Günter Schlienz – Hundstage

Blue Marble 1972 / CD/DL / 2024

Günter Schlienz - Hundstage Anxious Magazine

No to proszę państwa mamy kolejny debiut – i to debiut nie byle jaki! Dobrze się ten 2024 rok zaczyna… A i poprzedni przecież zły nie był. Nie jest to oczywiście debiut samego Gage (Güntera, używającego również pseudonimu Mr. Winnetou), bo on przecież działa na scenie już dobrych kilkanaście lat i wydał przez ten okres tak dużo, że moglibyśmy pisać, pisać i pisać… Debiutantem (no, może takim nie do końca, o czym niżej) jest tutaj nasza rodzima, polska (co bardzo cieszy) Blue Marble 1972, do której na sam koniec tej recenzji jeszcze wrócimy.

Tymczasem skupmy się na najnowszej produkcji Güntera, bo jest na czym! Hundstage to materiał oscylujący gdzieś między ambientem, elektroniką a modular synthem z wpływami zahaczającymi gdzieś tam nawet o krautrocka czy szkołę berlińską. Materiał na pierwszy rzut oka mocno różny od debiutu i pokazujący jak bardzo stuttgartski muzyk poszedł do przodu, a jednak… poniekąd zbieżny i utrzymujący pewną charakterystyczną dla tego wykonawcy spoistość. Przykładowo pulsujący w tle Erdfarbene Ewigkeit, Samendes Weltall rytm ewidentnie przywołuje pewne skojarzenia z kilkoma utworami mającymi w tytule słowo Sardinia. Niewątpliwie najnowsza produkcja Güntera jest nie tylko w pewien sposób dojrzalsza ale i bogatsza brzmieniowo, ale choć odchodzi od wcześniejszego takiego trochę minimalistycznego ambientu zarówno za pomocą barw jak i zdecydowanie większego zróżnicowania materiału, to jednak niesie w sobie pewną pamięć poprzednich albumów i wydawnictw tego artysty. Można by rzec, coś jak owa „pamięć wody”.

Można by też powiedzieć, że ów, przywoływany nawet przez wydawcę, minimalizm wciąż jest w pewien sposób w muzyce Güntera obecny. Bardziej jednak w wydaniu przywołującym słynne, utarte powiedzenie „sometimes less is more” czyli w ostrożnym i mocno przemyślanym podejściu do czystej formy, do pewnej prostoty, gdzie na nieskomplikowanym ambientowym tle, jak choćby w Nächte, Die Sich Nie Erschließen, ładnie wyeksponować można delikatny motyw przewodni. Czasami to tło zmienia się z typowo ambientowego czy ambientalno-dronowego w taki konglomertat, podbudowany jeszcze delikatną inspiracją szkołą berlińską. W sumie… oba te miejsca dzieli ponad pięćset kilometrów, ale w dzisiejszych czasach taki dystans i tak pozostaje tylko odległością symboliczną.

Hundstage to zdecydowanie płyta spokojna, niespieszna, i nawet jeśli w tle pulsują lekkie bity, jak choćby w Gabriela Spricht Von Den Tiefen Des Weltalls, to całość i tak jest stonowana, subtelna, wyciszająca (a we wspomnianym utworze wszystko łagodzi jeszcze oniryczny szept tytułowej, zapewne, Gabrieli). Można by się pokusić o nazwanie tego wszystkiego „ambientem rozmytym”. Ambientem magicznym, czarodziejskim, w którym nawet typowe dla bardziej agresywnej czy rytmicznej muzyki środki wyrazu, Günter potrafi podać w niesamowicie łagodny i aksamitny sposób. Hundstage jest dziełem wyciszającym, uspokajającym, tran… chciałem właśnie napisać „transowym” ale – żebyśmy się źle nie zrozumieli – nie ma to nic wspólnego z typową muzyką trance, wciągającą w swój rytm i często mantrujące wibracje, trzymające niczym dwieście trzydzieści (każdy elektryk zrozumie) i puszczające dopiero po odcięciu zasilania. Hundstage to trans we mgle, ambient rozmyty… Naprawdę piękna płyta…

I – właśnie – przepięknie wydana. Limitowane do dwustu sztuk CD podane nam zostało w sposób zachwycający. Czysta grafika na okładce (bez napisów) „odwróconego digipaka”, dużo bieli, czysta forma, minimalizm, trójłamowy digi, Blue Marble 1972 naprawdę się postarało. Blue Marble czyli debiutant – niedebiutant (w zasadzie to jakby dalszy ciąg działalności Kosmodrone, na Discogs figuruje nawet jako jej sublabel, w każdym razie Kosmodrone chyba aż tak przepięknie nie wydawało.) Za Blue Marble zdecydowanie trzymać będę kciuki. Potrzeba, oj potrzeba nam takich projektów ogromnie… Tymczasem odpływam w oniryczny trans wraz z kolejnym przesłuchaniem Hundstage, które dotarło sobie właśnie do szumiącego zagubionymi w pustych zaśnieżonych górach falami radiowymi Winterreise…

Piotr Wójcik