KRZTA – Robimy taką muzykę, która przemawia do naszej trójki

Materializm, gruby, chamski materializm, karierowiczostwo, obłuda lub oportunizm obitych kundli… Ani krzty myśli, ani krzty ideałów, ani krzty serca…*

*Tadeusz Dołęga-Mostowicz Ostatnia brygada

A jednak…

Krzta w słowniku JP (nie mylić z JPII) ma raczej krótką definicję – bardzo mała ilość czegoś. Nazwa zespołu jest zatem przewrotna, wszyscy tu obecni wiemy, że w Waszej twórczości jest bardzo duża ilość wszystkiego.


Marta Podoska: Czemu zatem Krzta? 

Andrzej Postek: Kamil na początku istnienia naszej kapeli miał już numer o takim tytule. Sam wyraz jest dla mnie zwyczajnie dobrze brzmiącym wyrazem w polskim języku, a dopisywanie głębszego znaczenia pozostawiłbym słuchaczom. W relacji do naszej muzyki można ten wyraz pewnie wklejać w znaczenie na kilku poziomach, od przewrotnego myśląc o bagażu emocjonalnym mocno obecnym, a nie marginalizowanym, małym czy nieznaczącym –  do dosłownego, jak to kiedyś Kamil zaznaczył – gdzie te najmniejsze, wydawać by się mogło błahe sprawy czy sytuacje mogą spowodować lawinę emocji. Emocji mam nadzieję odczuwalnych na koncertach.

Kamil Błażewicz: No tutaj Andrzej wyczerpał temat.

M.P.: Porównuje się Was do Meshuggah, ale w wielu aspektach dużo dalej odbiegacie od „klasyki”, chociaż są ludzie dla których Meshuggah to szczyt połamania rytmu na granicy tolerancji ;). Byłam na kilku Waszych koncertach i dla mnie ta energia przypomina raczej Moją Adrenalinę/Semantik Punk. Nie chodzi tylko o stopień pojebania beatu, ale o warstwę tekstową – Meshuggah pisze na zewnątrz, Wy do wewnątrz – tak to widzę. To są wiersze, słowotwory… Bawicie się językiem, nie są to rymowane teksty o miłości i mordowaniu wrogów. Nie jesteście zatem kolejnym zespołem „metalowym”.

Kto jest prowodyrem słownych eksperymentów? I jaki to ma kontekst? O co kurwa chodzi ;)? 

A.P..: Słuszna uwaga, nigdy tak nie myślałem o tekstach Kamila. Zawsze jednak byłem ich wielkim fanem, uważam, że sposób w jaki pisze i co pisze jest dla niego bardzo ważne, a przez to autentyczne, co w całości naszej twórczości jest naprawdę ważne i pozwala w stu procentach zaangażować się w to co się dzieje na scenie czy w studio. 

K.K.: Kamil pisze świetne teksty, są z jednej strony w niedosłowny sposób osobiste, z drugiej natomiast zostawiają swobodę interpretacji odbiorcy. Ma w tej kwestii wolną rękę, nigdy nie mieliśmy zastrzeżeń, że sposób w jaki pisze nam nie pasuje. Wręcz przeciwnie, uważam że świetnie się kleją z warstwą muzyczną. Czasami trzeba na nie trochę poczekać, ale finalnie utwierdza nas w przekonaniu, że nie są to słowa z przypadku, napisane na odczepne.

K.B.: Był czas, że mocno inspirowałem się moją adrenaliną, w warstwie muzycznej jak i tekstowej. Ja po prostu lubię mocne, ciekawie brzmiące, rezonujące z moimi emocjami słowa, które każdy może sobie interpretować na swój sposób.

Kolejna perła na tym sznureczku to dykcja Kamila. Niby drze się w niebgłosy, a wszystko jest zrozumiałe. Wszystko ma sens. Wokal u Was przewodzi bardzo duże emocje i jest potęgą samą w sobie.

M.P.: Czy Pan bierze jakieś lekcje? Jakaś gimnastyka buzi i języka? 

K.B.: Nie, nie biorę żadnych lekcji.

M.P.: Żeby tego było mało, ciężko Was sklasyfikować, bo na math jesteście momentami za toporni, na metal za trudni, na sludge… za eteryczni? ;). Dla mnie jesteście jak wiersz Leśmiana, już to kiedyś powiedziałam i nie zmieniam zdania. Demo było nieco rockowe (sorewicz), „Krzta” była sludge’owa, a „Żółć. Niszczenie. Zgliszcze” jest jak walec drogowy. 

Momentami jest jak na poważnie rozkręconej karuzeli. Przypominacie na scenie trochę 65DOS po przemianie w Hulka :D.  Co to znaczy, czemu tak? (to jest pytanie zarówno do uczucia do płyty, jak i technikalia ;). 

A.P.: W moim przypadku jest to trochę poza wewnętrzną decyzyjnością. Jeśli właśnie tak to czuję – tak to gram. O ważnych rzeczach nie należy szeptać, a być może na scenie przepracowujemy ważne rzeczy. 

K.K.: Robimy taką muzykę, która przemawia do naszej trójki i jest dla nas po prostu ważna, taką w którą wierzymy, taką, która jest warta naszego czasu i starań. Przez to możemy jej się w pełni oddać podczas grania koncertów. 

M.P.: Duch teraźniejszych świąt jest zadowolony, co zobaczy duch przyszłych świąt? Planujecie iść w jakąś stronę? A może się uspokoić? (tylko nie to) Poeksperymentować? 

A.P.: Nie mam pojęcia gdzie to pójdzie. Nie znam kierunku. Czasem na zupełnym luzie zaczynamy rozmowy o nowym materiale. Nie jest to jednak nic konkretnego, nie wydaje mi się również, żeby to było coś, co czeka tuż za rogiem. Teraz każdy ma trochę swoich spraw na głowie, a powstawanie materiału to dla nas proces angażujący nas naprawdę mocno. Jeśli przyjdzie odpowiedni czas, zajmiemy się tym i zrobimy to najlepiej jak potrafimy, jeśli nie przyjdzie – pozostanie nam to co stworzyliśmy do tej pory. 

K.K.: Czas pokaże. 

M.P.: No i kiedy możemy się spodziewać owoców? Pora chyba na jakiś LP ;D.

A.P.: Naprawdę schlebia mi, myślę, że nam –  coraz częściej pojawiające się pytanie o nową płytę, sam chciałbym być na etapie planowania dzielenia się nim, wysyłania Patrykowi gotowego materiału, ale go nie ma. Być może powstanie. Jak powstanie gwarantuję, że będziemy chcieli się nim dzielić. 

K.K.: Jak będziemy mieli coś dobrego, to się podzielimy. Starczy dla wszystkich. 

furia-zamilska owls woods graves krzt

M.P.:  Jedziecie w trasę z Furią… To poważna sprawa, duże kluby, cztery kapele w line upie,  jak na małym feście. Pojawi się też Zamilska… Na mieście mówią, że to jest techno/industrial. Jako osoba obecna w scenie elektronicznej od lat, oceniam to na najwyżej house. Wcale nie wiem, czy progresywny. Lekuchny. Znalazłabym co najmniej trzy dobre zastępstwa na ten wieczór, żeby było elektronicznie, a jednak spójnie. 

Jak Wam to gra? Lubicie jej twórczość? Lubicie ten clubowy “vibe” :D? 

A.P.: Ja chyba z naszej trójki najbardziej czekam na koncert Zamilskiej. Mam nadzieję zbić pionę i podziękować za wspólne granie. Cała inicjatywa właśnie z takim lineupem jest dla mnie naprawdę świetna, odważna i smaczna. Ludzie są coraz bardziej otwarci na różne gatunki, zamykanie się w jednej szufladzie to złe rozwiązanie. Zawęża pole widzenia, nie pozwala doceniać muzycznych widoków w różnych okolicznościach. Jestem pewien, że taki skład tych koncertów zda egzamin. 

K.K.: Nie znam twórczości Zamilskiej, to będzie dobra okazja żeby poznać. Line up jest bardzo różnorodny, dla mnie to atut. 

MP.: Naturalnie w sumie w tym toku rozumowania nasuwa się pytanie – jakie dziedziny sztuki są Wam bliskie, jakie gatunki muzy? Czego słuchacie, na co idziecie do galerii? 

A.P.: Zanudziłbym czytającego pisząc o wszystkim, bardzo chciałbym pójść na koncert Autechre, ale gramy koncert w tym samym czasie. Muzyka tego duetu z UK jest mi bliska od bardzo dawna. Niemniej jednak – warto również wpaść na własny koncert. 

K.K.: Dużo tego. Dziś leciało Hangman’s Chair, Beastmilk, Greg Puciato, King Krule i Chelsea Wolfe. 

K.B.: Ja chętnie bym zobaczył muzeum Giger’a. Byłem w Sanoku w galerii Beksińskiego, która robi mega wrażenie.

MP.: Pomyślałam sobie, że będę już zawsze zadawać pytanie o dźwięki z dzieciństwa. Nie koniecznie melodie. Takie, które Was otaczały, zdarzały się, skupialiście się na nich. Dla mnie to były maszyny offsetowe, dla Matsa Gustaffsona „śnieg padający na śnieg”, a dla Was? 

A.P.: Desireless – Voyage, Voyage. Ogarnia mnie dziwnie przyjemne wspomnienie przy tym numerze. Dla mnie to podróż w czasie. Myślę, że szmer z kuchni czy pokoju, dobiegający przez uchylone drzwi mojego pokoju, tak zupełnie tuż przed snem, kiedy w mieszkaniu jeszcze coś się działo ale Ja już leżałem w łóżku. Stąd pewnie sympatia do ambientu. 

K.K.: Kaseta Vaya Con Dios puszczana w domu, polski hip hop i Ich Troje. 

K.B.: Dźwięki pociągów z oddali, akurat mieszkałem dość blisko torów.

FACEBOOK

BANDCAMP

INSTAGRAM