Shepherds of Cats – Sami jesteśmy dla siebie inspiracją podczas grania

Shepherds of Cats Anxious Magazine

Shepherds of Cats to wyjątkowy projekt audiowizualny, który zanurza swoich odbiorców w dźwiękowych i wizualnych eksploracjach. Zespołowi udało się wydać 7 albumów i zrealizować ponad 50 spektakli na różnych kontynentach, wykorzystując improwizację jako główne narzędzie twórcze. Ich spektakle, rozwijane w czasie rzeczywistym, wciągają widzów w nieprzewidywalną podróż przez różne style muzyczne i wizualne świadectwa. Z jednej strony eksperymentują z przypadkowymi improwizacjami, z drugiej prezentują spójne i wyraziste formy, ukazując paradoksalną naturę ich twórczości.

Wrocławski Shepherds of Cats to kwartet muzyczny, który od 10 lat doskonali swoje umiejętności, inspirując się dźwiękami syntezatorów, bębnów, gitary i wiolonczeli. Dodatkowo, ich projekty wzbogacane są przez Macieja Piątka, znanego jako Vj Pietruszka, który odpowiada za elementy wizualne podczas występów.

W kwietniu ruszają w trasę koncertową po Polsce – której patronujemy – nie przegapcie tego!

Artur Mieczkowski


Artur Mieczkowski: Jak powstał pomysł na założenie Shepherds of Cats i skąd pomysł na tą sympatyczną nazwę:)?

Jan Fanfare: Ha! To było dziesięć lat temu. Razem z Adamem wiolonczelistą braliśmy udział w warsztatach muzyki improwizowanej podczas których, w jednym z ćwiczeń, zostaliśmy wybrani, by zagrać coś razem. Potem, w przerwie, podszedłem do Adama i zapytałem: „Czy Ty też czułeś tę chemię”? On odparł: „Taaak”

Mniej więcej w tym samym czasie spotykałem się z Olkiem perkusjonalistą, by w kwartecie z dwoma innymi kolegami grać powstające w czasie rzeczywistym, nieco ambientoidalne kompozycje, ale nie nazywaliśmy jeszcze tego improwizacją.

Na tych samych, wspomnianych wcześniej, warsztatach pojawił się gość, który przyniósł ze sobą jako instrument wielką wazę ze szkła i grał na niej pocierając ją palcami. Pomyślałem sobie wtedy, że ten facet naprawdę ma jakąś mega odwagę, by odpalić coś takiego. To był Darek.

Suma tych 3 muzycznych impresji spowodowała, że jeszcze tego samego dnia zaproponowałem wszystkim byśmy się spotkali po zakończonych warsztatach i ponagrywali coś improwizowanego wspólnie. Efekty nagrań zaskoczyły nas miło tak bardzo, że postanowiliśmy dalej ze sobą improwizować. No, ale trzeba było się jakoś nazwać. Nazwę Pasterze Kotów wymyślił Olek. Od razu ją zaakceptowaliśmy, bo to taka swoista figura niemożliwa. Czy ktoś widział by można było okiełznać kota? Sposób, w jaki improwizowaliśmy miał jednak coś z takiego okiełznywania kota, więc nazwa od początku była dla nas po prostu na maksa adekwatna.

Po niedługiej chwili dołączył do nas Maciej – jako Vj Pietrushka – z którym wcześniej już współpracowaliśmy w ramach tego ambientoidalnego kwartetu. Zrobił nam wtedy parę teledysków. A nasze improwizowanie jako Pasterze Kotów od początku miało taki bardzo plastyczny charakter więc zamknięcie tego, a może raczej otwarcie, w obszarach poruszających się obrazów wideo, było czymś całkowicie oczywistym.

A.M.: Opisujecie swoje spektakle jako opowieści dźwiękowe nierozłącznie związane z kontekstem wizualnym. Jakie są Wasze główne inspiracje i jak przekładacie je na scenę?

J.F.: No właśnie. U nas dźwięk i obraz pełnią równorzędną funkcję. Wzajemnie się wspierają i motywują. Bo wiesz… dla mnie np. muzyka ma kolory i kształty. Więc ten kontekst wizualny jest dla mnie przynajmniej, czymś całkowicie i organicznie naturalnym, jeżeli chodzi o granie na instrumencie. A inspiracjami jesteśmy dla siebie nawzajem. Bo każdy z nas, czy dźwiękowo, czy wizualnie, ewokuje u innych, świadomie bądź nieświadomie, świadomą bądź nieświadomą odpowiedź. Wpływamy na siebie i w czasie rzeczywistym wywołujemy w sobie różnego rodzaju reakcje i to jest istota grania Shepherds of Cats i Vj’a Pietrushki na jednej scenie.

A.M.: Wasze występy powstają w czasie rzeczywistym poprzez improwizację. Jak przygotowujecie się do takich spektakli i jakie są Wasze główne wyzwania podczas tego procesu?

J.F.: Przygotowujemy się mając w miarę regularne próby, podczas których nie robimy niczego innego jak tylko improwizujemy. To buduje w nas intuicję i takie pozawerbalne i może nawet pozazmysłowe sposoby uczenia się siebie nawzajem. Takie bycie ze sobą i improwizowanie łączy nas na poziomie kompletnej struktury. Przestajemy być piątką facetów, a stajemy się jednym organizmem, w którym następują przepływy treści. Czasem te przepływy ciągną nas na manowce, stanowią potężne wyzwanie, czasem potykamy się i wywalamy na twarz, ale zawsze robimy to jako jeden organizm. Powiem Ci, że to jest tak piękna forma zjednoczenia. Jestem raczej zorientowany materialistycznie, ale to doświadczenie ma charakter niemalże mistyczny. O kurde… ale pojechałem hehe!

A.M.: Współpracowaliście z wieloma innymi muzykami i artystami. Czy możesz opowiedzieć nam o jakiejś szczególnie inspirującej lub owocnej współpracy?

J.F.: Każda z nich była niezwykła. I naprawdę nie mówię tego przez grzeczność. Każda współpraca była niezwykła. I każda z nich była inna, bo… spotykaliśmy się z inną osobowością. Inaczej było z Günterem Heinzem, inaczej z Markusem Wenningerem, inaczej z Yashashwi Sharma, inaczej z Panelakiem i inaczej z Ayako Ogawa a jeszcze inaczej z Davidem McLeanem. Günter gra na puzonie. Zderzenie z szarżującym puzonem to jak zderzenie z szarżującym bizonem:).

Markus natomiast to czujny flecista, który potrafi grać powietrzem przeciekającym przez instrument z pominięciem ustnika. Tutaj były jakieś pustynne medytacje.

Z Panelakem poszliśmy w pure absurd.

Ayako to porywająca serce, głęboka japońska  improwizacja, która schodzi gdzieś na poziomy wegetatywne.

A David to mistrz saksofonu noir.

Yashashwi… nazwaliśmy płytę z nią improwizowaną operą, gdyż podczas nagrywania wokaliz zaimprowizowała libretto!

Shepherds of Cats Anxious Magazine
Foto: Kazik Ździebło

A.M.: Wasza muzyka obejmuje różne style, od dronowych kompozycji po melodyjne utwory. Czy jest jakiś konkretny gatunek muzyczny, który szczególnie Was inspiruje lub fascynuje?

J.F.: To nie muzyka z zewnątrz nas inspiruje, ale my sami jesteśmy dla siebie inspiracją podczas grania. Tak naprawdę każdy z nas jest z jakiejś zupełnie odmiennej bajki muzycznej i pewnie czasem coś przemycamy tam. Ja np. używam efektu Small Stone – czyli przemycam hipisowską psychodelię hehe :). Żarcik:).

A.M.: Jak wygląda proces improwizacji podczas Waszych koncertów? Czy opieracie się na określonych motywach, czy pozwalacie na swobodne eksplorowanie dźwięków w czasie rzeczywistym?

J.F.: Zawsze i wyłącznie jest to swobodne eksplorowanie dźwięków w czasie rzeczywistym. Bardzo dobrze to powiedziałeś. Dokładnie tak jest.

A.M.: Rare Moments Vol. 1 zawiera nagrania z przeróżnych kooperacji i tworzy muzyczną mozaikę Waszego eksperymentalnego podejścia. Jakie było Wasze główne założenie przy tworzeniu tej składanki?

J.F.: Mmmmm bardzo prozaiczne. Nie mieliśmy już żadnych płyt na poprzednią trasę, by zabrać ze sobą, jako merch, więc postanowiliśmy zrobić składankę. A że pojawiła się możliwość wydawania tego jako Lathe Cut – czyli wycinanego winyla – więc zrobiliśmy taką składankę – wycinankę.

A.M.: Możesz podzielić się jakąś anegdotą lub szczególnie zapadającym w pamięć doświadczeniem z Waszych występów?

J.F.: Oj było coś takiego, co do dzisiaj powoduje, że mam ciarki na plecach. Zdarzyło się to we Wrocławiu. Mieliśmy taki projekt improwizowany pt. Butoh Techno z zaproszonymi gośćmi w tym z Matyldą Gerber na saxie i z dwojgiem artystów z Japonii. Ayako Ogawa – pianistka, wokalistka – dźwiękowa performerka, oraz tancerz Butoh – Mushimaru Fujieda. No i podczas tego spektaklu we Wrocławiu, w pewnym momencie weszliśmy w taką chmurę dronu… i… dron ów gasł nam jakoś tak naturalnie, a Mushimaru będąc w jakiejś sekwencji ruchu, nagle stanął na głowie dokładnie w momencie gdy dron zgasł całkowicie. Zapadła zupełna ciemność. Maciek wyłączył wizuale. I nagle wszyscy w jednej sekundzie zaczęliśmy kolejną, bardzo dramatyczną w brzmieniu strukturę muzyczną. I zaczęliśmy ją dokładnie w momencie, gdy ciało Mushimaru plasnęło o ziemię. Nikt z nas nie widział, w którym momencie puścił napięcie mięśni. A Maciek, idealnie trafiając w ten moment zaczął świecić na czerwono. Wszyscy zareagowaliśmy odruchowo w tym samym momencie. Bardzo to mocne było. Bo wiesz – można takie rzeczy wyjaśniać na poziomie jakiejś ukrytej, arytmicznej logiki muzycznej – ale gdy do tego dochodzi to, że tancerz, Vj i szóstka muzyków w całkowitej ciemności w ułamku sekundy rozpoczyna spójną narrację… To zaczyna być naprawdę dziwne i nawet nieco przerażające!

A.M.: Jak oceniasz rozwój muzyki improwizowanej w Polsce i za granicą w ostatnich latach?

J.F.: Nie potrafię tego w żaden sposób ocenić. Nie umiem. Może dlatego, że więcej ostatnio słucham country niż muzyki improwizowanej. Po drugie myślę, że moja definicja muzyki improwizowanej w sposobie jaki chcę ją uprawiać, raczej różni się od tego co często słyszę na koncertach innych wykonawców. W dużej mierze współcześni improwizatorzy to świetni muzycy z doskonałym warsztatem, który jest bardzo widoczny podczas gry. Ja natomiast, z powodu braków w technice i wykształceniu muzycznym, optuję raczej za penetrowaniem przestrzeni nieoświetlonych, niepewnych, odrzucanych ze względu na oczywiste znamiona błędu artykulacyjnego, harmonicznego, rytmicznego. Właśnie tam włażę. Zresztą, z różną motywacją wejściową, inni Pasterze robią to samo, przez co tak dobrze nam razem się kołysać. Moją chyba jedyną, prawdziwą inspiracją muzyczną z obszaru improwizacji jest nieodżałowany John Russell. Gość z ewidentnych błędów artykulacyjnych stworzył fantastyczną, wirtuozerską narrację, która była takim swoistym pękaniem rzeczywistości i zaglądaniem w powstałe szpary. Mnie to na maksa fascynuje. Taki nieuk i outsider w tym zakresie jak ja, nie powinien nawet próbować kogokolwiek innego oceniać.

A.M.: Wasze występy często prowokują różne emocje u widzów, od hipnotyzującej medytacji po hałaśliwy chaos. Jakie jest Wasze podejście do tworzenia takiej różnorodności w doświadczeniu muzycznym?

J.F.: Zawsze robimy wszystko na 100% zaangażowania i na 100% nigdy nie wiemy gdzie to nas zaprowadzi. Myślę, że publiczność czuje to napięcie i podążając za nim doświadcza tego samego co my, oczywiście w pasywnie przetworzony sposób. Nie jest to łatwa relacja. Nasze koncerty nie są spektakularne. Czasem są bardzo mozolne w swojej treści i bardzo odległe w występujących kontrapunktach. Jest dużo zmian, ale te zmiany niekoniecznie dają oddech. Czasem każda kolejna zmiana formy ciągnie w jeszcze większą otchłań. To duże wyzwanie i na dla nas i dla publiczności, ale… dlaczego by nie podejmować takich wyzwań? Na siłowni człowiek też się poci, a potem ma zakwasy:).

A.M.: Jak ważną rolę odgrywa dla Was wizualna strona Waszych występów i jak współpracujecie z artystami wizualnymi?

J.F.: W zasadzie od początku współpracujemy tylko z jednym artystą wizualnym – Maćkiem Piątkiem – aka Vj Pietrushka. Już to chyba gdzieś tam mówiłem wcześniej – dla mnie muzyka ma kolor i kształt, a kolor i kształt mają brzmienie. Przez to obrazy robione przez Maćka działają na mnie dokładnie tak samo, jak dźwięki wywoływane przez Darka, Olka czy Adama. Tak naprawdę czy to błyska światło czy skrzypi wiolonczela – to to samo. 

A.M.: Wspomniałeś wcześniej o  Butoh Techno. Jak narodził się pomysł na ten projekt i jakie były inspiracje stojące za tym wyjątkowym przedsięwzięciem?

J.F.: Oh – zaczęło się od tego, że wspominana już wcześniej Ayako zalajkowała jakiś mój post. Zainteresowało mnie, że Pani z Japonii kliknęła lajka, więc napisałem do niej. Zaczęliśmy korespondować i jakoś to się potoczyło.

A.M.: Jakie wyzwania napotkaliście podczas tworzenia multimedialnego spektaklu Butoh Techno, łączącego improwizowaną muzykę, przetwarzane na żywo wideo i taniec butoh?

J.F.: Od początku próbowałem wymyślić jakąś powtarzalną strukturę spektaklu bo bałem się, że bez tego pogubimy się w gąszczu znaczeń, ale od początku ta struktura ciążyła nam bardzo. Podczas prób do drugiej edycji, w środku nocy, mieliśmy kłótnię – coś nie szło – wszyscy czuliśmy się jacyś tacy zablokowani – i ktoś wtedy rzucił byśmy zrobili to zgodnie ze sobą i… przestaliśmy cokolwiek reżyserować i planować pozostawiając wszystkie aspekty spektaklu: ruch, obrazy wideo i muzykę całkowicie przypadkowi i intuicji. I to zadziałało.

Shepherds of Cats  Anxious Magazine

A.M.: Jakie nowe elementy i kierunki eksplorowaliście w kolejnych edycjach Butoh Techno, biorąc pod uwagę Wasze doświadczenia i współpracę z różnymi artystami?

J.F.: Przede wszystkim było to poszukiwanie zupełnie nowej formy scenicznej. Te spektakle były dla mnie takim wypatrywaniem interesujących aspektów bryły. Ten ruch tancerza i migotliwe światło wizualizacji uwypuklające kształt jego ciała, unoszące się w galarecie dźwięku, to było to. To jak świecenie sobie latarką na twarz. Jak w ciemnościach zaświecimy sobie od dołu w brodę, to możemy kogoś przestraszyć. Światło modeluje bryłę. A jak bryła jest człowiekiem wydobywającym z siebie jakąś organiczną poezję ruchu, to wszystko to zaczyna odrywać się od oczywistych skojarzeń. Człowiek patrzy i zupełnie nie wie co widzi. Dla mnie to super mocne doświadczenie.

A.M.: Czy możesz podzielić się informacją o Waszych najnowszych lub nadchodzących projektach, które warto śledzić?

J.F.: Tak. Po pierwsze bardzo dobrze nam teraz jest tylko ze sobą. Celebrujemy tę relację tylko w obrębie zespołu. Nie podejmujemy dłuższych współpracy z innymi artystami jak wcześniej. W ubiegłym roku nagraliśmy, w nieodżałowanym bo zamkniętym już, Bemma Bar koncertowy materiał, który wydamy w tym roku na płycie. A w przyszłym roku planujemy przejechać się po Europie i zagrać koncerty świętując dziesięciolecie działalności.

A.M.: Czego można się spodziewać na Waszej kwietniowej trasie po Polsce? Gracie osiem koncertów w różnych miejscach. Warto być na wszystkich, każdego wieczoru zagracie inny set ;)?

J.F.: Oj tak! W każdym mieście zagramy inaczej. I bardzo nas to jara, że w każdym mieście będziemy mogli opowiedzieć inną historię, by nasi widzowie naprawdę czuli, że są wyjątkowi.

A.M.: Dziękuję za wywiad. Powodzenia we wszystkich Waszych przedsięwzięciach.

J.F.: Bardzo dziękuję. Świetnie się gadało.


Anxious Magazine Shepherds of Cats & Vj Pietrushka

shepherdsofcats.com

YouTube

Soundcloud

Bandcamp

Facebook