Piotr Dąbrowski — System modularny i jego półmodularne peryferia.

piotr-dabrowski-anxious-magazine-front-ambient-music
fot. Gabriela Nowak-Dąbrowska

Twórczość Piotra Dąbrowskiego poznałem za sprawą (niekoniecznie) przypadku i dałem się porwać jego poszukiwaniom muzycznym niemalże natychmiast. Przemierzałem uważnie kolejne nagrania z niezwykłą uwagą, bo na taką zasługują. Niespieszne, zabierające słuchacza w swą głębię i otwierające otoczenie wokół. Niecodzienne eksploracje field recordingu, połączone w koncepcyjne poszukiwanie na niwie ambient music i dronowatych podróży sprawiły, że chciałem się dowiedzieć więcej o jego procesie twórczym i działalności okołomuzycznej. Zapraszam i Was do zapoznania się z tą niezwykła osobowością i jego twórczością. Piotr na pewno jeszcze wiele raz nas zaprosi do swego pięknego świata muzyki.

Artur Mieczkowski

Artur Mieczkowski: Cześć Piotr. Patrząc na Twoje miasto, mam odczucie, że są tam niezgłębione pokłady muzyki. Wiem, że najtrudniej jest być prorokiem we własny mieście, ale jak to wygląda od strony mieszkańca? :)

Piotr Dąbrowski: Fakt, w Płocku dzieje się sporo, nie ukrywam jednak, że nie ze wszystkim jestem na bieżąco. Śledzę działania chłopaków ze Schröttersburga czy płockiego w swym rodowodzie zespołu kIRk, który niedawno zaliczył kolejną zmianę składu. Dużo dzieje się w obszarze cięższej muzyki gitarowej. Nie będę jednak wyrokował, jakie zjawisko muzycznie jest tu w tym momencie najciekawsze, czy kto z najlepszym skutkiem wypłynie niebawem na szersze wody. Ja od zawsze stałem trochę z boku tego wszystkiego, tworząc muzykę głównie jednoosobowo, niejako introwertycznie, nie byłem ani nie czułem się częścią jakiegokolwiek środowiska. Myślę nawet, że z czasem wyszło mi to na zdrowie jako artyście.

AM: Jesteś kuratorem cyklu koncertów Sygnał/Szum. Opowiedz, proszę trochę o tym.

PD: Ten cykl to próba zagospodarowania niszy i stworzenia dla płockiej publiczności okazji do konfrontacji z muzyką inną, poszukującą, opierającą się na mniej standardowych środkach wyrazu, improwizowaną itd. W Płocku zagościli dzięki niemu tacy artyści jak m.in. wspomniany już kIRk, Mirt, SqrtSigil, Soundscape Mirror, Teufelsberg, Sarmacja czy Zbigniew Chojnacki. Cykl był z przyczyn oczywistych w uśpieniu w okresie epidemicznym, teraz jednak myślę intensywnie nad nową formułą dla dalszych działań w jego ramach. W międzyczasie były jeszcze podcasty w płockim Radiomixx pod tym samym szyldem, powstała też strona internetowa i obie te inicjatywy również czekają na reaktywację.

AM: Bardzo ciekawy projekt Mapa dźwiękowa Płocka – przybliż trochę założenia, wyniki, co Cię zaskoczyło w czasie realizacji tego projektu. Rozmawiałem niedawno z Kaśką Paluch, i miała podobne spostrzeżenia, zacytuję: „To ma związek z moim pierwszym zajęciem na Islandii, czyli turystyką. Pewnego dnia na jednej z moich wycieczek pojawiła się kobieta, która była niewidoma. Rozmowa z nią o tym, jak Islandię odbiera ktoś, kto nie może jej zobaczyć, była dla mnie przełomowa”.

PD: Ja nagraniami terenowymi zajmuję się od lat, wpierw na potrzeby moich realizacji muzycznych, potem także zafascynowały mnie one jako byt autonomiczny, dokumentacja audialna tego, co dzieje się wokół, zapis ulotnego wymagający jednocześnie pełnego skupienia, wyciszenia. Mapa dźwiękowa Płocka jest kolejną tego typu inicjatywą w Polsce po kilku zrealizowanych m.in. we Wrocławiu. Jest jednocześnie jedną z największych powstałych u nas w kraju, jedyną chyba wydaną na podwójnej płycie CD i zrealizowaną w warstwie stricte dźwiękowej przez jedną osobę, choć warto dodać, że towarzyszyła mi dokumentując realizację projektu moja żona Gabi, która zasugerowała kilka lokalizacji, które także zostały finalnie nagrane. Mapa stanowi zbiór nagrań terenowych z 40 miejsc w mieście, zarazem swoistą dokumentację okresu pandemii, który odznaczył się w pewnym stopniu na sferze audialnej Płocka. To także pewne podsumowanie ok. dekady słuchania przeze mnie audiosfery rodzinnego miasta i nagrywania jej. Nie wiem więc, czy jest ona mnie w stanie jeszcze jakoś szczególnie zaskoczyć. Planuję kolejne części i rozważam różne koncepcje kontynuacji tego projektu. Pracuję już także nad kolejnym zbiorem nagrań, który posłuży do stworzenia mapy dźwiękowej nieco szerszego geograficznie obszaru – terenów nadwiślańskich na Mazowszu.

AM: Tworzysz muzykę, ale i też jesteś realizatorem i producentem muzyczny. Co poza swoimi własnymi wydawnictwami udało Ci się zrealizować?

PD: Przez ponad 10 lat realizowałem muzykę na żywo, głównie kameralną klasykę, jazz, od czasu do czasy muzykę folkową. Rzadko zajmuję się miksem czy masteringiem nagrań innych artystów – na tym polu niedawno zmasterowałem świetny album Radka Kurzei „Ogród botaniczny w Palermo” – ze sporą satysfakcją obserwuję, jak to wydawnictwo zatacza coraz szersze koła, bo od pierwszego odsłuchu uważam je za jedno z najciekawszych pochodzących ze sceny niezależnej w ostatnich latach.

AM: Do swoich nagrań wykorzystujesz system modularny, różnorodne instrumenty elektroniczne i elektroakustyczne, brzmi intrygująco.

PD: System modularny, jego półmodularne peryferia i generalnie urządzenia komunikujące się ze sobą przy pomocy napięć sterujących są dla mnie podstawą, pozwalają mi stworzyć adaptowalny, zmienny zestaw funkcji potrzebnych mi akurat dla zrealizowania jakiegoś pomysłu. Nie dysponuję dużym zestawem, spora jego część oparta jest o moduły polskiej manufaktury Xaoc Devices. Oprócz tego używam m.in. syntezatora Lyra-8 i maszyny perkusyjnej ale i dronowej Pulsar-23 od Soma Laboratory, preparowanej gitary i gitary basowej czy tzw. laptopa akustycznego własnej produkcji. Czasami sięgam po taśmę, innym razem zabawki lo-fi w stylu kalimby, pozytywki i innych podobnych narzędzi.

AM: Przyznaję pochłonął mnie „Ubiel”, wspaniała płyta – gratuluję. A historia z tym jest jeszcze ciekawsza. Możesz o tym opowiedzieć?

PD: Adaptacja kompozycji Moniuszki oparta była przede wszystkim na kilku założeniach: kompletnym odrzuceniu klasycznego instrumentarium, radykalnej czasami ingerencji w tempo utworów i ich strukturę, przy zachowaniu i kreatywnej eksploracji pomysłów harmonicznych i melodycznych kompozytora. Jednocześnie zafascynowała mnie informacja o tym, że miejsce w którym Moniuszko przyszedł na świat – wieś Ubiel na obecnej Białorusi – wyludniło się i de facto przestało istnieć. Stworzyłem więc soundtrack dla nieistniejącego miejsca, czy raczej może istniejącego już tylko w pamięci i przekazywanych historiach. Ten nastrój słychać chyba w utworach projektu. Warto dodać, że dwukrotnie zaprezentowaliśmy ten projekt z artystą wizualnym Tomem Skofem, który stworzył na jego potrzeby abstrakcyjne wizualizacje, ukazała się także płyta CD w projekcie wspartym finansowo przez Miasto Płock w 200. rocznicę narodzin Moniuszki.

AM: „Wyszło z boru”, żeby bardziej zrozumieć te dźwięki, myślę konieczne jest zacytowanie całości tekstu Leśmiana:

Wyszło z boru ślepawe, zjesieniałe zmrocze,
Spłodzone samo przez się w sennej bezzadumie.
Nieoswojone z niebem patrzy w podobłoczne
I węszy świat, którego nie zna, nie rozumie.

Swym cielskiem kostropatym kąpie się w kałuży,
Co nęci, jak ożywczych jadów pełna misa,
Czołgliwymi mackami krew z kwiatów wysysa
I ciekliną swych mętów po ziemi się smuży.

Zwierzę, co trwać nie zdoła zbyt długo na świecie,
Bo wszystko wokół tchnieniem zatruwa i gasi,
Lecz, gdy ty białą dłonią głaszczesz je po grzbiecie,
Ono, mrucząc, do stóp twych korzy się i łasi.

Przyznaję idealny soundtrack. Mam ciarki słuchając tego wydawnictwa, jak to wyglądało od strony samego procesu twórczego?

PD: Choć z poezją jestem raczej na bakier, Leśmiana uwielbiam, a ten akurat wiersz zagrał mi szczególnie w okresie początków pandemii, czasie niepewności, stopniowego zamykania wszystkiego, powszechnego strachu. Na tej fali powstało więcej utworów w dość mrocznym, ambientalnym klimacie. „Wyszło z boru” w jakimś sensie oddaje więc ten zeitgeist.

AM: Jesteś również autorem okładki. Czyli kompleksowo tworzysz swoje dzieła.

PD: Grafiką użytkową zajmuję się również od ponad dekady, i zwykle jestem autorem tego, co ląduje na okładkach – niezależnie czy są to projekty oparte o fotografie, czy pomysły zrealizowane w grafice wektorowej. Zwykle na jakimś etapie pracy nad muzyką, gdy zaczynam myśleć o niej w kategoriach zbioru czy wydawnictwa, pojawia się też ten pomysł wizualny, który potem realizuję.

AM: Fantomatyka, kolejny ciekawy krok w kierunku poszukiwań, eksperymentu z dźwiękiem.

PD: Stanisław Lem stworzył tyle nośnych, inspirujących konceptów, że „wyżywią” się na nich pewnie jeszcze całe pokolenia twórców w rozmaitych mediach. Mnie tytułowa „fantomatyka”, czyli de facto wirtualna rzeczywistość, zafrapowała o tyle, że współgrała z moimi działaniami w obszarze field recordingu. Ten album stworzyły więc niejako nagrania terenowe, które posłużyły za pewnego rodzaju tworzywo dla kompozycji – całkowicie sztucznych, syntetycznych, ale w niedoskonały sposób naśladujących elementy naszej rzeczywistości dźwiękowej. Nikt by tego nie „kupił”, jeśli miałyby one symulować realną audiosferę, w ten mój dźwiękowy fantomat od początku wpisana więc była niedoskonałość, może nawet pewna groteska. Z tym zresztą, mimo gigantycznego postępu technologicznego, walczy cała branża VR, wciąż nie możemy mówić więc o pełnym dokonaniu się tego, co prorokował Lem – sztucznej rzeczywistości niemożliwej do odróżnienia od tej realnej.

AM: Najbliższe plany, nad czym teraz pracujesz? Wspominałeś o wydaniu „Ubiel” na kasecie.

PD: Tak, chodzi mi po głowie reedycja kilku wydawnictw na nośnikach analogowych – tych, które ukazały się jako CD – jak wspomniany „Ubiel” – lub w ogóle nie ukazały się inaczej, niż w formie cyfrowej – jak choćby zeszłoroczne „Wyszło z boru”. Pomału zbieram się też do nagrania czegoś nowego, są pomysły i inspiracje, brakuje tylko czasu.

AM: Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia na wszystkich płaszczyznach na których działasz :).

PD: Dziękuję również, do usłyszenia!

►BANDCAMP

https://piotrdabrowskimusic.pl