnie dobrze mi z tym

Rozmowa z Matem McNerneyem, znanym w ostatnich latach przede wszystkim z Hexvessel, Beastmilk i Grave Pleasures odbyła się tak naprawdę z doskoku, podczas zwijania przez niego merchu po koncercie Hexvessel w Poznaniu. O koncercie była oddzielna recenzja, więc przedstawiam wywiad z moim elokwentnym, niesamowicie uprzejmym i przede wszystkim, bardzo gadatliwym rozmówcą.

Adam Lonkwic

Anxious magazine Hexvessel interview
Klub pod Minogą, Poznań 11.12.2023, Hexvessel, Fot. Lilit Ghazareh

Adam Lonkwic: Czytałem w paru wywiadach z Tobą, że uważasz Polar Veil za album reprezentujący czym black metal powinien być, czy wręcz czym jest. Jaka jest twoja opinia o obecnej scenie black metalowej? Jest ona czymś zupełnie innym niż w latach 90., jaka jest twoja ocena?

Mat “Kvohst” McNerney: Myślę, że chodzi tutaj o fakt, jak znana i rozpoznawalna jest obecnie ta forma sztuki. Mnóstwo ludzi gra dzisiaj tę muzykę, jest tak dużo zespołów grających na imponującą komercyjnie skalę, że aż zatraca się dla mnie główny przekaz. Czuję, że klimat i dusza tej muzyki trochę się kończy tam, gdzie zaczyna się jej komercyjny aspekt. Dlatego miałem poczucie, że obecnie istnieje wyjątkowa przestrzeń do pokazania własnej interpretacji, kiedyś nie wywołałoby to jakiegokolwiek poruszenia. Mam po prostu wrażenie, że skłaniamy się ku aspektom, które obecnie są nieco niedoceniane, czyli właśnie duszy i klimacie. Dla mnie to właśnie to emocjonalne rozedrganie, a nie gatunek czy łatka definiują tę muzykę. To emocje i droga życia. To poświęcenie, któremu oddajesz się w pełni i za które mógłbyś zginąć. Dla mnie to coś bardzo poważnego, bardziej religia niż gatunek muzyczny. Dlatego nie sądzę, by to, że ktoś dobierze sobie odpowiednie efekty i powie sobie „O, teraz będę grał black metal” oznacza, że tak jest. Uważam to za niemożliwe, musisz tym żyć, jak w jazzie. Chcesz grać jazz, to musisz być jazzem, musisz rozumieć czym jest jazz i jego istota. Starsi jazzowi muzycy prawdopodobnie powiedzieliby ci coś w stylu „Przychodź tutaj co wieczór, wchłoń ducha jazzu, zrozum jego świat i znaczenie poświęcenia się tej muzyce”. Dla mnie wygląda to podobnie w przypadku black metalu, tak naprawdę to nie polega tylko na zdecydowaniu, że chcesz to robić, a myślę że mnóstwo ludzi tak to właśnie postrzega. Nie widzę w tym nic złego, bo przyciąga to mnóstwo nowej publiki, ale daje też przestrzeń dla twórców, którzy wolą wrócić do korzeni. Sam próbuję zrozumieć prawdziwą naturę tej muzyki i definiuję ją jako mistycyzm natury. To właśnie ten aspekt najbardziej rozpalał we mnie ten ogień, kiedy słuchałem Feeble Screams From Forests Unknown czy Under A Funeral Moon. Te okładki i cała wrażliwość. Do tego mam wrażenie, że to tak naprawdę zawsze było elementem Hexvessel, więc postanowiliśmy to w końcu bezpośrednio wyrazić.

A.L: Chciałem spytać o ten, wspomniany przez ciebie, komercyjny aspekt black metalu. Przypomina mi to nieco wypowiedzi polskiego muzyka – Nihila z Furii – który wspominał o tym jak to black metal staje się coraz bardziej komercyjny, o tym że prawdziwy boom dopiero wybuchnie biorąc pod uwagę, że niedługo powstanie hollywoodzki film na ten temat (wypowiedź pochodzi z czasów przed premierą Lords of Chaos). Ale to przecież cały czas black metal – nie uważam, żeby jakikolwiek muzyk grający tę muzykę miał szansę dorobić się niesamowitych pieniędzy, co sądzisz?

M. M.: Wiesz, możesz nawet uznać, że burger z McDonalda to też burger. Co prawda, technicznie rzecz ujmując, jest to burger, może ci nawet smakować przy świadomości tego czym to jest. Ale jeśli chcesz naprawdę posmakować czegoś dobrego to idziesz do prawdziwej burgerowni, do konesera który przygotuje ci prawdziwego burgera. Tak więc, można o tym wszystkim myśleć, jako o po prostu fast foodzie i w porządku, to też pełni swoją rolę. Bardzo szanuję i podziwiam na przykład Nergala, który wynosi black metal do sprzedażowych wyżyn, a dalej zachowuje tego samego ducha agresji, protestu i walki z rządem – wszystkim tym ideałom, o których za młodu myśleliśmy, że są naprawdę nie do spełnienia. To jest naprawdę piękne. I faktycznie uważam, że to świetne, kiedy możesz zobaczyć tłumy na stadionach odśpiewujące ich utwory, absolutnie genialna rzecz. Wolę to o wiele bardziej, niż oglądanie czegoś jak jakieś Arch Enemy. Istnieje więc przestrzeń dla wszystkiego, ale myślę że generalnie brakuje pewnego zrozumienia duchowego aspektu black metalu. Jest tego za mało, dlatego właśnie uważam, że to dobry czas na wydanie czegoś takiego jak Polar Veil. To nie jest mój protest album, bardziej wyrażenie postawy „A więc mówicie, że słuchacie black metalu? Ja to widzę w ten sposób”. W tym kontekście to po prostu idealny czas na taki album, ale tak samo w kwestii mnie samego. Mam już 45 lat, miałem już za sobą eksperymentowanie, zrobiłem już to czego chciałem i teraz wracam do tego kim fundamentalnie jestem. A ja w serduchu jestem po prostu black metalowcem i obecnie dobrze mi z tym. Myślę, że przez jakiś czas poszukiwałem samego siebie. Przez to właśnie część swoich albumów nie oceniam zbyt wysoko. Oczywiście nie wstydzę się ich, po prostu właśnie to wyrażało mnie w momencie moich poszukiwań muzycznej ekspresji. Chciałem odkryć jak daleko mnie to poprowadzi. Cudownie, że przez to przeszedłem. Cieszę się, że po Dødheimsgard nie założyłem od razu kapeli black metalowej, nie umiałbym tego zrobić naprawdę dobrze. Obecnie jestem w tym punkcie swojego życia, gdzie mogę po prostu sobie powiedzieć „Okej, teraz wiem jak stworzyć własną wersję black metalu”, ale żeby do tego dojść musiało minąć z 10 lat czy coś takiego, hahaha.

A.L.: Zwłaszcza, że Dødheimsgard też było nieco eksperymentalnym zespołem. Albumy takie jak Supervillain Outcast, gdzie odpowiadałeś za wokale to nie jest bezpośrednio black metalowa muzyka.

M. M.: Dokładnie.

A.L.: W Hexvessel zazwyczaj eksplorujesz regiony, powiedzmy, psychodeliczno folkowe, ale tak jak mówiłeś, ten zespół zawsze miał black metalowy vibe. Przyznam ci się, że kocham też niesamowicie twoje bardziej psychodeliczne lub chwytliwe rockowe rzeczy jak album When We Are Death, czy to co robiłeś i robisz z Beastmilk /Grave Pleasures. Myślisz, że usłyszymy jeszcze trochę więcej twojej chwytliwej strony?

M. M.: Na pewno, ale wiesz, ja uważam że Polar Veil też jest mocno chwytliwe. Ma cały czas te cechy typowe dla mojego songwritingu, dalej jest budowane schematem refren-zwrotka. To raczej co najwyżej kwestia rozwoju, ja nigdy nie ucieknę przed tworzeniem piosenek – jestem songwriterem, nie tworzę eksperymentalnej muzyki z masą instrumentalnych partii. Więc mój zmysł chwytliwości dalej tam jest, możesz naprawdę usłyszeć istotę tego jakim jestem twórcą.

Lubię recenzje, gdzie ludzie mówią o tym albumie, jako o kulminacji wszystkiego co robiłem do tej pory – że da się tam usłyszeć post-punk, black metal, folk czy klimat wczesnych utworów Hexvessel – to wszystko się łączy. Ciężko jest w 45 minutach streścić cały życiorys, ale myślę że temu albumowi nawet się to nieźle udaje, jest dużo świadomych odniesień do mojej przeszłości, skonstruowanych w przemyślany sposób. Jestem z tego strasznie dumny. Nie wstydzę się When We Are Death, ale mam wrażenie że za dużo próbowałem zrobić na raz. To kwestia dojrzałości, kiedy się starzejesz, zaczynasz zdawać sobie sprawę z tego, że płyta ma być tym czym jest – ma mieć własną, konsekwentną strukturę. When We Are Death to ciekawy album, ale ma za dużo tych pomysłów. Niektóre utwory bardzo lubię, niektóre bym trochę ogołocił z wykorzystanych rozwiązań, ale na tym polega nauka na błędach. To zresztą też świetna sprawa, słucham często artystów, którym de facto „wybaczam” ich środkowy okres, ale następuje w końcu ten moment kiedy powracają z płomieniem przywracającym ich do życia. Świetna sprawa, w moim przypadku chyba jest podobnie.


A.L.: Ostatni raz widziałem cię na żywo w 2016, kiedy supportowałeś, z Grave Pleasures, Killing Joke. Czy uważasz, że otaczające nas społeczne zawieruchy, polityczna dekadencja i niebezpieczeństwo mogą mieć cały czas na tworzenie muzyki, czy też sztuki w ogóle, tak samo mobilizujący efekt, jaki zimna wojna zdawała się mieć na Killing Joke?

M. M.: Młodzi ludzie zdecydowanie zachowują się nieco inaczej. Zdają sobie chociażby sprawę z tego, że warto jest protestować i walczyć o swój głos. Protesty wyglądały nieco inaczej w latach osiemdziesiątych, ciężej było protestować, kiedy władza zduszała wszelkie inicjatywy. Muzyka też odgrywa mniejszą rolę w życiu publicznym, kiedyś była sposobem na wyrażenie tego, czego nie mogłeś powiedzieć publicznie. Obecnie ludzie mogą się nieco łatwiej wypowiadać, występuje wręcz pewna społeczna zachęta do takiego działania. Więc patrząc na to w ten sposób być może muzyka straciła trochę na wartości, ale na pewno nie dla mnie i innych, którzy tyle z niej wynoszą.

Natomiast na szerszą, komercyjną skalę, nieco się to zatraciło i odnoszę wrażenie, że muzyka jako taka jest niedoceniona jako forma sztuki. Ale wcale nie jestem w tej kwestii sceptykiem, rozwój technologiczny ma swoje wzloty i upadki. W czasach przed muzyką klasyczną, panowało kompletnie inne spojrzenie na tę gałąź sztuki. Postrzeganie i waga muzyki jako sztuki może więc ewoluować. Może i dzisiejsze czasy są nie najlepsze dla muzyki, ale dalej może ona pełnić bardzo ważną rolę. A być może po prostu szukamy nie tam, gdzie trzeba? Fani undergroundowej muzyki uważają swoją sztukę za bardzo ważną, ale uważam że również mainstream staje się coraz bardziej awangardowy. Artystki jak Taylor Swift, czy Lady Gaga są całkiem ekstremalne w swojej estetyce, bardzo wyraźnie widać ten kierunek.

A.L.: Zwłaszcza w hip hopie.

M. M.: Dokładnie, przyjęli wpływy z undergroundu. Może i z jednej strony zmniejsza to zapotrzebowanie na muzycznych ekstremistów, ale nie odejmuje nic z emocji. Wracając do pytania, nam bardziej chodzi o pasję i uczucie, nie o treści polityczne, to nie w tym leży moje muzyczne powołanie.

A.L.: Osobiście uważam, że zmniejszenie mocy oddziaływania muzyki ma związek z nawet takimi pozornie błahymi kwestiami jak algorytmy Spotify. Po sobie widzę, że w tym zalewie treści jako fan muzyki coraz rzadziej słucham np. tekstów, a coraz częściej po prostu melodii. Moje kolejne pytanie – tak jak rozmawialiśmy, zawsze w twojej twórczości istniał black metal. Czy potrafiłbyś się kiedyś od niego uwolnić? Czy w ogóle byś tego chciał?

M. M.: To chyba nawet nie jest rozważenie, dochodzisz po prostu do takiego momentu, gdzie wiesz kim jesteś i jest ci z tym dobrze. To część mojej historii, czy tego chcę czy nie. Nie mógłbym tego z siebie wyciąć, ile bym nie eksperymentował z muzyką, to wśród moich słuchaczy i tak są black metalowcy, wyczuwają kim jestem. Powiedziałeś, że czasem nie słuchasz tekstów, tylko samej muzyki, ale na pewno dalej rozumiesz o czym ta twórczość jest. Pamiętam pewien utwór Władimira Wysockiego, rosyjskiego piosenkarza i to jak oznajmiałem przyjacielowi: „Ale ta piosenka jest smutna, na pewno jest o stracie ukochanej”. Odparł, że mój sposób postrzegania jest ciekawy, ponieważ tekst jest o żołnierzach, którzy stracili życie podczas wojny. Samo poczucie smutku było tak przejmujące, że od razu rozumiesz ten stan złamanego serca, oczywiście tekst dodaje tutaj kolejną warstwę, ale sytuacja wygląda podobnie w zrozumieniu kim jesteś muzycznie i jak postrzegasz dźwięk. Kiedy eksperymentowaliśmy na When We Are Death i tworzyliśmy tę pozytywną, psychodeliczno-rockową, niezbyt nihilistyczną muzykę to dalej przychodziła na nas black metalowa widownia, dalej pół sali w koszulkach metalowych. Nie mogliśmy tego zrozumieć, myślałem że odciąłem się od tego muzycznie, ale to nieprawda – tego się po prostu nie da zrobić, ludzie zawsze to usłyszą. Da się usłyszeć, że to jest blackowy koleś, który robi coś innego, to też z czasem zacząłem bardzo doceniać. To niesamowite, że ludzie słuchali mojej twórczości, nieważne w którą stronę bym z nią nie wykręcił. To też tak naprawdę kwestia oddania tego szacunku w drugą stronę – postawy „Okej, jesteśmy wszyscy razem podczas tej podróży, pomyślmy gdzie to się rozpoczęło”.

A.L.: Utwór Homeward Polar Spirit ma ten surowy blackowy vibe, stąd też moje następne pytanie. Istnieje taki polski zespół jak Wilczyca, który de facto specjalnie pogarsza jakość swoich nagrań, by brzmieć bardziej black metalowo. Polar Veil jest na drugim biegunie – to black metal, ale nagrany w wysokiej jakości, chciałbym cię więc spytać o opinię na temat takich zabiegów?

M. M.: Przechadzałem się jakiś czas temu ulicą w Helsinkach i minąłem sklep muzyczny. Mieli dokładnie ten sam model wzmacniacza, jak mój pierwszy wzmacniacz za dzieciaka, Peavey Bandit. Zachwycony pomyślałem „O mój Boże, to mój pierwszy wzmacniacz!”, a przecież jako dzieciak tak go nienawidziłem! Jak każdy chciałem ścianę Marshalli, ale utknąłem z tym na co mnie było stać i musiałem wszędzie nosić to cholernie ciężkie ustrojstwo! Naprawdę nienawidziłem tego jebanego wzmacniacza! Ale tego dnia, kiedy zobaczyłem go w Helsinkach, chciałem go mieć dla samej frajdy pobycia znowu dzieciakiem. Kupiłem go, zacząłem się nim bawić, zacząłem grać te same riffy, które grałem za gówniarza, porobiłem na nim coś nowego, aż złapałem ten sam vibe. Czasem to właśnie brzmienie identyfikujesz z klimatem, w takiej sytuacji czemu miałbym mieć z tym problem? Nie dzielę rzeczy na lepsze i gorsze, słucham zarówno rzeczy nagranych w sypialni na kasecie, jak i nagrań z profesjonalnego studia. Nagranie albumu też nie było z naszej strony szczególnie ekstrawaganckie, to nie było hi-fi, tylko płyta nagrana w mojej stodole, bardzo surowo, ze starymi membranami na perkusji. To nie było też żadne wymuszone wyjście z założenia „Użyjmy tych staroci!”, dobraliśmy po prostu to co dawało najlepszy klimat. Chciałem, żeby perka brzmiała jak Mental Funeral, bo dla mnie jako dzieciaka to był najbardziej tajemniczy dźwięk na planecie. Kupiliśmy Mental Funeral, odpaliliśmy i tam naprawdę jest coś nieziemskiego w brzmieniu – jest ohydne, dziwaczne, okropne – ma po prostu ten urok, którego nie da się powtórzyć. Każdy szuka własnego sposobu na tworzenie muzyki, na pewno nie mam zamiaru patrzeć z góry na kogokolwiek za jego wybory w produkcji czy czymś takim. Co tam według kogoś daje klimat, zwłaszcza że nie znoszę rozmów o sprzęcie, to nie jest dla mnie szczególnie ważne. Wracając więc do meritum – sam sprzęt nie jest ważny, najważniejsze są emocje.

Hexvessel i Whalesong, Anxious Magazine
Klub pod Minogą, Poznań 11.12.2023, Hexvessel, Fot. Lilit Ghazareh

A.L.: Każda twoja płyta cechuje się też zmianą stylistyczną. Planujesz następną rewolucję na kolejny album Hexvessel czy to będzie spontaniczne?

M. M.: Nigdy nie chciałem być artystą, który tworzy w różnych stylach, a tak w sumie skończyłem. Z tego również jestem dumny, zwłaszcza że lubię wielu takich artystów. Dla przykładu bardzo podoba mi się Kris Garm z Ulver i fakt że dotyka tak wielu różnych styli. Taki po prostu jestem, nie jestem typem gościa, który zostaje w jednym zespołem przez długi czas i produkuje mnóstwo takiej samej muzyki na skalę komercyjną. Jestem undergroundowym, awangardowym typem, który tworzy różnorodne rzeczy. W przypadku Hexvessel dochodzi ta kwestia, że to mój poważny i solowy projekt. Mam wrażenie, że naprawdę przed nami coś dużego – odczuwam to wręcz jak nowy początek. Zostaliśmy zaproszeni na przyszłoroczny Roadburn i myślę, że ten występ będzie już tak naprawdę nowym albumem Hexvessel, w takim stylu w jakim jeszcze tego nie robiliśmy. Pierwszy raz publika usłyszy ten materiał, wydaje mi się że będzie podobnie nowym początkiem jak wydanie poprzedniej płyty. Będzie jeszcze bardziej epicko i z większą ilością muzyków. Tak wygląda przyszłość na przyszły kwiecień.


hexvessel.com

Bandcamp

Facebook

Instagram