Zoharum / CD / 2020
Płocka formacja Schröttersburg w przeciągu kilku lat stała się w Polsce swoistym zjawiskiem. Ich muzyka wyrastająca z nowofalowego rdzenia, okazała się być czymś w o wiele więcej. Wszak nową falę muzycy obrali sobie za punkt wyjścia z którego wyruszali w dosyć różne rejony. Adaptowali tak odmienne gatunki jak: psychodelia, krautrock, shoegaze czy nawet noise. Jednakże mimo tych śmiałych wycieczek, ów nowofalowy sznyt pozostawał nienaruszony.
Album Melancholia. Dekonstrukcje jest znakomitym przykładem jak muzykę Schröttersburg widzą inni. Grupa bowiem poprosiła innych artystów o ich własną interpretacje albumu Melancholia, mamy zatem okazję zapoznać się jak inni widzą muzykę Schröttersburg.
Zaczyna Piotr Dąbrowski od niemal ambientowej, sennej wersji utworu Joshua Ben Jospeh. Tytułowa Mekancholia w wersji Vilkduja przybiera postać trip hopowej mantry, skąpanej w jazgotliwych acz melancholijnych dźwiękach bliskich estetyce shoegaze. Tzii remiksując utwór ††† zbliża się do nieco ponurej estetyki dark ambient, z oryginału zostawiając jedynie zdeformowany wokal. Jesteśmy Ciszą który na warsztat wziął Ame De Boue zbliża się za to do klubowych brzmień electro, przybierając niemal taneczną, syntetyczną formę. Gaap Kvlt i wersja Dłonie ma w sobie coś z atmosfery rytualnego ambientu. Dronowe pomruki które rozdzierają tajemnicze szmery i miarowe uderzenia w gong. I jeszcze oryginalne, histeryczne wokale wysamplowane z oryginalnej wersji, które podnoszą mroczną temperaturę całości. Mirt i jego wersja Pociągi to psychodeliczny, halucynogenny trans w oparach brzmień lo-fi.
Jeszcze ciekawiej muzykę Schröttersburg ukazał projekt Flevue, utwór Siedem w ich wydaniu brzmi niczym ekstremalny black metal skrzyżowany z hałaśliwymi, dysonansowymi fakturami ala shoegaze.
Na finał dostajemy Popielec, za który odpowiedzialny jest 1997EV, słychać wczesny Deutsch Amerikanische Freundschaft i echa Neue Deutsche Welle, które udanie krzyżuje się z tym co prezentowali industrialni herosi z Cabaret Voltaire na takich wydawnictwach jak chociażby The Voice Of America czy Three Mantras. Zgiełk industrialu doprawiony surową post punkową chłostą.
Dzięki temu album Melancholia. Dekonstrukcje układa się w niezwykłą mozaikę, która przy każdym odsłuchu ujawnia swoje tajemnicze i absolutnie unikalne oblicze. Można do niego bez znużenia wracać wielokrotnie.
Robert Moczydłowski