Hauntologist – Hollow

No Solace / LP/CD/DL / 2024

Anxious magazine Hauntologist – Hollow

Odczuwam ogromny dreszcz emocji oraz niemałą ekscytację w związku z możliwością napisania recenzji najnowszej płyty Hauntologist, oczywiście na łamach Anxious Musick Magazine. Mam jednak z tyłu głowy słowa redaktora naczelnego sprzed ponad roku, że: „w Anxious nie ma miejsca na jakikolwiek metal”*. Rodzi się więc pytanie, czy black metal też ma być objęty tym radykalnym, cenzorskim reżimem? W mojej opinii stylistyka blackmetalowa, mówiąc sine ira et studio, bardziej przystaje do „anxiousowych żanrów”, takich jak: ambient, noise czy neofolk, niż do jakiegokolwiek innego subgatunku metalowego. Ma zatem pełne prawo gościć w naszym magazynie. No, a oprócz tego w październiku przecież recenzowałem także najnowszy album Furii. Choć z nią historia też była inna, bo literalnie połowa tego materiału była czystym ambientem.

Zamykając ten anegdotyczny wstęp, mogę tylko dodać, że – podobnie jak w przypadku Furii – sprawa z Hauntologistą i ich blackmetalową emanacją też nie jest taka oczywista. Jak już jednak ustaliliśmy z kolegą Arturem, vide redaktorem naczelnym, na płycie tej również mamy sporo różnorakich wpływów kojarzących się z tzw. „anxiousowymi” kierunkami muzycznymi. Są tu bowiem bardzo wyraźne wtręty neofolkowe, post-punkowe oraz ambientowo-psychodeliczne, a nad wszystkim unosi się aura eksperymentatorskiego post-metalu (albo i raczej post-black metalu). W związku z powyższym obecność płyty Hollow w naszym magazynie powinna obronić się sama (głównie z uwagi na obecność tych wszystkich subżanrów, przecinających się na drodze twórczej tego blackmetalowego projektu). Z kolei, jeśli jakiś nasz ortodoksyjny czytelnik wyraża jednak powątpiewanie łączone z relatywnym niezadowoleniem, będące wynikiem przekonania, że Anxious to nie miejsce na black metal, to ja z kolei apeluję o nieco więcej odwagi i otwartości, zapraszając tym samym do skonfrontowania swoich przemyśleń z tym tekstem. Może akurat uda mi się Ciebie zachęcić do niecodziennej wycieczki i posłuchania tego materiału. A materiał ten z pewnością na to zasługuje (i nieważne jest tu, czy jesteś zwolennikiem black metalu, czy nie).

Ostatnie zdanie postawione w poprzednim akapicie pragnę potraktować jako punkt wyjścia do płynnego przejścia do samej płyty. Zacznę jednak od krótkiego przedstawienia tego debiutanckiego projektu, bo o ile nazwa Hauntologist na scenie blackmetalowej zadebiutowała wraz z końcem grudnia (wtedy, gdy ukazał się singiel o tytule Ozymandian zapowiadający ich płytę), o tyle dwóch członków tego projektu absolutnie nie można nazwać debiutantami. Wręcz przeciwnie, Michał Stępień (The Fall) i Maciej Kowalski (Darkside) to stare wygi rodzimej sceny, których bez kozery można określić mianem jednych z najbardziej rozpoznawalnych i wpływowych postaci na naszym blackmetalowym podwórku. Pierwszy z nich znany jest między innymi z udziału w takich formacjach, jak: Medico Pesto, Owls Woods Graves czy Mord’AStigmata, a także jest założycielem swojego solowego projektu Over The Voids. Ten drugi zaś to perkusista Kriegsmaschine oraz Mgły, który swoją rozpoznawalność zyskał właśnie dzięki udziałowi w ostatniej grupie. Bębniarskie partie Darskide’a w Mgle to konstrukt, który w dyskursie blackmetalowym obecny jest od dawna. Echo tego głosu było również słyszalne podczas premiery Hauntologist, bo sam zetknąłem się ze stanowiskiem kilku kolegów, że: „albumu Hollow warto posłuchać przede wszystkim z uwagi na perkusistę”. Obecność Darkside’a wniosła niewątpliwie bardzo dużo, choć naznaczyła w pewien sposób system skojarzeniowy z tym wydawnictwem, gdyż po opublikowaniu singla popularne były opinie mówiące, iż: „Hauntologist będzie drugą (bardziej post-metalową) Mgłą”

Tyle że absolutnie nie jest i nie miał być jakąkolwiek wersją projektu Mikołaja Żentary (M.). To całkowicie, i to naprawdę całkowicie, projekt z odmiennym spojrzeniem na blackmetalową tradycję. Nie widzę nawet sensu, aby wprowadzać tu elementy analizy porównawczej tych dwóch nazw, bo w gruncie rzeczy są to dwa całkowicie różne światy. W istocie łatwiej byłoby skupić się nawet na nielicznych podobieństwach między tymi projektami, które też oczywiście są. W końcu obok Darkside’a, swój udział miał tu także M., odpowiadający za miks materiału. Tylko że tak naprawdę szukanie jakiejkolwiek wspólnej szuflady oraz próba przypisania jakiejś łatki w postaci „post-metalowej Mgły” nie ma najzwyczajniej w świecie sensu. Hauntologist takiego porównania na szczęście nie potrzebuje. No, chyba że ktoś uznałby to za rodzaj efektywnej strategii marketingowej, aby promować ten album z wykorzystaniem tamtej marki. Taka łatka bowiem byłaby w stanie tak samo zniechęcić, jak i zachęcić do odsłuchu Hollow wielu akolitów Mgły. Tylko rodzi się pytanie: po co? Szczególnie że Hauntologist, jak powiedziałem chwilę wcześniej, wyraźnie zrywa z tradycją black metalu opartego o konwencjonalne standardy gatunkowe. Jest ona bardziej próbą stworzenia całkowicie upiornego, osadzonego gdzieś na granicy mrocznej duchologii i sennych koszmarów, nietradycyjnego (post) black metalu tworzonego, w oparciu o nieoczywiste i odważne poszukiwania gatunkowe.

Rzeczone, nieoczywiste poszukiwania zasługują natomiast na całkowicie osobny akapit. Jeśli przyjąć, że Hauntologist to projekt post-blackmetalowy (co i tak wydaje się być w gruncie rzeczy dyskusyjne, patrząc na to, co grają dziś zespoły z tej szuflady), to należałoby z pewnością uwzględnić fakt przeplatania się różnych wpływów muzycznych, które jak na standardy gatunków są właśnie nietypowe. O ile pierwsza połowa płyty wyznacza pewien spójny kierunek koncepcyjny, to druga już wprowadza sporo zamętu. Zamęt ten, jak na moje, zaczyna się wraz z piątym utworem, gdzie – powiedzmy sobie szczerze – w pełni niespodziewanie pojawiają się neofolkowe elementy. Tytułowy utwór Hollow przypomnieć może brytyjski projekt Death in June, tyle że oczywiście w nieco blackmetalowej aranżacji. To jednak nie koniec podobnych rewelacji. W przedostatnim Gardermoen pojawia się (równie nieoczekiwanie) postpunkowy i nieco gotycki vibe, budzący skojarzenia ze starym Tiamatem. No i wreszcie creme de la creme, czyli outro. Ostatni utwór Car Kruków to bardzo niepokojący, wprawiający w dyskomfort emocjonalny, ambient o zabarwieniu gitarowo-psychodelicznym, na którym znalazło się nagranie – jak się okazało – prawdziwego snu. Kompozycja ta pełni rolę elementu spajającego w pełni koncept całej płyty, a może nawet stanowi jej fundament. Wydawca bowiem określił Hollow jako: „poszukiwania muzycznych analogii nieprzespanych nocy i surrealistycznych, lękowych halucynacji”.

Nie dziwi więc fakt, że Car Kruków kończy tę upiorną opowieść, pozostawiając słuchacza z wrażeniem jakiegoś dziwacznego niepokoju. Nie jest to jednak zwykły niepokój, albowiem po te odczucie chce się sięgnąć drugi, trzeci, czwarty i piąty raz. Po to, aby odkrywać tę płytę na nowo. Hollow przecież jest materiałem, który właśnie tych „odkryć” potrzebuje. Rośnie wówczas w oczach, a raczej w uszach, stymulując nasze mózgi do pewnej refleksji.

Janusz Jurga

Data wydania: 2 lutego 2024

*Nic nie jest stałe, wszystko podlega zmianom :) — Artur Mieczkowski