EUS – Vergel

BLWBCK / MC/DL / 2024

Anxious Magazine EUS – Vergel

EUS Vergel to płyta, którą do recenzji wziąłem „w ciemno”. Nie słyszałem wcześniej ani tej nazwy, ani też nie wiedziałem nic o Jose Acuñi, czyli o autorze rzeczonego projektu. O decyzji wybrania tego albumu, jak sądzę, zadecydowała wyśmienita okładka, prezentująca z jednej strony estetykę black metalową, a z drugiej przypominająca coverarty amerykańskiego zespołu drone metalowego Sunn O))). Jakieś dziwaczne bazgroły, utrzymane w ciemnej, wręcz szaro-czarnej kolorystyce; rysujące się w obraz przedziwnej i odrealnionej jaskini. Ta niepokojąca grafika momentalnie wpadła mi w oko, i to dzięki niej postanowiłem zaprzyjaźnić się z płytą Vergel, i napisać poniższą recenzję.

Morałem tego wstępu może być oczywiście teza o niezwykle wysokiej wartości graficznej oprawy wszelkich publikacji fonograficznych. Oczywiście takiej oprawy, która doskonale koresponduje z muzycznym produktem. Chętnie zresztą potraktowałbym widoczny wyżej wstęp do przedstawienia nieco obszerniejszych i głębszych rozważań na temat tego, jak duże znaczenie w kontekście naszych wyborów muzycznych ma właśnie zmysł wzroku. Nieraz bowiem łapałem się na tym, jak oko potrafi mnie bezczelnie zwodzić, i – za pomocą różnych ewokacji – kierować w kierunku kliknięcia „play” przy określonym albumie. Co ciekawe, zazwyczaj wybory te okazywały się być całkiem trafione.

Można więc rzec, iż opisane, przysłowiowe oko rzadko się myli. Tak też było tym razem, zmysł wzroku bowiem nie zawiódł mnie, jeżeli chodzi o wybór albumu Vergel. A skoro tekst zacząłem od rozważań na temat mrocznej i złowieszczej okładki, to niech ta okładka służy mi dalej, np. jako punkt wyjścia do opisu muzycznej zawartości płyty. O tym, że obie części (graficzna i ta muzyczna) ze sobą korespondują zdążyłem już chyba zdradzić w pierwszym akapicie. Postawię więc krok do przodu i pójdę nieco dalej. Moje pierwsze i przywołane wcześniej skojarzenie grafiki z Sunn O))) było już trafione tylko w połowie. Bo ile jestem w stanie wskazać kilka wspólnych mianowników, chociażby: mroczną atmosferę, oszczędność w budowaniu struktur czy obecność różnych trzeszczących i noise’ujących sampli. To jednak istnieje pewien problem, albowiem obok tych mianowników pojawiają się różnice, jest ich tyle samo, a może nawet i więcej. Nie chciałbym, aby ktokolwiek zarzucił mi rzucanie słów na wiatr, toteż mogę je wskazać czytelnikowi. Przede wszystkim na Vergel nie ma żadnych gitar, nie ma więc mowy o jakimkolwiek metalu na tym albumie, nawet tym dronującym. Brzmieniowo płyta jest też bardzo okrojona w swoich niskich partiach. Z kolei ten fakt odróżnia ów materiał nie tylko od muzyki wspomnianego wcześniej projektu, ale też od większości dark ambientowych przedsięwzięć. Gatunek, który nieustannie słynie przecież z konstruowania klimatu w oparciu o dolne pasma. Zawsze – z uporem maniaka – powtarzałem, że to właśnie te basowe, muliste drony robią największą robotę w utworach tego gatunku. A w szczególności w tych utworach, które w zamyśle mają wywołać u słuchaczy wrażenie niepokoju czy paranoicznego lęku. Vergel pod tym kątem to jednak płyta „środka”, a może nawet z bardziej „dolnego środka” (popularnego w języku producenckim low-midu), co z kolei – przy jednoczesnym eksponowaniu dronujących partii ambientowych – przywiodło mi na myśl dokonania szwedzkiego projektu Svartsinn, głównie z płyty Elegies for the End.

Nie wchodząc dalej w te producenckie szczegóły, powiem tylko, że akurat tego uderzającego i przytłaczającego dołu mi nieco zabrakło. Myślę, że cały materiał wiele mógłby zyskać, gdyby został podrasowany walcowato-niskimi dronami, które byłyby w stanie podsycić wrażenie ciężkości, potęgując dyskomfort słuchania. Jeżeli jednak uznać, że musiałem być w recenzji choćby odrobinę czepliwy, to jest to jedyny mankament, do jakiego bym się przyczepił. Ten producencki niuans, choć dla mnie istotny, nie jest w stanie zaprzepaścić naprawdę dobrego wrażenia, jakie robi Vergel.

Acuña pokazał na tej płycie, że potrafi tworzyć niepokojące i hipnotyczne struktury ambientowe, które opierają się głównie na dronach i lekkich modulacjach. Duża jest tu także rola subtelnych, ale całkiem upiornych i trzeszczących sampli, które delikatnie zaznaczają swoją obecność w tej ambientowej gęstwinie (szczególnie dobrze słychać to w utworze Umbral). I nawet mimo tego „wybrakowanego” dołu podróż z Vergel będzie godnym przeżyciem. Jako certyfikowany słuchacz ambientów w trakcie schadzek, polecam Wam wybrać się wieczorem na spacer z dobrymi słuchawkami na uszach, w celu posłuchania tej płyty (wchodzi lepiej niż podczas słuchania na kanapie – zapewniam).

Data wydania: 26 stycznia 2024

Janusz Jurga