Tomo-Nakaguchi – The Long Night in Winter Light

Audiobulb Records / DL / 2023

Tomo-Nakaguchi The Long Night in Winter Light Anxious Magazine

Wydana w połowie zeszłego miesiąca płyta “The Long Night in Winter Light” to już trzecia solowa płyta Tomo-Nakaguchiego, artysty mieszkającego i tworzącego w Yokohamie, znanego również z takich projektów, jak eksperymentalny zespół rockowy 1769 czy grupa multimedialna skyward photo film. O ile jednak w 1769 mamy do czynienia z muzyką dość energiczną (choć trzeba przyznać, że mocno elektroniczny, by nie rzec J-elektroniczny jest ten eksperymentalny rock), o tyle w ramach działalności solowej Tomo-Nakaguchi skupia się na medytacyjnym, bardzo delikatnym, wyciszającym ambiencie, bazując przede wszystkim na instrumentach elektronicznych, samplerach, mocno przetworzonej gitarze elektrycznej, a nawet elektronice użytkowej czy delikatnie wplatanym w to wszysto field recordingu.

Muzyka ta, opisywana, czy raczej etykietkowana przez wydawcę jako “microsound” tudzież “lowercase” okazuje się być w istocie kojącą duszę wypadkową chilloutu, kontemplacyjnego ambientu i delikatnej muzyki relaksacyjnej. Niewątpliwie jest to w dużej mierze zasługa doboru zarówno instrumentów jak i środków wyrazu („muskane” partie pianina, delikatna gitara, mocno zmodyfikowana, lecz stawiająca wyłącznie na klimat, pozbawiona wszelkiej zadziornej agresji czy przesteru). To wszystko sprawia, że całość jest nie tylko wyraźnie uspokajająca, ale poniekąd wręcz zwiewna i eteryczna. Czterdzieści minut muzyki, na które składa się w sumie dziesięć utworów tworzy klimat bez wątpienia unikalny, nastrajający do wyciszenia, medytacji czy po prostu zamknięcia oczu i chwilowego wyłączenia się, oddając się przemykającym w tle z niespieszną gracją dźwiękom. W porównaniu z wydaną w zeszłym roku “Tayutau” rzeczywiście mniej mamy tu pianina, więcej zaś gitary i sampli, mniej smyczków – więcej smaczków, klimat i owa charakterystyczna kontemplacyjność bez wątpienia jednak pozostały. Chwilami całość ciągnie się takimi plamami dźwięków, że przywodzi wręcz na myśl określenie „post-ambient”, coś jakbyśmy słuchali takiego elektronicznego i lekko rozmytego shoegaze’a. Zwłaszcza w momentach, w których gitary są bardziej wyeksponowane.

“The Long Night in Winter Light” to album zdecydowanie udany, kontynuujący kierunek w jakim sukcesywnie szedł i dalej idzie Tomo, nie jest to może płyta zdolna do zawojowania list przebojów, czy nawet internetowych playlist, bo w tym gatunku to w ogóle chyba niemożliwe, jest to jednak kawał naprawdę solidnej muzyki tła, takiej która z jednej strony pomaga się wyciszyć, rozmarzyć, przymknąć oczy i wyczarować własne wizje, z drugiej zaś nie jest szeregiem prostych dźwiękowych plam, między którymi wieje nudą i kompletnie nic się nie dzieje. Tutaj są konkretne pomysły, są niebanalne motywy melodyczne, jakaś myśl przewodnia, całość jest spójna i przemyślana. No i, last but not least, album ten pozostawia po sobie na tyle dobre wrażenie, że po ostatnich dźwiękach tytułowego utworu pojawia się z tyłu głowy chęć powrotu do tego dzieła i przesłuchania go kolejny raz za jakiś czas…

Piotr Wójcik