Roma Amor to pochodząca z Ravenny formacja zgłębiająca od lat swoje brzmienie nazwane dekadenckim folk cabaret. W ich twórczości słychać wielką pasję i emocjonalne zaangażowanie. Każda z płyt Roma Amor przynosi pewnego rodzaju koncept i opowiada o konkretnej rzeczy, jest historią zapisaną w formie dźwięków. Pod koniec 2022 roku wytwórnia Old Europa Cafe wydała ich kolejny album “La Maga Femmina”. Album moim zdaniem najbardziej ponury i mroczny, jednak pełen uczuć, a czasami i niepokoju.
Michał Majcher
Michał Majcher: Wasz, pierwszy album ukazał się w 2008 roku. Od tej pory wydaliście kilka płyt, zagraliście dużo koncertów. Myślę, że muzyka Roma Amor zmienia się i ewoluuje. Jak Wy postrzegacie Wasz rozwój?
Roma Amor: Trudno nam na to odpowiedzieć. Jednak w tej chwili skupiamy się na promocji “La Maga Femmina”. Uważamy, że jest to dzieło wyjątkowe i oryginalne w swoim gatunku: mroczny folkowy album z ezoterycznymi tekstami w dialekcie, zaczerpniętymi z lokalnej tradycji czarownic, zaklęć, rytuałów, kobiecej magii. Wciąż koncentrujemy się na tej ludowej podróży pełnej grozy, taki jest nasz obecny nastrój.
MM: Jak obecnie przedstawia się skład Roma Amor?
RA: Duet Euski-Candela jest jądrem projektu, tym, który zawsze był kluczowym punktem tego, co chcieliśmy wyrazić. To, że ostatnio współpracowaliśmy z gitarzystą i mandolinistą Roberto Zabberonim, wynika z tego, że to on zagrał w kilku utworach z albumu “Femmina” z 2009 roku i wydał nam się właściwą osobą, która mógłby wystąpić na naszym, nowym albumie. Niemniej jednak, jednocześnie działamy jako duet, czasami w różnych składach, w zależności od sytuacji i tego, co jest lepsze dla piosenek, które chcemy przedstawić.
MM: Pod koniec 2022 roku ukazał się wasz kolejny album “La Maga Femmina”, album, któremu przyświeca określony koncept i treść.
RA: Na naszej, ostatniej płycie całkowicie zanurzyliśmy się w ludową tradycję naszego regionu, Romanii (Włochy): daleką od słynnej “Riwiery” popularnej wśród turystów, pełnej słońca, plaż i tańca. Odkrywamy jej ciemną stronę, z tekstami zaczerpniętymi z naszego folkloru śpiewanymi w dialekcie używając archaicznego stylu i w czarodziejskich tonach, z ponurymi aranżacjami o ponurych historiach opowiadanych przez odosobnione kobiety mieszkające w miejscu, gdzie natura jest królową, także z jej najbardziej nieprzyjemną stroną. Podobnie jak na albumie “Femmina” z 2009 roku, w “La Maga” głównymi bohaterkami są kobiety, prawdziwe lub baśniowe, ze swoimi mrocznymi historiami.
MM: Moim zdaniem “La Maga Femmina” to Wasz, najbardziej mroczny album. Czy takie było wasze założenie czy po prostu wynikło to z tekstów z płyty?
RA: To co czuliśmy i chcieliśmy oddać w naszych ostatnich kompozycjach: teksty były wynikiem tego, co zgłębialiśmy i idealnie pasowały do klimatu. Okazało się, że praca, którą rozpoczęliśmy od płyty “Femmina”, w której chcieliśmy skupić się na mrocznym kobiecym świecie, nie została zakończona: przeczytaliśmy tak wiele ludowych opowieści o czarownicach, kołysankach, rytuałach, nonsensownych rymowankach i nie można było ich zignorować,
MM: Nowy album to jakby druga część waszej płyty “Femmina”, na której znajduje się zdjęcie z przedstawienia teatralnego siostry Euski. Opowiedzcie proszę o tej fotografii ponieważ to bardzo ciekawa historia.
RA: To zdjęcie zrobione podczas przedstawienia “Le ceneri di Lola Montès” grupy teatralnej siostry Euski, Tanti Cosi Progetti, w którym ona sama gra Lolę Montès. Znaną i niezwykle żądną przygód tancerkę, która stała się główną atrakcją cyrku po tym gdy była kochanką wielu różnych, ważnych Europejczyków. Ta niezwykła kobieta podsumowuje poczucie opuszczenia, apogeum pokonanej próżności sprowadzonej do cyrkowej parodii, fascynującej kochanki potężnych mężczyzn, zmuszonej do bycia cyrkowym dziwakiem. Róża w jej ustach, niegdyś ozdoba we włosach, staje się czymś okaleczającym, karzącym.
MM: Kilka lat temu czytałem z wami wywiad gdzie mówiliście, że nie potrzebujecie agencji bookingowej, że jako zespół niezależny chcecie mieć kontakt z osobami, które lubią i cenią twórczość Roma Amor. Czy wciąż tak jest?
RA: Tak, jesteśmy niezależni i nadal lubimy czuć się wolni, bez żadnych agencji bookingowej. Lubimy myśleć, że wszystko buduje się dzięki doświadczeniu, poznawaniu nowych ludzi, którzy lubią dzielić się naszą muzyką. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że nie jest to najłatwiejsza i najwygodniejsza rzecz dla zespołu, ale chcemy, żeby tak było. Kiedy jest szansa na zagranie koncertu, gdy mamy taką możliwość to jesteśmy bardziej niż dostępni.
MM: Roma Amor czasami jest określana jako projekt ze sceny „neofolk”. Moim zdaniem to duża pomyłka. Chociaż używacie podobnego instrumentarium to twórczość zespołu mocno odbiega o typowych dźwięków neofolk.
RA: Właściwie lubimy przedstawiać nasze brzmienie jako „dekadencki folk cabaret”. Polskie słowo zostało nam nadane przez wyjątkowych przyjaciół, którzy zorganizowali jeden z naszych koncertów w Polsce i bardzo nam się spodobało. Kiedy gramy jako duet, możemy być nieco bliżsi muzyce neofolk, ponieważ nasze brzmienie jest wtedy mieszanką mrocznego folku i chanson, a mniej łączy się z tradycyjnym folkiem.
MM: Kiedyś opowiadaliście mi o swoich głównych inspiracjach dla przykładu Bowie, Almond, Brel, Aznovour, Morricone, francuskie chanson, stary, włoski pop z lat 60. Czy inspiruje was coś obecnie ze współczesnej muzyki?
RA: Może coś zaczerpniętego z subkultury dark folk i neo cabaret, black metalu i muzyki industrialnej. Euski interesuje się najnowszymi aranżacjami akustycznymi włoskiego piosenkarza Raiz. Znajduje w tym pewne powiązania ze sposobem, w jaki używa on swojego głosu i pasję, jaką wkłada w muzykę.
MM: Kolejną rzeczą, o którą muszę zapytać to filmy. Wiem, że dla was to ważne ogniwo sztuki. Czasami waszym koncertom towarzyszą wizualizacje stworzone z fragmentów filmów. Nawiązywaliście też w swoich coverach do wielu soundtracków. Czy na ostatniej płycie “La Maga Femmina” znajdziemy nawiązania do obrazów filmowych?
RA: Na “La Maga Femmina” nie ma bezpośrednich odniesień do filmów, ale klimat przywodzi na myśl niektóre, kultowe włoskie horrory, takie jak “La casa dalle finestre che ridono” Pupi Avati czy “Il demonio” Brunello Rondi.
MM: Chciałbym też zapytać was o nowo falowy projekt Dogs in Space, który kiedyś współtworzył Michele. Jakiś czas temu reaktywowaliście go. Czy będzie on kontynuowany?
RA: Myślimy o czymś w tym stylu, nawet jeśli jest to jeszcze w fazie embrionalnej. Eksperymentowaliśmy z tym brzmieniem na jednym z naszych, ostatnich koncertów w Mediolanie, gdzie Euski grała na perkusji i śpiewała w chórkach, a Michele pokazał „drugą stronę romantycznego akordeonisty”! Wykonaliśmy kilka utworów, dzięki którym podniosła nam się adrenalina, to uczucie, które bardzo lubimy.
MM: Na koniec dość przewrotnie, czy macie w planach album inspirowany soundtrackami z filmów giallo?
RA: Jeszcze nie wiemy, w którym kierunku pójdziemy. Z pewnością jesteśmy wielkimi fanami tego typu filmów i nigdy nam się to nie znudzi. Lubimy okres „giallo” i thrillerów lat siedemdziesiątych, który szczególnie obfitował w filmy, które bardzo nam się podobają. Jednak zgodnie z naszą muzyką wolimy rodzaj folk horroru niż ścieżki dźwiękowe do „giallo”, gdzie wielkie arcydzieła, takie jak muzyka filmowa Morricone, już istnieją i stały się światowymi dziełami. Lubimy więc badać gotyckie i pogańskie korzenie naszego folkloru i uważamy, że nasz album “La Maga” jest dość wyjątkowy, ponieważ nikt jeszcze nie zrobił czegoś podobnego używając naszego lokalnego dialektu. Ponadto jest on ściśle powiązany z naszymi osobistymi zainteresowaniami oraz zagłębianiem się w folklor i etnomuzykologię.