Dead Factory & Moan – Onset of oblivion

Wydawnictwo własne / DL / 2022

Dead Factory & Moan – „Onset of oblivion” / Wydawnictwo własne / DL / 2022

Myślę, że warto odnotować zejście się twórców dwóch projektów – Dead Factory & Moan – w postaci wspólnego wydawnictwa. Mimo, iż ta fuzja nie jest zaskoczeniem, to bez wątpienia jest bardzo udanym tworem.

Plany tej kolaboracji sięgają około 15 lat wstecz, co się rozeszło po tzw. kościach, albo kilometrach dzielących obydwu twórców, kiedy to Rafał z Moan postanowił przenieść się na stałe do UK. W międzyczasie panowie zagrali kilka wspólnych koncertów, m.in. mini trasę po Irlandii, co dokumentuje poniższe wideo z Dublina w 2017 roku.

W końcu twórcy wzięli się w garść, postawili sobie deadline, i przy okazji palindromicznej daty 22-02-2022 jesteśmy świadkami narodzin „Onset of oblivion”. Jako, że tej charakterystycznej daty chwyciło się również wielu innych artystów, powodując wysyp wydawnictw, a dźwięki wspólnego projektu Dead Factory & Moan wymagają dłuższej chwili, by należycie je skonsumować, dotarłem do tej płyty dopiero teraz i przyznaję zostałem wchłonięty w odmęty ich tajemniczego. skrytego świata.

Zarówno MOAN jak DEAD FACTORY to już uznane projekty na polskiej sceny dark ambient i wszelkich pochodnych macek – illbient, minimalism, desolation. Rafał Sądej i Maciej Mutwil przeprowadzają nas właśnie taką wspólną ścieżką, przez wykreowany przez siebie (a jakże by inaczej) mroczny, wolno sunący się świat nasiąknięty atmosferą przemysłowego otoczenia. Niby wszystko już słyszeliśmy dziesiątki jak nie setki razy i konwencja mrocznego ambientu zdaje się być wyczerpana, jednak „Onset of oblivion” wciąga bez nadmiernego rozmyślania w swe głębokie odmęty. Czysto intuicyjne połączenie zdradza, iż nie mamy do czynienia z dyletantami czy x-setną kalką Lustmord.

Doskonała, klarowna produkcja, selektywne brzmienie, za które odpowiada Rafał Sądej, zapewne zadziała doskonale na odbiór tego typu dźwięków, gdzie każde uderzenie, szum, smuga są istotne i budują nastrój.

Wyróżniłbym jeszcze oprawę graficzną – którą zajął się Maciej Mutwil, pracujący jako zawodowy grafik – gdzie mamy łączność zarówno z osnutym dymem industrialnym otoczeniem jak i niepokojem. Idealny obraz do sundtracka zawartego na tej krótkiej, 23 minutowej EPce.

Jeżeli znacie (a ufam, że tak jest) poprzednie produkcje obu twórców pod ich macierzystymi szyldami, to tu spodziewajcie się podwójnego nawarstwienia mroku, przemysłowych fal, i rozpływającego się otoczenia. Wszystko wtopiło się ze sobą doskonale, słychać że mamy do czynienia z twórcami doświadczonymi i świadomymi swojej ścieżki.

Czy trzeba dodawać, by słuchać po zmroku?

Artur Mieczkowski

powrót