Choć głównym przyczynkiem dla wywiadu z Wrong! była niedawna premiera debiutanckiej płyty duetu Berlin Paris Warsaw Love (wyd. Requiem Records), to rozmowa zatoczyła znacznie szersze koło, zahaczając o takie tematy jak festiwal w Opolu, powrót na scenę po trzech dekadach czy miłość do grupy Depeche Mode. O tym wszystkim opowiada wokalistka zespołu – Berlin.
Wojciech Żurek
Wojciech Żurek: Nie będę ukrywał, że trafiłem na Wrong! w kontekście Twojego poprzedniego zespołu – Projekt Chanel, dla którego powrotu iskrą był ten pamiętny klip z festiwalu w Opolu w 1991. Czy to był główny powód, dla którego wróciłaś do muzyki? Czy była ona może cały czas obecna w Twoim życiu?
Berlin: Wydaje mi się, że jednak ten klip. Nasze drogi rozeszły się po 1991 roku. To były inne czasy. Bez internetu i telefonów komórkowych, tak więc nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Marcin wyjechał do Gdańska o czym nawet nie wiedziałam. Ja do Wrocławia a Grzegorz został w okolicy. I ten klip na nowo nas połączył. Zrobiło się przy jego okazji trochę zamieszania i dotarł do nas Łukasz Pawlak z Requiem Records. Był podekscytowany tym utworem i zaproponował nam współpracę. Mieliśmy wydać płytę. Dotarłam do Marcina właśnie przez YouTube a nie w żaden inny sposób. Trafiliśmy więc na siebie przez internet i zaczęliśmy znów rozmawiać po 30 latach. Pojechałam wtedy do Gdańska i zobaczyłam go po tej przerwie. Tak się na nowo rozpoczęła nasza współpraca. Nagraliśmy jednak EP a nie płytę jako Projekt Chanel. Znalazły się na niej cztery utwory i bonus w postaci tego utworu z Opola. Jakimś cudem zachowała się kaseta z tego występu, która potem się normalnie, fizycznie rozpadła. Finalnie jednak nic nie wyszło z naszego powrotu i tej współpracy. Tak miało widocznie być.
W.Ż: Muszę jednak zapytać Cię o to, jakie to uczucie wrócić na scenę po 30 latach?
B.: Ojej… Ciężko! Zmienił mi się głos. Jak miałam te 21 lat to był on całkiem inny. Ale nie powiem, to było miłe. Ja zawsze z tyłu głowy miałam ten nasz opolski występ. Jak już internet się pojawił to miałam taki uczucie, że może kiedyś ktoś odkopie ten utwór. Sama chciałam go zobaczyć. A jak go nagrywaliśmy, to na kasetę VHS. I pamiętam ten dzień, jak się w końcu pojawił w sieci. Zakrywałam wtedy twarz rękami bo nie wiedziałam co tam zobaczę. Ale uważam ten utwór za jeden z ładniejszych jakie wtedy stworzyliśmy. To już jest jednak historia.
W.Ż: To już jest historia ale pojawił się pierwszy album projektu Wrong! Biorąc pod uwagę wasze doświadczenie muzyczne chciałbym zapytać czy czujecie się jeszcze jak debiutanci?
B.: Nie mogę mówić za Wojtka (W. Szczygłowski, drugi z członków duetu – red.) ale ja tak. Ktoś mi już zwrócił uwagę na to, że to jest już w sumie mój trzeci debiut, ale tak. W tym zespole czuję się ogólnie zupełnie inaczej. Mam większą wolność. Wspólnie rozmawiamy, ustalamy wszystko. Np. w jakim języku będzie zaśpiewany dany utwór. Mam też wpływ na to, jak on powstaje. Niestety w Projekt Chanel nie miałam takich możliwości i bardzo mnie to smuciło. Nie miałam wpływu na teksty i dźwięki. Tu mam taką wolność, wspólnie tworząc te utwory. Działamy jako jedność.
W.Ż: Nie ukrywam, że byłem zaskoczony mrokiem i chłodem waszej muzyki. Skąd ta zmiana?
B.: To wynika z naszych inspiracji, które przekładamy na naszą muzykę. Kochamy takie dźwięki a ten mrok zawsze we mnie jest. Podobnie jak smutek i melancholia. To co dzieje się w nas przekładamy na to co Wy słyszycie. Ten album jest naszym pamiętnikiem. Każdy utwór jest związany z jakąś historią. Czasem Wojtek napisze muzykę, ja tekst. Albo odwrotnie. To jest przełożenie tego co nas spotyka lub dotyka na nasze utwory.
W.Ż: Tytuł waszego albumu jest dość intrygujący. Wymienione są w nim miasta Berlin, Paryż, Warszawa. Do nich dodane jest słowo Love. Czy ta tytułowa miłość jest dla nich wspólnym mianownikiem?
B: I tak i nie. Kocham Europę i czuje się europejką. W tym tytułowym utworze nie tylko europejskie stolice są wymienione. To Love stanowi podkreślenie tego, że miłość może nas spotkać w każdym zakątku świata. I tym samym jest to utwór o miłości z podkreśleniem wolności. Możemy być w różnych miastach i przeżyć coś pięknego.
W.Ż: Sama jednak występujesz pod pseudonimem Berlin. Domyślam się, że to miasto ma dla Ciebie szczególne znaczenie?
B.: Tak, choćby ze względu na Depeche Mode, bo Martin tam właśnie pisał najpiękniejsze utwory, które mają dla mnie największe znaczenie. Mieszkam niedaleko Berlina i często odwiedzam to miasto. Uwielbiam jego klimat. Mieszkałam też w Paryżu i jest on dla mnie moim drugim domem. A Warszawa jest stolicą mojego kraju.
W.Ż: Twój głos na płycie brzmi bardzo emocjonalnie. Śpiewasz też w różnych językach. Czy do różnych języków przypisujesz różne emocje?
B.: Emocje wychodzą ze mnie przy każdym utworze, obojętnie od języka. Lepiej się jednak czuje przy języku francuskim bo to mój drugi język. Znam go perfekcyjnie. On bardzo dobrze też brzmi. Wojtek też lubi utwory śpiewane w tym języku i traktuje mój śpiew jako dźwięk. Moje emocje wychodzą przy śpiewie bardzo mocno. Często lecą mi nawet łzy jak nagrywam swoje partie. Kocham brzmienie języka francuskiego.
W.Ż.: Wracając do Depeche Mode. Oczywistym dla mnie jest, że to wasza duża inspiracja. Na płycie znalazł się utwór Lies, który stanowi jakby miszmasz, w którym znalazły się fragmenty różnych utworów tego zespołu. Chciałem jednak spytać trochę przewrotnie. Czy zgodzisz się z tym, że w obecnej fali muzyki elektronicznej, DM nadal jest silną inspiracją dla wielu artystów, ale jednak głównie dla tych ze starszego pokolenia?
B.: Myślę, że tak. Obecnie mamy przesyt muzyki. Jak byłam nastolatką miałam głównie New Romantic i audycje Tomasza Beksińskiego, który pokazywał nam tę muzykę. Uczył nas jej słuchać. Dzisiejsza młodzież może jej jednak nie słuchać. Ma przecież swoje style. A to jest jednak mroczna muzyka. Lies jest dla mnie bardzo ważnym utworem z bardzo dobrym tekstem. Ja się zakochałam w tej piosence jak ją usłyszałam mając 15 lat. Dopiero potem zrozumiałam tekst i to o co w nim chodzi.
W.Ż: Oglądając wasze klipy czy urywki koncertów zwróciłem uwagę na Twoją choreografię. Jak Ty się ogólnie czujesz na scenie? Czy skupiasz się na śpiewie? Czy jest to miejsce dla twojej pełnej ekspresji?
B.: Właśnie do pełnej ekspresji. Ja na scenie czuję się zupełnie innym człowiekiem. Zazwyczaj chodzę po ulicy ze spuszczoną głową. Na scenie czuję się jakby to był mój dom. Jakbym mogła tam zamieszkać i przebywać cały czas. Co jest oczywiście przenośnią. Będąc na scenie czuję energię pomiędzy mną a widzami i słuchaczami. Scena to moje miejsce, czuje się na niej genialnie. Wracając do Opola. Ja miałam tam niespełna 21 lat. Jak teraz na to patrzę to się zastanawiam jak ja tam w ogóle wyszłam. Teraz miałabym na pewno tremę. A tam wyszłam jakbym była zawodową piosenkarką – a to był pierwszy mój występ tego rodzaju. Pamiętam, że wychodząc na scenę zbiłam żarówkę i przez to też byłam jakoś bardziej zmotywowana. W tamtych czasach ciężko było też zdobyć np. czarną sukienkę, buty czy rajstopy. Sukienkę zresztą przywiozłam sobie z Belgii. Chłopaków na ten występ też wystylizowałam. Grzesiek miał na sobie skórzaną kurtkę mojego dziadka, który wrócił z niej z wojny z Londynu. Działo się, działo…
W.Ż.: Czyli można liczyć na jakieś koncerty Wrong! w najbliższym czasie?
B.: W marcu zagramy w Łodzi, a już wiemy, że w maju wystąpimy w Krakowie na imprezie poświęconej pamięci Tomasza Beksińskiego – Zlot Romantyków Muzyki Rockowej.
W.Ż.: Na koniec pytanie o tekst, który znalazłem we wkładce Waszej płyty. Brzmi on Do ciebie idę szukać twych baśni. Czy je znalazłaś?
B: Niech to będzie tajemnicą.
W.Ż.: To czego Ci życzyć na koniec jeśli chodzi o Wrong!?
B.: Kolejnej płyty. Zdradzę Ci, że jeden z utworów zaśpiewam na niej po hiszpańsku. Wkrótce też ukaże się nasz nowy winylowy singiel, więc życzylibyśmy sobie wielu pięknych utworów, z których wy jako słuchacze będziecie mogli czerpać.
W.Ż: Tego więc życzę i dziękuję za wywiad.