Psychoformalina – Lubimy łamać schematy

Psychoformalina wywiad Anxious

Pochodząca z Wrocławia, Psychoformalina to znany zespół na polskiej mapie muzycznego undergroundu. Zakorzeniona w dźwiękach zimno falowych lubi łączyć swoje brzmienia z bardziej hałaśliwymi czy psychodelicznymi tonami. Ich koncertowe wystąpienia przywołują na myśl zaklinanie czasu, gdzie mamy wrażenie uczestnictwa w czymś mistycznym i zagadkowym niż tylko zwykłym koncercie.

Michał Majcher


Michał Majcher: Psychoformalina istnieje właściwie od połowy lat 90. Czy możecie opowiedzieć, jak według Was zmieniło się oblicze zespołu przez ten czas?

Miras Mi-1: Graliśmy zawsze w podstawowym składzie, tzn. gitara, bas, perkusja, wokal. W 2017 roku nastąpiła pierwsza znacząca zmiana, kiedy za mikrofonem stanął Bartek, obecny wokalista. Sześć lat później za perkusją zasiadł Michał i tym sposobem z pierwotnego składu została połowa. Muzycznie raczej wszystko kręci się nadal wokół starych inspiracji, choć teraz jest to wypadkowa nieco innych niż początkowo wrażliwości muzycznych.

M.M.: Wasza muzyka osadzona jest głęboko w zimnej fali, dźwiękach lat osiemdziesiątych. Jednak odnajduje tam też wiele innych motywów charakterystycznych między innymi dla neo-psychodelii czy noise rocka. Jak Wy ją postrzegacie?

Mi-1: Z tą zimną falą wcale nie jest tak do końca. Owszem, byliśmy pod wpływem niektórych przedstawicieli tego gatunku, ale jak się zestawi Joy Division, Killing Joke, X-Mal Deutschland czy wczesny Cure z takimi zespołami jak Swans, Sonic Youth, Jesus Lizard, czy The Stooges, to wyłania się już całkiem inny obraz obszaru dźwiękowych eksploracji. Jak trafnie zauważyłeś, znaczącą rolę w naszej twórczości odgrywa noise i neo-psychodelia (Spacemen 3, Loop, Thee Hypnotics czy Dead Flowers), ale również jej początki z przełomu lat 60/70. (The Doors, Can, Hawkwind, Velvet Underground czy wczesny Pink Floyd). Jeśli do tego dorzucimy jeszcze Virgin Prunes, Bauhaus, Mudhoney, Kyuss czy Monster Magnet, powstanie obecna, nie do końca nazwana mieszanka :). Chłopaki pewnie dorzucą jeszcze coś od siebie.

Bartek Glanc: W stosunku do tego, co gramy, moje inspiracje muzyczne bardziej ograniczają się do poszczególnych utworów, niekiedy wręcz ich fragmentów. Rozstrzał gatunkowy jest spory, bo oprócz zestawu o którym wspomniał Miras, znajdzie się jeszcze miejsce choćby dla klimatów World Serpent, czy Obuh. Ogólnie dużo tu muzyki z okresu młodzieńczych fascynacji przypadających na lata dziewięćdziesiąte. Zimna fale na pewno tak, ale bez ortodoksji i nie jest to jakiś główny punkt odniesienia w naszej twórczości. Pomimo to uważam, że etykieta zimnofalowa też ma swoje zalety i nie odżegnujemy się od niej.

Psychoformalina wywiad Anxious
Fot.: Litt Mist

M.M.: Lubicie przełamywać pewne muzyczne schematy.

Mi-1: Jasne, że lubimy łamać schematy i łączyć różne, z pozoru niepasujące do siebie elementy, ale tak właśnie, przynajmniej według mnie, trzeba. Będąc pod wpływem tak odmiennych stylów muzycznych inaczej się nie da ;).

B.G.: Jeśli za łamanie schematu możemy uznać dążenie do napisania ładnej a zarazem niebanalnej piosenki z niegłupim tekstem to tak, lubimy przełamywać schematy. Zresztą już samo to, co uważamy za piosenkę też odbiega od ogólnie przyjętych schematów.

Michał Szczypek: Pewnie! Chyba na tym polega właśnie sztuka, prawda? Cieszę się, że Psychoformalina to zespół, który nie jest wyraźnie osadzony w jednym gatunku. Oczywiście jesteśmy kojarzeni najbardziej z tzw. „zimną falą”, ale prawda jest taka, że – jak zauważyłeś wcześniej – sięgamy po różne odcienie „alternatywy”.

M.M.: Jak oceniacie wpływ technologii i nowoczesnych narzędzi cyfrowych na proces tworzenia waszej muzyki, zwłaszcza w kontekście analogowych tradycji, które są dla Was ważne?

Mi-1: Moją jedyną „technologią” od samego początku jest gitarowy efekt Digital Delay. Nic innego nie używam. Przestery wydobywają się prosto z pieca. Osobiście cenię sobie prostotę i nie ciągnie mnie w stronę rozbudowanych pedalboardów, jakich używa coraz większa rzesza gitarzystów. W studiu wiadomo, że bez nowoczesnych narzędzi jest trudniej, ale też staramy się ich nie nadużywać.

B.G.: W graniu na żywo dużo bardziej istotne jest wypracowanie własnego rozpoznawalnego brzmienia co w naszym wypadku osiągamy przy minimalnym nakładzie środków. Dużo, to nie zawsze oznacza dobrze i, poza tym łatwo się pogubić. Na scenie używam procesora wokalnego, z którego banku ponad 100 efektów używam maksymalnie dwa. Trochę inaczej sytuacja wygląda w studiu, szczególnie podczas miksowania utworów. Możliwości obecnie programów do obróbki dźwięku są ogromne, choć bez wprawnej ręki realizatora, to tylko zbiór drogich gadżetów. Technologia dla nas to przede wszystkim skrócenie czasu na wypracowanie efektu, jaki w danym utworze zamierzaliśmy zastosować.

Psychoformalina wywiad Anxious-04
Fot.: Litt Mist

M.M.: Będąc na Waszych koncertach miałem wrażenie uczestniczenia w czymś bardzo parateatralnym, czy nawet performatywnym. Bartek na scenie przybiera, jakby inną postać, kreując ją ruchem oraz wizerunkiem. W jaki sposób podchodzicie do swoich wystąpień na żywo? Czy one są dla Was?

Mi-1: Koncerty są zawsze ważnym wydarzeniem, ponieważ mamy świadomość, że gramy dla ludzi, a nie do czterech ścian. To bardzo ważne. Odbiorców trzeba szanować. Spotykaliśmy się niejednokrotnie z opinią, że bije od nas szczerość i to bardzo budujące.

B.G.: Grając na żywo istotne jest, aby twój koncert nie pozostał obojętnym dla ludzi, którzy na niego przyjdą. Obojętność w rock’n’rollu to w końcu najgorsza z reakcji, co przy obecnej ilości kapel, koncertów etc., to niestety jest o nią najłatwiej. Zależało nam zawsze by podczas koncertów interakcja z publicznością odbywała się na kilku poziomach. Stąd i video, czy sceniczny makijaż. Przez te kilkadziesiąt minut musisz jakoś wypełnić przestrzeń u odbiorcy. Od siebie dodam, że ten makijaż na scenie to ma kilka dodatkowych zalet. Pierwotnie chodziło głównie o przełamanie dominującej na naszej scenie takiej „no logo” wycofanej stylówki w czarnym golfie. Z czasem robienie makijażu zacząłem traktować też jako sposób na relaks i koncentrację przed koncertem. To są też trochę barwy wojenne, jak i maskowanie niekiedy groteskowych ruchów ciała, które często bezwiednie wykonuję, wczuwając się w muzykę podczas występu.

M.M.: Koncertom Psychoformaliny zawsze towarzyszy video, które mocno koresponduje z dźwiękiem. Rozumiem, że jest to stały element Waszego działania. Kto jest twórcą tych intrygujących obrazów? Jaka jest idea tych prezentacji, czy mają dodatkowo wzmacniać przekaz, zwiększać natężenie czy może pomagać wpadać w trans, a może coś innego?

Mi-1: Z wizualizacjami chodzi przede wszystkim o wzmocnienie przekazu scenicznego i dodanie kolejnego elementu ułatwiającego odbiorcom wejść naszą przestrzeń odczuwania muzyki. To świetne narzędzie wspomagające i jest na tyle uniwersalne, że zawsze koresponduje z naszymi utworami niezależnie od kolejności ich wykonania na scenie. W powstawaniu tych obrazów pierwsze skrzypce grają efekty wizualne pewnego programu do obróbki filmów ;) oraz krótkie fragmenty różnego rodzaju ruchomych scen z wielu źródeł, które posklejane ze sobą wspomagają przekaz płynący ze sceny. Proces powstawania owych wizualizacji to dłuuugie godziny ślęczenia przy komputerze, ale efekt końcowy, jak widać, jest opłacalny i wynagradza cały ten trud.

M.M.: Opowiedzcie proszę o najbardziej oryginalnych miejscach, gdzie graliście. Czy zdarzają się momenty, kiedy wasze koncerty przybierają zupełnie inny charakter niż zaplanowany? Jeśli tak, co zaskakuje was najbardziej podczas występów na żywo?

Mi-1: Z najmniej oczywistych miejsc, w których graliśmy, pamiętam same początki działalności i koncert, a raczej kilkugodzinny spontaniczny performance w środku nocy na plaży w Rewalu :).

M.Sz.: Myślę, że warto wspomnieć o słynnym w pewnych kręgach Chlewiku, czyli imprezie w duchu D.I.Y. gromadzącej co roku świetne zespoły z kraju i zagranicy. Sekretna lokalizacja w dolnośląskiej wsi, bardzo świadoma publika i granie w starym chlewie przerobionym na salę koncertową. Bezcenne doświadczenie – muzyczne, towarzyskie, wspólnotowe. Zresztą wracamy tam w tym roku snuć pewną Opowieść… Muszę też wspomnieć o koncercie na festiwalu Gothic Pogo w 2024 roku. Nie ukrywam, że był to dla mnie rodzaj spełnienia. Granie w świątyni europejskiego (a może i światowego) deathrocka i postpunka, dla pełnej sali świadomej, świetnie bawiącej się publiki to jeden z tych piękniejszych momentów w życiu. Ach, no i graliśmy w zeszłym roku w kościele…

B.G.: Właściwie to przy graniu maks 10/12 koncertów rocznie każdy z nich będzie na swój sposób wyjątkowy. Niespodzianek aż tak nie lubię by ich oczekiwać. Lepiej niech publiczność będzie zaskoczona po naszym koncercie.

Psychoformalina wywiad Anxious-02
Fot.: Litt Mist

M.M.: Ważnym też elementem Psychoformaliny są teksty Bartka, gdzie znajduję dużo odniesień oraz symboli. Myślę, że każdy z nas może odczytać je na własny sposób, co uważam za bardzo ciekawe. Bartku, chyba lubisz żonglować metaforami, a także ukryć gdzieś dany klucz, czy znaczenie. Masz jakichś ulubionych autorów tekstów?

B.G.: Na wstępie zaznaczę, że w Psychoformalinie było dwóch frontmenów, tak więc mamy również dwóch autorów tekstów, tzn. wcześniej Marian Wójcik, a obecnie ja. Wracając do Twego pytania – w swoich tekstach staram się zachować pewnego rodzaju balans między poetyką, śpiewnością a przekazem. Sporo z tekstów powstało na bazie osobistych doświadczeń, nierzadko jest to kolaż zapisanych mimochodem wersów albo po prostu w głowie zaśpiewana zajawka po usłyszeniu kilku dźwięków i na niej budowany ciąg dalszy. Zresztą niespecjalnie uważam się za tekściarza ani tym bardziej poetę. Jeśli chodzi o autorów – cenię wiele tekstów Grzegorza
Kaźmierczaka czy Marcina Świetlickiego. Podoba mi się też mroczny ciężar tekstów Giry, jak i natchnione elaboraty Davida Tibeta.

M.M.: Opowiedzcie o swoich muzycznych inspiracjach i artystach, którzy mieli największy wpływ na kształtowanie waszego brzmienia? Co obecnie Was inspiruje i dostarcza wrażeń?

Mi-1: O inspiracjach już było. Wspomnę jeszcze tylko o całej gamie zespołów skupionych wokół brytyjskiej wytwórni Fuzz Club. Jest to istna kopalnia dźwięków, które są mi bardzo bliskie. Czyli bardziej garage-noise-psychedelia niż zimna fala, czy gotyk.

M.Sz.: Jako najmłodszy stażem członek zespołu – dopiero dorzucam swoją cegiełkę do brzmienia zespołu. Jeśli chodzi o inspiracje, to przeszedłem dłuuuugą drogę. Świadomie muzyki zaczynałem słuchać od heavy metalu – faceci w skórach, ćwieki itp. historie. Dziś siedzę mocno w postpunku, zimnej fali i deathrocku. Równie często jak wracam do Joy Division, lubię odpalić malutki zespół z katalogu Woodrafa z BatCave Production. Można tam znaleźć perełki!

B.G.: Z biegiem czasu łapię się na tym, że coraz bardziej inspiruje mnie świat ciszy. Ale żeby nie stawiać się totalnie w pozycji leśnego dziada, to znalazłem w ostatnich kilku miesiącach kilka rzeczy, które mnie urzekły. Ostatni album Current 93 i Novy Svet, współpraca The Body z Dis Fig. Cały czas znajduje fajne produkcje mental/tribe tekno. Nadal całkiem ciekawa jest postpunkowa scena frankofońska. Widzę też batcavowy ferment warszawskiej młodzieży, ale też progres kapel znanych mi ze sceny, z którymi graliśmy (Schröttersburg, Dead Tahiti czy Huta Plastiku). Z kolei we Wrocławiu działalność kręci Ubocze Rec. W Opolu Johny Yul ze swoim tuzinem projektów od black metalu po noise, czy rytualny folk. Mimo wszystko dzieje się.

M.M.: Współtworzycie również projekt Opowieść. Możecie opowiedzieć o nim?

Mi-1: Opowieść to projekt dwóch naszych kolegów: Arnolda i Łukasza z nieistniejącej już grupy Bete Noire. Muzyka wydana na płycie musiała się jakoś ujawnić również na żywo, a że w przypadku tego duetu było to praktycznie niemożliwe (Łukasz mieszka obecnie w Wielkiej Brytanii), zostaliśmy poproszeni o pomoc w stworzeniu składu koncertowego. Przy okazji materiał wykonywany na scenie został opleciony również naszą energią i różni się od tego, co można usłyszeć z płyt. Muzyka Opowieści jest bardziej rytualno-eksperymentalna również wspomagana na scenie wizualizacjami (tym razem produkcji Litt Mistt Film) oraz malarstwem w czasie rzeczywistym (live painting) wykonywanym przez Maję Gajewską.

M.Sz.: W moim odczuciu Opowieść to ciekawa przestrzeń do (prawie) niczym nieskrępowanej ekspresji artystycznej. Bywa to kuszące – choćby w momencie nagrywania kilkudziesięciu śladów perkusji, przeszkadzajek i „dziwnie” brzmiących przedmiotów. Bywa to i przekleństwem – gdy trzeba przygotować się do koncertu i ubrać jednak tę historię w pewne ramy formalne, dzięki którym koncert będzie słuchalny.

B.G.: Udział Psychoformaliny w składzie koncertowym Opowieści to był pomysł czysto spontaniczny. Podobnie dobór instrumentarium, czy strona wizualna. Chyba też sprzyjał takim pomysłom czas, bo w 2021 roku, czyli w okresie nadal covidowym grania na horyzoncie widać było niewiele. Początkowo zamierzaliśmy zagrać tylko jeden koncert w Rogoźnicy u Tomasza Woodrafa, tzw. przy okazji kameralnej imprezy. No ale potem pojawiły się propozycje następnych. Z racji, że materiał koncertowy był bardzo odmienny od studyjnego, występ na opolskich Zabobonach został nagrany i wydany w formie art zina. Jeszcze później okazało się, że Arnold z Łukaszem mają jeszcze trochę nowego stuffu, który chcą nagrać w szerokim składzie, trzeba napisać teksty, nagrać swoje partie instrumentów, wokali itp. I tak od spontanicznej zajawki na próbie mamy drugi album Podróż Opowieści.

M.M.: Często w recenzjach płyt polskich zespołów zimno/nowofalowych ich autorzy porównują dany album do Siekiery z Nowej Aleksandrii. Czy nie uważacie, że to bardzo krzywdzące? Pytam o to, ponieważ mam wrażenie, że jednak to porównanie jest nietrafione, a akurat wspomniany zespół i jego płyta jest najbardziej znaną pozycją z danego gatunku.

B.G.: Siekierowe skojarzenia to domena naszego krajowego podwórka. Traktuję je z dystansem i przymrużeniem oka. Nie ma sensu z tym polemizować i udowadniać komuś, że się myli. Zresztą w innych warunkach skojarzenia są zupełnie inne. Po jednym z koncertów w Niemczech pewna osoba powiedziała mi, że odniosła wrażenie, jakby Killing Joker grał Atom Heart Mother Floydów. Urocze, nieprawdaż?

M.Sz.: Wiesz, pewnie, że to nietrafione. Ale ludzie już tak mają, że szukają jakiegoś znajomego klucza, za pomocą którego wytłumaczą sami sobie lub innym, czym jest sztuka, z którą obcują. Chyba potrzeba porównywania i „słuchania piosenek, które już kiedyś słyszeliśmy” leży po prostu w naszej naturze. Pamiętam, jak z moim pierwotnym zespołem Give Up To Failure stawialiśmy pierwsze kroki w świecie około shogaze’owym. Dema podsyłane ludziom spotykały się często z reakcją: „no takie w stylu Depeche Mode”. Czy tak brzmieliśmy? Nie! Ale ludzie potrzebowali jakiegoś znajomego klucza, a ten był jedynym dla nich dostępnym – nie wiedzieli/nie słyszeli nigdy w życiu o kapelach typu O’Brother, czy choćby Alcest. To samo jest, mam wrażenie, z tą Siekierą.

Psychoformalina wywiad Anxious-05
Fot.: Litt Mist

M.M.: Jak według was powinny być oceniane nowe wydawnictwa, by nie ograniczać ich potencjału do kontekstu tego, co już znamy, a zamiast tego pozwolić im na rozwinięcie własnej, unikalnej tożsamości?

M.Sz.: W kontekście tego, co powiedziałem wyżej – to niełatwe. Warto ludzi (lub siebie!) po prostu naprowadzić – szukać tych porównań gatunkowych, tych drogowskazów tłumaczących, czym dany twór jest. Inna opcja to może opisywane nowych płyt językiem „technicznym” muzyki. Być może byłoby to obiektywne, ale czy trafione? Nie sądzę. A może kluczem niech będą emocje, jakie dane wydawnictwo wzbudza? To chyba dobry trop… Chociaż oczywiście ograniczony do subiektywnych odczuć oceniającego.

M.M.: Macie już plan na nowy album? Możecie zdradzić, w jakim kierunku zmierza Psychoformalina?

M.Sz.: Zeszły rok był dla nas bardzo intensywny. Zagraliśmy chyba rekordową liczbę koncertów w dotychczasowej przygodzie muzycznej. Sporo z nich koncertów za granicą – co wiązało się z częstym byciem w podróży. Równolegle też przygotowywaliśmy do ogrywania na żywo nowy materiał Opowieści. Zdarzały się i trzy próby w tygodniu. Mam wrażenie, że w pewnym momencie nastąpił przesyt – dlatego pod koniec roku zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek od muzyki. W tej chwili wróciliśmy do sali prób z założeniem, że tworzymy nowe dźwięki oraz – to głównie moje zadanie – odgrzebujemy stare, dawno niegrane piosenki. Szykujemy więc zupełnie nowe setlisty koncertowe. Kto wie – może nowych utworów będzie na tyle, że warto będzie je nagrać? Chciałbym.

B.G.: W wieku większości z nas przy jakimkolwiek planowaniu coraz częściej pojawia się już warunek – jak zdrowie, energia i czas pozwoli. Takie życie. Stawia się też sobie samemu pytanie, czy my w ogóle mamy coś jeszcze sensownego do powiedzenia. Popełniliśmy kilka nowych utworów, są pomysły na następne. W tym samym czasie produkowany był drugi album Opowieści i komponowany do niej set koncertowy. Do tego koncerty obydwu zespołów. To wszystko łączone ze zwykłym życiem rodzinnym czy zawodowym. Jak na takich gości z undergroundu, to moim przekonaniu naprawdę całkiem sporo. Póki jeszcze stoimy w miarę wyprostowani i nie zdążyliśmy stać się karykaturalni względem siebie. Psychoformalina nadal będzie grała.

Dziękuję za pomoc w przeprowadzeniu wywiadu Arturowi Mieczkowskiemu


Facebook
Bandcamp
Instagram