Kirin McElwain – Bycie w formie daje mi więcej możliwości

interview wywiad Anxious magazine Kirin McElwain
Fot. Alice Plati

Natłok wydawanych materiałów muzycznych, często wysokiej jakości, na rynku, sprawia, że odczuwamy przesyt i powoduje poczucie, że ta saturacja zaczyna przerastać możliwości poznawcze. Mimo to, istnieje wartość w trzymaniu ręki na pulsie i odkrywaniu, ponieważ w gąszczu tych wszystkich dźwięków wciąż kryją się perły warte odkrycia. Dokładnie tak było w przypadku Kirin McElvan, artyski z Brooklyn/Nowy Jork.

Gdy redakcyjny Kolega, niestrudzony tropiciel muzycznych ścieżek, Marek „Lokis” Nawrot, podsunął mi EP-kę Viriditas z pełnym przekonaniem, wiedziałem, że to musi być wyjątkowe wydawnictwo. Już sama okładka, piękna i nieoczywista, wzbudziła moje zainteresowanie. Po rozpoczęciu odsłuchu, pierwsze dźwięki poleciały z głośników, a ja wraz z nimi zanurzyłem się w niezwykłą podróż po muzycznej krainie Kirin. Malowane dźwiękiem krajobrazy, pozbawione wyraźnych granic (a właściwie absolutnie bez granic), zawiesiły mnie w jej kosmicznym świecie na długi czas. Rzadko zdarza się, aby płyty wciągały nas tak głęboko. W rezultacie umieściłem Viriditas w swoim TOP 10 płyt wydanych w roku 2023.

Na początku roku w mojej skrzynce mailowej znalazłem wiadomość od samej Artystki, podziękowanie za (skromne) wsparcie na łamach Anxious. Nie mogłem przegapić okazji, jaka się nadarzyła, i postanowiłem zadać kilka pytań dotyczących jej artystycznego świata, który tak fascynująco kreuje.

Zachęcam do lektury tego, co miała do powiedzenia, a przede wszystkim do posłuchania tego pięknego dźwiękowego arcydzieła – Viriditas.

Artur Mieczkowski


interview wywiad Anxious magazine Kirin McElwain
Fot. Alice Plati

Artur Mieczkowski: Cześć Kirin. Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką eksperymentalną, improwizowaną, i współczesną muzyką klasyczną?

Kirin McElwain: Dorastając, moje rozumienie gry na wiolonczeli i ogólnie tworzenia muzyki było bardzo ograniczone do zachodniej muzyki klasycznej, której uczyłam się na lekcjach wiolonczeli i grałam w młodzieżowych orkiestrach. Po raz pierwszy zainteresowałam się współczesną muzyką klasyczną („nową” muzyką) na studiach. I nie czuję, że stałam się naprawdę świadoma muzyki eksperymentalnej lub improwizowanej. Dopiero kilka lat temu zobaczyłam, że jest tak wiele fantastycznej twórczości, którą odkrywam teraz po raz pierwszy.

A.M.: Eksplorujesz granice między formalną strukturą a chaosem w ramach swojej praktyki dźwiękowej i kompozytorskiej. Co przez to rozumiesz, czemu ma służyć?

K.McE.: Jako wiolonczelistka jesteś szkolona do bycia interpretatorką muzyki. I naprawdę lubię ten aspekt gry. Ale cały mój trening skupiał się na przestrzeganiu zewnętrznej estetyki, szczególnie wokół tego, co było uważane za  „dobre” lub „poprawne”, i doszłam do punktu, w którym poczułam, że straciłam kontakt z tym, co mnie interesuje lub co lubię. Zaczęłam pracę z syntezatorami jako sposób na odkrycie, jaka może być moja własna wrażliwość, a także jako rodzaj antidotum na aspekty mojej muzycznej historii, w których nie miałam zbyt wielu możliwości działania, a te które miałam, wydawały się naprawdę sztywne.

Nie ma jednego właściwego podejścia do pracy z syntezatorami, a już na pewno nie ma tradycji pedagogicznej czy stylistycznej, która byłaby uznawana za „najlepszą” w taki sposób, w jaki zachodnia tradycja klasyczna jest często uznawana za właśnie taką w społeczności klasycznej i w niektórych kręgach muzycznych. Myślę więc, że duża część mojej pracy polega na eksplorowaniu przestrzeni pomiędzy tym, co wydaje się być biegunowo przeciwnymi sposobami słuchania, tworzenia i grania.

Powiem też, że bardzo lubię mieszać ostrzejsze tekstury z bardziej eterycznymi, albo elementy kompozycji z metryką bliską noise. Myślę, że to przepychanie się między bardziej formalnie zorganizowanymi dźwiękami a tymi chaotycznymi jest interesującym miejscem do eksploracji.

A.M.: Twój debiutancki minialbum Viriditas zyskał uznanie krytyków. W moim osobistym podsumowaniu płyt TOP10 jest również wysoko, jestem zachwycony tym wydawnictwem. Jakie były inspiracje i idee przyświecające temu wydawnictwu?

K.McE.: Dziękuję bardzo za wysłuchanie. Mój proces pisania muzyki polegał zasadniczo na nagrywaniu i improwizowaniu, pozostając obecnym z tym, czego doświadczałam w danym momencie. Te nagrania stały się podstawą dla utworów na EP-ce. Na przykład Work miał prawdopodobnie 8 szkiców przed jego obecną iteracją. Inne utwory, takie jak Pacific Tell I & II i Letting, były improwizowane w zasadzie w swoich ostatecznych formach, więc to, co znajduje się na płycie, jest albo oryginalnym improwizowanym utworem, albo bardzo do niego zbliżonym. Duża część tego procesu polegała na tym, że próbowałam rozgryźć produkcję, syntezę i kompozycję w bardzo odkrywczy, samodzielny sposób.

A.M.: Podczas pobytu w Elektron Musikstudion w Sztokholmie pracowałaś  z halldorofonem i systemem Buchla 200. Jak te doświadczenia wpłynęły na Twoje podejście do tworzenia muzyki?

K.McE.: Dostęp do studiów w EMS i możliwość spędzenia czasu z tymi wszystkimi niesamowitymi instrumentami oraz dostępu do tak wielu różnych mikrofonów i innego sprzętu, nie wspominając o uczeniu się od miłego i kompetentnego personelu, były naprawdę wyjątkowe. Nie powiedziałabym, że czas tam spędzony zmienił lub wpłynął na moje podejście do tworzenia muzyki, ale uświadomił mi, że teraz mogę pełnić w studiu zupełnie inną rolę niż jeszcze kilka lat temu, kiedy chodziłam na sesje po prostu jako wiolonczelistka i nie posiadałam żadnych umiejętności inżynieryjnych ani producenckich. Podczas pisania Viriditas jednocześnie nagrywałam i aranżowałam. Niedawno wróciłam do nagrań EMS, co oznacza, że montażem i aranżacją zajmuję się 7-8 miesięcy po dokonaniu nagrań, więc przypuszczam, że to inny sposób pracy niż przy Viriditas. Czasami wykorzystuję nieedytowane nagranie jako samodzielną ścieżkę, podczas gdy w innych nagraniach dodaję głos lub wiolonczelę albo poddaję je minimalnej obróbce. I oczywiście, słuchając tych nagrań, pojawiają się także uczucia: „och, szkoda, że nie wypróbowałam tego czy tamtego” w postaci chęci zmiany umiejscowienia mikrofonu lub żałuję, że nie zadawałam więcej pytań lub nie próbowałam innych rzeczy, ale myślę, że to całkiem normalne, że masz takie odczucia w związku z jakąkolwiek wcześniejszą swoją pracą.

interview wywiad Anxious magazine Kirin McElwain
Fot. Alice Plati

A.M.: Z wiolonczelą, grasz zarówno w koncertowych salach, jak i studiach nagrań czy miejscach DIY. Jakie są dla Ciebie najważniejsze aspekty pracy w tych różnych środowiskach?

K.McE.: Nie sądzę, że muszę pracować inaczej w zależności od miejsca, chociaż z pewnością skupiam się na różnych rzeczach w moich przygotowaniach, w zależności od rodzaju muzyki, którą gram. Dodam, że przez wiele lat uczyłam się techniki Alexandra, i jest to dość fundamentalny aspekt mojego podejścia do grania i występów, a także naprawdę przydatne narzędzie do poruszania się w nowym i nieznanym środowisku.

A.M.: Twoja współpraca przy różnych projektach muzycznych, w tym przy ścieżkach dźwiękowych do filmów i programów telewizyjnych, a także z artystami takimi jak Post Malone, Ioanna Gika, This Will Destroy You. Jak różne są dla Ciebie te doświadczenia?

K.McE.: Poza tworzeniem własnej muzyki, prawie zawsze jestem jako wynajęta wiolonczelistka – zazwyczaj są już przygotowane schematy lub osoba, która mnie zatrudnia, ma już bardzo konkretną wizję tego, czego chce od partii wiolonczeli, więc nie uważałabym tego za współpracę per-se. Ale bardzo lubię tego rodzaju role, niezależnie od gatunku lub zastosowania, ponieważ granie muzyki z innymi ludźmi to największa frajda, jaką mogę sobie wyobrazić. Dodam jednak, że to, czy jest to pozytywne doświadczenie, sprowadza się tak naprawdę do ludzi, którzy są na koncercie – jeśli w pomieszczeniu panuje dobra atmosfera, wszyscy będą grać lepiej. Mam ogromne szczęście, że w ciągu ostatnich kilku lat mogłam pracować z niesamowitymi artystami, którzy są również wspaniałymi ludźmi.

interview wywiad Anxious magazine Kirin McElwain
Fot.: Walter Wlodarczyk

A.M.: Jakie znaczenie ma dla Ciebie wykształcenie w dziedzinie muzyki klasycznej w kontekście Twojej obecnej pracy artystycznej?

K.McE.: Mam na myśli fizyczne i techniczne aspekty gry na wiolonczeli. W pewnym sensie przestałam ćwiczyć na poważnie w tamtym roku, kiedy tworzyłam Viriditas – po prostu czułam, że muszę na jakiś czas porzucić moją  „wiolonczelową” stronę, aby zrobić miejsce na nową praktykę, którą rozwijałam. Odkryłam, że w miarę jak kontynuuję pracę, chcę wrócić do bardziej regularnych ćwiczeń. Bycie w formie daje mi więcej możliwości, sprawia, że jestem lepszym współpracownikiem, improwizatorem i wykonawcą.

Jeśli chodzi o pisanie muzyki, to nie słucham zbyt wielu nagrań. Myślę jednak, że lata grania wyłącznie muzyki klasycznej odbijają się na mojej pracy, nawet jeśli nie odnoszę się do niej świadomie.

A.M.: Czy Twoje doświadczenia związane z instalacjami multimedialnymi, tańcem i koncertami klasycznymi wpływają na sposób, w jaki podchodzisz do własnych projektów muzycznych?

K.McE.: Praca z tancerzami wpłynęła na to, jak improwizuję, na przykład reagując na ruch i gesty w taki sam sposób, w jaki mogłabym reagować na dźwięk lub jego brak.

A.M.: Twoja praktyka muzyczna obejmuje eksperymentalne i improwizowane podejście. Jakie odkrycia pojawiły się w trakcie tego eksploracyjnego procesu, które szczególnie wpłynęły na rozwój Twej twórczości?

K.McE.: Uczę się bardziej ufać swojemu instynktowi; mam lepsze wyczucie, kiedy napotykam coś, co działa, lub kiedy coś nie jest skończone lub wymaga przeróbki. Myślę też, że mam znacznie większą tolerancję na wrażliwość i dyskomfort; było to bardzo produktywne dla mnie jako osoby i wykonawcy.

A.M.: Czy widzisz jakieś konkretne zmiany lub ewolucję w swojej muzyce w najbliższych latach? Czy masz nowe koncepcje lub inspiracje, które zamierzasz eksplorować w nadchodzących projektach?

K.McE.: Najbardziej interesuje mnie dalsze ciągnięcie wątku tworzenia własnej pracy i obserwowanie, dokąd mnie to zaprowadzi. Ale z pewnością jestem zainteresowana pisaniem muzyki do filmów, komponowaniem na inne instrumenty i kontynuowaniem pracy nad syntezą i śpiewem.

interview wywiad Anxious magazine Kirin McElwain
Fot. Alice Plati

A.M.: Obecnie kończysz pracę nad dwoma solowymi wydawnictwami. Czy możesz nam uchylić rąbka tajemnicy na temat tych projektów?

K.McE.: Jeden jest bardziej w stylu Viriditas, a drugi jest bardziej skoncentrowany na halldorofonie.

A.M.: Ostatni utwór Pacific Tell I & II Viriditas, przywołuje mi na myśl przesileniowe EP-ki COIL. Zawiera równie wiele emocji i tego poruszającego piękna. To oczywiście nie jest zarzut, wręcz przeciwnie. Dla mnie nagrania COIL są jednymi z najpiękniejszych, jakie słyszałem i które zmieniły wiele w moim postrzeganiu muzyki. Tym samym chciałem zapytać na koniec o Twoje inspiracje i muzykę, która dokonała rewolucji w Twoim podejściu do słuchania i tworzenia.

K.McE.: Doceniam odniesienie do COIL! Nie znam tych konkretnych EP-ek, ale będę musiała ich posłuchać.

Jeśli chodzi o muzykę, która wpłynęła na to, jak słucham i tworzę – na pewno Sinead O’Connor, irlandzka i szkocka muzyka tradycyjna, której słuchałam dorastając, utwór Michaela Gordona Industry na wiolonczelę i pedał przesteru, Pan Sonic, Aphex Twin, Pauline Oliveros, chodzenie na koncerty tak często, jak tylko mogę – staram się wychodzić raz lub dwa razy w tygodniu. Z pewnością spędzanie czasu z przyjaciółmi i rodziną, kontakt z naturą, bieganie i technika Alexandra są bardzo istotne dla tworzenia.

A.M.: Dziękuję bardzo za wywiad i życzę powodzenia w realizacji wszystkich Twoich planów. Liczę też na to, że będziemy mogli zobaczyć Cię w Polsce na koncercie :).

K.McE.: To była przyjemność, dziękuję. I tak, chciałabym przyjechać do Polski, mam nadzieję, że wkrótce!


kirinmcelwain.com

Bandcamp

Instagram