Recenzja – film dokumentalny “Love Peace Noise”

Ewa Braun Titanic Sea Moon Anxious magazine

Ewa Braun była jednym z najważniejszych zespołów polskiej alternatywy. Koniec kropka. I nie chodzi tu wcale o fanatyczne budowanie pomnika czy fanowskiej laurki. To zespół przytaczany, inspirujący, coverowany i wpływający na masę ówczesnych i późniejszych fanów oraz muzyków, zarówno tych punkowych, jak i noise rockowych, post-rockowych i psychodelicznych. I o ile kapela faktycznie ma kultowy status, tak niestety ktoś nie grzebiący intensywnie w treści zinów czy wyłapujący co najwyżej gdzieniegdzie pojedyncze artykuły, może mieć problem z dotarciem do jakichkolwiek informacji na temat przebiegu jej losów. Tym bardziej cieszy film dokumentujący to ważne zjawisko.

Niestety na chwilę obecną film jeszcze nie jest ogólnodostępny, ostatnio był wyświetlany na koncertach trasy Titanic Sea Moon (zespołu składającego się w trzech czwartych z muzyków Ewy Braun). Warto jednak się nad nim pochylić, chociażby po to by rozbudzić jakikolwiek ogień oczekiwania na tę ważną cegiełkę w dokumentalizacji polskiej sceny. Po pierwsze – forma. Nie mamy tutaj do czynienia z banalną formułą, znaną z mainstreamowych dokumentów o muzyce, laurki przeplatanej gadającymi głowami ekspertów. Udokumentowane są tutaj rozmowy z byłymi członkami Ewy Braun, przeplatając to wszystko masą archiwalnych zdjęć, nagraniem z wywiadu z lat 90. oraz urywkami z trasy Titanic Sea Moon – zespołu będącego (z tego co wiem, nieumyślnym) spadkobiercą Ewy Braun w zakresie muzycznej wrażliwości. Najważniejszym elementem, który odróżnia ten zespół od poprzednika, jest brak Marcina Dymitra, swoistego lidera Ewy w latach 90., charakterem wiodącym TSM jest z kolei Piotr Sulik.

Kiedy tylko poznajemy grunt i formułę opowieści, snujemy się przez wspomnienia i szczegółową genezę zespołu – od powstania, przez inspiracje czy chociażby opowiastki o trudnościach związanych z graniem tras w czasach minionych. Przytaczane wspomnienia członków ansamblu (oprócz Piotra, który dołączył do zespołu później) sięgają do początków lat 90., ilustrowanych wyszarzonymi ujęciami ich rodzimego Słupska. Wyłania się z tego obraz grupy stworzonej z pasji, miłości do muzyki, zarówno inspiracji ulubionymi zespołami, jak i gigantyczną ekscytacją własną, oryginalną muzyką. Bo takiego drugiego zespołu jak Ewa Braun po prostu nie było.

Całość sprawia wrażenie bardziej impresji, zaakcentowania najsilniejszych i najważniejszych wspomnień oraz emocji związanych z uczestnictwem w tym fenomenie niż skrupulatne spisywanie historii czy suche wymienianie dat. To nie kronika, a dziennik. Widać to wyjątkowo mocno, przy opisywaniu doświadczeń towarzyszących każdej płycie. Pewna obojętność, z jaką jest mowa o Stereo, ostatniej płycie z roku 2002, zdaje się korespondować z ledwie wspomnianym etapem rozpadu zespołu. Piękny urywek rzeczywistości niesamowicie ważnej grupy w historii polskiej muzyki.

Adam Lonkwic