Strom Noir – Jouska

Blue Marble 1972 / CD/DL / 2024

Anxious magazine Strom Noir Jouska

Nie tak dawno chwaliłem na łamach Anxious sublabel Kosmodrone’a, czyli Blue Marble 1972, za przepiękne wydanie najnowszej płyty Güntera Schlienza, nie był to jednak jedyny album tegoż wydawnictwa, jaki ukazał się początkiem tego roku. Blue Marble 1972 uraczyło nas bowiem całym pakietem wspaniale wydanego ambientu (no dobrze – dość szeroko pojmowanego ambientu, zbaczającego tu i ówdzie trochę, czasami nawet mocno, w drone, kraut a nawet fieldy). Jak się więc zapewne domyślacie – nie będzie to ani pierwsza, ani ostatnia recenzja, płyty ukazały się bowiem od razu trzy. Zanim jednak przejdziemy do ostatniej, czas zająć się tą, która wyszła pod numerem dwa.

Strom Noir, czyli jednoosobowy projekt pochodzącego ze słowackiej Bratysławy Emila Maťko, działa na scenie już od prawie dwudziestu lat i przez ten czas nagrał i wydał całkiem sporo. Projekt w pewnych kręgach wręcz kultowy, projekt który przewinął się przez wiele wytwórni, zahaczając przy tym również o nasz kraj, dość wspomnieć, że albumy takie jak Urban Blues, Glaciology czy Maľované Kvety & Xeroxové Motýle wychodziły w trójmiejskiej Zoharum. Tym razem Emil trafił pod skrzydła Blue Marble, które pod katalogowym numerem dwa wypuściło jego najnowszy, dwupłytowy album Jouska. Album, jeśli dobrze liczę, a Discogs nie kłamie, osiemnasty. Zarazem pierwsze dzieło dwupłytowe, bowiem niecałe dwie godziny muzyki (bez trzech minut) rozbić trzeba było na dwie płyty CD.

Jouska to album zdecydowanie bardziej drone niż ambient, z jednej strony trochę minimalistyczny, tonący w swoistych dźwiękowych plamach mantrujących gitarowych ścian dźwięku, z drugiej owe ściany dźwięku potrafią jednak budować dość szerokie przestrzenie, przez co odbiór nie jest monotonny, plamy nie dłużą się i nawet kilkunastominutowe utwory dobrze się na tym wydawnictwie odnajdują. Utwory takie jak Fauna of Mirrors po prostu płyną spokojnie swoim tempem, od eskalacji medytacyjnego drona narastającego w kierunku przybrudzonej gitarowej ściany, aż do rozładowania atmosfery zanikającej w spokojnym wyciszeniu. Względnie mamy do czynienia z tym samym patentem, tylko bez żadnych przesterów – jak w genialnym To Son a Leaving Home, prawie jedenastominutowym ambientalnym dronie, w którym zapętlona, pulsująca niczym z arpeggiatora gitara (czy raczej jej sampl) miesza się z dźwiękami przypominającymi przetworzone rogi z – nie przymierzając – najlepszych finałów Bathorego czy klasyków stylu martial industrial.

Generalnie cały album zapewnia nam taką właśnie podróż soniczną, wciągając w specyficzne, niespieszne dźwięki, przetaczające się w powolnym rytmie pulsujących i zmieniających natężenie plam. Nie jest to płyta do słuchania w biały dzień (przynajmniej dla mnie), nie jest to płyta do puszczenia w tle przy jakichś pracach domowych etc., znakomicie natomiast sprawdzi się za to jako celowy album kontemplacyjny (czytaj: słucham tylko dźwięków i na tym się skupiam), czy tło dźwiękowe nocnej pracy freelancera, względnie wieczornej lektury jakiejś dobrej książki. Dla mnie (ale ja dziwny jestem, w dodatku filologiem i słowakofilem jestem) wartością dodaną są jeszcze opisowe słowackie tytuły części utworów. Podejrzewam, że dla większości słuchaczy stanowić będą co najwyżej ciekawostkę. Wartą jednak odnotowania.

Przy okazji warto też zauważyć, że wspomniany album czekał na wydanie trzy aż lata z okładem (powstał w roku 2020), jednak fantastyczna forma digipaka (będę to z uporem maniaka powtarzał chyba przy każdej płycie Blue Marble) rekompensuje to oczekiwanie. Tu dodatkowo mamy digipak podwójny, dodatkowo wzbogacony tematycznymi fotografiami autora. Wzięcie tego wydawnictwa w rękę zmienia się więc w prawdziwą przyjemność. A że, podobnie jak reszta wydanych w styczniu płyt Blue Marble wyszedł raptem w dwustu egzemplarzach – dobrze wiecie, co macie robić…

Data wydania: 10 stycznia 2024

Piotr Wójcik