Zuzanna Romańska / nefblam – Moja mitologia rozrasta się jako historia innego świata

6 Zuzanna Romańska, Za godzinę, 33 x 22 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Za godzinę, 33 x 22 cm, 2023

Zuzanna Romańska – urodzona w 2001 roku w Krakowie. Ukończyła Zespół Państwowych Szkół Plastycznych w Krakowie w 2020 roku ze specjalizacją projektowania graficznego. Obecnie studentka III roku na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Od 2021 należy do Stowarzyszenia Grupy Mosaic. Jej prace były publikowane w internetowym magazynie literackim „Stoner Polski”. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem, tworzeniem obiektów, muzyką i wideo.

W malarstwie używa głównie tempery jajowej, często zestawiając ją z akwarelą lub techniką olejną. Jej narracyjne malarstwo opowiada o styku kosmogonii prywatnej i zewnętrznego świata. Baśniowe, mitologiczne przedstawienia są dla niej sposobem na wyrażenie złożonych i trudnych emocji oraz doświadczeń, które w świecie ukrytym, „podziemnym”, urastają do rangi czegoś mitycznego i epickiego. W jej twórczości stałe miejsce mają obrazy wywodzące się z jej własnej mitologii, nad którą pracuje nieprzerwanie od 2016 roku, pisząc obecnie przekraczający 2000 stron poemat „Z pyętra pyątego”. Ważnymi dla niej inspiracjami są również malarze florenckiego renesansu, miniatury średniowieczne, sztuka Indonezji i mitologie z różnych części świata, Maria Anto oraz Matthias Grünewald.

Od 2016 tworzy muzykę jako nefblam. Jej twórczość muzyczna naturalnie przeplata się z kolejnymi etapami działalności malarskiej. Obecnie utwory nefblam oscylują między lo-fi, etherealwave, brzmieniami rytualnymi i etnicznymi oraz muzyką eksperymentalną.

(z bio Artystki)


Niedawno w Galerii Anxious publikowaliśmy prace Zuzanny Romańskiej. Jednakże jej szeroka działalność na wielu płaszczyznach sztuki jest na tyle interesująca, że nie mogłem sobie odmówić przyjemności porozmawiania z tą niesamowitą, młodą Artystką. Jej świat w miarę wgłębiania staje się coraz bardziej realny a może wręcz przeciwnie, coraz mniej realny, ale coraz bardziej odczuwalny przez zmysły, które na co dzień mamy uśpione. Obraz, słowo, dźwięk – to wszystko jest spójne, splata się w historie, które rosną i wlewają się w nasze umysły. Wystarczy postawić pierwsze kroki w tych przestrzeniach, a podróż stanie się nieskończoną, tajemniczą i pełną zaskakujących opowieści.

Artur Mieczkowski


Artur Mieczkowski: Zajmujesz się sztuką na różnych polach od wczesnych lat. Malarstwo, rysunek, tworzysz muzykę, piszesz. Kiedy to wszystko się zaczęło, że zaczęłaś eksplorować te światy?

Zuzanna Romańska: Zaczęłam rysować, kiedy miałam parę lat i coś mnie przy tym zatrzymało. Pamiętam, że rysowałam i malowałam przez cały okres szkoły podstawowej. Później poszłam do szkoły plastycznej, więc naturalnie rysunek i malarstwo ciągnęły się dalej aż do studiów na ASP. To, że zaczęłam zajmować się dziedzinami spoza sztuk wizualnych, wyniknęło z typowego dla mnie poszukiwania, jak poruszać podobne tematy za pomocą różnych środków. Lubię mieć pewien rodzaj „specjalizacji”, czyli jakąś jedną dziedzinę, na której mi najbardziej zależy (tak wyszło, że to malarstwo), ale lubię też odkrywać nowe przestrzenie i wprowadzać nabyte doświadczenia do swojej twórczości. Nie wydaje mi się też, żeby moje malarstwo było wyłącznie malarskie. Jest w nim sporo rysunku, często pojawiają się nawiązania do ilustracji. Kiedy piszę, to trochę maluję słowami, lub zapisuję to, czego jeszcze nie namalowałam. Kiedy robię muzykę, to maluję dźwiękami. Koniec końców wszystko się przeplata ze sobą.

 Zuzanna Romańska, Make me glow, glow, glow, tempera jajowa i olej na płótnie, 110 x 100 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Make me glow, glow, glow, tempera jajowa i olej na płótnie, 110 x 100 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Ja jestem mgławica i ja jestem jaskinia, tempera jajowa i akwarela na płótnie, 120 x 120 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Ja jestem mgławica i ja jestem jaskinia, tempera jajowa i akwarela na płótnie, 120 x 120 cm, 2023

A.M.: W malarstwie tworzysz swój własny, baśniowy, mitologiczny świat. Jaki to jest świat? Skąd czerpiesz inspiracje, skąd przychodzą pomysły?

Z.R.: Kiedy byłam w liceum, zainteresowała mnie widmontologia przez rozumienie tego, co nawiedza, jako coś zawieszonego między przeszłością i teraźniejszością. Może teraz tak na tej idei się nie skupiam, ale zdaje się, że hybrydyczność mojego świata zdradza te sieci powiązań. Ogólnie ciekawi mnie styk kosmogonii prywatnej i zewnętrznej, prywatnych wyobrażeń i życia w społeczeństwie i kulturze. Pewnie dlatego ważna jest dla mnie istota hybrydy, mutanta łączącego wiele światów, zjawisk, sfer w jedno ciało. W kontekście „Atlasu Mnemosyne” Aby’ego Warburga często mówi się o wizji człowieka zawieszonego między cechami wzniosłymi, „niebiańskimi”, więc astra, i cechami biologicznymi, chtonicznymi, więc monstra. Jest to rozumienie pokrewne moim działaniom z tym, że mało naturalne dla mnie jest podejście stricte badawcze. Przetwarzanie nieprzyjemnych doświadczeń lub emocji nie potrafi się zakończyć w mojej głowie, dopóki nie zmaterializuje się w obrazach i innych realizacjach. 

Mój świat jest w dużej mierze związany z mitologią, nad którą pracuję od siedmiu lat w tekście „Z pyętra pyątego”. Trochę trudno nazwać ten poemat tekstem, bo jest to właściwie notatka do obrazu, na który przypuszczalnie nie starczy mi życia. Również obrazy mogą być odbierane w oderwaniu od szczegółów tej mitologii, bo nie chciałabym narzucać sposobu odbioru. Zwykle motywy, których używam, pojawiają się w mojej głowie jako obrazy mniej lub bardziej archetypiczne i typowe dla mojej kosmogonii. Potem odbywają długą podróż, bo wychodzą w tekście, rysunkach, muzyce albo innych formach. Pomysły z reguły po prostu przychodzą. Nie mam na to zbyt sprecyzowanych sposobów – czasem to wynik nałożenia wielu inspiracji, czasem sen, czasem coś innego.

Jeśli chodzi o inspiracje, niekiedy są to bardzo zwyczajne, codzienne rzeczy, w których dostrzegam pewną aurę niesamowitości, np. mokradło lub „czarne słońce” z mroczków przed oczami. We Wschodniej Jawie znana jest forma tańca transowego jathilan (także jaw. jaranan, kuda lumping, jaran kepang), w której tancerze mają chwilowy dostęp do świata paranormalnego i pozwala im to na zachowania, których nie dopuszcza się człowiek w zwyczajnych okolicznościach. Znaczące jest to, że jathilan może być wykorzystywany jako narzędzie buntu – czy to wobec władzy (wcześniej także kolonialnej), czy jako wyraz konfliktu między ukrytymi dążeniami, zwykle opozycyjnymi do kultury czy cywilizacji. Kiedy zaczęłam interesować się kulturami Indonezji, wszystko bardzo szybko przeszło od Indonezji, Indii, Iranu, Japonii, Turcji i Syberii do tematyki postkolonializmu i krytyki orientalizmu. Poza tym mam silne przywiązanie do średniowiecznych iluminacji i renesansowego malarstwa. Lubię mitologie niezależnie od regionu świata. Czasem bardziej niż malarstwo zainspiruje mnie muzyka, niezależnie od gatunku. Mam dużą sympatię dla Tanyi Taqaq, Arci czy Susumu Hirasawy, ale chyba nie potrafię wymienić topowych dla mnie wykonawców. Czasami słyszę, że moje obrazy są trochę jak z komputerowych gier i faktycznie coś z tego medium się przewija. Jeśli nie będą to gry, to częściowo widoczny będzie wpływ anime. Do dziś mam ogromny sentyment do „Rewolucjonistki Uteny” w reżyserii Kunihiko Ikuhary. Poza tym moimi inspiracjami są codzienne sytuacje, nierzadko też symboliczny odbiór żywiołów ognia, wody itd.

Zuzanna Romańska, Gdy stygniemy na magmy jeziorach, tempera jajowa i akwarela na płótnie, 120 x 80 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Gdy stygniemy na magmy jeziorach, tempera jajowa i akwarela na płótnie, 120 x 80 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Raz strzał, tempera jajowa na papierze, 16 x 20 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Raz strzał, tempera jajowa na papierze, 16 x 20 cm, 2023
Zuzanna Romańska z wybudzonego źródła przychodzisz ty tempera jajowa i akwarela na płótnie 100x120 cm 2022
Zuzanna Romańska, Z Wybudzonego Źródła Przychodzisz Ty, tempera jajowa i akwarela na płótnie, 100×120 cm, 2022
Zuzanna Romańska, O Badawa Kawekas, Z Pyętra Pyątego, tempera jajowa na papierze, 30 x 20 cm, 2021
Zuzanna Romańska, O Badawa Kawekas, Z Pyętra Pyątego, tempera jajowa na papierze, 30 x 20 cm, 2021

A.M.: „Z pyętra pyątego” ma już ponad 2000 stron, nie ukrywam, to potężny zapis. Co się dzieje w Twojej prywatnej mitologii? Czy jest spójna nić, która Cię prowadzi? Czy są to oderwane historie, które się przeplatają?

Z.R.: Moja mitologia rozrasta się jako historia innego świata. Cała ta narracja i wizja oparta jest na obrazach wędrownych i archetypach poznanych zarówno osobiście, jak i poprzez kontakt z różnymi treściami mitologicznymi, często z zupełnie różnych kręgów kulturowych. Trudno w krótkiej wypowiedzi zawrzeć cały sens tekstu, ale w zarysie „Z pyętra pyątego” opowiada historię potomków króla-tyrana, który jest stworzycielem świata w konwencji tego dzieła. „Z pyętra pyątego” nie ma ani sprecyzowanego czasu, ani miejsca – przestrzenie, jeśli już jakieś są, nie odnoszą się do rzeczywistości i działają poza prawami czasu i logiki. W „Pyętrze” również nie ma wyraźnego rozgraniczenia między tym, co umarłe i tym, co żywe, więc postacie martwe ciągle wchodzą w interakcje z żywymi, bądź je nawiedzają, bądź przeistaczają się w inne. Chyba widać to także w języku, bo nie jest ani stary, ani nowy, ani żywy, ani martwy. Charakterystyczna dla „Pyętra” jest staropolszczyzna łącząca skrajnie różne okresy w jeden specyficzny dla tekstu dialekt. Ale jest to też „wielojęzyk”, bo do tej staropolszczyzny wpadają języki romańskie, język rosyjski, w końcu perski i języki Indonezji. Ważnym elementem jest gwara lwowska, którą posługuje się całkiem spora grupa postaci.

KÓR KĄKOLI

Kwiatu wstyd, wstyd purpurowy
Birzy nas, plony, w ukowy…
Kwiatu wstyd, wstyd purpurowy
Birzy nas, plony, w ukowy…

EULALYA

Azali przykljinta z nami?

ESTERA

Stani dziś przyd wami –
Jam tyko tkała zy rana co w knigach,
Iż Heraklit przypłynuł
Na łodzi z Sokratem,
A Platon uświecon zy bicia w tarcz wody,
Gdy my podobni
Do Arystotelejskiej sieni –
Ali co po tym, jeźli chcecie w tī duć?

KÓR KĄKOLI

Kwiatu wstyd, wstyd purpurowy
Birzy nas, plony, w ukowy…

„Z pyętra pyątego” w dużej mierze traktuje o niejednorodnym, zwichrowanym czasie – stąd wszelkiego typu nawiedzania i ogólne wyrwanie uniwersum z prawideł czasoprzestrzeni. Tytułowe „pyąte pyętro” to inne określenie utraconego raju, który, zniszczony i opustoszały, stał się przestrzenią liminalną. Jednocześnie to chyba nie do końca jest tylko opowieść o oddzielnych postaciach, a obraz jednej osobowości, złożonej z wielu odmiennych archetypów, polifonicznej i rozrastającej się do wielości.

KÓR MAROWY

(wnidą, wnosząc Jaźń z jajem na rękach)
Avgó!
Avgó!
My perła w koronie, magnez
I żelazowanie.
Nim ty, coś jest z klepsydr trzaskiem
Porodzony, myśmy pochodnia
I miecz gasnący al di sotto. Raz zjawą
Jest twarz zzaogienna – nie spomnisz,
A w przypomnieniu skazanyś
Na powracającą śmierć.
Kto, ktoże cię pomni,
Uwiędły w mastabie
Z wapna, obdarty z ostatnich
Avgó owali? Kto, kto głogu ziarna
Rozsieje nad twojem czołemPrzeklętem w niebie i przepaści?
Jeźliś po śmierci żywem Ikarem,
Będziesz śpiewać wczorajsze imię?
My laur, a włócznia klęski
I w nas objawiono
Avgó…

ZJAWA DRUGA

A „tak” i „nie” z nas, nad spinet i cierń
Wypełnił tabula rasa znak procesu,
Słowo brzaskania, wmierania w węgiel,
Akt pierwy – wczora i jutra wytwór,
A za nim widmokolos ze świecą czarną.
Kto, ktoże w tem jaźniowem sarkofagu
Uniesie Perseusa gorgonne trofeum,
A kto w tobie z tułających się dusz?
My wydarte z lustrzeni, okien, ram,
Ceramicznych form, okrzczone
Ostem zdradnej alizaryny,
Skazańcy z cesarskiego gniewu,
A nas najdziesz w godzinie?
Za trzy sądy usłyszysz płakanie?

Myślę, że istnieje wspólna nić, która prowadzi do zakończenia „Pyętra” i trzyma tę rzeczywistość w jakichś pozorach porządku. Ale nie bardzo staram się tę nić ściśle egzekwować. Historią spójną jest przekraczanie traumy i tworzenie własnego świata na nowo, ale w „Pyętrze” nieraz pojawiają się zdarzenia wykadrowane, odseparowane lub wklejone do układanki. Mam wrażenie, że jest tego o wiele więcej w kontynuacji trzech pierwszych „Xiąg” „Pyętra”, ale nowe „Pyętro” to dopiero zalążek i zupełnie inny obraz tej historii. Mogę za to zdradzić, że w „koniu u morzawienia” czytam jeden z ważniejszych fragmentów kolejnej części tekstu.

Zuzanna Romańska, Narodzenie Empireum, Z Pyętra Pyątego, tempera jajowa i akwarela na papierze, 20 x 25 cm, 2021
Zuzanna Romańska, Narodzenie Empireum, Z Pyętra Pyątego, tempera jajowa i akwarela na papierze, 20 x 25 cm, 2021
Zuzanna Romańska, Akt Dwunasty, Z Pyętra Pyątego, tempera jajowa na papierze, 14 x 17 cm, 2021
Zuzanna Romańska, Akt Dwunasty, Z Pyętra Pyątego, tempera jajowa na papierze, 14 x 17 cm, 2021

A.M.: Przyznaję, zjada mnie ciekawość. Czy masz w planie publikację tych tekstów? Wydanie całości wchodzi w rachubę?

Z.R.: Tak, plan wydania wszystkiego jest powoli wprowadzany w życie. Pierwsze trzy księgi „Z pyętra pyątego” ukażą się w wydaniu elektronicznym prawdopodobnie w listopadzie lub grudniu na dedykowanej stronie. Jeśli chodzi o kolejne części, najpewniej dopiero za kilka lat będę wydawać coś nowego. Moim zamiarem było wydać „Pyętro” fizycznie (to zupełnie co innego, widzieć taką pracę w formie prawdziwej książki), ale przez długość maszynopisu wiąże się to ze sporymi kosztami. Być może niedługo odważę się na coś innego niż e-book wydany na drodze self-publishingu.

A.M.: Wydałaś też swoje nagrania (wypiekane domowo) na kasetach. Dlaczego akurat ten nośnik?

Z.R.: Tak i nie ukrywam, że dalej mnie ciągnie do tego medium. Zaczęłam nagrywać na kasetach, bo byłam uparta. Wydawałam kasety w tym okresie, gdy interesowałam się widmontologią i wtedy dość naturalnie trafiłam na twórców takich jak Brannten Schnüre czy oczywiście Wojcek Czern, którzy pracowali z tym nośnikiem. Ale na kasetach chciałam nagrywać tak naprawdę z sentymentu. Podoba mi się też projektowanie etykiet na kasety i to, że jest to nośnik niewielki, kieszonkowy – booklety tworzone na jego potrzebę mają nieco inny klimat. To trochę jak z obrazami niewielkich wymiarów. Zmuszają do spojrzenia z innej perspektywy, zbliżenia się itp.

Jeśli już miałam z kasetami kontakt w dzieciństwie, to pozostawiły po sobie raczej przyjemne wspomnienia. Wielokrotnie używałam niewielkiego magnetofonu Unitry, który dawał dziwny basowy szum i znacznie podbijał niskie tony. Jednocześnie wiem, że kasety to nie jest domena mojego pokolenia i, że jest to medium cieszące się dzisiaj niewielką sławą. Mnie to chyba jeszcze bardziej motywuje do obcowania z tym nośnikiem, bo lubię to, co zapomniane, ukrywane, wydobywane z głębi szuflad itd. Planuję dalej wydawać kasety, choć tworzę nieco inną muzykę niż kilka lat temu. Na pewno ma ona cechy wspólne z „Miłej zabawy” czy „Tangle an den tagen”, ale zdaje się wychodzić z innej przestrzeni.

A.M.: Właśnie, Twoja muzyka ewoluowała. Pierwsze nagrania dość baśniowe, tzw. toy music, lo-fi. Residents czasami tak grało czy też Frank Pahl, Klimperei. Następne to już bogatsze aranżacje, głos. Wspomniałaś już po części o swoich muzycznych inspiracjach. Chętnie dowiem się o kolejnych, na ile to na Ciebie wpływa, pozwala odkrywać nowe przestrzenie.

Z.R.: W tym okresie mojej twórczości, gdzie pobrzmiewają głośno echa toy music, pewnie warto też przywołać Małe Instrumenty Pawła Romańczuka, które dodatkowo pchnęły mnie w stronę poszukiwania dźwięków pozornie mało muzycznych. Podobnie múm używają najróżniejszych niekonwencjonalnych „wynalazków” w procesie tworzenia. Ale przyznam się, że dźwięki bardziej działają na moje obrazy, a media wizualne na muzykę. Oczywiście inspiracje muzyczne naturalnie przechodzą też do muzyki, ale czuję znacznie silniejszy wpływ obrazów na nią. Myślę, że jest to spowodowane symbiozą wszystkich ważniejszych dla mnie dziedzin, bo zdarza mi się przypadkiem stworzyć utwór jako przedłużenie, a jednocześnie osobną pracę na temat pracy malarskiej. Np. obraz „Wielkie ciało wodne” powstał w ścisłym związku z „wodnikiem” i „sennikiem”.

Zuzanna Romańska, Wielkie ciało wodne, tempera jajowa, akryl, akwarela i olej na płótnie, 170 x 120 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Wielkie ciało wodne, tempera jajowa, akryl, akwarela i olej na płótnie, 170 x 120 cm, 2023

Dla mnie dźwięki zawsze były istotne, nieważne jakie – jak idea pozwoli, to i z garnka wyjdzie gong. Dźwięki często kojarzą mi się z konkretnymi obrazami wędrownymi lub archetypami. Nawet w „Z pyętra pyątego” akcentuję głosy postaci i to, jak wybrzmiewają, jest nierozłączne z ogólnym wrażeniem, które dają jako archetypy. Podobnie jest z instrumentami czy jakimikolwiek innymi dźwiękami pozamuzycznymi. Dźwięki ogromnie mi pomagają w tworzeniu sfer oraz zakamarków mojej twórczości. Często jest tak, że uzupełniają moje widzenie i, choć dźwięków na obrazie nie widać, to bez nich powstałoby coś kompletnie odmiennego.

Pewnie nie umiałabym wskazać, którzy wykonawcy działają bardziej na muzykę, a którzy bardziej na obrazy. Ale poza tymi, których wymieniłam, mam duże uznanie dla zespołu Księżyc i działalności Remka Hanaja. Kiedy pierwszy raz natknęłam się na album „Księżyc”, a było to w gimnazjum, to już wtedy miałam głębokie poczucie, że słucham utworów przemawiających do mnie na wielu poziomach. Stosunkowo często słucham też Senyawa. Shabara i Suryadi chyba robią wszystko, co mnie magnetyzuje muzycznie: od instrumentowych samoróbek przez brzmienie niby etniczne, niby wyjęte z totalnie obcej rzeczywistości, aż po wykorzystywanie głosu jako instrumentu. Pojawiła się nawet kwestia języków, bo w końcu Shabara stworzył język Zufrasi (można go usłyszeć w albumie “ZOO”), bazując na świętych księgach wywodzących się z różnych religii świata. Skoro już weszłam na temat indonezyjskiej muzyki, to nie ukrywam, że sporo słucham gamelanu. Słowa nie oddają charakteru tej muzyki, więc odeślę do jednej z moich ulubionych środkowojawajskich kompozycji, “Géndhing: Dhenggung Turulare” w wykonaniu Langen Praja, orkiestry z pałacu Mangkunegaran w Surakarcie.

Od kilku lat buszuję po indonezyjskich stacjach radiowych i zawsze znajduję coś ciekawego muzycznie. Np. sundajska muzyka towarzysząca sztuce walki pencak silat ma wspaniałą rytmikę. Poza tym nierzadko zdarza mi się zachwycić muzyką, która jest już bliższa gatunkom popu, rocka lub czasem rocka progresywnego, ale elementy etniczne wciąż będą w niej istotne, np. zespół SWAMI i album “SWAMI II”. Jakiś czas temu zaczęłam słuchać sporo muzyki wywodzącej się z różnych kultur Syberii. Lubię tuwiński śpiew gardłowy, zwłaszcza odmianę kargyraa (np. Yat-Kha), ale bardzo bliska jest mi też twórczość założonego przez Albinę Degtyarewę zespołu Ayarkhaan.

Jednak nie słucham tylko etnicznych lub okołoetnicznych brzmień, bo ogólnie fascynuje mnie to, co przełamuje barierę gatunku. Słychać to np. u duetu LEYA. Dobór instrumentów i wokal Adama Markiewicza prawie zwiastują kompozycje klasyczne, ale rozstrojona harfa i ogólny klimat są już tym zgrzytem, którego prawie zawsze szukam. Z tego samego powodu lubię Sevdalizę, bo nie jest łatwo przypisać jej muzykę do jednego gatunku. Sega Bodega niby jest klubowy, ale ma pełno tajemnic. W “Raja Kirik” autorstwa Yennu Ariendri i J Mo’ong Santoso Pribadi niby brzmi gamelan i zachowana jest atmosfera jawajskich form tanecznych i teatralnych, ale te działania na pograniczu noise, drone i ciężkiej elektroniki tworzą już zupełnie nowy świat. Podobne sytuacje można znaleźć u Fatimy Al Qadiri, Mariny Herlop czy Roberto Musciego.

A.M.: Słowo, obraz, dźwięk. Myślałaś o tym by poszerzyć to o kolejny poziom, scalić w postaci filmu/teledysku, performance?

Z.R.: Już wcześniej robiłam filmy, choć niedługie. Ale faktycznie wprowadzałam w nich rysowane odręcznie animacje i udźwiękowienie wykonane z myślą o filmie. Np. „noc nasza” jest taką realizacją. Był to też moment, kiedy zaciekawiłam się techniką filmową feedback loop, którą uzyskuje się przez nagrywanie materiału w monitorze, do którego podłączona jest kamera. Bogumiła Piotrowska w projekcie audiowizualnym WIDT, który współtworzy z Antoniną Nowacką, zajmuje się wizualnymi eksperymentami w tej technice. Wcześniej sporo filmowałam na starych kamerach VHS (jednej na małej kasety, drugiej jeszcze z lat 70. typu telewizyjnego). Podobały mi się efekty, które można uzyskać dzięki temu medium.

Filmy zawsze pojawiają się w mojej twórczości, choć wszystko zależy od tego, która dziedzina mocniej wybrzmiewa w danym czasie. Mam parę ważnych dla mnie twórców filmowych, którzy wpływają na moją twórczość, m.in. Siergiej Paradżanow, Garin Nugroho, Julian Antonisz i Mohammed Reza Aslani. Jednak chodzi mi po głowie poszerzenie tematu filmu. Kiedyś miałam zajmować się animacją bardziej poważnie, ale malarstwo jednak wzięło górę. Myślę, że kiedyś stworzę coś większego, bo od dłuższego czasu chciałabym wprawić swój świat w ruch. Bardziej performatywne formy na pozór do tej pory mnie nie pociągały, ale w kontekście „Pyętra” coraz częściej myślę o performatywnym działaniu. Na razie nie mogę zdradzić zbyt wiele, ale kiełkujące plany są związane ze zbliżającą się premierą tekstu i wystawą, co nastąpi jeszcze w tym roku.

A.M.: Zdradzisz nam znaczenie nazwy “nefblam”, pod którą to tworzysz te wspaniałe dźwięki?

Z.R.: Dzięki! “Nefblam” tak naprawdę nie ma sprecyzowanego znaczenia. Kiedy wybrałam sobie tę nazwę kilka lat temu z myślą o działalności muzycznej, sugerowałam się raczej brzmieniem dźwięków. Ale nie zmienia to faktu, że poszczególne człony nazwy mogą coś sugerować. “Nef” często wymieniam na “neu”, a związek z niemieckim przymiotnikiem “nowy” jest dość oczywisty. “Blam” może mieć związek z angielskim “bloom” lub islandzkim “blóm”. Wyszedłby z tego “nowy kwiat”, “nowy pąk”, ale oczywiście można rozumieć tę nazwę inaczej.

Zuzanna Romańska, Medaliony, tempera jajowa, akwarela, akryl, wosk i pigmenty na stali i srebrze, 0,5 cm - 5 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Medaliony, tempera jajowa, akwarela, akryl, wosk i pigmenty na stali i srebrze, 0,5 cm – 5 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Medalion, tempera jajowa, akwarela, wosk i pigmenty na srebrze, 3 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Medalion, tempera jajowa, akwarela, wosk i pigmenty na srebrze, 3 cm, 2023
 Zuzanna Romańska, Medaliony, tempera jajowa, akwarela, akryl, wosk i pigmenty na srebrze, 4 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Medaliony, tempera jajowa, akwarela, akryl, wosk i pigmenty na srebrze, 4 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Medaliony, tempera jajowa, akwarela, akryl, wosk i pigmenty na stali i srebrze, 0,5 cm - 5 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Medaliony, tempera jajowa, akwarela, akryl, wosk i pigmenty na stali i srebrze, 0,5 cm – 5 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Medaliony, tempera jajowa, akwarela, akryl, wosk, koraliki, perły i pigmenty na stali i srebrze, 2,5 cm - 5 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Medaliony, tempera jajowa, akwarela, akryl, wosk, koraliki, perły i pigmenty na stali i srebrze, 2,5 cm – 5 cm, 2023

A.M.: Tworzysz też medaliony, które też zrobiły na mnie wrażenie. Ich wielkość, precyzja, użyte materiały. Jaka jest intencja tworzenia takich… można to nazwać talizmanem? Jest w tym, jak i w całej Twojej twórczości pierwiastek alchemiczny.

Z.R.: Małe formaty przewijają się u mnie dość często. Pracuję też z dużymi formami, ale lubię niewielki format za intymność. Prace małego formatu wymagają zmiany perspektywy – oglądamy je raczej z bliska, musimy do nich podejść, podczas gdy od dużego formatu trzeba się oddalić. Medaliony okazały się więc małym formatem doprowadzonym do skrajności i naturalną kontynuacją pracy z niewielkimi formami. Trzeba je oglądać z bardzo małej odległości, żeby zobaczyć szczegóły, ale można też posłużyć się lupą. Od początku ich tworzenia chodziła za mną myśl, aby były bardziej symbolicznymi urywkami sytuacji z moich obrazów, czymś w rodzaju ulotnego wrażenia lub niedokończonego zdania. Te medaliony też są takimi formami pomiędzy odmiennymi sferami – są i obiektami, i obrazami, czymś na granicy bibelotu i dzieła. 

Jednocześnie skojarzenie z talizmanem bądź amuletem jest jak najbardziej zasadne. Jeśli poszczególne sytuacje lub przedstawienia na medalionach wiążą się z konkretnymi archetypami z moich obrazów, mogą być postrzegane jako coś ochronnego – niekoniecznie w sensie magicznym, ale ze względu na jakiś sentyment lub emocje wiązane z konkretnymi symbolami. Alchemia jest dla mnie bardzo istotna. Wręcz zdaje mi się, że z roku na rok wychodzi jej na wierzch coraz więcej. Kiedy pracowałam nad pierwszymi księgami „Pyętra”, zaczęłam interesować się kabałą, później psychoanalizą. Jung te procesy chemiczne porównywał do przemiany wewnętrznej człowieka, do procesów prowadzących do indywiduacji. W „Z pyętra pyątego” kluczowy w alchemicznych kontekstach jest symbol jaja, zwłaszcza rozbitego i używanego jako naczynie. W alchemii bardzo istotne są żywioły, ale jednak tym pierwszym, najistotniejszym jest ogień. W obrazach często rozżarzam (zwłaszcza do czerwoności lub złota) postacie lub inne istotne dla kompozycji elementy. Lubię malować światło, zwłaszcza blask pozornie nienaturalny. Sam proces wywoływania tego świecenia przez nakładanie laserunków tempery jajowej ma dość alchemiczny charakter, podobnie jak rozrabianie farby czy akt twórczy sam w sobie. Gdybym miała teraz opowiedzieć całą wykładnię o znaczeniu ognia w kontekście mojej twórczości i kosmogonii, byłoby trudno ująć to w sposób kompletny, ale dwiema najważniejszymi dla mnie książkami Mircei Eliadego są „Kowale i alchemicy” i „Obrazy i symbole”. W tej drugiej Eliade dość sporo czasu poświęca analizie żywiołów i podkreśla dość oczywisty dualizm ognia. Jest w końcu zarówno twórczy, jak i destrukcyjny – nie bez powodu wiązany z bogiem wojny, Marsem. W „Kowalach i alchemikach” z kolei często przewija się symbol konia, szczególnie podkuwanego. U mnie prawdopodobnie najważniejszą hybrydą jest właśnie zespojenie człowieka i konia.

Zuzanna Romańska, Ten, który śpi, jest tylko kamieniem, tempera jajowa i olej na płótnie, 90 x 60 cm, 2023
Zuzanna Romańska, Ten, który śpi, jest tylko kamieniem, tempera jajowa i olej na płótnie, 90 x 60 cm, 2023
Zuzanna Romańska, I tamtej nocy koń, tempera jajowa i akwarela na papierze, 100 x 44 cm, 2023
Zuzanna Romańska, I tamtej nocy koń, tempera jajowa i akwarela na papierze, 100 x 44 cm, 2023

A.M.: Jakie są Twoje plany na najbliższą przyszłość?

Z.R.: Przede wszystkim nie przestawać tworzyć. Chcę różnicować formy i otwierać się na nowe doświadczenia. Coraz częściej też skłaniam się do jeszcze większych płócien, a także do wprowadzania medalionów do obrazów. Odkrywam muzykę, zdaje się, na nowo i myślę o łączeniu jej z obrazem. Powoli zbliża się premiera „Z pyętra pyątego” na nadchodzącej wystawie indywidualnej, ale tę kwestię obowiązuje jeszcze tajemnica. Wraz z grupą koleżanek z krakowskiej i warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych tworzymy wystawę „Jak perły wyłaniają się z wody”, która otworzy się w Krakowie w listopadzie podczas Open Eyes Art Festival. Planów jest całkiem sporo, a co jeszcze się z nich zrodzi, tego nie wiem nawet ja.

A.M.: Odnośnie muzyki – planujesz w najbliższym czasie pełnowymiarowy materiał? Nie myślałaś o tym by znaleźć wydawcę, gdzie to Twoje dźwięki mogłyby wybrzmieć również z płyty CD?

Z.R.: Tak, z pewnością będę wydawać kolejne albumy. Uznałam to trochę za powinność, bo już dwa lata temu, zanim w ogóle zabrałam się za „odkurzanie” swojej działalności muzycznej, przyśnił mi się cały album z okładką, bookletem i utworami. Do dziś pamiętam to bardzo dokładnie, przez co ciężko mi tego snu nie przenieść na świat realny. Na razie zbieram i tworzę dźwięki, które na ten materiał się złożą. Chyba nie umiałabym zrezygnować z tworzenia kolejnych digital albumów, kaset itd., bo dla mnie to jak formułowanie kolejnego cyklu malarskiego. Jeszcze nigdy nie wydawałam muzyki na płytach CD, a nie ukrywam, że trochę o tym myślałam. Jestem dość przyzwyczajona do self-publishingu i atmosfery domowego wypiekania, zwłaszcza, że moja muzyka mimo przemian dość mocno tkwi w estetyce lo-fi. Ale to nie oznacza, że miałabym się przed wydawcami chować. Myślę, że wszystko w swoim czasie!

A.M.: Dziękuję bardzo za poświęcony czas. Życzę Ci powodzenia we wszystkich Twoich planach.

Z.R.: Również bardzo dziękuję.


Instagram

Facebook

Bandcamp