Forbidden Color to bardzo specyficzny włoski kwartet, powstały – przynajmniej tak można to z okoliczności zrozumieć – w celu wykonania szeregu koncertów zorganizowanych w Locarno we współpracy ze stowarzyszeniem Carovana. Za sam projekt odpowiadają w szczególności Violeta Motta i Rodolphe Loubatière – uzupełniani przez Sandrę Weisz i Annę-Kaisę Meklin. Projekt celujący z jednej strony w, jak to sami określają, eksplorację różnych możliwości identyfikacji zjawisk związanych z barokowym wykonawstwem, takich jak barwa, niuanse, kolory itp. lub jakichkolwiek elementów, które mogą sprawić, że przejście między tym, co zwykłe, a tym, co niezauważalne, stanie się zmysłowe, a z drugiej po prostu w wykonywanie awangardowej muzyki instrumentalnej na instrumentach historycznych. Mamy tu więc, siłą rzeczy, dość swobodne i interesujące połączenie muzyki dawnej (raczej powinienem napisać: instrumentarium znanego z muzyki dawnej) z nowoczesną, wręcz eksperymentalną i bardzo ekspresyjną manierą wykonawczą.
A efekt? Mocno zaskakujący! Klastropodobne, dronolubne, ciągnące się plamy ambientowych dźwięków, z nieodłącznymi „zadziorami”, takimi jakby wtrętami, co rusz przypominającymi o bardzo klasycznym instrumentarium, z którego członkowie kwartetu korzystają. Można poniekąd pomyśleć, czy nawet odważyć się powiedzieć, że gdyby ktoś w dawnych czasach wpadł na pomysł tworzenia ambientu i chciał wyprzedzić swoją epokę to, o ile nie zostałby za takie próby natychmiast spalony lub postawiony poza nawias społeczności, chyba brzmiałoby to mnie-więcej właśnie tak, jak brzmi Lingua del Si. Werbel, fagot, viola da gamba i przeróżne flety (w tym często-gęsto flet poprzeczny) to zestaw, za pomocą którego czwórka odpowiedzialnych za Forbidden Color artystów osiąga dźwięki naprawdę bardzo, bardzo dalekie od pierwotnych skojarzeń, jakie te instrumenty na co dzień wywołują. Zarówno długie, niesamowicie „dronujące” “Ritournelle”, czy krótszy, oscylujący gdzieś między modern classical, ambientem a eksperymentalną improwizacją, zahaczającą gdzieś wręcz o muzykę konkretną “Freestyle” (z niesamowicie brzmiącą wspominaną wyżej violą da gambą) zostawiają po sobie niesamowite wrażenie. Całe “Lingua del Si” to wydawnictwo niewątpliwie trudne w odbiorze, choć bezwzględnie zasługujące na uwagę, nie tylko słuchaczy muzyki klasycznej i neoklasycznej (dla części których na pewno pewną trudnością może okazać się swoista atonalność tego wydawnictwa i jego dronowo-ambientowe inklinacje) ale i słuchaczy gustujących w muzyce konkretnej, eksperymentalnej i uciekającej od jednoznacznych etykietek.
Nie wiem jakim cudem ten materiał trafił akurat do polskiej Antenna Non Grata, ale tym bardziej pozostaje się autentycznie cieszyć, że akurat na naszym łez padole, w naszym muzycznym grajdołku, który często omija wiele ważnych premier, gdzie są problemy z dostępnością niektórych co mniej znanych a bardziej ambitnych wydawnictw, znalazło się wydawnictwo chętne by wydać ten materiał – i to również w formie fizycznej, czyli w postaci ascetycznie ale i jednocześnie estetycznie popełnionego digipaka. Mam nadzieję, że to jedna z tych jaskółek, które finalnie doprowadzą do prawdziwej wiosny na tym poletku…
Piotr Wójcik