Andrew Anderson / Colin Sheffield – Clarioned Elegies

Grisaille / MC/DL / 2024

Anxious magazine Andrew Anderson Colin Sheffield – Clarioned Elegies

Ze sztuką, a w tym przypadku z muzyką jest jak z Kubusiem Puchatkiem i jego garnkiem miodu. Wraz z jedzeniem, apetyt rośnie. Nie chodzi nawet o samo pochłanianie coraz większej ilości tego miodku; bardziej o niepohamowaną chęć powracania do tego samego dania i kosztowania go z rozkoszą za każdym kolejnym razem. I tak jest w przypadku Clarioned Elegies, moim subiektywnym zdaniem i będzie Waszym po posmakowaniu tej strawy. Chociaż obaj dźwiękolodzy nie są dla siebie obcy(w 2020 roku nakładem Elevator Bath – wytwórni prowadzonej przez Colina ukazał się CD Vagrancies autorstwa Andrew, to omawiany tutaj tytuł jest ich pierwszym, wspólnym dziełem.

Cztery składniki: nagrania otoczenia, sampling, procesowanie i mix stanowią podstawę naszego dania. Nic w tym nowego i dziwnego. W obecnych czasach każdy, dosłownie każdy z nas może uprawiać podobne działania, żonglując nagraniami otoczenia, czy samplingiem. Znajdziemy wielu, jak nie setki udzielających się w tej strefie „awangardowej elektroniki”, do której można podpiąć gatunki i podgatunki… Jednak tutaj kluczem do sukcesu jest słowo: procesowanie. Tak jak Kubuś Puchatek uwielbia swój miodek, tak piszący te słowa darzy miłością ojcowską dziecko, któremu na imię: procesowanie. Jak srebrzysty pogłos wydobywający się z tunelu łączącego tam i tu rozpoczyna się pierwsza część tej suity, będąca jednocześnie stroną A tej taśmy. Jednak zaledwie po kilkudziesięciu sekundach hipnotyczne zasysanie, zostaje przerwane nagłym wtargnięciem kaskady uderzeń maletem w werbel wypełniony wodą. Zamiast typowego perkusyjnego brzmienia właśnie dzięki montażowi, słyszymy rozbryzgi w przestrzeni, a wypełzający podpięty ur drone odpowiada za stabilność całości i nasz byt. Momenty niepewności i zachwiania, ale brak w tej przestrzeni negatywnych emocji. To wycieczka przepełniona trandenscencją i emanacją energii, która niesie w nieskończoność, odstępując wyżyn. 

Nawet tak wydawałoby się banalne trele ptaków i ich środowisko przepuszczone przez odpowiednie narzędzia w rękach tych dwóch iluzjonistów obnażają rodzaj staccato, w tym wręcz galopującym audio wirze. Kiedy wydaje się, że nic nie ma końca osiadamy na elektrostatycznej chmurze: otoczonej rozbłyskami i płynącej w sobie tylko znanym kierunku. Wielokrotny odsłuch ujawnia wiele szczegółów i detali, ale i ukazuje kunszt obu panów: co można uzyskać, używając nagrań otoczenia i sampli. Nie chciałbym Wam sabotować przyjemności odkrywania i rozpoznawania inspiracji fonicznych autorów, więc pozostanę relacjonującym tylko skrybą. Chwila, chwila to jeszcze nie koniec – dobijamy do brzegu, ale to tylko końcowe sekundy pierwszej odsłony.

Druga strona medalu, czyli Strona B: efekt flangera dopada nasz ziemski drone, rozbija go i rolując, przykrywa metaliczną płaszczyzną, na której rozegra się dalsza część naszej podróży. Wkraczamy w “zone” Sidereal Sound, tak, tak pamiętamy już to hasło z przeszłości. My jesteśmy tu i teraz, wszystko jest możliwe i dozwolone. Czuć metaliczny posmak w powietrzu. Pogłosy, podźwięki, kaskady ludzkiego głosu skąpane w opalizującym świetle i co najważniejsze nasz ur drone powraca. Ozdobiony w błyszczące sprzęgi, pulsuje gubiąc swój ziemski ciężar, pokazując, że nie ma góry czy dołu jedynie nadchodzący złoty środek. Może tak jest, może będzie, albo już było.

Data wydania: 28 kwietnia 2024

Marek “Lokis” Nawrot