Paranoia Inducta – Demon’s Factory

Heerwegen Tod Production / CD/DL / 2023

Paranoia Inducta Demon's Factory Anxious Magazine

Paranoia Inducta. Wykonawca jedyny w swoim rodzaju, chyba nie tylko na polskiej scenie, obchodzi w tym roku dwudziestolecie działalności. Założony w kwietniu 2003 roku jednoosobowy projekt Ryszarda Lala alias Anthonyego Armageddon Destroyera doczekał się przez ten czas bodaj dziewiętnastu pełnych płyt (jeśli wliczyć do nich także splity i kolaboracje). Absolutna większość z nich ukazała się nakładem dwóch wydawnictw – najpierw należącego do Wojtka Zięby (Infamis, Voices of the Cosmos), nieistniejącego już niestety, Beast of Prey, a później Heerwegen Tod Productions. Dziewiętnastą, podsumowującą dorobek owych dwóch dekad, była wydana w styczniu płyta “Unknown Pleasures”, dostępna (czy raczej powinienem napisać praktycznie niedostępna) w bardzo limitowanym nakładzie dwudziestu sztuk fizycznego nośnika CD oraz w darmowej do pobierania lub słuchania wersji cyfrowej, dostępnej na większości platform internetowych. Czas jednak płynie… Paranoia Inducta rozpoczyna – oby – kolejne udane dwadzieścia lat aktywności twórczej i otwiera je z przytupem. Płytą “Demon’s Factory”.

Wydany w dwóch wersjach (klasyczny jewel case oraz fantastycznie zrobiony digipak w rozmiarach DVD) materiał to ponad godzina mrocznego, psychodelicznego, rytualistycznego ambientu jaki dobrze już z twórczości Paranoi Inducty znamy. Spłyceniem byłoby jednak stwierdzenie, że „i oto znowu jest dobrze” lub „Ryszard trzyma poziom”. Już od pierwszych dźwięków otwierającego całość “New World Order” słychać, że Paranoia Inducta nie tylko nie obniża lotów, ale wręcz przeciwnie – ma się świetnie i jeszcze wyżej podnosi wiszącą już i tak na niebotycznym poziomie poprzeczkę. Bez wątpienia zasługę mają w tym również zaproszeni goście – słyszalne już od pierwszego utworu i pojawiające się regularnie partie wokalne Erszebeth, czy gościnny udział wspominanego wyżej Infamisa, sprawiają, że “Demon’s Factory” jeszcze bardziej zyskuje. Jeśli dodamy do tego jeszcze przemyślane i nienachalne wykorzystanie sampli, to w efekcie otrzymujemy Paranoię, jaką znamy i cenimy, wzbogaconą o dodatkowe smaczki, monumentalne wokalizy i wyciskającą ze sprawdzonego instrumentarium i katalogu środków jeszcze intensywniejszy klimat i aurę.

Gatunkowo, czy może raczej stylistycznie, też mamy do czynienia ze swego rodzaju pozytywnym paradoksem. Paranoia bowiem, jak to Paranoia, a to raczy nas klasycznym ambientem, a to zbacza w kierunku dronu/illbientu (jak choćby w tytułowym “Demon’s Factory”), kiedy indziej podkręcając nieco tempo wkracza na terytorium martial ambientu (“Heaven Inc”), przemycając nawet wątki industrialne, wciąż jednak mamy do czynienia ze spoistą i jednorodną płytą, na której pewne odchylenia stylistyczne między utworami wychodzą tylko in plus, trzymając, co ważne, ten sam poziom napięcia i zachowując spójny klimat. Mamy tu nawet moment zahaczający (sic!) o neoklasykę czy Dungeon Synth (ale powiedzmy sobie szczerze, 99% „bedroomowych” wykonawców DS, choćby nawet chciało tak grać, to zwyczajnie za wysokie progi…) w postaci “Lords of Illusions”. Czasami utwory są bardziej eklektyczne (“Triumph of Death”), gdzie klasyczny dark ambient liźnięty jest tylko industrialną rytmiką z pobrzmiewającymi daleko w tle martialowymi echami, stanowią one jednak jeszcze bardziej idealne spoiwo między bardziej „odchylonymi” od głównego kręgosłupa fragmentami tejże płyty. Płyty nie tyle solidnej, co po prostu cholernie mocnej, znakomitej i stanowiącej na pewno kolejny ważny punkt w dorobku tego solowego projektu. Jednocześnie płyty zdającej się być bardzo optymistycznym prognostykiem na kolejne dwadzieścia lat działalności Paranoia Inducta. Oby kolejne płyty były tak dobre jak ta, albo nawet i lepsze!

Piotr Wójcik