kIRk to grupa muzyczna długim stażem na polskiej scenie undergroundowej, która tworzy muzykę z pogranicza eksperymentalnego jazzu, illbientu, a także instrumentalnego hip-hopu. Trzon składu tworzy Olgierd Dokalski i Paweł Bartnik. Pracując nad najnowszym materiałem, zostali oni zasileni przez Stanisława Matysa, który gra na duduku.
kIRk Tworzy muzykę na światowym poziomie, choć czerpie ochoczo i bez wstydu z »polskości«. O uznaniu i marce niechaj zaświadczy fakt, że zespół wystąpił na najważniejszych polskich festiwalach, czyli: na Open’erze, na OFF Festivalu, jak również na Tauronie. Ich muzyka znajdowała uznanie wśród takich osobistości, jak Jerzy Mazzol czy Michael Gira z legendarnej grupy Swans.
– tak ów projekt w swojej recenzji na łamach Anxious rekomendował Janusz Jurga.
Tymczasem udało mi się ich nakłonić do odpowiedzi na kilka pytań o aktualnych i przeszłych wydarzeniach w zespole. Zapraszam.
Artur Mieczkowski: Część. Bardzo mi miło, że przyjęliście zaproszenie do rozmowy na łamach ANXIOUS :). Jesteście świeżo po wydaniu kolejnej płyty – K., która jest kolejnym krokiem w Waszych poszukiwaniach muzycznych. Do składu dołączył Stanisław Matys, grający na duduku. Na ile zmieniło to Wasze podejście do tworzenia muzyki?
Olgierd Dokalski: Myślę, że nie zmieniło go wcale, to raczej zadziałało w drugą stronę: zaproszenie Staszka do zespołu było konsekwencją zmiany formuły kIRka. Ten zespół miał już kilka inkarnacji, ostatnia, oparta na improwizacji na strukturach się wyczerpała. Mi osobiście nie dawała już przyjemności. Potrzebowaliśmy zmiany. Gdy zapraszaliśmy Staszka do zespołu mieliśmy już jasną koncepcję, jak chcemy grać, komponować i na czym oprzeć fundament zespołu.
AM: Jakie były założenia tej nowej koncepcji i na ile udało się ją zrealizować?
OD: Koncepcja była następująca: skupić się na dwudźwięku trąbka – duduk oraz zredukować naszą muzykę tylko do brzmienia i wyrzucić całą resztę, czyli m.in. bit i sample. No i najważniejsze: czerpać przyjemność z muzyki, zatracić się w niej. Z mojej perspektywy udało się ją zrealizować w pełni.
Stanisław Matys: Zgadzam się z tym co Olgierd powiedział. Dodam jeszcze, że chodziło nam też o pewną „organiczną” całość. Gramy w taki sposób, by nie było jasne, czy dźwięk duduka oraz trąbki pochodzi z samplera Pawła, czy jest bezpośrednio przeze mnie czy Olgierda grany. W zasadzie zawsze zaczynamy utwory akustycznie, a Paweł subtelnie przechwytuje motywy i tworzy tło, które stanowi z kolei punkt odbicia dla kolejnych warstw nakładanych przeze mnie i Olgierda. Odbieram naszą muzykę właśnie jako ewoluującą całość, a nie zbiór części, które łatwo da się od siebie odseparować. Myślę, że w dużej mierze i ten efekt udało nam się osiągnąć.
Paweł Bartnik: Dodam tylko, czego Staszek może nie wiedzieć, że nie korzystam z samplera. Bazuję wyłącznie na dźwiękach duduka i trąbki.
AM: „kIRk przechodził od techno tria grającego w Tresorze, przez wieloosobowy kolektyw flirtujący z wieloma nurtami tzw. miejskiej muzyki, aż po elektro-akustyczny, rozimprowizowany żywioł”. Jak właściwie można określić miejsce w muzyce, w którym aktualnie jesteście? Nie da się ukryć, że wymykacie się wszelkim klasyfikacjom, co oczywiście działa na Wasz plus – zaskoczenie słuchaczy.
PB: Kiedyś stawiałem sobie za cel, by kIRk uciekał od klasyfikacji, by morfował. To wciąż się dzieje, ale nie jest już „programowe”. Dzieje się to organicznie i wynika z naszych potrzeb – duchowych, emocjonalnych, estetycznych. Lubię tę historię kIRka, jej pojemność i niejednoznaczność, lubię wszystkich ludzi, którzy dryfowali z nami. Niemniej nie fetyszyzuję już tego.
AM: Na “K.” każdy utwór nazywa się innym imieniem pochodzącym z różnych kręgów kulturowych. Wideo zrealizowane do “Alyona”, podpowiada – jak zauważają recenzenci – iż dotykają one tematów uchodźcowych.
PB: My nie zajmujemy się żadną tzw. „tematyką”. Zajmujemy się muzyką. Owszem, jesteśmy intencjonalni, jeśli chodzi o to, jaki efekt emocjonalny chcielibyśmy wywołać u słuchacza. Inaczej może – co chcielibyśmy słuchaczowi DAĆ. A chcielibyśmy dać mu wytchnienie, nasycić łagodnością i spokojem. Owszem, ciekawi nas, jakie obrazy może nieść nasza muzyka, jakie stany emocjonalne wywoływać, w jakie miejsca wyobraźni zanosić. Natomiast nie wpisujemy w naszą muzykę specjalnych treści pozamuzycznych.
AM: A jak to było z wideo do “Alyona”? Najpierw powstała muzyka czy obraz? Myśleliście o stworzeniu muzyki do filmu, ewentualnie spektaklu teatralnego? To niewątpliwie innego rodzaju wyzwanie, w takich przypadkach działanie dźwięku z innym medium, którego nie może muzyka zdominować.
PB: Wielokrotnie słyszeliśmy, że kIRk jest na wskroś „filmowy”. I zgadzamy się z tym. Mieliśmy okazję tworzyć muzykę na żywo.
OD: Muzyka i obraz do “Alyony” powstawały równolegle. A jeśli chodzi o stworzenie muzyki do filmu to marzyłoby mi się takie wyzwanie. Tak jak Paweł mówi – wielokrotnie słyszeliśmy o „filmowości” kIRk, ale żadnych propozycji ze stworzeniem filmowej muzyki nie dostaliśmy. Tworzyliśmy jedynie muzyczne ilustracje do filmów niemych, z których najbardziej wspominam przygotowanie muzyki do „Człowieka z Kamerą” Dzigi Vertova. Na próbach oglądaliśmy ten film kilkadziesiąt razy i mógłbym przy nim pracować dalej, za każdym razem odkrywając coś nowego. Majstersztyk.
AM: A propos okładki „Fototapeta z Tobą”, której autorem jest Michał Maliński. Przyznaję już w pierwszym odbiorze intryguje, w zestawieniu z muzyką nadaje jej dodatkowej głębi i właśnie tajemnicy. Kim jest Michał Maliński?
PB: Michał Maliński jest artystą malarzem. Obraz, który widnieje na okładce, w oryginale wisi u Olgierda w domu.
OD: Michał Maliński jest młodym artystą z Krakowa związanym z galerią Szaber. Zajmuje się malarstwem i fotografią. W jego pracach jest dużo tajemnicy i nieoczywistych komentarzy do rzeczywistości. „Fototapeta z Tobą” bardzo zarezonowała mi z naszą muzyką.
AM: Stanisław, Twoim instrumentem jest duduk. To niesamowity instrument, z długoletnią, a nawet bardzo długoletnią historią. Na “K.” zabrzmiało to przepięknie, ciepło, otulająco, hipnotyzująco scalając całość materiału.
SM: Rzeczywiście to instrument z ogromną historią, liczącą przeszło półtora tysiąca lat! Dla mnie brzmienie duduka jest niesamowicie hipnotyzujące, medytacyjne, ale bywa też żałobne czy wręcz lamentacyjne. Myślę, że odnajduje się emocjonalnie w tych różnych brzmieniach duduka i jego modulacjach. Granie na tym instrumencie trochę przypomina relacje z czymś ożywionym. Duduk nieustannie mnie zaskakuje, jego barwa czy też strój istotnie zmienia się w zależności od używanego storika (ustnika), temperatury czy wilgotności. Daje to wiele możliwości, ale zarazem stanowi nieustanne wyzwanie. Myślę, że barwa tego instrumentu stanowi w “K.” dobrą przeciwwagę do strzelistej trąbki.
AM: Na ile pozwalacie sobie na improwizację w czasie koncertów a na ile staracie się podążać za utrwalonym materiałem?
OD: To zależy od utworu. Kompozycje są sztywne, ale często dają wykonawcy wybór dźwięku, który może zagrać. W koncertowym secie dajemy sobie jeden, dwa momenty na solową improwizację jako część struktury.
Na koncertach gramy konkretne utwory i to się akurat w kIRku nie zmieniło. W Mszy świętej w Altonie graliśmy zupełnie free, ale to jest osobna opowieść. W poprzednich inkarnacjach kIRka często zdarzało się nam się w trakcie występu odpływać od setlisty w nowe rejony i podczas koncertu powstawały nowe utwory. Teraz struktura jest sztywniejsza i nie ma na to miejsca. Trzymamy się utworów, choć materiału zarejestrowanego na “K.” nie da się odegrać 1 do 1.
SM: Ta niemożność odegrania 1 do 1, fragmenty improwizacyjne i wybieranie dźwięków, o których mówił Olgierd, ale też różne efekty brzmieniowe nakładane na duduk i trąbkę przez Pawła, powodują, że każdy koncert jest inny. Raz jest bardziej medytacyjnie, a raz bardziej żywiołowo, emocjonalnie. Dzięki temu wspólne granie, za każdym razem jest nieco inną „opowieścią”.
PB: Tak, jesteśmy ustrukturyzowani jak nigdy dotąd. Niemniej ekspresja każdego zagrania jest jedyna w swoim rodzaju. Samych nas zaskakuje, jak każdy jeden koncert kształtuje się osobno.
AM: Chętnie bym się dowiedział co to była za opowieść z czasów Mszy świętej w Altonie. Przyznaję ten materiał wywarł wówczas na mnie bardzo duże wrażenie.
OD: Ten kwartet to było spotkanie dwóch grup: kIRka i Altony, czyli mojego duetu z multiinstrumentalistą Wojtkiem Kwapisińskim. Jedynym założeniem projektu była wolna improwizacja i był to projekt koncertowy. Ukazały się dwa bootlegi z których szczególnie lubię ten z nieistniejącego warszawskiego lokalu Nierówno pod sufitem, studyjna płyta nie oddaje tego, co działo się na żywo na występach. Msza Święta w Altonie to już zamknięty rozdział, sytuujący się pomiędzy wydaniem „Złej Krwi” i straceniem tego materiału a dołączeniem do składu Antoniny Nowackiej. Był to bardzo specyficzny czas dla wszystkich z nas.
PB: Msza Święta w Altonie to było bardzo intensywne przeżycie, bardzo intensywny i gęsty czas w ogóle. Ciężko znaleźć sposób na mówienie o tym tak, żeby jakkolwiek to adekwatnie opowiedzieć. Dlatego, jeśli chcecie czegoś dowiedzieć się o Mszy Świętej w Altonie, to odsyłam do albumu „Bezkrólewie” i latających gdzieś jeszcze bootlegów z koncertów.
AM: „Zwidy” to z kolei instalacja, którą gracie na żywo. Możecie opowiedzieć o tym przedsięwzięciu?
SM: „Zwidy” to wizualna instalacja warszawskiego artysty Ernesta Ziemianowicza. Nawiązaliśmy współpracę przeszło pół roku temu i od tamtej pory wspólnie tworzymy koncerty audiowizualne. Ernest stworzył pod kątem naszej muzyki animację, która jest wyświetlana na specjalnie przygotowanej przez niego tkaninie artystycznej o wymiarach 1,8m/ 2,4m. Dzięki reliefowi i fakturze tkaniny obraz nabiera ciekawego, trójwymiarowego charakteru. Do każdego z naszych utworów przygotowana jest odrębna animacja, dlatego na koncertach musimy się precyzyjnie zgrywać, co czasem bywa wymagające. Mamy nadzieję, że wespół z naszą muzyką instalacja Ernesta tworzy oniryczną przestrzeń, w którą można się zatopić.
AM: Planujecie nowy materiał? Jakie zmiany tym razem?
PB: Tak, planujemy nowy materiał. Właściwie to część mamy już napisaną i grywamy w ramach koncertów. Nie umiem określić, czy i czym ewentualnie zaskoczymy. Nie mamy żadnych założeń póki co. Będziemy wiedzieć wszystko post factum :).
AM: Czy udzielacie się jeszcze w jakiś projektach poza kIRk?
SM: Na ten moment nie. Rysują mi się dopiero plany teatralno-muzyczne na następny rok. Póki co skupiam się na kIRk-u i pisaniu pracy magisterskiej.
OD: W ostatnim czasie mocno ograniczyłem swoje muzyczne aktywności, ale poza kIRk można mnie jeszcze usłyszeć w Warsaw Improvisers Orchestra i w Skerebotte Fatta.
PB: Tak, oczywiście. Współtworzę z Michałem Kołowacikiem i Olą Szalińską Sarmację. Działam solowo.
AM: Zapis nazwy w sposób: kIRk ma jakieś szczególne znaczenie?
OD: Dla mnie ten zapis szczególnego znaczenia nie ma, ale nie byłem też przy początkach zespołu, kiedy ten zapis powstał. O to trzeba by spytać Pawła.
PB: To pojawiło u zarania. Słuchaliśmy i robiliśmy techno. Fascynowaliśmy się też hardcorem, speedcore’ami. I w konwencji tej sceny było zapisywanie ksywy właśnie w ten sposób: mała litera-wielkie litery-mała litera :).
AM: Dziękuję bardzo za wywiad i trzymam kciuki za powodzenie w Waszych planach.
kIRk: Dziękujemy!