UGORY / PRÓCHNO – Trzeba być czujnym, słuchać świata

PRÓCHNO Anxious Magazine
Ugory, Fot. Kamil Milewski / Muzyczne Oko

Wielu artystów poszukuje inspiracji w otaczającym ich świecie, ale niewielu z nich potrafi tak głęboko zakorzenić się w realiach, jak Marcel Gawinecki, artysta znany z takich zespołów jak Próchno, Ugory czy Melisa.

Jako członek kolektywu Ugory, z Poznania, Gawinecki wraz z innymi twórcami przybliża nam obrazy polskiej wsi w sposób autentyczny i bezkompromisowy. Nagrali 8 albumów i EPek, split z Soil Troth oraz nagrywając utwór do gry Cyberpunk 2077“, Ugory zyskali uznanie nie tylko w kręgach muzycznych, lecz także w świecie popkultury. Ostatnio zostali nominowani do prestiżowej nagrody Fryderyki, Ugory kontynuują eksplorację kultury wiejskiej w swojej niepowtarzalnej estetyce.

Natomiast Próchno, projekt zaczęty jako solowy wysiłek Bartosza Leśniewskiego, szybko przekształcił się w zespół. Ich muzyka, początkowo ambientowe pejzaże, przerodziła się w trwałe trio z udziałem również Artura Sofińskiego.

W poniższym wywiadzie zagłębimy się w jego artystyczną wizję, inspiracje i plany na przyszłość projeków Marcela.

Artur Mieczkowski

Anxious Magazine
Marcel Gawinecki, Fot. Paulina J. Kozłowska

Artur Mieczkowski: Cześć Marcel, cieszę się, dałeś się zaprosić do tej rozmowy :). Obserwuję od jakiegoś czasu Twoje działania na różnych polach muzycznych, i zastanawiam się skąd u Ciebie tyle mocy? Każda z nich wymaga masę energii i czasu, a wszystkie trzymają wysoki poziom. Jak Ci się to udaje, jest coś, na co kierujesz aktualnie swoją największą uwagę?

Marcel Gawinecki: Hej! Jest mi bardzo miło z tego powodu i również cieszę się, że sobie pogadamy! Przez te wszystkie lata faktycznie trochę się tego uzbierało, tym bardziej mi miło, że uważasz te wszystkie inicjatywy za wartościowe. Staram się dawać z siebie wszystko, żeby muzyka, którą reprezentuję była tak dobra, jak mnie na to stać w danej chwili. Bywa to energochłonne, ale to nie jest jednostronna relacja, ponieważ każda taka rzecz napędza mnie do zrobienia następnej.

A.M.: Kiedy i od czego to się zaczęło, że poczułeś, iż właśnie muzyce poświęcić tyle energii?

M.G.: Prawdę mówiąc nie wiem, kiedy to się zaczęło, pewnie jakieś 20 lat temu, kiedy po raz pierwszy poczułem pod palcami struny gitary. Chyba podświadomie mnie ciągnęło do muzyki, a na pewno bardziej niż do nauki. Przyjechałem do Poznana na studia, ale kariera logistyka to nie dla mnie, więc szybko to olałem i moim głównym zajęciem stało się wtedy granie prób i zdobywanie pieniędzy na rachunki. Żyłem od koncertu do koncertu, od próby do próby, na salce siedziałem 4-5 razy w tygodniu. Sprawiało mi to spora radość, jednak mam nadzieję, że najlepsze wciąż przede mną.

Melisa Anxious Magazine
Melisa, Fot. Kamil Milewski / Muzyczne Oko

A.M.: OK, a co było pierwsze tak na poważniej z Twoich projektów muzycznych?

M.G.: Miałem kiedyś taki skład – The Spire, stare czasy, 2011-2013 czy jakoś tak. Grałem tam na gitarze, a później na basie. Chwilę później skupiłem się na Ugorach, które wtedy były projektem sypialnianym. W mniej więcej tym samym okresie zacząłem częściej jeździć do Warszawy na próby zespołu, który został mianowany Melisa.

Ugory Anxious Magazine
UGORY, fot. Karolina Karpowicz

A.M.: Właśnie, Ugory – co to znaczy, że wtedy były projektem sypialnym?

M.G.: Może mówi się inaczej, ale chodzi o to, że planowo ten projekt miał nie wyjść poza sypialnie, miał być zajęciem po godzinach, bez presji, bez chodzenia na próby, bez oczekiwań. Chciałem sobie tylko podłubać przy dźwiękach, może wysłać coś komuś do dogrania. Dopiero później, gdzieś po trzeciej płycie zaczął się formować skład koncertowy.

A.M.: A wyszło trochę inaczej :). Co zadecydowało, że ruszyliście bardziej na poważnie? Teraz Ugory grają w dość liczebnych składach. Ten widziany przeze mnie, w gdyńskiej Desdemonie, przyznaję zrobił na mnie ogromne wrażenie.

M.G.: Po prostu lubimy muzę, lubimy grać ze sobą, i nawet jak mamy gorsze czasy, to po zejściu ze sceny wszystko znika, bo muza tak na nas naprawia i stanowi wentyl dla złych emocji. Myślę, że gdzieś w okolicy albumu Matko ciszy, czyli 2017 rok poczuliśmy, że to przestaje być zabawa w garażu, a Ugory stają się czymś, co dla niektórych – nie tylko nas – jest ważne. Potem były kolejne kompozycje, znalezienie wydawcy stało się łatwiejsze, pojawiła się oferta skomponowania muzyki do radia w grze Cyberpunk 2077. Kiedy gra się ukazała dostaliśmy dużo reakcji z całego świata. Niektórzy pisali naprawdę bardzo osobiste historie, utożsamiali się z utworem Żurawie. Potem kawałek pojawił się w ważnej scence w anime Edgerunners, dorobił się niezłej ilości odsłuchów. Myślę, że całkiem nieźle, jak na undergroundowy zespół.

UGORY Anxious Magazine
Ugory, Fot. Kamil Milewski / Muzyczne Oko

A.M.: Zdecydowanie nieźle :). Ciekawą tematykę obraliście sobie jako punkt obserwacyjny, już sama nazwa to sugeruje.

M.G.: Pochodzę z rolniczej rodziny, większość życia mieszkam w małej miejscowości położonej z dala od miasta – to moje naturalne środowisko. Myślę, że głębokim nietaktem byłoby unikanie czy może niedostrzeganie tej społeczności, zwyczajów, tradycji czy problemów wsi, która i tak jest nieco w cieniu tych miejskich spraw, a jednak wcale nie mniej ważnych. Część z nich dotyka również bezpośrednio i mnie, dlaczego więc miałbym szukać na siłę czegoś, co nie jest dla mnie tak naturalne i oczywiste. Zwłaszcza, że mam to pod nosem.

A.M.: Występujecie w różnych konfiguracjach od trio nawet do ośmiu osób na scenie. Od czego to zależy?

M.G.: W ostatnich latach występujemy w dość regularnym składzie, czasem zabiera się z nami Tomasz Rolniak – jedną z osób odpowiedzialnych za warstwę wizualną Ugorów. Tomek fajnie kombinuje na scenie, dostosowuje się do warunków zastanych w klubach, czasem do wizualizacji używa dwóch lub trzech projektorów, przynosi nam fajne rekwizyty, takie jak np. biały worek na zwłoki. Konfiguracja składu czasem zależy od tak pragmatycznych czynników, jak budżet, ilość miejsc w aucie, wielkość sceny czy ilość dni urlopów do wykorzystania. Życióweczka.

A.M.: Kolejny projekt, a właściwie chyba już regularny zespół, to Próchno. Przyznaję śledziłem Wasze poczynania początkowo ledwie jednym okiem/uchem.

M.G.: To twór, który pierwotnie był nagrywany jako solówa Bartosza Leśniewskiego. Bartosz przygotował kilka ambientowych pejzaży, które nagraliśmy w Smarzykowie pewnego grudniowego popołudnia 2017 roku. Materiał następnie zmiksowałem i odesłałem. Po kilku tygodniach utwory w wersji z perkusja wróciły do mnie, a razem z nimi zaproszenie, by dograć partie basowe. Niepytany dograłem jeszcze trochę syntezatorów i wokali i tak zrodził się projekt Próchno, który był wtedy projektem korespondencyjnym, w którym oprócz mnie i Bartosza udzielał się Artur Sofiński. Projekt Próchno zmienił się w zespół Próchno przy okazji sesji albumu Niż, który nagraliśmy na setkę na strychu mojego domu.

A.M.: Ostatnio nieźle się rozkręciliście i moje zainteresowanie Waszymi działaniami spotęgowało się wielokrotnie. Koncertowa płyta, nowa studyjna P3. Co za Diabeł w Was wstąpił :)?

Ugory ANXIOUS Magazine
UGORY + Jarosław Mak, Fot. Kamil Milewski / Muzyczne Oko

M.G.: Ostatni rok był naprawdę owocny, ale też i pracowity. Płyta P3 powstawała kilka miesięcy, choć samo nagranie trwało może tydzień. Bardzo chciałem eksperymentować z brzmieniem perkusji, dlatego zdecydowałem się wykorzystać echo taśmowe, aby dodać im plemienności, pchnąć je trochę w dubową stronę. Myślę, że okazało się to dobrym pomysłem. Udało się przyciągnąć nowych słuchaczy, przez co i koncerty cieszyły się większą frekwencją. Duża w tym zasługa naszego wydawcy Janusza Muchy z Gusstaff Records / Don’t Sit On My Vinyl oraz Jarka Maka, z którym przyjaźnimy się od dawna i który od początku nam kibicował. To on zorganizował koncert w gdyńskiej Desdemonie, który później wydaliśmy na płycie CD oraz winylu (Esion Records). Zarówno koncertówka, jak i P3 były widoczne w sieci, doczekały się wielu recenzji w kraju i z granica, wyprzedały się niemal w całości. Myślę, że z każdym albumem docieramy się coraz bardziej i czuję podekscytowanie na sama myśl, co będzie dalej.

Próchno Anxious Magazine
Fot. Kamil Milewski / Muzyczne Oko

A.M.: To jest słyszalne. P3 vs Wasz pierwszy materiał, Z kosą przez las to duży rozstrzał stylistyczny. Czym kierujecie się tworząc nowy materiał?

M.G.: Staramy się nie powielać tego, co zostało już zagrane, przynajmniej mi towarzyszy taka myśl. Jeszcze na etapie pisania wyobrażam sobie, co można zrobić z piosenką w fazie produkcji. P3 różni się od pierwszego wydawnictwa chociażby dlatego, że nagrywaliśmy wspólnie i w jednym miejscu będąc również bardziej świadomymi czego wymagamy od siebie nawzajem oraz w którym kierunku chcemy skupić nasze działania.

A.M.: Jesteś też autorem części tekstów. Minimalistyczne, aczkolwiek dosadne. Jaki przekaz na tej płaszczyźnie niesie Próchno?

M.G.: Teksty, którymi posłużyłem się na P3 traktuję jako swój komentarz do kryzysu klimatycznego, przerzucania za to winy na innych oraz widmem konsekwencji, jakie się z tym wiążą. Staram się zawrzeć maksimum treści za pomocą minimalnej ilości słów, rezygnuję z tego, co nie wnosi nic do treści.

PRÓCHNO Anxious Magazine
Fot. Kamil Milewski / Muzyczne Oko

A.M.: Trochę jak Nihil w swojej Furii – maksymalny minimalizm ;). Notabene zastanawiam się, na ile wpływa na to co tworzysz w różnych projektach “muza metal” :)? I ogólnie, jakie i skąd czerpiesz jeszcze inspiracje.

M.G.: Po prostu lubię ociężałą estetykę, lubię brudne i radykalne brzmienia. Ale mam też uszy otwarte na inne dźwięki i zdarzyło mi się lecieć z kablami i mikrofonem w środku nocy, bo słyszę, jak przez okno dobiega fajny dron. Trzeba być bardzo czujnym, słuchać świata, rozmawiać z ludźmi – wielu z nich ma niesamowite historie do opowiedzenia. Znaleźć tylko sposób, żeby przełożyć to wszystko na język muzyki.

A.M.: Mastering P3 zrobił Noah Landis z Neurosis. Skąd taki wybór?

M.G.: Proces produkcji materiału P3 trwał kilka miesięcy – pomyśleliśmy, że może dobrze się stanie, jeśli ktoś z zewnątrz posłucha tego świeżym uchem. Artur zaproponował Noah, ponieważ współpracował z nim przy projekcie End Forest. Poza tym gość wydaje się kompetentny do takiej muzyki.

A.M.: A propos produkcji itp., kolejny temat, studio Cierpienie. Przyznaję robi wrażenie. Ile zajęło Ci dotarcie do tego co jest na obecnym poziomie? Jesteś zadowolony z efektu? Co oferuje na ten moment studio, poza oczywiście mega przyjaznym klimatem do nagrywania?

M.G.: Na przygotowaniu budynku, jego remoncie spędziliśmy z Karoliną jakieś 3 lata, potem kilka miesięcy dostosowywania nia adaptacji akustycznej. Nie obyło się oczywiście bez pomocy przyjaciół. Teraz leci trzeci rok, jak nagrywamy w studiu, mamy pomysły jak je rozwinąć i ulepszyć. Jestem zadowolony z brzmienia, jakie oferuje nasza hala nagrań oraz ze sprzętu, który generuje przyjemny dla ucha dźwięk. Wewnątrz studia można do woli hałasować, natomiast na zewnątrz zazwyczaj panuje błoga cisza, ponieważ działamy w miejscu o dość niskiej gęstości zaludnienia. Poza nagraniem fajnie brzmiącej płyty można u nas spędzić wartościowy czas z zespołem, zostawić na chwile swoje prywatne sprawy i urządzić sobie małe wakacje na wsi. Po nagraniach często płonie grill albo ognisko, niektórzy czytają książkę w trawie, albo grają w gałe, inni idą pomedytować na łąkę. Wspólne gotowanie czy jedzenie posiłków bardzo zbliżają zespół.

A.M.: Nagrywacie też w tym studio sety live video. Możesz o tym opowiedzieć? Kto skorzystał z tej opcji, jak to się odbywa, kto jest zaangażowany, kto z Wami współpracuje przy tych produkcjach?

M.G.: Seria Nagrania Cierpienie to zapisy koncertów, które organizujemy w naszym studio. Poza mną i Karoliną Karpowicz tworzymy ją z naszymi przyjaciółmi: Pauliną Kozłowską, Marcinem Haremzą, Natalią Kasprzak. Akcja trwa 2-3 dni, przez ten czas aranżujemy scenę, przygotowujemy instrumenty, nagłośnienie, mikrofony i okablowanie, kręcimy zdjęcia próbne, czasem na koncerty wpadają lokalsi. Następnie nagrany materiał trafia do produkcji – ja zajmuję się dźwiękiem, Karolina montuje zdjęcia. Do tej pory zrealizowaliśmy koncerty zespołów Dola, Tentent, Qx, Wczasy, chicagowskie trio Drążek/Fuscaldo (ex-Mako Sica) i Thymme Jones, Moonstone oraz Próchno. Występy można obejrzeć na naszym kanale lub posłuchać na bandcampie.

A.M.: I z ostatniej chwili, UGORY Wicher została nominowana do Fryderyków – jak się z tym czujecie:)?

M.G.: Mocne zdziwienie, ale jednak miłe uczucie, że muzyka podziemnego zespołu gdzieś tam sobie krąży i jest widoczna. Potem się trochę przestraszyłem, bo nie mam ciuchów na taką okazję. Koledzy i koleżanki dzwonili z gratulacjami, mama się ucieszyła – więc fajnie :).

A.M.: Dzięki za wywiad. Jakieś plany na 2024? UGORY, PRÓCHNO albo inny Twój projekt, o którym nie rozmawialiśmy?

M.G.: Jest plan na nową muzę w 2024. Chciałbym, żeby Ugory coś nagrały i jest szansa, że się to stanie. Mamy rozgrzebanych sporo numerów, niektóre w zaawansowanej formie. Podchodzimy do tematu z szacunkiem i bez pośpiechu.

Również w Próchnie gadamy sobie jak mogłaby wyglądać nowa muza. Póki co zagraliśmy chwilę temu myślę, że fajny live w studiu, który zaraz biorę na warsztat produkcyjny.

Ponadto mobilizujemy się pomału, żeby obudzić Melisę – po raz kolejny próbujemy pogodzić nasze zawodowe kalendarze i może 2024 będzie rokiem, w którym się złapiemy.

Również dziękuję za ciekawa rozmowę.


PRÓCHNO BANDCAMP

UGORY BANDCAMP

UGORY FACEBOOK

PRÓCHNO FACEBOOK

PRÓCHNO INSTAGRAM

studiocierpienie.pl 

Kanał Studio Cierpienie na YouTube

BANDCAMP Studio Cierpienie