KINSKY – Miejsce na „boski szał”

wywiad KINKSY, Anxious Magazine
Z archiwum zespołu

KINSKY to zespół, który na początku lat 90. wstrząsnął moim muzycznym światem – otworzył przede mną drzwi do nieznanych muzycznych obszarów i wyważył bramę do zupełnie nowych doświadczeń dźwiękowych. Ich debiutancka płyta Copula Mundi była dla mnie objawieniem – zderzenie metalowej surowości z eksperymentalnym podejściem do instrumentów i inspiracjami muzyką współczesną. W tamtym czasie, jako nieopierzony adept muzycznych odkryć, nie zdawałem sobie z tego oczywiście sprawy – najzwyczajniej chłonąłem te dźwięki z dziewiczą i dziką fascynacją, unosząc się na nieznanych kosmicznych oceanach. Ich twórczość zapisała się głęboko w mojej świadomości i zdecydowanie rezonuje tam do dziś.

Koncerty KINSKY były rytuałem – surowym, intensywnym i pełnym kontrolowanego chaosu. Gdy w latach 90. zespół zawiesił działalność, wydawało się, że ich historia dobiegła końca. Jednak powrót w 2015 roku udowodnił, że duch KINSKY nigdy nie zgasł.

W 2018 roku światło dzienne ujrzała kolejna płyta zespołu – Praeterito Futurum, nagrana jeszcze w 1997 roku. Te archiwalne nagrania stały się impulsem do ich powrotu. Koncerty, które po tym fakcie zagrali, przypomniały o ich bezkompromisowym podejściu do sztuki i nieustannym pragnieniu eksplorowania muzycznych ziem nieznanych.

Dziś KINSKY ponownie wystawia głowę ponad powierzchnię – wraca z koncertami i zapowiada nową płytę, która z pewnością będzie kolejnym krokiem w ich niezwykłej podróży. Rozmowa z Paulusem to świetna okazja, by zagłębić się w tę historię – pełną odwagi, artystycznych eksperymentów i dźwięków, które wciąż pozostają aktualne i dogłębnie poruszające.

Artur Mieczkowski

Fot. Anita Andrzejczak
Fot. Anita Andrzejczak

Artur Mieczkowski: Cześć Paulus. Wracacie ponownie na scenę, wkrótce premiera nowej płyty, koncerty. Czy to jednak nie powrót, a po prostu dłuższa przerwa w działalności KINSKY?

Paulus von Kinsky: Z perspektywy zespołu działającego 32 lata inaczej wygląda, przepraszam za to słowo, periodyzacja. Dla nas tempo heraklitejskiej rzeki, do której nie wchodzi się dwa razy, jest wyraźnie wolniejsze. W naszej wewnętrznej optyce pracowaliśmy 4 lata nad nowym materiałem na płytę. Właśnie go kończymy. Jeżeli to była przerwa w działalności, to dla nas bardzo intensywna i pracowita. Co teraz, w epoce natychmiastowych reakcji i szybkich zmian, oznaczają 4 lata dla zespołu muzycznego? Oczywiście KINSKY maszeruje karnie w trybie ujawniania „nowości” czy „premier”. To figura niezbędna w kontakcie z odbiorcą, ale nie wpływa destrukcyjnie na nasze wewnętrzne procesy pracy nad muzyką. Co ciekawe Twoje pytanie dotyczy pośrednio czasu, albo skalowania czasu. Coraz więcej ostatnio refleksji na temat tego, o czym tak naprawdę mówimy, kiedy używamy tego pojęcia. Muzycy powinni częściej się na ten temat wypowiadać – mają (tak jak leśnicy) inną optykę. Mogą odwołać się do czegoś sprzed 200 lat i powiedzieć, to jest wyjątkowe, zaskakujące, warte uwagi…  ale nie jest nowe. Taka optyka jest świetnym kontrapunktem dla obowiązującej w naszych czasach „tyranii chwili”, że ukradnę tytuł ze świetnej książki Thomasa Hyllanda Eriksena.

Rock na bagnie
Z archiwum zespołu

A.M.: A propos czasu – bo mam wrażenie, że będziemy trochę wędrować po jego niekoniecznie regularnych liniach – debiut KINSKY Copula Mundi był i, gdy dziś go słucham, wciąż jest poza czasem nieokreślony, nie dający się wcisnąć w żadnej wielkości czy małości szufladę. Jak Wy sami postrzegacie ten materiał z perspektywy lat? Czy macie poczucie, że nadal funkcjonuje gdzieś poza kategoriami czasowymi?

PvK.:  To ciekawe, że pytasz o to, bo mieliśmy właśnie ostatnio rozmowę jak traktować Copula Mundi. Czy grać na koncertach utwory z tamtej płyty? Co one dzisiaj znaczą? Większość zespołów ma takie dylematy, ale my przecież zmieniliśmy kompletnie całą filozofię naszej muzyki od tamtego czasu. Niezwykle spójna brzmieniowo (na dobre i złe) teraz jest afirmacją różnorodności. Po drugie instrumentarium wtedy klasyczne, dla muzyki tego rodzaju, obecnie zupełnie inaczej brzmi w kontekście tego, co aktualnie robimy; sample, cytaty z innych utworów, w końcu tekst i kontekst. Wiele razy używamy języka polskiego i postaci z historii kultury, na Copula Mundi warstwa tekstowa była kompletnie instrumentalizowana… więc, to inny świat, a jednocześnie niektóre utwory z Copula Mundi nabrały nowych znaczeń, Histoire De L’Oeil, czyli w wersji koncertowej Tawariszcz Błoch grać będziemy w 2025 roku na koncertach. Tytuł inspirowany książką, którą napisał  Georges Bataille (czytałem, że Björk się na nią również powoływała), ale włożona w ramy rzeczywistości opresyjnego systemu rosyjskiej proweniencji. I transgresyjne, skrajne doświadczenia cielesne, o których pisał Bataille spotykają się z rzeczywistością przesłuchań i tortur na drugim końcu Europy. Odpowiadając na Twoje pytanie, nie ma jak uciec od Copula Mundi, to co my i inni ludzie nam o tej płycie opowiadają ciągle jest inspirujące. W Łodzi w 2017 roku po naszym koncercie podszedł do mnie człowiek i powiedział, że służył w błękitnych hełmach na Wzgórzach Golan. Siedział z karabinem w betonowym, rozgrzanym słońcem bunkrze i gapił się na kawałek granicy, bo pewnego dnia ktoś będzie chciał ją przekroczyć. Miał walkmana i w nim taśmę z Copula Mundi. Słuchał tego na okrągło. Wszystko mu się zgadzało. Nawet nie pytał o co nam chodziło z tą płytą, czy w ogóle coś chcieliśmy przekazać. 

A.M.: Niesamowite. Jestem w stanie sobie to wyobrazić, odciąć się od tego co poeta/muzyk chciał powiedzieć” – na ile chcecie wpłynąć na odbiór, a na ile  puszczacie go/odbiorcę w niekontrolowaną przestrzeń, własnych interpretacji, a nawet jw. ich braku? 

PvK.: Pytasz o rzecz zasadniczą. Jak mocno trzeba rozpoznawać indywidualny kontekst każdego odbiorcy? Co my o nim wiemy? Oczywiście zakładamy, że ktoś może mieć kompletnie inne nastawienie do muzyki. Świetnie współtworzy taki kontekst warstwa wizualna, tekstowa. Odnosi do znaczeń, którymi można się posiłkować przy odbiorze muzyki. Dobrym przykładem jest nasz nowy utwór, który jest inspirowany postacią Otto Freundlicha, artysty, którego naziści uczynili wrogiem ludu. Jego abstrakcjonistyczne dzieła były pokazywane na słynnej wystawie sztuki zdegenerowanej w III Rzeszy. Okazało się, że ludzie tłumnie szli obejrzeć wystawę sztuki, której naziści nienawidzili. Paradoksalnie władze spopularyzowały coś, czego chciały zabronić. Mało tego, sam Freundlich artystycznie był nie mniej totalny od Hitlera, uruchomił międzynarodowy projekt, w którym namawiał ludzi, aby poza granicami (geograficznymi i politycznymi) ustawiali rzeźby – znaki głębokiego humanizmu w całej Europie. Z jednej strony przegrał to starcie, bo został zabity w obozie koncentracyjnym, ale z drugiej żyje, i to on zwyciężył, ponieważ (między innymi) KINSKY chce o nim opowiadać jako paradoksalnej postaci z naszej kultury, są miasta, gdzie się przypomina o nim, a nawet artyści, którzy dalej chcą realizować jego ideę połączenia Europy rzeźbami. Więc odpowiadając tym przykładem na Twoje pytanie – tak, świadomie uwagę Odbiorcy kierujemy na przykład właśnie na tę postać, tytułując utwór po prostu Otto Freundlich i cytując artystę w samym tekście. Na resztę nie mamy wpływu. Może ktoś zainspirowany zechce poznać historię tego człowieka, a może ktoś potraktuje to tylko jako nieważny dodatek do muzyki. Ma do tego prawo.

KINSKY, wywiad ANXIOUS Magazine
Z archiwum zespołu

A.M.: Czy moglibyśmy teraz spojrzeć szerzej na Waszą nadchodzącą płytę? Co będzie jej główną osią – zarówno muzyczną, jak i ideową? Czy to kontynuacja Waszych dotychczasowych eksploracji, czy też zupełnie nowy rozdział w twórczości KINSKY?

PvK.: Tym razem chcemy przywołać jako inspirację, jako  pewnych aktorów świadczących o sobie i o świecie konkretnych ludzi, pisarzy, artystów, osoby znane. Za wyjątkiem pary, która jest parą fikcyjną – postaciami z filmu – reszta to prawdziwi, żyjący kiedyś ludzie. Wspomniany wcześniej Otto Freundlich, Rene Girard, czy Maria Janion, a nawet Jurij Gagarin. Zarówno to, co tworzyli, jak i to, co ich spotkało składa się na pewną paradoksalną zasadę. Wszyscy wyprzedzają swój czas, a jednocześnie coś na tym tracą – niektórzy wręcz życie. Zasadą płyty Copula Mundi była transgresja, na Praeterito Futurum dominował zachłanny eklektyzm, kolejnej, nadchodzącej płycie najbliżej do galerii postaci. 

Rozbudowujemy też paletę brzmień, z których korzystamy, perkusja posiada dodatkowe talerze i bębny, ale też rototomy – dodaliśmy również do instrumentarium jeszcze jeden sampler obsługiwany przez perkusistę. I najważniejsze, inaczej traktowana jest melodia. Zdarzają się momenty melodyjne, wręcz liryczne, oczywiście nie zabraknie monumentalnych ścian dźwięku, a czasami zabawy delikatnymi brzmieniami.

KINSKY, wywiad ANXIOUS Magazine
Z archiwum zespołu

A.M.: Wasza muzyka od zawsze wykraczała poza ramy i schematy swojego czasu, co czyni ją niezwykle uniwersalną, o czym świadczy wiele już razy tu przywoływana Copula Mundi. Jednocześnie sięgacie głęboko w przeszłość – nie tylko w kontekście muzycznym, ale także ideowym. Teraz wspomniałeś o wzbogaceniu instrumentarium i innej pracy z melodią. Zawsze zastanawiało mnie, na ile świadome są Wasze dźwięki, a na ile wynikają z intuicji, instynktu, a nawet improwizacji. Osobiście odbieram to jako pierwotne dążenie do wydobycia esencji w sztuce, czyli niekoniecznie plan, bardziej coś w rodzaju „pisma automatycznego” – i to chyba jest ten najbardziej pociągający pierwiastek w odsłuchu Waszej muzyki. 

PvK.: Jeżeli dobrze rozumiem, to pytanie, to ono ma dwie warstwy. Chodziłoby o czysto rzemieślniczy wymiar tworzenia muzyki oraz jakąś refleksję, która jest ponad tym, obok, wcześniej lub później. Metoda, którą teraz stosowaliśmy to praca nad kolejnymi frazami i próba znalezienia tego, co mogłoby z nich wynikać. Poza jednym utworem, który powstał od razu jako całość, reszta była benedyktyńsko „ciosana” – po drodze jest wiele improwizacji, ale każda próba jest nagrywana i odsłuchiwana później tak, aby próbować znaleźć, już z dystansem, wewnętrzną opowieść utworu, rodzaj jakiejś linii narracyjnej. Toni ma niesamowity talent do znajdowania „dziwności w normalności”. Użycia (czasami prostych, czasami wysmakowanych) schematów, które w kontekście całości zaczynają żyć zupełnie innym życiem. Więc metafora „pisma automatycznego” jest o tyle przydatna, że grając wielokrotnie skomplikowane frazy zaczynamy znajdować w nich jakiś głęboko ukryty wewnętrzny porządek, którego na początku procesu nie było. A może nie było go widać? Słychać? Być może to jest złudzenie osób, które odpowiednio długo przebywają w świecie konstrukcji i emocji muzycznych. Tak bardzo tym żyją, że zaczynają to traktować jak rzeczywistość wcześniejszą, „wprzódy ustanowioną” – stąd Harmonia Praestabilita z filozofii Kanta jako tytuł utworu na płycie Copula Mundi. Może faktycznie tak jest? Może tylko realizujemy coś, co istnieje poza nami i bez względu na nas. Wtedy byśmy byli tylko przekaźnikami czegoś większego, a może tylko innego? Może wbrew obiegowej opinii istnieje tylko jedno idealne następstwo dźwięków, długości wartości rytmicznych i trzeba tak długo go szukać, żeby w końcu je znaleźć i zagrać. Ten moment jest zatem jedynym momentem połączenia z Absolutem, miejscem na „boski szał” i czas, kiedy może przemówić daimonion jako wewnętrzny głos sprzężony z ideami Dobra, Piękna i Prawdy. Nie wiadomo. 

A.M.: Słuchając dziś Waszych wcześniejszych nagrań i słuchając teraz Ciebie, myślę sobie, że jednak w tym wszystkim jest matematyka – co też finalnie chyba nie ma większego znaczenia, jeśli chodzi o rezultat, który powtarzam od wielu lat z każdym odsłuchem, z różnym efektem, jeśli chodzi o odbiór i emocje, z jakimi zostawiacie mnie – odbiorcę. I chyba o to w tym wszystkim chodzi, gdy zanurzamy się w Sztuce. A co z rzeczywistością? Dziś jest ona zupełnie inna, zwłaszcza w kontekście promocji – znacznie bardziej intensywna, wymagająca, pełna mediów społecznościowych i algorytmów, które niejako dyktują warunki. Jak odnajdujecie się w tej rzeczywistości?

PvK.: Pytasz o promocję, która staje się ostatnio celem samym w sobie i pewnie nie uda się nam to, co w latach 90.,’ kiedy teledysk KINSKY był pokazywany w głównej telewizji w porze świetnej oglądalności. Z jednej strony w naszej epoce, w czasie przesytu informacyjnego bardzo trudno jest na dłużej przyciągnąć uwagę, czy to Słuchacza, czy Czytelnika. Z drugiej strony przepływ informacji i dostęp do nich jest niesamowicie łatwy. To ma swoje pozytywne i negatywne konsekwencje, ale dla nas jest ciekawsze jak to wpływa na to, co robimy, a nie na to jak to reklamujemy. Na pewno dla kolejnych pokoleń autorytety i kanony stają się mgliste, a na końcu pewnie znikają. Warto zwrócić uwagę, że niemożliwy się staje ten klasyczny zamach na osiągnięcia poprzedniego pokolenia, naturalny ruch sztuki czy polityki XX wieku, czyli kwestionowanie i łamanie dotychczas obowiązujących zasad. Jak to robić skoro wspólny kanon nie jest już tak oczywisty? Kiedy kolejne pokolenie dorasta w oceanie oderwanych od siebie wytworów, które nie mają kontekstu, to w jaki sposób można tkać ze stylów, odniesień nową jakość skoro większość sztuki jest eklektyczna? Budowana na memach inspirowanych bardzo różnymi wpływami i elementami z różnych stylistyk? Może paradoksalnie właśnie jakieś autonomiczne procesy twórcze, wręcz matematyczne są o wiele bardziej autentyczne, niż coś co odnosi się do rzeczywistości? Przeglądowa wystawa w Centrum Sztuki Współczesnej  w Warszawie, prezentująca kilka dekad sztuki w Polsce nosi tytuł Tworzenie nowych światów zamiast dać spokój. Może to jest ten zasadniczy dylemat w naszych czasach zmęczenia, co świetnie analizuje Byung Chul-Han? Jak realizować się w epoce nadmiaru, przebodźcowania i zaniku różnych wzorców i autorytetów? I nie dotyczy on tylko działalności twórczej sensu stricto. Autor brzmienia takich zespołów, jak Slayer czy Beastie Boys, Rick Rubin napisał książkę Akt twórczy. Podąża podobną ścieżką, rozszerzenia pewnego nastroju kreatywności na wszystkie sfery życia, nie tylko twórczość. Zachęca do bycia twórczym nie tylko w sali koncertowej, czy kinie, ale też  w życiu codziennym. Wtedy odpowiedź na Twoje pytanie nie brzmi jak się odnaleźć w świecie zdominowanym przez algorytmy, tylko jak stać się algorytmem? Takim, który ma samoświadomość. Takim, który „tworzy nowe światy zamiast dać spokój.”. 

A.M.: W świecie skrolowania mam odczucie, że koncerty są jeszcze tym miejscem, gdzie muzykę można odczuwać niemalże fizycznie, no chyba że jest to dojenie z występów hologramów (nie wyobrażam sobie hologram live np. Coil). Jak Kinsky podejmie to wyzwanie?

PvK.: To jest, jak słuchanie radia, wiesz, że ktoś, kogo kompletnie nie znasz słyszy to, co ty kilkaset kilometrów dalej. A może bardziej jak wizyta w kinie – możesz obejrzeć film na platformie streamingowej, ale wolisz z innymi, obcymi sobie ludźmi zamknąć się w ciemnej sali na ponad godzinę. Chodzi o rodzaj wspólnotowego przeżycia, na tyle paradoksalnego, że bardzo indywidualnego. Nie wierzę w istnienie społeczeństwa bez wspólnotowych zachowań. Zgodzę się, że to, co nazywasz „światem skrolowania” istnieje i jest udziałem wielu ludzi, ale jednocześnie słychać głosy, i to nie pojedyncze, że uczucie pustki, osamotnienia czy braku relacji dominuje w naszej codzienności. Sekularyzacja w Europie spowodowała zanikanie tradycyjnego wspólnego przeżywania w duchu religijnym, ale jednocześnie pojawiły się inne dotychczas niedostępne (dla większości ludzi) formy wspólnotowego przeżywania. Niektóre polityczne (strajki, protesty, manifestacje), niektóre rozrywkowe (mecze, kino, imprezy sylwestrowe, festyny), a niektóre związane ze sztuką – i to jest moim wspólne słuchanie muzyki. To, co zostało nam z tysięcy lat tego rodzaju zgromadzeń, to przekonanie, że gdzieś tam pobrzmiewa (nomen omen) pierwiastek metafizyczny, coś co jest poza doczesnością. 

Z drugiej strony jest całkiem możliwe, że oglądając hologram zamiast realnego artysty można odczuwać ten rodzaj wspólnoty. Ostatnie 4 lata dla nas to praca nad muzyką, i szczerze mówiąc, bardzo brakowało nam koncertów. Bardzo się cieszymy, że rozpoczynamy 2025 rok od spotkania z ludźmi, którzy chcą razem słuchać muzyki. To dla nas niezwykle ważne. 

A.M.: Jestem też bardzo ciekawy okładki nadchodzącego wydawnictwa. W Waszym przypadku zawsze były to równie wciągające arcydzieła, które tworzyły swoiste tunele dla wyobraźni.

PvK.: Dopiero zaczęliśmy o tym rozmawiać, mamy kilka pomysłów, jak ideę, która porządkuje płytę przekuć w obraz. Scenariuszowa kość tej płyty to ludzie, a raczej ich historie, więc naturalnie nasuwa się rozwiązanie z wizerunkami, może zdjęciami, ale to pewnie jakiś zaprzyjaźniony artysta dopiero stworzy na podstawie tego biograficznego szkieletu oprawę wizualną. Rozmawiamy z kilkoma osobami, sami jesteśmy ciekawi dokąd nas to zaprowadzi. Jak już mówiłem, galeria postaci jest schematem, na którym zawieszamy całą opowieść, ale te postacie są paradoksalne, więc może zupełnie będziemy zaskoczeni tym, co zobaczymy na końcu. Każdy może się odnaleźć w historiach zawartych w tych losach, ale z drugiej strony te osoby jednak reprezentują pewne uniwersalne, mityczne toposy; zmagania jednostki ze światem, wyzwaniami, przeznaczeniem lub jego brakiem. Może obaj się zdziwimy kiedy na końcu otrzymamy zupełnie abstrakcyjne, niefiguratywne rzeczy? Właśnie coś, co nazywasz tunelami wyobraźni.

A.M.: Mam nadzieję wędrować tymi nowo stworzonymi przez Was tunelami, labiryntami przez kolejne lata, tak jak ma to miejsce z nieśmiertelną dla mnie Copula Mundi. Dziękuję za super rozmowę i do zobaczenia w jakimś niespodziewanym miejscu i czasie :).

PvK.: To ja bardzo dziękuję za ciekawą rozmowę, która zainspirowała mnie do zacytowania fragmentu tekstu, który ukradliśmy jednemu z naszych bohaterów. Otto Freundlich kiedyś powiedział; „Przestrzenie są izbami nieskończoności, którym brakuje drzwi.”. Dla nas to niesamowicie inspirujące, nieoczywiste spojrzenie na świat. Jest w nim ten rodzaj powietrza, którym powinniśmy jak najczęściej oddychać. Wszyscy. 


Zespół Kinsky wystąpi 4 stycznia 2025 roku, w Klubie Mechanik, Warszawie

Koncert: Kinsky, Ye.stem, Latające Pięści


kinskyband.pl
Facebook

Wywiad, który ukazał się w ANXIOUS Mag. #1 w 1997 roku

Tu nabycia ANXIOUS # 1-9 w postaci pdf
Kupując, wspierasz nasze działania.

Kinsky Anxious nr 1
Kinsky w Anxious nr 1
Kinsky w Anxious nr 1
Kinsky w Anxious nr 1