Wacław Zimpel wyrósł na jednego z najbardziej awangardowych polskich multiinstrumentalistów, kompozytorów i producentów. Po długim romansie z jazzem, a także z inspiracją elektroniką, minimalizmem, Zimpel zaciera skrajne granice, aż do ich całkowitego zniesienia w niestrudzonym poszukiwaniu nowych języków muzycznych.
Mieszka w Warszawie, a urodził się i wychował w Poznaniu. Jego najwcześniejsze muzyczne wspomnienia, to ojciec grający na fortepianie, skrzypce w wieku sześciu lat i klasyczna nauka gry na klarnecie. Grając na swoim ukochanym, rzadkim klarnecie altowym, odrzucając frustracje formalnych lekcji muzyki, na rzecz zbawienia poprzez jazz i palącej chęci improwizacji, osiągnął światowej klasy mistrzostwo w grze na innych instrumentach dętych drewnianych, w tym khaen (proto-harmonijka z Laosu). Zimpel stawia na pierwszym miejscu głębię i zrozumienie wybranego przez siebie kontekstu.
Ostatnim solowym osiągnięciem Zimpla jest “Massive Oscillations” z 2020 roku, rezultat dziewięciodniowej rezydencji w studiu Willem Twee w Den Bosch, zmiksowany z pomocą współpracownika Jamesa Holdena i wydany przez amsterdamską wytwórnię Ongehoord Records. Zgodnie ze swoim niespokojnym, improwizacyjnym duchem, Zimpel porzucił wcześniejsze pomysły i ruszył w drogę, wykorzystując znajdujący się w studiu zestaw oscylatorów, generatorów, sekwencerów, magnetofonów i filtrów (wraz ze swoim ukochanym klarnetem), aby wykorzystać możliwości, jakie oferowało mu to miejsce. Po dostrojeniu oscylatorów na potrzeby “Sine Tapes” i tytułowego “Massive Oscillations”, podczas próby opracowania melodii na klarnecie, Zimpel odkrył, że niechcący trafił na niższą częstotliwość niż zamierzał. Przez szczęśliwy przypadek zdał sobie sprawę, że podświadomie dostrajał się do dzwonów katedry św. Jana, która znajduje się w pobliżu studia. „To był ten rodzaj magicznego zbiegu okoliczności, który naprawdę pomógł ukształtować nagranie” – wspomina.
Wydany w tym samym roku co “Massive Oscillations”, “Ebbing in the tide” został nagrany w jednym podejściu, w Margate UK, eksplorując zaawansowane techniki przetwarzania – opracowane specjalnie dla niego przez Holdena – przekształcając pojedynczą linię klarnetu w inny, w nie z tego świata chór Krautrocka i dętych drewnianych instrumentów.
“Lines” z 2016 roku, które zyskały uznanie wśród krytyków, zostały opisane przez The Quietus jako “spektakularne wyrażenie siebie” i dodatkowe kolaboracje zapuszczają się głębiej we współczesny elektroniczny performance, włączając w to projekt z Jamesem Holdenem oraz jeden projekt z Shackleton. Oba te projekty stały się najważniejszymi współpracami Wacława Zimpla w ostatnich latach.
Zimpel ma w swoim dorobku dziesiątki albumów jako lider zespołu. W ramach projektu Saagara udało mu się połączyć rozbieżne dyscypliny zachodniego jazzu i karnatyckie ragi na debiutanckim albumie i jego następcy, ‘2’. Do tego dochodzi współpraca z artystami współczesnego/free jazzu: Kenem Vandermarkiem, Hamidem Drake’iem, Joe PcPhee, słynnym kompozytorem i zdobywcą nagrody Grammy Evanem Ziporynem, producentami muzyki elektronicznej Forest Swords (w porozumieniu z/BBC Radio 3) i Rabih Beaini, legendą perkusji Trilokiem Gurtu i mistrzem muzyki gnawa Maallem Mokhtar Gania oraz rosnące CV teatralne, filmowe i choreograficzne.
Wstęp pochodzi ze strony www.waclawzimpel.pl
Wojciech Żurek: Wracasz do tyskiej Mediateki po kilkuletniej przerwie, by w towarzystwie orkiestry Aukso zagrać utwór “Ebbing In The Tide”, który nagrałeś solo z pomocą Jamesa Holdena. Skąd wziął się pomysł aby zaprezentować ten materiał właśnie w takiej formie?
Wacław Zimpel: Kiedyś przyszedł mi do głowy pomysł na software rozszczepiający pasma częstotliwości w taki sposób, żeby tylko określone dźwięki skali przez niego przechodziły. Podzieliłem się tym pomysłem z Jamesem Holdenem, który stworzył na jego bazie plug-in. Posłużył mi on do stworzenia bardzo skomplikowanego loopera, z którego korzystałem nagrywając “Ebbing In The Tide”. Cała koncepcja tego utworu polega na wysyłaniu części spectrum częstotliwości w różne loopery. Dzięki temu mogę na żywo realizować polifonię, tworząc doświadczenie orkiestrowe, co w przypadku monofonicznego instrumentu jakim jest akustyczny klarnet, nie jest możliwe. Kiedyś dałem posłuchać ten utwór Evanovi Ziporynowi, który powiedział, że fajnie byłoby stworzyć jego aranż na wiele klarnetów i zagrać go akustycznie. Jakoś utkwiło mi to w pamięci. Kiedy Filip Berkowicz odezwał się do mnie z propozycją napisania utworu na klarnet z towarzyszeniem orkiestry Aukso, ten pomysł wrócił. Początkowo chciałem opracować na smyczki poszczególne ślady z nagrania. Tych głównych jest pięć – to one tworzą formę. Chciałem je rozpisać na kwintet smyczkowy. W praktyce okazało się to jednak niezwykle skomplikowane i zrozumiałem, że z takimi założeniami wyrobie się dopiero na Auksodron 2025. Zweryfikowałem to podejście i postanowiłem napisać coś dopełniającego “Ebbing In the Tide” zamiast tworzyć dokładny aranż nagrania.
WŻ: Część swoich albumów nagrałeś sam, ale wiele z nich powstało w wyniku współpracy z innymi muzykami, jako choćby ze wspomnianym Jamesem Holdenem czy Kubą Ziołkiem. Chciałbym Cię zapytać czy przy samodzielnym tworzeniu czujesz tą samą energię, która powstaje przy okazji współpracy z innym muzykiem.
WZ: To trochę jak z chodzeniem po górach. Możesz lubić chodzić w grupie, i jednocześnie mieć ochotę na samotne wędrówki co jakiś czas. Jedno i drugie jest dla mnie ważne. Praca solo jest dla mnie doświadczeniem bardzo intymnym. Trzeba stanąć przed lustrem i odpowiedzieć sobie na pytanie, kim się jest w tym danym momencie i miejscu. Ten rodzaj konfrontacji ze sobą jest dla mnie bardzo ważny, dlatego też pracuję dużo solo. Natomiast pierwsza część mojego muzycznego, zawodowego życia była stricte związana z pracą zespołową. Moim pierwszym albumem solowym było “Lines” z 2016 roku, czyli po prawie dekadzie bycia na scenie. Ostatnio te dziwne, pandemiczne czasy sprzyjały też temu, by pracować solo lub w małych składach. Właśnie w czasie pandemii udało mi się stworzyć drugi materiał z Samem Shackletonem i zagraliśmy kilka koncertów, kiedy obostrzenia pandemiczne się trochę rozluźniły.
Również w duecie z Jamesem Holdenem zagraliśmy kilka tras pod koniec 2021. Też w 2021 roku dla radiowej Dwójki nagrałem w duecie z wokalistką Holly Hock kilka utworów w cyklu „Domówka z Dwójka”. Ale abstrahując od pandemii, nie ukrywam, że bardzo lubię pracę w duecie. To jedyny rodzaj pracy zespołowej, gdzie prawdziwa demokracja jest możliwa. Natomiast gdy pojawiają się kolejne osoby, to ta dynamika wymaga aby pojawił się leader. Ostatnio więcej przyjemności sprawia mi właśnie takie partnerstwo. Ale uwielbiam też grać w większych składach i czuć, że cały zespół idzie w jednym kierunku, kiedy kilka osób na scenie jest połączone ze sobą w jakimś mistycznym, telepatycznym uniesieniu.
Natomiast coraz trudniej jest obecnie utrzymać duży zespół. Rzeczywistość jest coraz trudniejsza, wszystko jest droższe. Duże zespoły, w których się grało powiedzmy dziesięć lat temu, teraz wydają się być luksusem.
WŻ: Czy zgodzisz się więc z takim stwierdzeniem, że gdy mamy mniejsze, ograniczone środki to możemy z nich wycisnąć o wiele więcej?
WZ:Kreatywność jest immanentną cechą człowieka. Dzieci tworzą cały czas, w prawie każdych okolicznościach. Każde dziecko jest geniuszem. Z biegiem lat tracimy łączność z tą naszą istotą, przez system edukacji, normy społeczne, kapitalizm itd., ale to cały czas w nas jest. Myślę, że dla dojrzałych twórców niezbędne jest świadome odzyskanie kontaktu ze źródłem kreatywności, który większość z nas traci w bardzo wczesnej młodości. Także uważam, że kreatywność nie potrzebuje ograniczeń, ona po prostu może kwitnąć wtedy, kiedy mamy kontakt ze swoją wrodzoną naturą, niezależnie od zewnętrznych okoliczności.
WŻ: Jesteś klasycznie wykształconym muzykiem. Od początku klarnet jest Twoim głównym instrumentem. Potem zacząłeś jednak dość mocno eksperymentować z elektroniką. Czy to Cię w jakiś sposób odciągnęło od tej klasycznej formy czy w naturalny sposób jest to dla Ciebie rozwinięcie Twojej twórczości?
WZ: Dla mnie w muzyce najważniejsze jest brzmienie i moja praktyka polega na jego poszukiwaniu. Dźwięk akustycznych instrumentów zaczął mnie w pewnym momencie nudzić. Przestałem znajdować w nim to, co inspirowało mnie kiedyś. Jeśli miałbym określić siebie jednym słowem jako muzyka, to nazwałbym się sonorystą, poszukiwaczem brzmienia. A praca studyjna, instrumenty elektroniczne i narzędzia do przetwarzania dźwięku, wydają mi się być nieograniczonym rezerwuarem możliwości w prowadzeniu takich poszukiwań. W tym środowisku mogę znaleźć przestrzenie, których wcześniej nie słyszałem.
WŻ: Właśnie o to chciałem też zapytać. Czy kiedy zaczynasz tworzyć ważniejszy jest dla Ciebie motyw muzyczny czy jego forma i atmosfera?
WZ: Raczej forma i towarzyszące jej odczucie. Ostatnio bardzo mało myślę melodią. Bardziej właśnie formą i brzmieniem, układaniem bloków brzmieniowych w czasie.
WŻ: Czy możesz opowiedzieć jak wyglądał proces nagrywania “Ebbing In The Tide”?
WZ: “Ebbing In The Tide” nagrywałem go w miasteczku Margate w Anglii podczas rezydencji artystycznej w PRAH Foundation. W studio miałem bardzo dużo głośników ustawionych dookoła i wysyłałem do nich różne dźwięki. Stworzyłem sobie bardzo inspirującą mnie scenerię brzmieniową. Było mi tam po prostu dobrze. Poczułem, że te wszystkie loopery działają idealnie i wszystko brzmi tak jak chcę. Ten utwór się sam zagrał. Pamiętam też, że podczas nagrywania musiałem szybko oddać piec basowy, którego wtedy używałem. Powiedziałem wtedy do chłopaka, który zabierał ten piec dla muzyków grających koncert w mieście – daj mi proszę jeszcze godzinę. I właśnie ten take został wydany jako “Ebbing…”.
Także, nawiązując do tego co mówiłeś o ograniczeniach, to dla mnie ograniczenie czasu jest tym co sprawia, że wszystko się spina i te klocki szybciej się układają w całość.
WŻ: Odbiegając trochę od samego procesu tworzenia chciałbym Cię zapytać o obecną rzeczywistość muzyczną. Część Twoich płyt ukazała się na nośnikach fizycznych jak CD czy winyl, a część dostępna była w wersji elektronicznej. Jak sądzisz czy muzyka na nośnikach fizycznych nadal będzie ważna? Jak Ty to widzisz jako artysta?
WZ: Sam nie słucham muzyki z fizycznych nośników. Bardzo długo nie miałem nawet gramofonu. Ostatnio odziedziczyłem go po swoim dziadku. Mam nawet małą kolekcję winyli. Dla mnie jednak zawsze liczy się sama muzyka. Nie przeszkadzało mi nigdy słuchanie jej z plików. Ostatnio kupuję muzykę głównie na Bandcampie.
Faktem jest jednak to, że ten rytuał wkładania płyty do odtwarzacza jest momentem, w którym dedykujesz swój czas na aktywne słuchanie. Stwarzasz magię, w której muzyka głębiej do ciebie dociera. Ale od strony fizycznej cyfrowy dźwięk w tej chwili jest teoretycznie lepszy niż ten z płyty winylowej. Winyl oczywiście ma swój charakter, który bardzo lubię, ale dźwięk cyfrowy jest bardziej zniuansowany. Zresztą obecnie są takie kolejki w tłoczniach, że wiele z tych płyt jest po prostu źle wytłoczonych. Często brzmią one fatalnie. Jest to też bardzo drogie i trzeba naprawdę dużo ich sprzedać aby nie ponieść strat. A nakłady w muzyce niezależnej nie są duże.
WŻ: W przyszłym roku planowana jest premiera Twojej nowej płyty, na której próbowałeś złapać dźwięki miasta. Czy możesz coś więcej powiedzieć o tym wydawnictwie?
WZ: Dostałem Stypendium Artystyczne Miasta Stołecznego Warszawy na rok 2021, którego celem było stworzenie nagrań terenowych miasta. Skomponowałem z nich cały album. Nagrywałem głównie miejsca związane z komunikacją miejską. Dworce, przystanki tramwajowe, odgłosy szyn, wind, ruchome schodu, czy taśmy podające bagaż na lotnisku. Nagrywałem wszystko co miało związek z rytmem i repetytywnością. Ciąłem to wszystko, wrzucałem do samplera, robiąc z tego sekwencje, beaty czy drony. Różne studyjne zabiegi. Dodając trochę klarnetu czy syntezatorów stworzyłem z tego formę. Obecnie można tego materiału posłuchać będąc subskrybentem magazynu The Quietus. Oficjalnie będzie on wydany na początku przyszłego roku nakładem brytyjskiej wytwórni State 51 Conspiracy.
WŻ: Czekamy więc na to wydawnictwo. Dziękuję za wywiad i życzę wszystkiego dobrego.
WZ: Również dziękuję.
Wywiad przeprowadził Wojciech Żurek,
Tychy 07.10.2022, Festiwal Auksodrone.