Skogsalver – Svarens Tid

Wydanie własne / CD/DL / 2023

Anxious Magazine Skogsalver – Svarens Tid

Zastanawiałem się swego czasu, skąd właściwie się wzięła tak duża popularność mitologii nordyckiej; skąd tak duże zainteresowanie tym tematem wielu twórców? Na próżno przecież szukać innych wierzeń, które byłyby tak ochoczo eksplorowane i prezentowane w globalnej popkulturze. I to wcale nie jest tak, że ten fakt jakoś mnie oburza. Po prostu budzi on moją ciekawość. A ta z kolei jest przecież pierwszym stopniem do pie… – do Muspelheimu! (Ale dość żartów!).

Ciekawość ma to do siebie, że musi zostać w jakiś sposób zaspokojona. A więc i ja – swego czasu – postanowiłem poszukać, co na ten temat mówi nauka. Nie dokopałem się do wielu publikacji. Ale moje poszukiwania nie były też owiane całkowitym fiaskiem. Natrafiłem np. na ciekawy artykuł Angeliki Moskal, która – akurat na przykładzie serialu „Wikingowie– omawiała przyczyny zintensyfikowanej popularności rzeczonego tematu oraz inkorporowania go do dzieł kultury mainstreamowej. Autorka stwierdziła, że mitologia ta jest nad wyraz atrakcyjna i nęcąca, i to dużo bardziej od innych mitologii. O jej sile stanowią barwne opowieści, pełne krwawych wątków i filmowych zwrotów akcji. Rozliczne motywy zdają się być wprost zaprojektowane dla netflixowych scenarzystów. Weźmy pod lupę mityczny Ragnarok, który – jak pisała cytowana wyżej autorka – jest idealnym materiałem na mroczną i apokaliptyczną opowieść filmową.

Cytowana opinia przekonała mnie tak w połowie. Bo o ile w przypadku gier, seriali czy pełnometrażowych filmów to tłumaczenie ma rację bytu, o tyle w przypadku muzyki nie jest już szczególnie zasadne. Możliwe jednak, że zachodzi tu coś na styl efektu domina, gdzie popularność danego motywu w jednej dziedzinie sztuki, oddziałuje z kolei na inne dziedziny. A może rosnąca w skali globalnej popularność nordyckiego folkloru w sztuce dźwiękowej jest determinowana głównie prawami rynku, bo najzwyczajniej w świecie zwiększa się popyt na produkty etykietowane Młotem Thora czy Valknutem?

Temat ten wciąż pozostaje dla mnie pewną zagadką i chyba ciężko będzie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Tym bardziej, że ten tekst przecież nie jest o tym. Ma on być przecież recenzją płyty, której – o zgrozo – jeszcze nie zdążyłem nawet zapowiedzieć. Sprowadzając te rozważania do roli dywagacji, podkreślę tylko najważniejsze fakty, że w drugiej i trzeciej dekadzie XXI wieku mamy bardzo intensywny wysyp projektów, tworzących muzykę na pograniczu rytualnego ambientu i natchnionego, nordyckiego dark folku. Za pionierski akt można bowiem uznać pierwszą płyta Wardruny, która, zdaje się, iż zapoczątkowała wspomnianą falę różnorakich tworów dźwiękowych, nawiązujących tematycznie do omawianej mitologii. Wszystkie powstające w tym czasie formacje miały natomiast dwie wspólne cechy, brzmieniowo bardzo przypominały Wardrunę oraz odwoływały się – w mniejszym lub większym stopniu – do północnych wierzeń. Jeżeli natomiast ktoś myśli, że powstawały one tylko w Skandynawii, to jest w dużym błędzie. Nordycki dark folk, ulokowany w uniwersum dziewięciu światów położonych na Yggdrasilu, powstawał i powstaje dziś na całym świecie, i to naprawdę na całym! Dla przykładu – Torufl narodził się w Szkocji, Runfell jest projektem niemieckim, a np. taki Munknörr powstał już w ogóle poza Europą, bo miejscem jego narodzin jest Urugwaj.

W Polsce też mamy swoich akolitów nordyckich wierzeń. Na myśl przychodzić może od razu projekt Krzywdy, autorstwa Mateusza Szymańskiego z ROSK, projekt skądinąd wybitny. Poczet naszych rodzimych zespołów tworzących muzykę w klimatach północnego i mrocznego folku zasilił obecnie Skogsalver, którego płytę mam właśnie przyjemność recenzować. Nieprzypadkowo pozwoliłem sobie na tak długi (niektórzy pewnie uznają, że przydługi) wstęp. Zależało mi bardzo, aby zaznaczyć i podkreślić pewien problem związany z realnym przesytem na rynku muzycznym, gdzie kolejne neo-nordyckie formacje wyrastają niczym przysłowiowe grzyby po równie przysłowiowym deszczu. Przypomnę również, w myśl zasady, że im większa i silniejsza konkurencja, tym poprzeczka zawieszona wyżej. Byłem więc ciekawy, jak z tym niełatwym zadaniem poradziła sobie Natalia Zduńska (założycielka owej formacji) z resztą muzyków. Ale powoli…

Początkowo do płyty o tytule “Svarens Tid” podchodziłem jak pies do jeża. Zanim posłuchałem materiału, przejawiałem malutką obawę, że oto mam w rękach produkt, który będzie właśnie kolejnym, mało zajmującym dark folkiem o nordyckiej proweniencji. Autorka projektu, zaznaczę, opisała tę płytę jako zbiór utworów „otwierających świat nordyckiej mitologii, prowadzących słuchacza przez historię stworzenia świata, aż do mitologicznego Ragnaroku”. Skąd więc sceptycyzm? Ano z przekonania, o którym piszę w akapicie wyżej – za dużo jest takiej muzyki, a projektom tym z reguły brak jakiegoś wyróżniającego ich elementu, nie mówiąc o indywidualnym i nowatorskim charakterze.

Łatwo jednak jest zarzucać muzykom sztampę i brak oryginalności, a ten rodzaj krytyki uchodzi za bardzo pospolity i niewymagający. Wszystko rozbija się o fakt, iż – w pewnym sensie – ciężko dziś być unikalnym. Rolę gra tu wiele kwestii, zarówno nadprodukcja, prawa rynku, ale także trendy, za którymi stoi powielanie czy subtelne naśladownictwo. I to wszystko jest całkowicie naturalnym zjawiskiem we współczesnej popkulturze. Czy jest coś w tym złego? Odpowiedź na tę pytanie pozostawię Wam. Mi jednak naprawdę nie przeszkadza fakt, że Natalia Zduńska i spółka tworzą muzykę, jakiej naprawdę jest dziś bardzo wiele. Może brakować w ich koncepcji wyjątkowości czy osobliwości i jestem to w stanie otwarcie przyznać. Tyle że – również muszę to oznajmić – zespół nadrabia to wszystko muzyczną stroną, która, zaryzykuję takie stwierdzenie, powinna zadowolić każdego fana „nordyckich brzmień”.

W “Svarens Tid” dzieje się naprawdę dużo (i to tak naprawdę bardzo dużo); o czym zresztą informuje nas autorka projektu, która w opisie zamieściła następujące zdanie – „Kompozycje dopełniła bogata perkusja wraz z nietypowymi przeszkadzajkami – poroże jelenia, gałęzie drzew czy magiczne tank drumy”. Nie skłamię, jeśli powiem, że właśnie to zdanie najbardziej zachęciło mnie do sprawdzenia płyty; dużo bardziej zresztą od jej nordyckiej otoczki, jaką promuje się zespół. No i faktycznie, nie zawiodłem się, bo w utworach znajdziemy naprawdę kapitalny akompaniament kojarzący się miejscami z „wardrunową orkiestrowością”. Przy tym wszystkim muszę dodać, że utwory na płycie zrealizowane zostały bardzo dobrze, a ich wykonanie czy aranż mogą naprawdę imponować. Tak samo jak imponuje bardzo czytelna, wyraźna i profesjonalna produkcja. Jest to coś, co należy zapisać na duży „plus” dla zespołu, ponieważ nieczęsto spotkałem się z tak dobrze wyprodukowanym i bogatym brzmieniowo dark folkiem, a zaznaczę, iż posiadam pewne rozeznanie z projektami z rzeczonej szufladki.

Natomiast, jeśli kogoś zastanawia to bogate instrumentarium, to znów rąbka tajemnicy uchyliła nam Natalia Zduńska w notce prasowej, oznajmiając, że w sesjach nagraniowych uczestniczyli muzycy ze sceny folkowej i metalowej. Obecność pierwszych, patrząc na żanr, jakim etykietuje się zespół, absolutnie nie może dziwić. Z kolei mnie bardziej zaciekawił wątek metalowy i – choć na płycie “Svarens Tid” metalu nie usłyszymy – to da się tu wyczuć pierwiastek nieco cięższego grania. Przede wszystkim zespół lubi momentami pohałasować i zaprezentować nam nieco agresywniejszą sekcję perkusyjną (np. w ostatnich sekundach utworu “Vanadis”). W kilku miejscach na płycie usłyszymy również nieco ostrzejsze wokale ewokujące w stronę jakichś black metalowych naleciałości, np. w końcowym fragmencie w utworze “Fimbulvintern”, który jest w ogóle jednym z moich faworytów na tym albumie. Skogsalver przypomina mi tam polską wersję Heilung, a zagranie mroczniejszego i rytualnego folku w tym numerze – muszę przyznać – wyszło nader dobrze. Zatrzymując się w tym miejscu, również chciałbym podkreślić, że twórczość zespołu przemawia do mnie bardziej w tych miejscach, w których muzycy eksplorują nieco mroczniejsze rejony, gdzie jestem w stanie usłyszeć zarówno Wardrunę, Heilung czy polskie Krzywdy. Osobiście nie miałbym nic przeciwko, gdyby Skogsalver w pełni poszedł w taką stronę i całkowicie zrezygnował z nieco podnioślejszych bądź soundtrackowych rozwiązań, jakich jest sporo na albumie. Ale to już tylko kwestia moich preferencji. Nie zmienia to faktu, że “Svarens Tid” to bardzo dobra pod wieloma względami płyta.

Data wydania: 23 września 2023

Janusz Jurga