Wydanie własne / DL / 2023
Ach te dwujęzyczne tytuły… Poniekąd wymuszone koniecznością funkcjonowania w szerokim, niesłowiańskim świecie, poniekąd – chęcią jasnego przedstawienia utworów, ich sensu czy przesłania jak najszerszej publiczności. Ale cóż… skoro Ondrej zdecydował się na takich chwyt, będziemy się tego trzymać.
Spánok – czyli sen, w wersji dla anglofonów: Sleep to prawie pięćdziesięciominutowy, pełnowymiarowy long, który ukazał się pod sam koniec minionego roku (w listopadzie) i zawiera sześć, dość typowych, choć trochę i nietypowych dla Ondreja kompozycji, bazujących głównie na szeroko pojętym jazzie łączonym z noizem oraz na swobodnej improwizacji. Typowych, bo jak zawsze mamy tu do czynienia z mocno ortodoksyjnym podejściem do jazzu, daleko i luźno puszczonymi wodzami fantazji w prowadzeniu improwizacji, swobodnym sięganiem po elementy noizzu i ogólnie rzecz biorąc, klasycznym „zintaerowym” szumiącym jazzem, mknącym przez kolejną płytę serią charakterystycznych to gwałtownych i rwących, to spowalniających podmuchów. Ale jednocześnie i nietypowych, gdyż kompozycje ze Sleep są, zwłaszcza jak na Ondreja, mocno – rzekłbym – liryczne, na dużo większym poziomie rozmarzenia niż zwykle, gdzieś tam w tle majaczy czasami, może nawet częściej niż czasami, taka typowa neoklasyczna nuta, trochę refleksji, zadumy, przede wszystkim zaś pojawia się tu sporo… tonalności, co w przypadku tego akurat wykonawcy wcale takie oczywiste nie jest.
Wersja video i materiały zawierają dodatkowo transkrypcję pojawiających się tekstów, przede wszystkim Tylko snu, czyli w wersji oryginalnej: Len sen (dość sporą ciekawostką okazało się dla mnie, że w niedawnej rozmowie z Ondrejem dowiedziałem się, iż zdarza się, że ta transkrypcja przydaje się Czechom, bo inaczej nie zrozumieliby całości mówionego tekstu, dla mnie coś szokującego, bo jako Polak, wprawdzie słowacysta i filolog zachodniosłowiański, ale przecież nie-Słowak, rozumiem i słyszę wszystko, tymczasem Czesi, nawykli do słowackiego, mają problemy? No nic, zostawmy to…). Sam Tylko sen wprowadza nas dość delikatnie w całą płytę, jej specyficzny nastrój, zwłaszcza że mamy do czynienia z wejściem opierającym się momentami prawie wyłącznie na słowie mówionym wspartym tylko delikatnymi dźwiękami tła, dopiero pod koniec pojawiają się bardziej noizzowe i improwizacyjne wstawki. Dalsza część albumu jest już zdecydowanie bardziej w „zintaerowych” klimatach. Dalej jednak – i to pomimo całkiem ostrego podejścia do saksofonowych improwizacji, które brzmią momentami naprawdę agresywnie, udaje się Ondrejowi zachować pewien zadumany, a nawet oniryczny klimat, który przewija nam się tu od samego początku i przewijać będzie aż do ostatniego dźwięku. Czy to w Saksofonie sopranowym i niszczycielskich maszynach czy też w jeszcze bardziej rozmarzonym i pełnym dronowych plam, na tle których majaczą improwizacyjne wstawki Klarnecie i dronach. Podobnie zresztą ma się sytuacja i dalej (Klarnet i betoniarka). Nie będzie przesadą stwierdzenie, że ja tego typu muzyki w zasadzie nie słucham, względnie słucham jej bardzo mało, jednak twórczość Ondreja, zwłaszcza Spánok stanowi dowód na to, że z każdego gatunku da się wyłuskać perełkę, która danemu osobnikowi odpowiada, słucha jej z przyjemnością, wynosi z tego słuchania pozytywne wrażenia, odnosi duchowe korzyści etc. Po prostu ta muzyka, a już zwłaszcza ten album, ma w sobie „to coś”, tę iskrę, która zmienia percepcję danego dzieła, nawet jeśli gatunkowo jest ono związane z czymś, koło czego chodzi się jak pies koło jeża i co wrzuca się w odtwarzacz bardzo, bardzo rzadko.
Szczytem tego albumu jest absolutnie rozmarzony, zamglony, oniryczny tytułowy Spánok czyli Sen (dla anglofonów: Sleep). Ponad siedem i pół minuty rozwinięcia wstępu, ciemnych, mrocznych plam dźwiękowych na tle których kontrapunktują wspaniała deklamacja słowackich tekstów przez Ondreja (no tak, u mnie jako słowacysty ogromna wartość dodana, choć zdaję sobie sprawę, że raczej tylko ja będę popadał w tym miejscu w skrajne zachwyty…) oraz free jazzowe improwizacje.
Całość wieńczy długi, ponad szesnastominutowy utwór Organy, hałas i saksofon tenorowy, z bardzo specyficzną podstawą, bazującą na dźwiękach kościelnych organów, wzbogaconą o noizzowe szumy i kolejne saksofonowe improwizacje (no tak, w kategorii „najbardziej spoilerujące tytuły utworów” Ondrej na pewno miałby gwarantowane miejsce na pudle, gdyby tylko ktoś, coś, gdzieś taki plebiscyt raczył zorganizować; zresztą… być może stanowi to właśnie pewne uzasadnienie tej dwujęzyczności)…
Dla mnie Spánok to jeden z ciekawszych albumów minionego już w tym momencie (recenzja ukaże się początkiem 2024) roku. Zarazem chyba absolutnie najlepszy album pod szyldem Zintaer. I nawet jeśli na co dzień nie słucham takiej muzyki – to do tego dzieła będę regularnie wracać. Choćby po to, by sobie razem z nim alternatywnie „podrzemać”, nieco inaczej niż zazwyczaj pospać na jawie, albo po prostu zadumać się, mając za towarzyszy dźwięki inne niż zazwyczaj…
Data wydania: 2 listopada 2023
Piotr Wójcik