Jacaszek & Wesołowski & Szczecin Philharmonic Orchestra – Eirḗnē

Coastline Northern Cuts,
Szczecin Philharmonic / LP/DL / 2023

Anxious magazine Jacaszek & Wesołowski & Szczecin Philharmonic Orchestra – Eirḗnē

Co tu dużo kryć… Na neoklasykę to ja jestem pies. A na klasykę taką jeszcze bardziej klasyczną, niż „neo” – tym bardziej. Odkąd zaś w pamiętnym roku 1993 wysłuchałem wprost ze Studia S-1 jedynie słusznej meta-mszy, jestem pies na każde ambitne połączenie nowoczesnych brzmień z klasyczną podstawą… Obojętnie czy będzie mocno klasycznie jak u Tomka Sroczyńskiego, czy do bólu neo- jak choćby w Autumn Tears czy Elend…

Jacaszek + Wesołowski z towarzyszeniem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii w Szczecinie sytuują się w tym wszystkim gdzieś tak pomiędzy, bardziej wszak ze wskazaniem na samą klasykę. Jak mawiała moja nieodżałowanej pamięci polonistka: na średnim środeczku. Pewnie spora w tym zasługa Michała Jacaszka, jeszcze zaś sporsza samych filharmoników szczecińskich, nie da się jednak ukryć, że Eirḗnē to dzieło na wskroś – i przede wszystkim – klasyczne. Ale jednak z owym neo. Już samo otwierające I zbacza bowiem lekko w elektroniczne, uderzające transową podstawą, beaty, nadające konkretny rytm i kierunek całości. Później zresztą to wszystko wyłapuje jeszcze chyłkiem po drodze trzeci człon – Eirḗnē tchnie bowiem dodatkowo muzyką filmową. Czy było to zamysłem twórców, to już trudno powiedzieć, nie da się jednak zaprzeczyć, że ten „scoringowy” duch jest obecny przez cały odsłuch i to tu, to tam, wyskakuje zza węgła. Takich nieoczywistych nawiązań mamy tu zresztą więcej – wstęp III początkowo wydaje się wręcz dronowy, jednak już koło sześćdziesiątej sekundy intensywna sekcja smyczkowa dość skutecznie wyprowadza nas z przeświadczenia, że oto Eirḗnē nagle zbacza w takim oto dość nietypowym kierunku. Robi się bowiem jeszcze bardziej filmowo, zwłaszcza gdy pałeczkę przejmują charakterystyczne „zegarmistrzowskie” quasi-perkusyjne rytmy w tle – i wyjątkowo zaakcentowany tutaj dość mocno fortepian. Fortepian, który zresztą nienachalnie i niekoniecznie pierwszoplanowo, ale przewija nam się jednak przez całość, zaznaczając swoją obecność, to tu – to tam.

Z upływem czasu robi się coraz bardziej neoklasycznie, pojawiają się coraz widoczniej odczuwane sample, sama muzyka staje się jeszcze bardziej nostalgiczna. Całość trzyma jednak swój neo-klasyczny sznyt. Wciąż też dominuje nad całością sekcja smyczkowa, która nawet jeśli na krótką chwilę oddaje pierwszeństwo czemukolwiek innemu, to tak jak w V szybko przejmuje z powrotem stery, by pokazać słuchaczom, że motor napędowy Eirḗnē może być tylko jeden. Zresztą, skoro już przy V jesteśmy… melodii przewodniej tego utworu nie powstydziłaby się niejedna ambitniejsza, niepopeliniarska produkcja sci-fi.

Całe Eirḗnē to raptem trzy kwadranse (raptem… w porównaniu z wieloma rockowymi czy metalowymi płytami, trzy kwadranse to i tak długo). Nie nużą jednak ani tym bardziej się nie dłużą, zaś finałowe VII to jeden z tych utworów, na których czasami lubię się zawiesić (czytaj: przy nawale pracy i braku jednoznacznego wyboru, czego posłuchać dalej, nic nie stoi na przeszkodzie, by wysłuchać tego utworu piąty, siódmy, czy dziesiąty raz z rzędu…).

Mam nadzieję, że z czasem ta znakomita płyta pojawi się również i na CD, doceniam bowiem wydanie tego na winylu ale… wciąż jest jednak sporo ludzi, którzy skutecznie opierają się modzie na krowie placki, a zapewne chcieliby nabyć to wiekopomne dzieło w formacie fizycznym, niekoniecznie nowomodnie-analogowym (oj, ciekawe ilu osobom się teraz hurtem naraziłem – nie tylko zbieraczom winylowych plastrów, ale także i walczących przy pomocy wszelakiego dolby z szumami namagnetozywanych tasiemek…).

Data wydania: 18 listopada 2023

Piotr Wójcik