|fontAnna| / Anna Niestatek – Woda zainspirowała mnie m.in. ze względu na mnogość swoich stanów skupienia

fontAnna Niestatek Anna Anxious Magazine
fot. Filip Strzelczyk

|fontAnna| czyli Anna Niestatek – artystka multidyscyplinarna, autorka instalacji, performerka, wokalistka, producentka muzyczna. Pasjonatka sztuki zmysłowej. W swych pracach dotyka kwestii obecności, oniryczności, koncentrując swe działania na wytworzeniu atmosfery.

Zostawia odbiorcy margines własnej interpretacji zjawiska, w ramach jego indywidualnych historii oraz innych czynników, które mogły wpłynąć na postrzeganie. Jej ostatni spektakl performatywny „RYTMY SOMNAMBULIKÓW – włóczęga po studium dotyku” to owoc rozważań i współpracy z performerami, rzeźbiarzami w kontekście sztuki haptycznej oraz sztuki obecności.

Absolwentka Intermediów (UAP Poznań), Edukacji Artystycznej w zakresie sztuki muzycznej oraz Ochrony Dóbr Kultury. Trzykrotna stypendystka Prezydenta Miasta Bydgoszczy oraz Stowarzyszenia Autorów ZAIKS.


Artur Mieczkowski: Cześć Anna. Stosunkowo niedawno ukazała się Twoja płyta “Voicollages” w Opus Series, sublabelu Requiem Records. Cieszę się, że udało mi się trafić na tą płytę, jestem zachwycony jej zawartością. Nie korzystasz na tym albumie ze słów, a dominantą jest Twój głos. Skąd pomysł na taki koncept?

Anna Niestatek: Cześć Arturze. Tak, zgadza się, premiera albumu miała miejsce 24 listopada ubiegłego roku. Bardzo mi miło, że zechciałeś spędzić z tą muzyką czas.

Wybór instrumentu był dość prosty, ponieważ jestem głównie wokalistką, głos był jednym z głównych kierunków w jakich się kształciłam. W zasadzie nie stanowi dominanty na albumie, a jest jedynym instrumentem, który na nim zabrzmiał.

Jeśli chodzi o koncepcję – to po prostu do mnie przyszło. Zawsze była we mnie chęć tworzenia muzyki, nie tylko jej wykonywania, ale dopiero gdy uświadomiłam sobie, że mogę korzystać z głosu na takich samych prawach jak przy okazji posiadania innego instrumentu, zaczęłam tworzyć swoje pierwsze kompozycje.

AM: Nie używasz słów na tym materiale. Czy powodowało jakieś ograniczenia w wyrażaniu siebie? Jednak jesteśmy otoczeni werbalną komunikacją i trudno się od niej wyzwolić.

AN: Z mojej perspektywy – uważam, że raczej wpłynął na jego ułatwienie :).

Słowa to takie paczki czy koperty, w które próbujemy władować znaczenia z nadzieją, że ktoś zrozumie nasze plastyczne myśli po ich otwarciu. Z jednej strony mają ułatwić nam komunikację, z drugiej, tak często są niewystarczające… W zasadzie cała muzyka na głos, którą do chwili nagrania “Voicollages” stworzyłam, nie opierała się na żadnym znanym mi języku czy słowach (np. album duetu Salimara „PERON VI (2019), czy trio “Aumbrambama” (2022). Języki i głoski traktuję jako serie dźwięków.

Moim utopijnym marzeniem było, aby każdy słuchacz mógł znaleźć w tej muzyce coś swojego. Każdy z nas zasiadając do odsłuchu, idąc na koncert, do teatru, zabiera coś ze sobą, każdy coś innego. Kiedy kompozycja nie zawiera słów, każdy może skupić się wyłącznie na swoim subiektywnym odbiorze i kontemplować, przeżywać emocje, które aktualnie towarzyszą jego życiu.

Wyobrażam sobie jednak, że takie spotkanie z samym sobą, dla wielu współczesnych ludzi jest czymś odpychającym i niewykonalnym.

AM: Tematem przewodnim jest świat wodny, który wytwarza bardzo oniryczną, pełną tajemnic atmosferę na tej płycie.

AN: Zgadza się. Woda zainspirowała mnie m.in. ze względu na mnogość swoich stanów skupienia. Jej tafla, to co znajduje się pod nią, skrywa wiele tajemnic, jest czymś niepozornym. To dla mnie nieznany teren przez co łatwo mi snuć na jego temat rozmaite wyobrażenia. Wodne motywy w sztuce, literaturze, filozofii, mają w sobie wiele oniryzmu, baśniowości, ulotności co udało mi się osiągnąć (taką mam przynajmniej nadzieję, niech słuchacze zdecydują :)) poprzez zastosowanie głębokich pogłosów różnego rodzaju.

AM: Jestem ciekawy Twoich inspiracji muzycznych, które doprowadziły Cię do obrania takiej formy ekspresji. Nie ukrywam, że jedno ze skojarzeń to m.in. – Twoja imienniczka – Anna Homler.

AN: Jest we mnie uczucie, które mówi „teraz powinnaś wymienić jakieś nazwiska, nazwy zespołów, artystów”, a ja nigdy nie miałam pamięci do nazwisk. Postaram się podać na końcu kilka, które mogą być interesujące i powiązane dla słuchaczy mojego materiału, ale nie ukrywam, że nigdy nie byłam wyznawczynią, która posiadała ikonę, której poczynania artystyczne śledziła bym od deski do deski.

Był taki czas, że słuchałam bardzo dużo muzyki, siedziałam na koncertach, głównie w bydgoskim MÓZGu. To na pewno mocno zmieniło moje postrzeganie muzyki (i nie tylko) i otworzyło mnie na tworzenie. Zainteresowało mnie inne podejście do dźwięku. Bywałam na wydarzeniach podobnego typu w różnych polskich miastach, brałam udział w różnych projektach, z tego wszystkiego po drodze powstała m.in. Bydgoska Orkiestra Improwizowana, którą ciepło wspominam. Po przeprowadzce do Poznania, należałam również do tutejszej orkiestry improwizowanej, dzięki czemu poznałam wielu bardzo ciekawych muzyków z którymi miałam okazję grać, ale mam nadzieję, że współpraca z częścią z nich jeszcze przede mną!

Wracając jednak do Bydgoszczy, po rozpoczęciu studiów magisterskich zaczęłam już nieco bardziej poszukiwać, poszerzać swoje spojrzenie na głos, szukać różnych interesujących sposobów jego emisji. W murach uczelni było to dość trudne, w zasadzie niemożliwe, ale postanowiłam wtedy po prostu prosić moją nauczycielkę o pracę nad utworami wykonywanymi “scatem”, to było dobre rozwiązanie, które rozwijało biegłość mojego głosu. Chwilę wcześniej odkryłam także praktykę “Voice and Body” Zygmunta Molika z Teatru Laboratorium. Oczywiście to tylko skrawek rzeczy, które miały na mnie wpływ.

Jeśli chodzi o Annę Homler, jak dotąd nie miałam styczności z jej twórczością, ale z chęcią się z nią zapoznam, dziękuję Ci za inspirację. Zaś artystki i artyści, z którymi moje uszy miały do czynienia mniej lub bardziej, to na pierwszą myśl przychodzą mi m.in.: Sainkho Namtchylak, Julianna Barwick, Hatis Noit, Audrey Chen, Lisa Gerard, Phil Minton, Bobby McFerrin, Al Jarreau, Meredith Monk.

AM: Wspomniałaś o Bydgoskiej Orkiestrze Improwizowanej – możesz opowiedzieć o tym projekcie?

AN: Muszę udać się mocno wstecz ponieważ ostatni koncert zagraliśmy w lipcu 2020 roku…

Może zacznę od tego, że w orkiestrze porozumiewam się z muzykami za pomocą systemu znaków. Można powiedzieć, że zapoczątkował go Lawrence Butch Morris, nazywając go po prostu “Conduction”. Każdy dyrygent przerabia jednak ten system trochę pod swój zespół, bo najważniejsza jest dobra i czytelna komunikacja między nami. Ja poznałam kilka różnych systemów, które wywodzą się z tego wyżej wspomnianego. Sprawdzałam co u nas działa najlepiej, dodawaliśmy też nowe znaki jeśli była taka potrzeba.

fontAnna Niestatek Anna Anxious Magazine
fot. Michał Lutrzykowski

Cała ta przygoda zaczęła się od stworzenia instalacji słowno-muzycznej, która odbywała się po slamie „Tupot Poetycki” w bydgoskim MÓZGu. Potem spotkaliśmy się na tamtejszej scenie jeszcze kilka razy. Mieliśmy okazję zagrać także w bydgoskiej synagodze. W 2019 roku udało nam się zrealizować serię trzech koncertów, które mimo tej muzycznej nieprzewidywalności zgromadziły bardzo dużą publiczność, było extra. Zagraliśmy wówczas m.in. do filmu niemego „Misja na Marsa” (Himmelskibet), który powstał w 1918 roku. Orkiestrę tworzyli tacy muzycy jak: Jacek Buhl, Rafał Iwański, Łukasz Jędrzejczak, Jarek Majewski, Radek Drwęcki, Marcin Karnowski, Ostap Manko, Tim Sanford, Piotr Kikta, Maks Gwinciński, Wiktor Francikowski, Daniel Mackiewicz. Parokrotnie towarzyszyli nam także inni muzycy, niekiedy z innych miast, m.in. Natan Kryszk czy Teo Olter. Mieliśmy nawet bardzo konkretne plany związane z nagraniem i wydaniem albumu, wszystko było dogadane, data, miejsce, godzina nagrań, skład. Niestety pandemia pokrzyżowała nam wtedy plany, a konkretnie – kilka osób zachorowało i woleliśmy nie ryzykować, więc solidarnie podjęliśmy decyzję, że na razie musimy odpuścić.

fontAnna Niestatek Anna Anxious Magazine voicollage

AM: Okładka “Voicollages”, autorstwa Anny Szwankowskiej i Radka Drwęckiego, jest bardzo adekwatna do zawartości konceptu warstwy dźwiękowej i również urzeka. Wszystko tu pięknie ze sobą współgra jak w tajemniczym spektaklu.

AN: Tak, Ania i Radek stworzyli coś pięknego. Z mojej perspektywy – gdy tworzy się muzykę myśli się o zupełnie innych rzeczach. Przy wydawaniu płyty z tą stworzoną przed chwilą muzyką drastycznie wzrasta ilość rzeczy o których można nie mieć pojęcia, a mają wpływ na to, czy tej muzyki ktoś posłucha, czy nie. Jesteśmy wzrokowcami. Warstwa wizualna płyty jest bardzo istotna. To ona zachęca słuchacza do zatrzymania się nad tym materiałem. Do kliknięcia w symbol „play” w aplikacji, albo do otwarcia pudełka i umieszczenia płyty w odtwarzaczu. Myślę, że ta okładka bardzo do tego zachęca.

Z Radkiem znamy się już wiele lat i to nie był nasz pierwszy wspólny projekt. Jeśli chodzi o Anię, miałyśmy zdecydowanie mniej okazji do spotkań i współpracy, ale już po pierwszym spotkaniu z nią wiedziałam, że nasze wrażliwości się spotykają, więc gdy Radek zaproponował, że stworzą tę okładkę w duecie, nie miałam żadnych wątpliwości co do tego pomysłu. Wiem, że czują tę muzykę, spójrz, to widać.

fontAnna Niestatek Anna Anxious Magazine voicollage
fot. Filip Strzelczyk

AM: Zgadzam się w pełni, widać, wręcz słychać te dźwięki w tym obrazie. Bardzo chętnie dowiem się też więcej o projektach z Radkiem, znanym z takich projektów jak Ala Kryształ czy 3moonboys.

AN: Z Radkiem mieliśmy okazję pracować na dwóch polach – muzyki i grafiki. Przygotowywał okładkę płyty duetu Salimara, oprawę graficzną do wydarzeń, które organizowałam we współpracy z Fundacją Nowa Sztuka Wet Music, m.in. festiwalu „TOO MUCH – sztuka dla klimatu”, czy cyklu koncertów Bydgoskiej Orkiestry Improwizowanej, którą (płynnie przechodząc do drugiego pola) zasilał grając na syntezatorze analogowym. Radek we współpracy z Marcinem Karnowskim stworzył muzykę do słuchowiska „Mapy Czasu”, miałam przyjemność wspierać ten projekt wokalnie, potem ewoluowało to płynnie w trio chłopaków z Moniką Kuczyniecką – czyli Ala Kryształ. Na tej płycie również słychać mój głos w kilku odsłonach. Wystąpiłam także w wideo „Ala Kryształ na strychu”. W zasadzie trochę się tego nazbierało, choć i tak sądzę, że to nie wszystko przy czym mieliśmy okazję razem pracować.

AM: Wspomniałaś o albumie “Aumbrambama”, nagranym wespół z Piotrem Dąbrowskim i Michałem Giżyckim. Tu pojawiają się takie instrumenty jak pocket drummer, klarnet basowy, no i Twój głos. Jak wynika z notki wydawniczej: podstawowe atrybuty pięknie konsumują trzy słowa w języku Szekspira – ritual fire music! Przyznaję, bardzo adekwatne.

fot. Filip Strzelczyk – fontAnna, Dąbrowski, Giżycki

AN: Tak, to fragment recenzji Andrzeja Nowaka. Bardzo czujnej i pięknej. To trio, które powstało z dwóch duetów, których jestem częścią. Zaczęło się od tego, że gdy pierwszy raz usłyszałam Piotra w Mózgu, chciałam bardzo z nim zagrać. Gdy spotykaliśmy się gdzieś przy muzycznej okazji byliśmy na „cześć”. Pewnego razu mieliśmy okazję dłużej pogadać. Piotr uwielbia gadać, jest bardzo szczery, nie ukrywa niczego. Mamy bardzo podobną wrażliwość, bardzo silnie odczuwamy energię innych ludzi i chyba to nas ze sobą spotkało.

W międzyczasie zaczęłam grać w duecie z Michałem Giżyckim (Fluctus). Jesienią 2020 roku zagraliśmy koncert w bydgoskiej synagodze. Tego samego dnia w innym składzie występował tam Piotr. Gdy zaczęliśmy grać z Michałem, Piotr ciągle się wiercił, ewidentnie czułam, że coś się dzieje od strony widowni. Z reguły podczas takiego koncertu mam zamknięte oczy i siedzę twarzą w twarz z osobą, z którą rozmawiam dźwiękowo. Na ostatniej części Piotr już nie wytrzymał i wskoczył na scenę. Zaczął z nami grać. Można chyba powiedzieć, że to był nasz pierwszy wspólny występ. Potem zaproponował mi duet w którym miałby grać na swojej nowej lirze stworzonej przez Huberta Połoniewicza. Zgodziłam się. W ten sposób spełniło się moje małe marzenie. Zagraliśmy razem serię takich koncertów. W pewnym momencie doszło do naszego pierwszego oficjalnego koncertu w trio, ale teraz nie jestem w stanie podać jego konkretnej daty czy miejsca. To chyba dlatego, że ta muzyka jest zawsze czymś nowym, zmienia się w niej wszystko. Nie tylko miejsce, czas i widownia. Muzyka w improwizowanych duetach zawsze była dla mnie jak siadanie naprzeciw siebie przy stole i rozmowa, stąd też ten „styl” w jakim siadałam na scenie z moimi towarzyszami. Zabawa w trio była więc dodatkowym wyzwaniem, ale z drugiej strony można traktować ten skład także jako dwa duety :).

AM: Szekspir pojawia się też na Twojej drodze artystycznej przy okazji stworzenia muzyki do spektaklu „Monologi z Szekspira” w reżyserii Artur Romańskiego. Tworzenie muzyki do sztuki teatralnej to zapewne inne doświadczenie, inne podejście, inne emocje.

AN: Z tym Szekspirem to oczywiście zupełny przypadek :)

Jeśli chodzi o tworzenie muzyki do spektaklu, to robiłam to tak naprawdę pierwszy raz i niesamowicie mnie to wciągnęło. Czekam na kolejne takie wyzwania. Współpraca z reżyserem jest bardzo rozwijająca, pozwala na wyjście z ram, tego do czego miało się dotychczas tendencje. Trzeba udać się w miejsca w których nigdy wcześniej się nie było. Muzyka nie jest zbyt często na pierwszym planie, ale jest bardzo istotna, podkreśla esencje. To wielka sztuka, aby stworzyć coś dyskretnego, o idealnej proporcji, co wesprze aktora w autentyczności roli, a jednocześnie dotknie widza i pozostanie w nim na dłużej niż do przekroczenia progu teatru. Za to właśnie lubię sztuki performatywne i teatralne, koncerty i muzykę.

AM: Jesteś też producentką muzyczną, autorką instalacji.

AN: Jeśli chodzi o produkowanie, to mam niestety pewną nieznośną cechę z którą nieco walczę – potrzebę kontroli nad wieloma aspektami, co zapewne do produkcji i panowania nad wszystkim mnie pcha. Być może stoi za tym moja mała przeszłość dyrygencka. Wyprodukowałam m.in. festiwal, spektakl performatywny, w którym wzięło udział około 30 osób, wystawę, instalację w starym kinie, koncerty, 2 własne wideoklipy, itp. W zasadzie życie artystów i artystek w Polsce trochę tak wygląda, jeśli chcesz to robić naprawdę, najczęściej sam musisz sobie stwarzać do tego warunki, bo nikt innym Ci w tym nie pomoże, nie wesprze. Produkowanie muzyki było mi w dużej mierze potrzebne właśnie do moich projektów solowych, czy instalacji (choć jednak większość z nich nie opierała się na dźwięku, lub nie wyłącznie na nim). Instalacją zajmowałam się raczej z potrzeby stworzenia czegoś materialnego, mniej ulotnego. Wtedy korzystałam z medium jakim jest instalacja. Wydaje mi się, że jest to też nieco bliższe odbiorcom, bo mogą w czymś być, pośród czegoś, coś oglądać, wchodzić z czymś w bardziej namacalny kontakt, interakcję.

AM: To nie wszystko, bo działasz też jako performerka. Bardzo multidyscyplinarna artystka z Ciebie – na ile te wszystkie sfery sztuki, wzajemne przenikania ułatwiają Ci poszukiwania w wyrażaniu siebie?

AN: To jest chyba właśnie tak jak z językiem. Niektórzy ludzie mówią biegle w 7 językach, tymczasem ja poza językiem polskim, znam jedynie angielski na poziomie „ledwo ledwo”. Swój język komunikacji po prostu odnajduję w tych wspomnianych przez Ciebie mediach. Mój profesor mawiał: „jesteśmy pokornymi sługami drzemiących w nas mocy”. Uważam, że to jedyne zdanie, jakie do tej pory znalazłam, potrafiące prosto opisać stan bycia artystą. Nie pokazuje tego jako wspaniałego uatrakcyjniającego życie przymiotu. Podkreśla dlaczego większość artystów mimo m.in. tragicznych warunków finansowych, nie przebranżowi się, nie rzuci tego. Zabrzmi to bardzo górnolotnie, ale tego nie da się rzucić.

AM: Jakie masz plany na najbliższą przyszłość w tych różnych dziedzinach sztuki?

AN: Aktualnie jestem otwarta na to co się wydarzy. Działam teraz strategią małych kroków. Czuję, że czas na jakiś nowy rozdział. Chętnie weszłabym z kimś nowym we współpracę, w mniej improwizowanych klimatach. Chciałabym także nieco głębiej wejść w tworzenie muzyki do form ruchowych i teatralnych. Ale z konkretów, mam do wydania kolejny album, chcę go wypuścić jak najszybciej, tym razem wyłącznie w wersji cyfrowej, ponieważ bycie managerem i artystą jednocześnie (w projekcie solowym) – to naprawdę trudne… Zajmuje bardzo dużo czasu.

AM: W kwestii czysto muzycznej, planujesz kontynuację “Voicollages”?

AN: Jako pierwsza myśl przychodzi do mnie: w najbliższym czasie raczej nie, ale kto wie, nie lubię się tak zamykać.

AM: Dziękuję bardzo za interesującą rozmowę i życzę powodzenia w realizacji Twoich planów.

AN: Dziękuję za rozmowę i za bardzo interesujące pytania, które dały mi do myślenia i pozwoliły nieco powspominać… :)


Recenzja płyty
|fontAnna| – Voicollages w ANXIOUS

FACEBOOK

INSTAGRAM

SPOTIFY

YOUTUBE

VIMEO