Anne Gillis / Jac Berrocal / Vincent Epplay / Timo van Luijk – Si()six

La Scie Doree / LP /DL / 2024

Anne Gillis / Jac Berrocal / Vincent Epplay / Timo van Luijk – Si()six

Sporadycznie, epizodycznie, na linii biegnącego czasu ujawnia się przedziwność wydawnicza, rodzaj ewenementu, momentu nieprzewidzianego. Nieczęsto zdarzają się takie sytuacje wydawnicze, a z drugiej strony zbyt często. Owe okoliczności umiejscawiają odbiorcę wewnątrz znaku zapytania, a te zbyt częste w zapomnieniu tego, co właśnie poznałeś. Kiedy stajesz oko w oko z dziełem, które jest rezultatem sprzężenia zwrotnego grupy muzyków, a w dodatku adorującą swoje solowe dokonania – to koło dokładnie się zamyka, wypełniając każdą wolną lukę, szczelinę – nie dopuszczając do przecieku zewnątrz do wewnątrz. Pozostaje czysty dźwięk, wibracja która jest wszystkim. Wystarczy doświadczyć czystej ekspresji, wyrazu nieodgadnionego z emanującego pozbycia się „ja” w celu stworzenia „poza”. Nieodgadniona przestrzeń, czy raczej miejsca w rozpadlinie czasowej, gdzie budzimy się w zetknięciu z Si()six.

Znajomość dokonań poszczególnych czterech elementów wchodzących w skład tego pojazdu w tym przypadku pomaga tylko w odnalezieniu pierwszego, drugiego tropu: później pozostaje tylko zdanie się na własną intuicję. To właśnie sytuacja, kiedy zaczyna brakować słów – werbalnego opisu. Cztery osobowości europejskiej awangardy w zespoleniu w jeden organizm, w jednym tylko celu: osiągnięcia artystycznej transcendencji. Pomimo personalnego braku znajomości języka francuskiego (oczywiście można przetłumaczyć teksty, dostępne wraz z wydawnictwem), którym komunikują się z nami zarówno Anne Gillis, jak i Jac Berrocal, z jednej strony nie przeszkadza, a z drugiej, jakby tworzy nowy instrument. Ich monologi, czy melodeklamacje przykuwają uwagę, a „niezrozumiałe” słownictwo staje się częścią tego muzycznego spektaklu.

Odpowiednia retoryka i głos Anne, który często nagrany jest metodą close-up, powoduje delikatny przester, drgania, przedzieranie się głosu z jednego wymiaru w drugi, a subtelne nałożenie efektów powoduje zniekształcone odbicia w tle. Co zaskakuje w odbiorze całości, to rodzaj narracji, swobodnie płynącej, snującej się – brak tu pośpiechu, pędu, raczej rodzaj zatrzymania, akcji, która dzieje się poza czasem, nie obejmując go, a raczej kpiąc sobie z niego. Odurzającą atmosferę osadzoną w monochromatycznym brzmieniu zapewne zawdzięczamy Vincentowi i Timo, którzy od lat podążają własnymi ścieżkami, kreując niesamowitości. Nagrania otocznia, których tu praktycznie nie słyszymy, może z wyjątkiem zawodzącego kota w nocnej ciszy w Chat gris, są tak zamaskowane czy procesowane, że w miksie całości odpowiadają za atmosferę raczej niż umiejscowienie akcji.

Jeżeli, kiedykolwiek mieliście okazję obserwować Timo w akcji live lub oglądać clip, to wiecie, co może osiągnąć fonicznie, posługując się plastrem metalu potraktowanym smyczkiem, różnego rodzaju szczotkami lub jego strunowe urządzenie, które odpowiada za neonowe drony, sprzęgi, dźwięki pustych dolin, przez które przedziera się wiatr. Si()six jest dziełem nieskończoności, jak dobrze się wsłuchasz to nie znajdziesz ani końca, ani dna, a w dodatku odkryjesz masę detali, które jak rozrzucone ziarna kiełkują w niebycie, albo zaginają przestrzeń pod sobie tylko znanym kątem: sprawdź w Automnale jak krótka fraza Jaca zostaje procesowana do momentu kiedy ostatnie słowo brzmi wręcz, jak krakanie wrony, czy kruka. Tego jest więcej, ukryte to tu, to tam, wyskakując w najmniej spodziewanym momencie. Nieobliczalna wyobraźnia jest kluczem i podstawą – tutaj przy wykorzystaniu „elektroniki” czy persephone (analogowy syntezator) Vincent demonstruje nam jak można idee, pomysły zamienić na dźwięk, i to z jakim rezultatem. Wręcz koniecznością jest dodanie, że odpowiada on nie tylko za złożenie materiału w całość, ale również za genialny, finałowy miks. Oczywiście błędem było by wskazywanie indywidualności w powstaniu Si()six – jeżeli już, to tą indywidualnością jest samo w sobie Si()six.

Można żałować, że tylko w jednym utworze Confidential Villa słyszymy w pełni frywolny głos Jaca, jest on tym elementem, który dodaje dekadencji, nonszalancji, z której słynie od lat. Oczywiście pojawia się w kilku innych utworach w formie preparowanej, utylizowanej, a ogromnym plusem jest, że jego kultowa trąbka pojawia się gęsto i często – czy to w czystym brzmieniu, czy to w przyprószonej, à la Hassel, preparowanej formie, często tworząc duety z głosem Anne lub sącząc się w otoczeniu, jak dym z jego ulubionych Gitanes’ów. Czysta poetycka inwencja dodająca szczyptę melancholii, czy zapomnienia do głównego dania, które jak do tej pory jest przysmakiem Bogów w tym roku.

Data wydania: 1 marca 2024

Marek “Lokis” Nawrot