Wydanie własne / DL / 2023
Pół roku po wydaniu debiutanckiej epki “Circadian” AAVA powraca do nas wydając pełną płytę “Eden” (w maju) oraz tuż po niej singiel “Black Ice” (w lipcu), korzystając więc z okazji rozprawimy się za jednym zamachem z obiema. AAVA to w ogóle projekt, który nie lubi próżnować, lubi za to regularnie o sobie przypominać (w styczniu, lutym i marcu tego roku ukazywały się ich jednoutworowe single). Balinta i Stubzza ewidentnie, można tak to ująć, nosi – nie mogą chłopaki wysiedzieć w miejscu…
Skupmy się jednak na dwóch wspomnianych wyżej materiałach, przede wszystkim na ich debiutanckim longu, który wyszedł (póki co) tylko w formacie cyfrowym. “Eden” to ponad czterdzieści minut muzyki, jaką znamy już trochę z “Circadian”, tym razem jest jednak bardziej elektronicznie, bardziej ambientowo, czasami nawet bardziej dronowo. Również nastrój jest jeszcze bardziej intensywny niż poprzednio. Z jednej strony robi się nieco mrocznie, z drugiej – bardzo kosmicznie. Taki “High Orbit” to czysta podróż w kosmos, byś może w miejsce, w którym gdzieś w bardzo odległej galaktyce, wzorem powieści Williama H. Hallahana, znajduje się rzeczony Eden. Sporo jest na tej płycie dźwięków sugerujących użycie arpeggiatora (lub z arpeggiatorem się kojarzących), sporo tu rytmu, takiego transowego pulsu, kojarzącego się z chillującym ambientem. Zarówno tym z gatunku muzyki uspokajającej, jak i tej bardziej energetyzującej, bo tak z kolei rozwija się następujący po wcześniejszym utworze “Low Orbit”. Pojawia się też oczywiście na tej płycie anonsujący ją wcześniej w postaci singla utwór “Sleepers”, który nie tylko na mnie zrobił piorunujące wrażenie w marcu tego roku.
AAVA idzie bez wątpienia swoją własną drogą i, co stwierdzić muszę z pewnym zadowoleniem i niekłamaną satysfakcją, bo kibicuję im od samiuteńkiego początku, jest to droga precyzyjnie wytyczona i nieprzypadkowa. I choć muzyka tego projektu do łatwych nie należy, choć momentami przypomina skrajnie rozmarzoną wersję Łowcy Androidów (choćby w takim “Clouds of Eden”) to Balint i Stubzz w dość krótkim czasie dorobili się własnego, charakterystycznego stylu – i miejmy nadzieję, że będą się go trzymać, bo mnie osobiście ich charakterystyczna oniryczna, niezwykle uspokajająca muzyka (dobrze robiąca w razie potrzeby na skupienie) bardzo przypadła do gustu. Nie jest to oczywiście granie non stop na jedno przysłowiowe kopyto, sama płyta “Eden” pokazuje zresztą, że ta muzyka z wolna ewoluuje – “Monolith” sugeruje pewne inspiracje szkołą berlińską i chyba nawet wiem czego jeden z kolegów niedawno w tym zakresie słuchał. Wiem chyba nawet kto podrzucił mu pewną płytę… spuśćmy jednak na to kurtynę milczenia ;).
Eden to dla mnie jeden z kandydatów na płytę roku – i to bez dwóch zdań. To materiał, do którego musowo wracać będę podsumowując rok 2023. To materiał ze wszech miar godny polecenia. Nie tylko za ten charakterystyczny już dla AAVA klimat, za dobrze robiącą na skupienie charakterystyczną mieszankę ambientu, chilloutu, dronów z lekkim, obiecującym na przyszłość liźnięciem berlińską elektroniką… I nie tylko za to cudowne pianino w zamykającym całość “The Last Heartbeat”. Za całokształt po prostu…
“Black Ice” to z kolei jednoutworowy singiel, jak wszystkie rzeczy tego projektu, wydany wyłącznie w formacie cyfrowym, na bandcampie, raptem osiem i pół minuty muzyki, wartej jednak wspomnienia, stanowi ona bowiem kolejny dowód na to, że AAVA nie skacze z kwiatka na kwiatek tylko konsekwentnie trzyma się obranej drogi artystycznej. Pojedynczy utwór niekoniecznie musi w jakikolwiek sposób sugerować kierunek czy charakter kolejnej płyty (ba! nie musi się na niej przecież nawet znaleźć) ograniczmy się więc tylko do stwierdzenia, że jak zwykle jest niesamowicie klimatyczne, AAVA potrafi w transowe momenty, potrafi również w urzekające plamy dźwięków i w utrzymanie uspokajającego, medytacyjnego klimatu. Być może to zapowiedź kolejnego materiału (nie pytałem, a w sumie można by spytać…) – a być może tylko kolejny krótki przystanek na twórczej drodze, na której Balint i Stubzz ewidentnie nie lubią zatrzymywać się na zbyt długo… Czas pokaże – rokowania są wszak znakomite…
Data wydania: 12 maja/18 lipca
Piotr Wójcik