Monument Zero – Merkur Celluloid

UBOCZE / CD/DL / 2023

Anxious magazine Monument Zero – Merkur Celluloid

Osiński jawi mi się jako taki Świetlicki polskiego sludge’u. Całe szczęście ten, który nie współpracował z „Grabarzem”;P. Bo wiecie, niesmak by pozostał… można o tym wiersz napisać, może to zrobię, ale do rzeczy. Teksty Tomasza trochę przypominają mi moją codzienną grę polonistyczną, która swoją drogą świetnie działa na „zahukane śpiochy” z samego rana. Robię układankę ze słów, zapoczątkowanych wszystkimi literami alfabetu. Po kolei. Na potrzeby recenzji zaimprowizuję jeden (to już będzie piątkowy, z 17.11 – mark the fuckin day):

Albatros bada cynadry Dudka
Europa Francji goli humbaka
Irena już kroi ludzkie łodygi
Może nawijać okropne pierdoły 
Rynsztoku syf tu uwiera wolność
Yoda zdrętwiał

Jutro ciąg dalszy i tak w nieskończoność, póki dycham…

Celowo wspomniałam o tej zabawie, ponieważ podobieństwo według mnie leży w pozornej przypadkowości użytych wyrazów. I tu ciekawostka: nawet dorośli ludzie, kiedy opisuję im sztukę (czy to jest literatura, czy dźwięk, czy obraz) mówią – o kuuurła, ten to musiał ćpać, jak to pisał / robił / grał / malował. Otóż słowem i formą można się bawić niezależnie od stopnia ujebania, inaczej ciężko by było to robić z dzieciakiem. Tymczasem, kiedy zagłębić się w rytm skojarzeń, dostroić i podążać za nim, niewykluczonym jest napotkać na całkiem klarowny, trzeźwy jak nigdy przekaz.

W Monument Zero nie ma kompromisów, nie ma skrupułów. ”Merkur Celluloid” wpierdala się „Kodeinową Jazdą” prosto w mózg jak Hepnarowa w przechodniów, z jawną premedytacją. I nie żałuje! W dodatku „z zadowoleniem patrzy, jak szczochy zmieniają się w proste błyszczące skarby…” Chociaż równocześnie, muszę przyznać, że dla mnie jest to muzyka „klubowa” :D. Wyobrażam sobie betonowy bunkier pod ziemią. Ostre krawędzie pomieszczenia i jego szare, spocone ściany. Leci „Powrót perwersji”.

Oczywiście może to być kwestia słuchawek, które imitują taką scenę, ale ewidentnie słychać jak dźwięk odbija się od twardych, gładkich ścian. Do czego dążę… Mimo nawału dźwięków, które podobnie jak słowa pozornie do siebie nie pasują, osadzona na solidnej podstawie z jednostajnego, ciężkiego jak walec rytmu, struktura jest dość zwarta i przystępna. Bardzo mi się podoba zuchwałość tej sztuki i bardzo niecierpliwie czekam, aby materiał ten usłyszeć na żywo.

A teraz przepraszam, „muszę poczuć trochę szczęścia”.

Data wydania: 10 listopada 2023

Marta Podoska