Wojciech Rusin – Zobaczę, gdzie mnie wiatr poniesie

Wojciech Rusin interview
Photo: Ellen Wilkinson

Gdzie jest Wojciech Rusin? Choć mieszka w Londynie, nasza rozmowa szybko przenosi się na zachodnie wybrzeże USA lat 70., a następnie prowadzi przez zastygłe w czasie Karpaty oraz chwiejące się budynki z V wieku w Wenecji. Bo na swoim najnowszym albumie – Honey for the Ants, podobnie, jak i na wcześniejszych częściach tzw. trylogii alchemicznej – wydanym w 2019 roku The Funnel oraz pochodzącym z 2022 roku – Syphon, Kompozytor oraz artysta wizualny szuka w muzycznym, historycznym i geograficznym chaosie.

Marcin Zimmermann
Piramida Instytut



Marcin Zimmermann: W przypadku  poprzednich części tzw. trylogii alchemicznej, wspominałeś o inspiracjach tekstami gnostycznymi takimi jak Corpus Hermeticum. Czym się inspirowałeś przy tworzeniu Honey for the Ants?

Wojciech Rusin: Wiesz, tak naprawdę te trzy albumy można potraktować jako jedno dzieło. Jeśli chodzi o inspiracje, to była nią twórczość Erika Daviesa, m.in. jego podcast Expanding Mind i ksiażka – High Weirdness. W podcaście jak i w samej książce, Davis porusza wątek hippisów na zachodnim wybrzeżu USA w latach 70. Zainspirowało mnie bardzo ogólne poczucie wolności związane z tym rejonem, to jak dziwne osoby ten rejon przyciągał i nadal przyciąga oraz to w jaki sposób zachodnie wybrzeże USA stało się miejscem łączącym różnego rodzaju wpływy – jak np. wpływy kultury psychodelicznej, czy buddyzmu.

M.Z.: Słuchając Twojej muzyki, mam wrażenie, że  Ty sam nie tylko łączysz wpływy, ale prowadzisz nimi do ślepego zaułka. W tym znaczeniu odrobinę przypominasz mi Daniela Lopatina czyli Oneothrix Point Never. On również tworzy z chaosu nawiązań.

W.R.: Chaos jest mocno związany z podświadomością. Tak w pewnym sensie odbieram też Londyn, w którym żyje na co dzień. Czasami wchodzisz tu w jakąś uliczkę i nie wiesz, gdzie jesteś.

M.Z.: Ale Ty szukasz w przestrzenii, która nie jest doszacowana – zarówno muzycznie, jak i jako osoba, która projektuje własne instrumenty. W swojej pracy magisterskiej wyszedłeś z propozycją instrumentów spekulatywnych, które następnie wydrukowałeś, zaproponowałeś też teorię o ich pochodzeniu z Karpat.

W.R.: Pogłębianie domysłów jest, jak sądzę, atrakcyjną strategią artystyczną w pozycji imigranta. Dodatkowo, to co robię jest na pograniczu dziedzin – projektowania intrumentów oraz etnomuzykologii. Kiedy ktoś się mnie pyta jakie mam do tego kompetencje, muszę powiedzieć, że jestem dyletantem. Wchodzę tylnymi drzwiami.

M.Z.: A czy obecność utworu Carpathian Stone Spinners na najnowszym albumie oznacza, że  w dalszym ciągu rozbudowujesz teorię dotyczącą tych instrumentów?

W.R.: Ten tytuł to raczej nawiązanie poetyckie. W kwestiach etnomuzykologicznych, tego rodzaju rozbudowa wymagałaby pogłębionego researchu. Traktuję projektowane przeze mnie instrumenty bardziej, jak sztukę. Oczywiście, wykonałem, pracując nad ich projektami research akademicki, ale był on stosunkowo luźny.

Wojciech Rusin interview
Photo: Ellen Wilkinson

M.Z.: Natomiast, gra się na nich w branży. Prowadzisz zresztą sklep, w którym sprzedajesz zaprojektowane przez siebie instrumenty – The Pippe Shoppe.

W.R.: Początkowo nie myślałem, nawet żeby je sprzedawać. Po studiach zacząłem pokazywać ich zdjęcia w mediach społecznościowych, a ponieważ mam wielu znajomych muzyków, okazało się, że jest zainteresowanie tymi instrumentami.

Myślę, że bierze się ono również z praktycznych względów – jest wśród tych instrumentów np. Podwójny flet zrealizowany zgodnie z designem zaproponowanym w Średniowieczu. Dzisiaj dotarcie do podobnego projektu tego instrumentu jest utrudnione.

M.Z.: Patrzę na tracklistę Honey for the Ants i znowu chaos. Po Carpathian Stone Spinners pojawia się utwór Kittens meet Puppies for the First Time

W.R.: (śmiech) Tytuł Kittens meet Puppies for the First Time wziął się od filmiku na Instagramie zatytułowanego w ten sposób. Pomyślałem, jak absurdalnym narzędziem jest ten algorytm, że taki tytuł generuje olbrzymią ilość wyświetleń.

M.Z.: Dotarliśmy do końca algorytmu Instagrama, więc dopytam o inspiracje miejscami na Honey for the Ants.

W.R.: Tu też dochodzimy do punktu, na ile w ogóle istnieje coś takiego, jak inspiracja miejscami, a na ile jest to inspiracja naszą percepcją danych miejsc. Ja np. nigdy nie byłem na zachodnim wybrzeżu USA. Utwór Behind the Palazzo jest zainspirowany momentem, kiedy zagubiłem się w Wenecji. Sama Wenecja jest dla mnie, jako dla turysty, bardzo surrealistycznym miastem. Znalezienie się wśród budynków, które są tak  naprawdę krzywe. Jest w tym coś bardzo sennego.

M.Z.: Na albumie ta senność też jest odczuwalna. Gifts for the surgeon to utwór który melodyjnie zanika, rozpada się…

W.R.: Myślę, że ten utwór jest estetyzacją pewnego bardzo egzystencjalnego dla mnie wydarzenia, mianowicie – operacji jelita grubego którą przeszedłem w 2021 roku. Sytuacja była dosyć krytyczna, zatem lekarze musieli się bardzo spieszyć. Pamiętam, że przez środki przeciwbólowe, które mi podano, miałem wrażenie przebywania w zupełnie innym miejscu. Ująłem to doświadczenie,przebieg tej operacji,  w formie utworu o procesji, która niesie dary dla chirurga.

Po operacji, wróciłem oczywiście do zdrowia, ale okres rekonwalescencji, który trwał 6 miesięcy zbiegł się z pierwszą falą COVIDA i towarzyszącymi temu okresowi obostrżeniami. Przez zamknięcie przestrzeni publicznych, ten czas był dla mnie bardzo odrealniający.

M.Z.: A gdzie jest Wojciech Rusin obecnie?

W.Z.: Niedawno dowiedziałem się, że mam ADHD, więc to, czemu zajmuje się tak wieloma rzeczami zaczyna się dla mnie składać w całość. Odczuwam też, że życie w Londynie to eksperyment w produktywności – w ściganiu się samemu ze sobą, więc myślę nad przeprowadzką. Zobaczę, gdzie mnie dalej wiatr poniesie.

Instagram
Bandcamp