„Różne prognozy pogody zapowiadały, że tamten dzień będzie początkiem prawdziwej zimy. Przyszedł on wraz z bardzo silnym wiatrem, który uderzył w stary, wiejski dom, w którym się wychowałem. Zimny, zachodni wiatr wyginał drewnianą konstrukcję dachu, szczególnie zaś krokwie. Uderzył w blaszany dach; brzmiało to jak burza. Pomyślałem tak, tym razem muszę się przygotować wcześniej. Zatem poszedłem na strych stodoły, gdzie trzymam zimowe opony, chciałem je zmienić najszybciej jak to tylko możliwe. Zimy w miejscu gdzie mieszkam bywają bardzo srogie. Niniejsze nagranie pochodzi z mojej wizyty na strychu.
Tego dnia zima nie przyszła.
Nagrano bez cięć, w trakcie post produkcji nie zastosowano overdubów tylko minimalny mastering”. – opis z płyty Wiatr, który przyniósł nam zimę
Rozmawiam z Maciejem Wirmańskim, twórcą nagrań terenowych i założycielem kasetowego labela Szara Reneta.
Artur Mieczkowki: Cześć Maciej. Może na początek powiedz proszę skąd u Ciebie fascynacja field recordings? Co było tym bodźcem, że poszedłeś za dźwiękami otoczenia?
Maciej Wirmański: Fascynacja nagraniami terenowymi pojawiła się u mnie w momencie gdy zacząłem słuchać industrialu i noise’u, które często wykorzystywały dźwięki znalezione do tworzenia kompozycji. Później skierowałem się w stronę bardziej akademickiej awangardy i muzyki konkretnej, choć ostatecznie moją głowę na nagrania terenowe otworzyły prace Michała Turowskiego, które wydawał w swoich labelach Lasy Państwowe i BDTA.
AM: Zanim zacząłeś nagrywać otoczenie, działałeś, tworzyłeś gdzieś muzykę?
MW: Zanim zacząłem regularnie nagrywać i grywać – bo były to równoczesne procesy – dużo pisałem, zwłaszcza o polskim niezalu, na blogu Kultura Staroci. Fascynacja muzyką przeniosła się u mnie z pisania o niej na tworzenie jej. Choć niezupełnie, bo nie ukrywam, że tęsknię do pisania o muzyce.
AM: Na ile ingerujesz w swoje nagrania? Czy dekonstrukcja nagranych dźwięków Cię pociąga czy wolisz zostawić pole dla wyobraźni odbiorcy?
MW: Kiedyś strasznie podobało mi się, że z sampli dźwięków otoczenia można robić różne wariacje muzyki konkretnej, z czasem jednak znudziłem się tym, zwłaszcza w industrialnej odsłonie. Następnie bardziej wsiąkałem w formy dźwiękowe, które odrzucają harmonię, melodię, rytm, a także instrumenty i wykonawstwo w ogóle. Również wówczas zacząłem doceniać długie nagrania terenowe, które niekoniecznie są „ulepszone” instrumentalnymi warstwami. Jeśli chodzi o artystyczny wymiar field recordingu to lubię nagrywać możliwie długie momenty bez ingerencji produkcyjnej, czasem tylko w postprodukcji dokonuję niezbędnych korekt przy EQ, kompresji etc.
AM: Czy nie uważasz, że w na polu nagrań terenowych powiedziano już większość, jeżeli nie wszystko? Wiem, że jest wiele dźwięków do zarejestrowania, ale w pewnym momencie może to już być na tyle wtórne odtwarzanie rzeczywistości, czy jej większe lub mniejsze modyfikowanie, że straci to wartość artystyczną.
MW: Osobliwa teza została zawarta w tym pytaniu. Nie formułuje się jej wobec innych dziedzin, które opierają się na relacji ze światem wokół, np. do fotografii. Fonografia wraz z nagraniami terenowymi jest całkiem nową dziedziną, choć nam współczesnym wydaje się jakby istniała od zawsze. Nie boję się tego nadmiaru nagrań – jedyną groźbą jest tu wyłącznie nadmiar. To czego się obawiam najbardziej to tego, że świat staje się coraz mniej dźwiękowo zróżnicowany.
AM: Na Twoją twórczość trafiłem przypadkiem, internet jest obszerny, ale i też do przemierzenia i natrafienia na odpowiednie rzeczy jeżeli podążą się wybraną ścieżką :). Pierwsza moja styczność z Twoimi dźwiękami, to nagrania „Wiatr, który przyniósł nam zimę”. Z pozoru łatwy temat, z drugiej strony szumu wiatru raczej się unika, niweluje się w nagraniach terenowych. Ty postanowiłeś w całości oddać mu rolę głównego bohatera.
MW: Wiatr ma mefistofelesowską naturę – „wiecznie zło czyniąc wiecznie czyni dobro”. Gdy nie ma się odpowiedniej osłony przeciwietrznej wiatr swoim porywem może popsuć nagranie. Z drugiej jednak strony – porusza, a zatem wydobywa dźwięk, z rzeczy które inaczej by nie zagrały. Gdy tylko zbliża się wiatr – a mieszkam w górach, gdzie porywiste wiatry to powszednie zjawisko – uważnie nasłuchuję, czasem także za pomocą mikrofonu.
AM: Na tych nagraniach „zagrał” nie tylko wiatr, ale i też wiele przedmiotów, które korespondują, nawiązują dialog.
MW: Myślę, że jedną z bardziej pociągających rzeczy w robieniu nagrań terenowych i w ogólności w słuchaniu świata jest ten aspekt relacyjny między elementami, które wydają z siebie dźwięki. Wiatr – przemieszczająca się masa powietrza – nabiera dźwiękowego charakteru w konfrontacji z rzeczami, które stoją na jego drodze.
AM: „Odgłosy kotłowni oraz pralni” – tu pojawia się też przypadkowy nie/chciany (niepotrzebne skreślić) bohater nagrań.
MW: To, że dźwięki na tym nagraniu są opisane zostały przeze mnie jako chciane lub niechciane wynika z mojego apriorycznego i bardzo naiwnego założenia dotyczące tego, co chcę nagrać. Świat jednak rzadko podporządkowuje się naszym oczekiwaniom. Czasem wynikiem jest rozczarowanie – czasem miłe zaskoczenie. Nagrania terenowe to sztuka lawirowania od rozczarowania do rozczarowania, a także nauka godzenia siebie ze światem, który istnieje niezależnie od naszej woli, chęci i potrzeb.
AM: „Prawie nigdy nie jest ambient mix” to nagrania z czterech lat, które nigdy wcześniej nie były publikowane, przyznaję stworzyły spójną całość.
MW: Dziękuję, choć moim zdaniem tworzą spójną całość tylko i wyłącznie dlatego, ponieważ zostały skompilowane i zrenderowane do jednego dużego pliku dźwiękowego/miksu. Nagranie to powstało z mojej genetycznej niechęci do muzyki ambient, która zbyt często kompromituje się w połączeniu z field recordingami. Nie chciałem robić miłego i obojętnego dla ucha miksu do puszczenia sobie w tle dla relaksu.
AM: „W trakcie nagrań terenowych przypadkowo zabiłem ptaka i bardzo tego żałuję” – jak to z nim było?
MW: To było na przednówku, ptaki zaczęły się zlatywać z zimowisk do kraju. Pewnego dnia ochłodziło się i spadł śnieg. Zdesperowane ptaki w poszukiwaniu pożywienia zaczęły grzebać w przydomowym kompostowniku. Słysząc harmider wyszedłem na pole żeby nagrać ptaki. W trakcie nagrania poruszyłem się strasząc ptaki. Jeden z nich, w panicznej ucieczce wpadł na szybę i skręcił kark. Ja bawiłem się w nagrywanie ptasich treli, podczas gdy ptaki walczyły o przetrwanie.
MW: Prócz field recording tworzysz jeszcze jakieś inne projekty? Podejmujesz współpracę z innymi muzykami?
MW: Gram solo harsh noise, obecnie nie nagrywam z innymi muzyki, choć bardzo chciałbym znaleźć na to czas.
AM: Prowadzisz swoją oficynę wydawniczą – Szara Reneta – czym się kierujesz w doborze wykonawców?
MW: Po pierwsze – nie wydaję ambientu. Po drugie wydaje rzeczy, które sam chciałbym kupić.
AM: Wydajesz głównie i chyba tylko na kasetach? Przeważają względy ekonomiczne czy też inne?
MW: Wydaję głównie na kasetach, bo to nośnik, który można względnie tanio i ładnie opracować pod względem designu. Lubię przestrzenną formę nośnika, która daje wiele możliwości pod względem zaprojektowania grafiki etc.
AM: Jak dobrze liczę będzie tego ok. 50 tytułów wydanych pod skrzydłami Szarej. Są pozycje, które darzysz szczególnymi względami?
MW: Wszystkie albumy wydane przez Szarą Renetę są jak moje dzieci, wszystkie kocham po równo.
AM: Rzucił mi się w uszy „Japoński Dystans” Moniki Wińczyk. To też ciekawa historia.
MW: W ogóle małżeństwo Wińczyków, których nagrania wydawałem u siebie to niesamowite osoby o niezwykłych wrażliwościach. „Japoński dystans” to fieldy, które Monika nagrywała w Japonii jako pocztówki, którymi dzieliła się ze swoją rodziną w Polsce. Za pomocą fieldów pokazywała, czego doświadczała dźwiękowo i fieldy stały się dla niej sposobem na radzenie sobie z rozłąką z najbliższymi.
AM: Szara Reneta to już szerzej gatunkowo zakrojona oficyna. Prócz bo prócz field recording zahacza o Lo-Fi, Bruit, Noise. Masz jakieś ograniczenia w tej materii? Mówimy oczywiście o muzyce eksperymentalnej, nie stricte rozrywkowej.
MW: Szara Reneta wydaje nagrania terenowe i noise. Co do muzyki eksperymentalnej to nie wydaję ambientu, który od dawna sytuuje się dla mnie w sferze muzyki rozrywkowej.
AM: Gdybyś miał możliwość zarejestrowania dowolnego miejsca na świecie, co to by było :)?
MW: Gdybym Ci miał powiedzieć co chcę nagrać wówczas musiałbym zrezygnować z nagrania tej rzeczy. A tak na serio – nie uważam, że zrobienie ciekawego nagrania terenowego wymaga wielkich podróży. Jestem fanem krajoznawczego włóczęgostwa i nie wyobrażam sobie, żebym jechał na drugi koniec świata tylko po to, żeby coś nagrać.
AM: Najbliższe plany na przyszłość jako twórca i wydawca?
MW: Do końca roku planuję wydać jeszcze dwa albumy: z nagraniami terenowymi oraz z muzyką konkretną. Więcej szczegółów zdradzę wkrótce.
AM: Dziękuję Ci za rozmowę i życzę powodzenia w Twoich planach, poszukiwaniach.