Mats Gustafsson & Joachim Nordwall – Their Power Reached Across Space and Time – To Defy Them Was Death – Or Worse

Thrill Jockey / LP/CD/DL / 2023

Mats Gustafsson & Joachim Nordwall Anxious Magazine

Jestem tu nowa i jeszcze mnie nie znacie, dlatego przyznam się Wam do czegoś, może to jakoś przełamie lody. Jednym z największych lęków, jakie nachodzą mnie po nocach, jest ten, który sugeruje, że nic już nowego nie czeka mnie w świecie doznań dźwiękowych. Tak, wiem… problemy pierwszego świata. Nie lubię też, jak mi rzęsa wejdzie pod powiekę, albo jak zapomnę o awokado i ono już będzie do wyrzucenia. W każdym razie, odkąd pamiętam, szukam nowych brzmień, lub chociaż zmian w ich tradycyjnej konfiguracji, jak świnia trufli, jak ćpun heroiny na dworcu, albo jak… Krystyna Pawłowicz sałatki w torebce (można tak bez końca). Właśnie dlatego mam w zanadrzu tzw. artystów dyżurnych, na których zawsze mogę liczyć, ponieważ wiem, jaką drogą podążają. Mało tego, mam do tej drogi zaufanie.

Ścieżka, wytyczana przez Matsa Gustafssona i Joachima Nordwalla jest kręta, nieprzewidywalna, a nawet niebezpieczna, jednak to właśnie na nią wkroczyłam po raz kolejny, 24 marca z wypiekami na twarzy, ale bez krzty wahania, mówiąc do siebie w duchu: „lecimy kurwa tutaj!”. No i zrobiłam pierwszy krok, a moim oczom ukazał się las…

Żartuję, gówno widziałam! Było ciemno, mokro i zimno, bo “There Are Some Worlds Where All Dreams Die (En Glad Stund)” zgasił w tym lesie resztki światła, kiedy wypełzając z podziemi, wypychał na powierzchnię kręte korzenie, o które można się zabić. Podobnie jest z “Their New Life Was Their Final Life (Vilse)” – trochę przypomina mi ten żart o psychopacie, co idzie z dziewczynką przez knieje i kiedy ona zaczyna płakać, typ mówi jej: przestań się mazać, ja mam gorzej, bo będę wracał sam.

To, jak doskonale np. oddech przewodzi emocje i z powodzeniem zastępuje tekst czy wokal, dał mi dobitnie do zrozumienia Fuyuki Yamakawa — urodzony w Londynie japoński muzyk i performer, który skrzętnie korzysta z urządzeń medycznych wraz z mikrofonami, by wzmocnić wydobywające się z ciała (czy to klatka piersiowa, czy gardło) dźwięki. Mats zastosował to samo święte prawo do eksperymentu, bo doskonale wiedział, że przy Joachimie (którego jak wiemy z wywiadu, zna od czasów starożytnych) może sobie pozwolić na absolutnie każdy lot i po prostu puścił wodze fantazji. W efekcie, oprócz tradycyjnych dźwięków, jakie można z instrumentów dętych wydobyć, na płycie słyszymy jęki, oddech, mlaskanie oraz inne bliżej nieokreślone pomruki. To wszystko sprawia, że znów mamy do czynienia nie tylko z muzycznym utworem, ale i sugestią obrazu, jaki za tym utworem się kryje.

Najnowszy album jest nieco odważniejszy i bardziej „do przodu” niż poprzedni, co rodzi nadzieje na przyszłość dla takiej poszukiwaczki „trufli” i „heroiny” (i sałatki) jak ja. Jest tu sporo niepokoju, niskich i mocno rezonujących dźwięków, to wszystko się skrada za człowiekiem, nie daje mu zasnąć, zagląda przez ramię i dyszy w kark. Skoro więc, przy okazji recenzji ostatniej kolaboracji tego fantastycznego duetu “A Map of Guilt” wydanej w 2017 roku nakładem Bocian Records, Bartek Chaciński, (bądź co bądź Młody Ambasador Polszczyzny z ramienia Rady Języka Polskiego PAN) poczynania muzyczne Nordwalla nazwał wdzięcznie „muskaniem dużego jacka”, to tu zasadniczo ten jack jest muskany dość intensywnie. I ja się cieszę z tym jackiem. Jestem wręcz pulsującą radochą Jacka ;)

Żeby tego było mało – tytuły! Niby, jak w postrockowych balladach (nie mieściły się nigdy na wyświetlaczu discmana), a niosą ze sobą jakieś sarkastyczne angielsko-szwedzkie przesłanie i ta nazwijmy to “tragi-satyra” na dzisiejszą rzeczywistość (mówiąc oględnie) jest niewątpliwie ogromną wartością dodaną do całego przedsięwzięcia. Polecam je sobie potłumaczyć. Jedne pasują do utworów, inne są srogo przewrotne, jak dzisiejsze trendy w makijażu. Nie będę Wam psuła zabawy. Googlajcie, słuchajcie, bójcie się. Gustafsson i Nordwall przyjdą w nocy po Wasze muzyczne przyzwyczajenia i rozsmarują je po pokrzywionych ścianach upiornych szałasów z gałęzi jak w “Blair Witch Project”.

Marta Podoska