P/O Massacre + Alex Buess & Merzbow – Aural Corrosion

WV Sorcerer Productions 巫唱片 /  2LP/CD/DL / 2023

P/O Massacre + Alex Buess & Merzbow – Aural Corrosion – Anxious magazine

Pewnie przeoczyłabym ten album, gdyby nie Anton i jestem bardzo wdzięczna, że wszechświat znów okazał się laboratorium wypełnionym naczyniami połączonymi, w których prawdopodobne stają się wszystkie warianty zdarzeń. A ja? Cóż, jestem jak ten albinotyczny szczur doświadczalny, którego szalony naukowiec Chaos poddaje różnorakim testom, jednak w tym miejscu uprzejmie proszę obrońców zwierząt, żeby zostawili mnie i cały ten eksperyment w spokoju. Mało tego, zachęcam do wspierania inicjatywy i działania na jej korzyść, bo chyba pierwszy raz w życiu żałuję, że nie mam warunków na kolekcję i odsłuch winyli. Może kiedyś… trzymajcie kciuki ;).

“Aural Corrosion” jest owocem współpracy czterech muzyków: Antona Ponomareva (saksofon i inne hałasy), Antona Obrazeeny (gitara i pewnie inne hałasy), Alexa Buess’a (saksofon, elektronika, poziomy i piony) oraz Masami Akita a’ka Merzbow, którego wkładu w muzę eksperymentalną, jak również obszaru działania raczej nie trzeba nikomu tłumaczyć. Jako że część P/O Massacre została nagrana w Moskwie, kilka dni przed rosyjską inwazją na Ukrainę – cały album jednogłośnie uznany został za antywojenny:

„Część tego wydawnictwa została nagrana w Moskwie w lutym 2022 roku, na kilka dni przed inwazją rosji na Ukrainę. Od tego czasu nie mieliśmy innego pomysłu niż, uznać, że będzie to płyta antywojenna. Nie ma wątpliwości, że w tej katastrofie jedyną winę ponosi rosja. Wojna została wypowiedziana pod hasłami «denazyfikacji Ukrainy», ale tak naprawdę to nazifikacja samej rosji – końcowy etap wieloletniego procesu. I uważamy, że jedyne, co może zakończyć tę wojnę, to klęska państwa-agresora. Stop rosja!”.

Zanim zbulwersujecie się na błędy w cytacie, wyjaśnię, że różne formy nazwy „rosja” celowo zaczynają się w nim małą literą. Procent ze sprzedaży płyt oraz pobrań przekazany zostanie na szpital dziecięcy w Kijowie, a pod przytoczonym tu manifestem widnieją linki do zbiórek na ten sam cel. Dlaczego wspominam o tym, zanim wzięłam się za analizę wrażeń dźwiękowych? Bo to ważne dla samych twórców, ważne dla mnie, wojna nadal trwa a ludzie giną w imię zrytej polityki chorego pojeba. I nie ma tu miejsca na obojętność. Dealujcie z tym.

A teraz grzecznie wracamy do muzyki ;). Muszę przyznać, że jak na pacyfistyczny protest, płyta funduje dość bezkompromisową ofensywę zmysłową. W wywiadzie dla Jazz Blues News trzy lata wstecz zapytany o słowa Coltrane’a, głoszące iż „muzyka to jego duch”, Ponomarev powiedział:

„Przepraszam, nie lubię rozmawiać o takich pojęciach. Mogę tylko powiedzieć, że ważne jest, aby grać to, co naprawdę czujesz w danym momencie. Ważne jest też, aby umieć wywrócić się na lewą stronę, starając się grać za każdym razem tak, jakby się grało po raz ostatni. Mam nadzieję, że to jest właśnie ten duch!”. Ja się zgadzam z przedmówcą, a naszą tezę wspiera ta ponad godzinna sesja solidnego wpierdolu, bez ani jednej sekundy nudy, także zapnijcie pasy…

“Chanting the Resonances of Atrocity” nie jest pierwszą kolaboracją dwóch Antonów P/O z Buess’em. W 2021 Alex maczał palce (mastering) w ich debiutanckim albumie, jednak nie traficie tu na powtórkę z rozrywki. W zamian dostajecie kawałek jakby spod znaku Warp Records, taneczny (na mój gust oczywiście), ale poprzecinany noisem, gitarowym droonem i girlandami melancholijnego saksu. W tych siedemnastu minutach kryje się cały rejw, ale taki z grindcorowym zacięciem, z porządnego squatu, a nie z jakiegoś wycackanego klubiku dla dresiarzy w pantoflach, co to nie potrafią się bawić, dopóki nie zjedzą czterech dropsów i nie pogonią ich litrem wódy. Ten numer jest jak Salvador Dali – nie ćpa, bo sam jest narkotykiem. Przed użyciem polecam się zapoznać z treścią ulotki, którą Wam tu teraz wydziergam.

“Anti-war Music” to dzieło skomponowane przez P/O Massacre do spółki z Merzbow i właśnie tutaj ten niewinny a’la “Squarepusher”, który skutecznie uśpił moją czujność, nieuchronnie trafia do rozdrabniacza gałęzi. Scena stworzona przez tę kompozycję jest monumentalna i naszpikowana drobnymi elementami krążącymi wokół jak rój rozsierdzonych pszczół. Miałam szczęście słyszeć Merzbow na żywo w całkiem kameralnej scenerii i to, co tu się rozgrywa konsekwentnie przywołuje wspomnienia tamtego wieczoru. 

Może to idiotyczne, ale zawsze jadąc autobusem i widząc napis „uwaga na palce” wyobrażam sobie, że przez niedomknięte okno wpadają dziesiątki palców, które bez pardonu szarpią każdą, w moim przypadku ustawicznie napiętą, strunę wrażliwości. Nie dziwne, że ostrzegają przed tym w komunikacji! Tak samo i tu, te „palce” najpierw pojedynczo, później całymi chmarami dotykają, głaszczą, łaskoczą i wreszcie dźgają człowieka, aż popchną go ku zderzeniu z soniczną ścianą, ale nie tak od razu… bo na naszych oczach (w tym wypadku uszach), cegiełka po cegiełce powstaje mur jak z wiersza Leśmiana, o dwunastu braciach i płaczącej dziewczynie. Mur nie do zajebania.

Jeśli postanowicie przyskąpić na szpital w Kijowie i postawicie na odsłuch darmowy, tu należałoby postawić kropkę w recenzji… ale ja postawię trzy. “Nonslaught”, autorstwa chłopaków z P/O Massacre jest dostępny tylko na CD i na Waszym miejscu zrobiłabym wszystko, żeby wejść w jego posiadanie. Mówiąc językiem wspomnianych wcześniej ulotek farmaceutycznych – nie należy przerywać zaleconej kuracji, nawet jeśli objawy ustąpiły…

Trzeci numer jest jak plaster na ranę, jak syrop na zdarte gardło, jak temblak podtrzymujący zwichniętą kończynę. Po zażyciu przy pomocy porządnych, zamkniętych słuchawek czuję się tak, jak musiała się czuć mała Mei śpiąc na brzuchu chrapiącego Totoro. Ciepło i głębia dźwięków, ich niemal czuły taniec przez pierwszych piętnaście minut przygotowuje co prawda na małe, noisowe zgniatanko czające się za rogiem, jednak konsekwentnie prze ku łagodnemu finałowi..

Mogę z czystym sumieniem przyznać, że mamy tu do czynienia z grą wstępną, stosunkiem właściwym i poigraszkowymi przytulaskami, a bonus track jest jakby rekurencją powyższych. Myślę, że nawet Mick Jagger byłby usatysfakcjonowany… pierwszy raz, od 1965 roku ;).

Marta Podoska