Samutek – Zwiedzanie muzeum historii naturalnej

Samutek Anxious Magazine
kadr z Familienandenken.exe

Mateusz Woś, twórca projektu o nazwie Samutek, pierwsze próby muzyczne podjął 2009 r., do których powrócił w 2012 r. tworząc już bardziej świadomie. Dopiero w roku 2019 r. zaczął publikować szerzej swoją muzykę, co zaowocowało w 2020 r. publikacją „Omamy” w singapurskiej wytwórni Evening Chants. Rok później pojawia się kaseta w labelu Alicja „Skamielina” i opowieść zaczyna pisać się swoim własnym torem. Powstaje album „Muzeum Historii Naturalnej” wydany w bieżącym roku, w wersji winylowej w londyńskiej wytwórni Horn of Plenty. To ten materiał przyciągnął moją uwagę na tyle, że zacząłem iść po sznurku, w głąb jego świata, badając krok po kroku wszelkie komnaty z ukrytymi skarbami, tajemnicami. To długa, aczkolwiek pełna emocji i przyjemnych dreszczy wycieczka.

Na ten moment Mateusz ma na swoim koncie 39 wydawnictw, głównie w formie cyfrowej, przez które niewątpliwie warto przejść się nadstawiając uważnie ucho, trzecie ucho.

Zajmuje się również fotografią, szczególnie przetwarzaną cyfrowo, rysunkiem, w którym przeplata motywy związane z przemocą, erotyką, religią, popkulturą, ale także ze światem natury, czy sztuką Dalekiego Wschodu. Tworzy też w obrębie wideo.

Artur Mieczkowski

Samutek Anxious Magazine
bez tytułu (wylęgarnia)

Artur Mieczkowski: Cześć Mateusz. Miło mi, że zagościsz w ANXIOUS :). Od jakiegoś czasu próbuję prześledzić Twoje działania, głównie muzyczne, jestem pod wrażeniem ilości i jakości. Skąd i kiedy wzięła się u Ciebie chęć tworzenia tych oryginalnych „mikroświatów” dźwiękowych?

Mateusz Woś: Cześć Artur, dziękuję Ci za zaproszenie! Moje pierwsze muzyczne próby pochodzą chyba jakoś z 2009 roku, gdy nagrałem kilka niezdarnych utworów w programie muzycznym. Była to wtedy zwykła zabawa i nie sądziłem, że jeszcze do tego powrócę. Na jakiś czas w ogóle nie myślałem o robieniu muzyki, aż do 2012 roku. Nagrywałem wtedy telefonem improwizacje na rozstrojonej gitarze. Spodobało mi się to, więc postanowiłem stworzyć spójny album. Od tamtej pory tworzenie muzyki całkowicie mnie pochłonęło. Nie pamiętam już co było główną motywacją do robienia muzyki, chyba była to potrzeba spróbowania czegoś nowego.

AM: Może zacznijmy „od góry” Twojego dorobku wydawnictw muzycznych. W tym roku londyńska wytwórnia, Horn of Plenty wypuściła na winylu „Muzeum Historii Naturalnej”. Jak doszło do Waszej współpracy?

MW: Nickowi spodobała się „Skamielina”, zaproponował więc współpracę i wydanie albumu w Horn of Plenty. Jestem wdzięczny Nickowi za tą możliwość i bardzo dumny z tego co wspólnie stworzyliśmy.

AM: Nie widziałem wydania tej płyty, ale z opisu brzmi interesująco. To był Twój pomysł czy pomogła wytwórnia? Płyta zawiera „24 stronicową książeczką A5 ze słowami i obrazami Mateusza Wosia”. Piszesz też teksty?

MW: Płyta jest pięknie wydana, dzięki Karolinie Kołodziej, która zajęła się opracowaniem graficznym albumu. To Karolina i Nick zaproponowali abyśmy dołączyli książeczkę z moimi rysunkami. Tak, piszę teksty. Co prawda nie mam ich wielu i do tej pory raczej nie używałem ich w nagraniach, najnowszy album jest pod tym względem wyjątkiem.

Samutek Anxious Magazine
bez tytułu (neon)

AM: I jest to „wycieczka w upiorne, pastoralne stany senne. Wyobrażone światy, w których zderza się to, co ziemskie i kosmiczne”. Działa na wyobraźnię, domyślam się, że same dźwięki i słowa i oprawa graficzna ma sprawić, by słuchacz wyruszył samodzielnie w taką podróż. Jestem ciekawy gdzie Ty wędrowałeś podczas tworzenia tego materiału.

MW: Zgadza się. Mam nadzieję, że moja muzyka jest w stanie pobudzać w ten sposób wyobraźnię. Podczas pracy nad albumem wracałem czasem do wspomnień z kilku moich snów. W jednym z nich zwiedzałem muzeum historii naturalnej mieszczące się w dziwnej budowli z ciemnozielonego marmuru. Pamiętam, że w środku oglądałem wypchanego niedźwiedzia polarnego, był też sen o zmumifikowanych psach, albo o wykopywaniu z ziemi antycznych przedmiotów. W jakiś sposób te obrazy i przeżycia ze snów inspirowały mnie przy tworzeniu tego albumu. Generalnie Muzeum Historii Naturalnej kojarzy mi się z kościano-muzealnym klimatem z elementami wróżbiarskimi. W muzyce pojawiają się również dźwięki natury, ale jest to raczej widmo przyrody, zastygłej w muzealnej dioramie. Tak naprawdę, trudno jest mi opisać, co sobie wyobrażam słuchając i tworząc muzykę, zazwyczaj są to abstrakcyjne uczucia, różne skojarzenia i wyobrażenie atmosfery.

AM: Nagrania miały być kontynuacją materiału „Skamielina” – który to jest bliżej metafizycznego horroru, niepewności, pewnego rodzaju zagubienia i dezorientacji. Wstępne słowa na tym materiale: „Przepraszam, ale chciałam jakoś Panią obudzić”, to piękne wprowadzenie do tego surrealistycznego strachu.

MW: „Skamielina” mimo, że powstała bardzo szybko, to jest to jeden z najbliższych mi albumów, które zrobiłem. Właściwie nie powstałaby gdyby nie zaproszenie od Tomasza Kowalskiego, świetnego malarza i prowadzącego label Alicja do zrobienia odcinka w jego audycji w Radiu Kapitał. Tak powstał ten album.

To prawda, że moja muzyka bywa dosyć mroczna, aczkolwiek dla mnie jest czymś w rodzaju naturalnego środowiska, w którym czuję się bezpiecznie i dobrze. Pragnę tworzyć muzykę nasyconą różnymi emocjami, tajemniczą, czasem również niepokojącą.

AM: Materiał wyszedł tylko na kasecie. Preferujesz ten nadal jednak niszowy nośnik? Rozumiem, że idea DIY sprawia Ci przyjemność.

MW: Bardzo lubię kasety i estetykę DIY. Mam nadzieję, że uda się coś jeszcze wydać na tym nośniku. Mam pomysł, żeby samodzielnie nagrywać muzykę na kasety i sprzedawać je razem z własnoręcznie wykonanymi dodatkami tj. rysunek, fotografia, pocztówka z wierszem itd.

AM: „Żaba wodna” – cofamy się w czasie, to jakby bardziej wyciszony materiał.

MW: To jeden z tych mniejszych albumów, które powstały szybko i bez większego zamysłu. „Żaba wodna” należy do moich ambientowych prac i jest trochę powiązana z – według mnie – lepszym albumem „Kwiaty dla Ciebie”. Zresztą wszystkie albumy w różny sposób się ze sobą łączą. Staram się robić serie, np. po 3 albumy w jakimś specyficznym klimacie.

AM: Możemy w ten sposób oczywiście omówić wszystkie Twoje (a jest ich 30 kilka) materiałów, co mija się trochę z celem. Większość można odsłuchać na bandcampie. Jestem ciekawy Twojego procesu twórczego, co jest zapalnikiem, że poruszasz się akurat po takich przestrzeniach?

MW: Jest ich do tej pory 39. Część z nich jest bardziej dopracowana i większa, część z nich to minialbumy. Czasem pracując nad jakimś projektem rozbijałem album rozdzielając utwory do innych mniejszych projektów. Pomysły na albumy pochodzą często z dźwięków lub obrazów, które w jakiś sposób mnie zainspirują. Impulsem do stworzenia albumu może być np. fotografia znaleziona w internecie, która sprawia, że wpadam na pomysł w jakim klimacie chciałbym nagrać muzykę. Zaczyna się od małego pomysłu, który stopniowo ewoluuje w coś większego. Często jest też tak, że nagrywając dźwięki, lub eksperymentując z nimi później w komputerze natrafiam na coś ciekawego przez pomyłkę. Zresztą coraz chętniej wykorzystuję różnego rodzaju pomyłki, błędy i niedoskonałości.

AM: Co dla Ciebie jest tworzywem, jakiego instrumentarium używasz, jak przetwarzasz dźwięki? Przyznaję się, że nie odsłuchałem wszystkich Twoich wydawnictw. Wydają się być jednak one zróżnicowane, mimo iż rdzeń zostaje mocno słyszalny – vide materiał “Roots” – to ciągle Samutek.

MW: Nagrywam rekorderem różne dźwięki otoczenia, improwizacje na instrumentach i właściwie na wszystkim, co wydaje dźwięk, a później miksuję to w komputerze. Czasami tworzę utwory używając wyłącznie instrumentów wirtualnych, lub wykorzystując pętle jakiegoś fragmentu muzyki, lub dźwięków znalezionych w internecie później przeze mnie zniekształconych. Wszystko jednak sprowadza się do łączenia dźwięków w komputerze. Są to po prostu kolaże dźwiękowe. Tak samo pracuję jeśli chodzi o fotografię.

AM: Padła w końcu nazwa Twojego muzycznego projektu, Samutek – co ona oznacza, skąd pomysł, żeby powiesić taki szyld nad Twoją pracownią dźwiękową?

MW: Wpadłem kiedyś na pomysł, żeby narysować bajkę dla dzieci o wielorybie, który pływał samotnie w arktycznych wodach i śpiewał swoje smutne pieśni. Wieloryb miał nosić imię Samutek, połączenie dwóch słów – smutek i samotność. Bajki nigdy nie narysowałem, ale nazwę wykorzystałem. Pomysł na bajkę użyłem też przy nagraniu albumów, które miały brzmieć jak dobranocka: „Dziuplaki” i „Hyvää yötä”.

AM: „Omamy” ukazały się na kasecie w Evening Chants, to wytwórnia z Singapuru. Jak tam trafiłeś? Wiem, że pytanie trochę infantylne, kiedy świat tak bardzo się skurczył, ale z tego co widziałem i usłyszałem, wydają specyficzne rzeczy, vide Meitei / 冥丁.

MW: Mimo, że nagrywam od 2012 roku, to założyłem profil na bandcampie i wrzuciłem do internetu moje rzeczy dopiero w 2019 r. Miałem ogromne szczęście ponieważ wkrótce po tym znalazł mnie Nigel, założyciel Evening Chants. Skontaktował się ze mną i tak nawiązaliśmy współpracę. To dzięki Nigelowi i Jasmine z Evening Chants moja muzyka zaczęła znajdować odbiorców.

AM: Przy okazji tego materiału powstaje wideo, to kolejne medium którym się zajmujesz.

MW: Teledysk do utworu „Omamy” stworzyła moja partnerka Ilona. Właściwie przy okazji wydania „Omamów” powstały dwa teledyski, jeden wykonany przez Ilonę, drugi przeze mnie do utworu „Żerowisko”. Tworzenie wideo jest bardzo fajne, ale jeszcze nie poznałem tego medium zbyt dobrze. Mam nadzieję, że w przyszłości bardziej się w to zagłębię.

Samutek Anxious Magazine
bez tytułu (wylęgarnia)

AM: Jesteś autorem wszystkich swoich okładek? Zajmujesz się rysunkiem, fotografią, wideo. Bardzo szeroko zakrojony plan na przekazanie tego, co Ci w głowie dojrzewa.

MW: Tak, wszystkie okładki są mojego autorstwa, oprócz kasetowego wydania „Skamieliny”, która jest projektu Tomasza Kowalskiego. Bardzo lubię posługiwać się różnymi środkami przekazu, pomaga mi to w złapaniu oddechu i odpoczęciu od jednego medium i poświęceniu się drugiemu. Jednocześnie wizualna i dźwiękowa strona mojej twórczości wzajemnie się uzupełniają i wzbogacają, jest to dla mnie ciekawe jak przedstawić jakiś motyw za pomocą obrazów i dźwięków.

AM: A propos dojrzewa” – dojrzały Ci te wszystkie media, wiesz w którą stronę zmierzasz czy też chcesz zmierzać?

MW: Jestem otwarty na dalsze poszukiwania oraz eksperymentowanie z innymi mediami. Oczywiście nie zamierzam rezygnować z rysunku, fotografii i oczywiście muzyki, będę się dalej rozwijać w tych środkach wyrazu. Na pewno chciałbym zacząć łączyć te różne dziedziny w większych wielowymiarowych projektach. Trochę próbowałem to osiągnąć tworząc w 2020 roku grę komputerową na moją pracę dyplomową. Nazywam to „grą”, ale była to tak naprawdę interaktywna prezentacja przypominająca grę. Składała się z fotografii, dźwięku, wideo i rysunków. Można się było poruszać w niej jak w grze klikance z lat 90., lub początku 2000. Stylistycznie również nawiązywała do tych czasów. Póki co jeszcze nigdzie tego nie opublikowałem, ale w końcu to zrobię :)

Samutek Anxious Magazine
bez tytułu (noir)

AM: Bardzo intrygujące. Z chęcią się z tym zapoznam :).
Przeglądając Twoje zdjęcia, zwłaszcza serię “Noir” moje pierwsze skojarzenia lecą w stronę twórczości Antoine d’Agata. Rozumiem, że starasz się stworzyć własny styl, co widać mocno też w innych seriach zdjęciowych, które są porozrzucane dość odległe od siebie, ze wspólnym rdzeniem, mianownikiem, który podsycasz też dźwiękowo.

MW: To dla mnie bardzo ważne, by wypracować własny styl. Jeśli chodzi o serię “Noir”, to będzie ona częścią innego większego projektu fotograficznego, nad którym pracuję już chyba 2 lata.

AM: Ciekawią mnie Twoje inspiracje jeśli chodzi o fotografów. Masz swoich Mistrzów?

MW: Moim pierwszym Mistrzem był mój tata, Stanisław J. Woś. To on wprowadził mnie we wspaniały świat fotografii. Bardzo lubię prace fotografów tj. Antoine d’Agata, którego wspomniałeś, Irving Klaw, John Willie, Lee Friedlander, Nobuyoshi Araki, Renate Bertlmann, Roger Ballen, Hans Bellmer. Bardziej jednak inspirują mnie najróżniejsze nieartystyczne, często amatorskie fotografie nieznanych autorów, stare zdjęcia rodzinne, zdjęcia przyrodnicze, medyczne, lub kadry z filmów itd. 

AM: Podobne pytanie o muzykę. Inspiracje, wzorce do obalenia, dekonstrukcji to?

MW: Uwielbiam Swans, Angels of Light (wszystko co stworzył Michael Gira), David Toop, Graham Lambkin, Jandek, Max Eastley, Jun Konagaya z Grim (szczególnie album Organ i Memento Mori), Current 93, The Residents, Morton Feldman, Kuupuu, Jon Hassell, Liu Sola, Zoviet France, 23 Skidoo, This Heat, Will Guthrie, Henning Christiansen, muzyka Gamelan.

AM: Myślisz o tym, by swoje poprzednie materiały muzyczne, przynajmniej te wybrane, wydać na nośnikach fizycznych? Które byś widział je w świecie materii? Czy wolisz patrzeć w przyszłość i wydać te, które na razie tylko w Twojej głowie?

MW: Byłoby fajnie wydać niektóre z nich, np. „Dziuplaki”, „Choroby Tropikalne”, „Familienandenken”, czy 身体。錯覺。鬼. Oczywiście te, które dopiero powstaną także. Chyba będę robić tak jak do tej pory, czyli pracować nad nowym materiałem i jak go ukończę – wrzucać na bandcamp. Jeśli ktoś będzie zainteresowany wydaniem albumu, wtedy pewnie przygotuję coś nowego.

Samutek Anxious Magazine
bez tytułu

AM: Twoje najbliższe plany zarówno muzyczne jak i na pozostałych placach twórczych?

MW: Obecnie próbuję skończyć kilka albumów muzycznych, które wloką się za mną już od pewnego czasu. Pracuję również nad projektem fotograficznym, który bardzo bym chciał wydać w formie albumu wizualno muzycznego, no i w końcu stworzyć stronę internetową na której można by było obejrzeć moje prace, bo np. facebook się do tego nie nadaje.

AM: Na zakończenie zadam Ci pytanie cytując Twoje własne słowa: „Docierasz do miejsca bez wyjścia. Co dalej?”

MW: Koniec :).

Recenzja płyty „Muzeum Historii Naturalnej”

Więcej prac Mateusza w Galerii Anxious



BANDCAMP

RYSUNKI

FOTOGRAFIA

WIDEO