J. Zunz – Proszę o pomoc ptaka, który odlatuje

J. Zunz wywiad Anxious Magazine
fot.: Amanita Ruiz

J. Zunz aka Lorena Quintanillaaka Lorelle, to wokalistka i gitarzystka shoegaze’owego projektu Lorelle Meets The Obsolete z Guadalajary, w Meksyku. Projekt tworzy wraz ze swoim przyjacielem The Obsolete aka Alberto González. Wydali sześć albumów, debiutancki w 2011 roku, utrzymanych w stylistyce drone-rocka, shoegaze i wielu innych, nietypowych szufladek, które w przemieszaniu brzmią oryginalnie i świeżo.

Mnie jednak bardziej zaintrygowała jej solowa działalność, którą ujawniła pod nickiem J. Zunz. Debiutowała w 2017 roku materiałem “Silente”, wydanym na limitowanej kasecie. Jak sama mówi, był to nieśmiały początek i wkroczenie na nową ziemię, ale wciąż bardzo blisko uniwersum Lorelle Meets The Obsolete. Na kolejny materiał, “Hibiscus” przyszło nam czekać trzy lata, do 2020 r. Wydany nakładem Rocket Recordings to już odważne, świadome tworzenie własnej wizji muzycznej. Potwierdzeniem tego kursu w nieznane jest wydana w tym roku płyta “Del Aire”, gdzie Lorena przesuwa jeszcze dalej granice swojej wyobraźni, a słuchacz przenosi się w coraz bardziej tajemnicze, transowe i czasem wręcz halucynogenne przestrzenie.

Płyta “Del Aire” została nagrana w wietrznej okolicy Ensenedy w Meksyku, gdzie Lorena przebywała w zamknięciu (z wiadomych, covidowych powodów). Płyta egzorcyzmuje problemy, które napotkała w tym okresie, w procesie tworzenia tego, co opisuje jako „ciągłość i nieciągłość”.

Z naturalnym tematem powietrza w centrum procesu twórczego, Lorena stworzyła niezwykle przestrzenne dzieło. Lore rozwija skrzydła i niesiona prądami powietrznymi oddaje się czystej medytacji muzycznej. Syntezatory w “Lineal” rozkwitają na pulsujących loopach, które mogłyby trwać w nieskończoność. Gdzie indziej, jak na “Del Aire”, melodyjne dźwięki rozlewają się po całej przestrzeni pomieszczenia, w którym odsłuchujemy ten materiał. Zarówno wokal Loreny jak i jej charakterystyczna, krystaliczna estetyka pięknie ujawniają się w pogłosach “Cruce” i “Horizonte”. Pełna psychodelicznego wydźwięku płyta, wylewa swoje elektroniczne avant glitch’owe macki po ciemnym pokoju umiejscowionym pośrodku meksykańskiej pustyni. Osobiście “Del Aire”, na ten moment, stawiam na podium płyt roku 2022.

Szczęśliwcy mieli okazję usłyszeć ją 21 lipca tego roku na scenie warszawskiego klubu CHMURY, gdzie Lore dała niesamowity występ, gdzie teżi spotkała rekordzistę, jeżeli chodzi o odsłuch swojej płyty… ile razy ów osobnik odsłuchał “Hibiscus”? Przeczytacie nie tylko o tym poniżej.

Artur Mieczkowski

J. Zunz wywiad Anxious Magazine
fot.: Amanita Ruiz

AM: Cześć. Wróciłaś właśnie z europejskiej trasy. Jakie są Twoje wrażenia?

J. Zunz: Tak, to prawda. Jestem bardzo zmęczona, ale też bardzo szczęśliwa i naładowana. Również bardzo wdzięczna mojemu drogiemu przyjacielowi i agentowi Federico za zarezerwowanie dla mnie tak wyjątkowej trasy. Odnoszę wrażenie, że udało mi się nawiązać kontakt każdego wieczoru z inną publicznością.

AM: Wolisz większe przestrzenie do grania koncertów czy mniejsze kluby?

JZ: Miałam złe i dobre doświadczenia z obojgiem. W moim przypadku jestem bardzo ostrożna z energią, którą dostaję od publiczności od początku do końca. Jeśli coś pójdzie nie tak, wtedy wszystko w sekundę może się zmienić.

AM: Grałaś też w Polsce, w warszawskim klubie CHMURY jakie są twoje wrażenia po tym koncercie?

JZ: Tamten występ był jednym z moich ulubionych. Dobra energia, dobry kontakt z ludźmi a wszystko to dzięki wspaniałemu promotorowi i muzykowi SKY. Miałam zaszczyt poczuć wewnętrznie ich piękną podziemną scenę przez chwilę. Tam poznałam również mojego największego słuchacza, muzyka który przesłuchał albumu “Hibiscus” jakieś trzysta razy. To była miła noc i czułam się bardzo wdzięczna po zakończonym występie.

 Lorelle Meets the Obsolete
Lorelle Meets the Obsolete

AM: Wow! Daleki jestem jeszcze do tego rekordu, aczkolwiek przyznaję, że Del Aire” słucham bardzo często i uważam ją za jedną z lepszych płyt 2022 roku.
J. Zunz to Twoje solowe wcielenie, do tej pory byłaś znana jako wokalistka i gitarzystka shoegaze’owego projektu Lorelle Meets the Obsolete. Co spowodowało, że zdecydowałaś się na solową twórczość.

JZ: To był dla mnie naturalny dwupodział. Jestem muzykiem na pełny etat od około dziewięciu lat. Jak tylko zaczęłam mieć więcej czasu na tworzenie muzyki, pomysły zaczęły się gromadzić i z tego powodu musiałam sięgnąć po kolejne wyjście. Mój partner, Alberto z Lorelle Meets the Obsolete jest także projektantem graficznym jak i inżynierem i producentem a ja mam tylko muzykę.

AM: Jak godzisz działalność w obu projektach, czy Lorelle Meets the Obsolete jeszcze funkcjonuje jako zespół?

JZ: Dostosowuję się do sytuacji. Na początku nagrywałam moje solowe dokonania pomiędzy nagraniami Lorelle Meets the Obsolete, ale z powodu pandemii, nagrałam dwa albumy J. Zunz pod rząd. Lorelle to nadal duo.

AM: Skoro muzyka Lorelle Meets the Obsolete jest porównywana do heroinowego odlotu, to do czego byś porównała swoją solową twórczość?

JZ: Nie ważyłabym się określać mojej własnej muzyki, to trudne. Lepiej jest wysłuchać opcji od słuchaczy.

AM: Debiutowałaś materiałem “Silente”, który wyszedł tylko na kasecie. Jakbyś określiła ten materiał względem nagrań Twojego drugiego projektu jakim jest Lorelle Meets the Obsolete?

JZ: Myślę, że tamta taśma to nieśmiałe początki i przemiana, ale ciągle bliska światu Lorelle.

AM: W 2020 roku wychodzi drugi materiał, “Hibiscus” dla wytwórni Rocket Recordings. Śmiem twierdzić, że tu już kształtuje się Twoja bardzo odrębna tożsamość muzyczna. Bardzo minimalistyczne, skupione na elektronice granie.

JZ: Tak, myślę, że zostawiłam za sobą część przywiązań na tym albumie. Doznałam osobistej przemiany pomiędzy “Silente” i “Hibiscus”, to dlatego tam muzyka brzmi inaczej. Czasami odnoszę wrażenie, że te nagrania zostały zrobione przez dwie różne osoby.

AM: Dużo tu psychodelicznego, transowego grania, utwór “Four Women and Darkness” jest tego świetnym przykładem. Na potrzeby tego utworu powstał też teledysk, z ciekawą koncepcją tytułowych czterech kobiet. Możesz nam przybliżyć ideę i przekaz tego utworu?

JZ: Ta piosenka jest o pewnej niezbyt zrozumiałej historii, którą opowiadała moja babcia kiedy byłam dzieckiem. O dziwo, muzyka i słowa przyszły w tym samym czasie. Pomysł rozwinął się bardzo szybko i w intuicyjny sposób.

AM: “America Is A Continent” to już mocne wprowadzenie do paranoicznego nastroju. Jaki masz koncept na pisanie swoich płyt? Skąd czerpiesz inspiracje? Dokąd chcesz zaprowadzić słuchacza?

JZ: Z każdym albumem jest inaczej. Myślę, że ostatni album jest wsparty większą ilością konceptów. Pomysł, żeby każdy utwór w jakiś sposób posiadał w sobie „powietrze / przestrzeń” pomógł mi je ujednolicić gdyż zostały napisane w rozproszony sposób na przestrzeni 2021 roku.

Inspiracja zawsze przychodzi zewsząd. Z rozmowy, z dialogu w filmie, głównie z muzyki, której słucham itd., ale poza tymi momentami, wierzę, że bardziej chodzi o ciągłą pracę w studio. Próbować ile się da.

Jeśli chodzi o słuchaczy, to po prostu próbuję się z nimi porozumieć. Jest mi łatwiej komunikować się poprzez muzykę niż słowa. Uważam, że idea porozumienia się z ludźmi egzystującymi w innych okolicznościach niż ja, i z innym doświadczeniem, jest bardzo interesująca.

AM: Idea „mniej jest więcej” w przypadku twojej twórczości sprawdza się doskonale. Są twórcy, którzy operowali totalnym minimalizmem, vide La Monte Young, Terry Riley, Philip Glass, Steve Reich. Jak czujesz, gdzie leży Twoja granica w dążeniu do tworzenia?

JZ: Myślę, że jest w tym pewna nieskończoność. Miałam w szkole nauczyciela, który zwykł powtarzać, że jeśli czujesz nieskończoność, to to uczucie trwa tylko sekundę. Być może próbuję rozciągnąć tą sekundę.

AM: “Del Aire” to Twój trzeci, tegoroczny album, nagrany dla The Rocket Record Company. Płytę nagrałaś w wietrznej okolicy Ensenedy w Meksyku. Tytuł wskazuje, że to miało duży wpływ na tworzenie tego materiału. Czy otoczenie ma wpływ na Twój stan psychiczny i co za tym idzie na tworzoną muzykę?

JZ: Tak, jak najbardziej. Tym razem było to bardziej rzeczowe przez to, że spędziłam tyle czasu w domu z powodu lockdownu, przypatrując się wiatrowi i naprawdę czując jaki ma na mnie wpływ.

AM: Mam odczucie, że na tym albumie rozwijasz skrzydła i niesiona prądami powietrznymi oddajesz się czystej medytacji muzycznej. Utwór “Lineal” jak dla mnie mógłby się nie kończyć, trwać wiecznie, zapętlony.

JZ: To bardzo miłe odczucie. Czuję, że poszukiwałam odrobiny wolności. Nie radzę sobie zbyt dobrze z uczuciem bycia uwięzioną, w jakikolwiek sposób. Te nagrania pozwoliły mi uwolnić część tego uczucia.

J. Zunz review wywiad Anxious Magazine
fot.: Amanita Ruiz

AM: Są też niepokojące utwory, jak np. “Ráfaga”, poprzez swoje załamania rytmu, glitch, pogłosy na wokalu czy też mocna końcówka tego utworu potrafią wprowadzić w stan ostrej psychozy.

JZ: “Ráfaga” dostarczyło sporo zabawy podczas jej konstruowania. Miałam w głowie te dwa pomysły posiadania utworu tylko z wokalami i bębnami oraz stworzenia crescendo z udziałem bębnów. Ostatecznie dodałam więcej dźwięków, ale odbyło się to bez wysiłku i było sporo zabawy przy edytowaniu bębnów w celu zbudowania napięcia. Nie oczekiwałam, że będzie to brzmiało jak stan psychozy, ale najwidoczniej moja podświadomość wypłynęła mimo wszystko. Później uświadomiłam sobie, że w tym utworze proszę o pomoc ptaka, który odlatuje w dal. Zmusiło mnie to do zastanowienia się nad stanem mojego umysłu w czasie tamtych dni.

J. Zunz review wywiad Anxious Magazine
fot.: Amanita Ruiz

AM: W młodości zaczytywałem się w książkach Carlosa Castanedy. Słuchając Twojej ostatniej płyty podświadomie wracam do tych wyobrażeń o szamanach z meksykańskich pustyń i ich zakrzywiania rzeczywistości, przebijania się do równoległych światów, których na co dzień nie dostrzegamy. To moje osobiste odczucie. Czy jesteś trochę takim szamanem XXI wieku? Rzeczywistość zmienia się pod wpływem Twoich dźwięków.

JZ: O wow! To wspaniałe, że miałeś takie doświadczenie, ale nie śmiałabym nazywać się szamanką. To całkiem spory tytuł.

AM: Notabene w “Nina” została wykorzystana trąbka, która dodaje mocnego surrealizmu całej warstwie elektroniki. Masz jakieś granice jeżeli chodzi o użycie instrumentarium?

JZ: Staram się nie wyznaczać sobie żadnych granic kiedy tworzę, ale jestem też świadoma własnych ograniczeń, których nie mogę zmienić. Nie jestem w stanie przelać wszystkich pomysłów do rzeczywistości. Dostosowuję się do tego, co mam dostępne w moim otoczeniu i czasami muszę zmienić pomysł jeśli jest niemożliwy do osiągnięcia. Na przykład, w “Lineal” wyobrażałam sobie crescendo z udziałem małej orkiestry co było niemożliwe z przyczyn finansowych itd. więc odtworzyłam to, co miałam w umyśle za pomocą elektroniki. Za to w “Nina”, wyobraziłam sobie tą trąbkę i miałam wiele szczęścia, że mój drogi przyjaciel Freddie Murphy zgodził się ją nagrać.

AM: Ciągłość i nieciągłość tak można interpretować “Del Aire”, ta płyta jest jak spirala, która może być odtwarzana w nieskończoność, ale z każdym odsłuchem wykracza dalej, zakreśla coraz szersze kręgi. Jak to postrzegasz ze swojej perspektywy?

JZ: To ciekawe, że użyłeś słowa spirala. Ponieważ rozpoczęłam nagrywanie tego albumu podczas bardzo ścisłego lockdownu, moje postrzeganie czasu zupełnie się zmieniło w tamtych miesiącach. Wszystko wydawało się bardziej kołowe. Podczas tamtych dni widziałam modliszkę za drzwiami na ścianie mojego domu. Nie poruszała się przez wiele dni. Nawet na centymetr. Dowiedziałam się więcej na temat tych wspaniałych insektów, nauczyłam się kilku rzeczy. Odnalazłam pewną jasność w takim spokoju.

AM: Twoja muzyka przywodzi też na myśl sztuki wizualne, zwłaszcza abstrakcyjne. Mam odczucie, że na podobnej zasadzie jest zbudowanych wiele Twoich utworów. Myślisz, że to są muzyczne obrazy gdzie wszystko jest dozwolone i łączy się ze sobą niczym halucynacja?

JZ: Tak, masz zupełną rację. Jestem bardzo zainspirowana sztukami wizualnymi. Na “Del Air” nagrałam pulsujące dźwięki jako baza czy też linia basowa, po to by pozbyć się ograniczeń czasoprzestrzeni, by później móc umieści inne elementy. Nie mam tu na myśli specyficznych struktur, więc mogę skupić się bardziej na fakturze, kształcie oraz innych rzeczach. Nie sądzę jednak, że brzmi to bardzo abstrakcyjnie, to po prostu początkowe natchnienie.

J. Zunz review wywiad Anxious Magazine
fot.: Amanita Ruiz

AM: Co Cię inspiruje z innych rejonów sztuki, filmów, malarstwa, fotografii?

JZ: Myślę, że wszystko co robię i wchłaniam poza studio, wpływa na to, co tworzę. W moim przypadku, w tym właśnie jest moja ciężka praca. W “Del Air” byłam bardzo zainspirowana książkami z poezją, które przysłał mi mój drogi przyjaciel. Ten poeta to Mario Montalbetti.

AM: Jak sobie radzisz z odtworzeniem swojej muzyki na scenie? Starasz się odzwierciedlać to co jest na płycie, czy traktujesz to jako rdzeń i oddajesz improwizacji?

JZ: Tak jak wspomniałeś, albumy są tylko rdzeniem. Nawet jeśli mój zestaw koncertowy oparty jest głównie na elektronice, to używam pewnych elementów akustycznych i elektroakustycznych. Utwory są dłuższe i łączę je ze sobą improwizowanymi pasażami.

AM: Czy możesz powiedzieć nam trochę o swoim sprzęcie / technikach, których używasz podczas komponowania muzyki?

JZ: Przy każdym albumie było to coś innego. W przypadku ostatniego, większość utworów napisałam przy użyciu Korg Minilogue przepuszczonego przez kilka efektów. Czasami delay, phaser i ring modulator. I zawsze używam Line 6 DL4, głównie z powodu loopera. Dzięki temu mogę tworzyć warstwy (dźwięków) podczas prób. Mam też zawsze podłączony mikrofon do wokali, w razie gdyby coś przyszło mi do głowy. Wszystko jest gotowe do rejestracji bezpośrednio na komputer.

J. Zunz review wywiad Anxious Magazine
fot.: Amanita Ruiz

AM: Jak wygląda scena eksperymentalna, awangardowa, niezależna w Meksyku?

JZ: Jest wspaniała. Ponieważ kraj jest olbrzymi możesz znaleźć wiele różnych odsłon sceny eksperymentalnej. Wszystkie one są bardzo ciekawe i bardzo aktywne oraz połączone ze sobą. Jestem w szczególności zainspirowana pewnymi zdecentralizowanymi eksperymantalnymi scenami.

AM: Czy mogłabyś nam polecić kilka projektów wartych uwagi Twoim zdaniem?

JZ: Concepción Huerta, Amor Muere, Microhm, Amina Cyu, Laura Luna Castillo, Sima Negra, Alina Maldonado, Ana Ruiz, Ñois, Mito del Desierto, Simonel, Hidhawk. (Wymienione projekty możecie odsłuchać w tym miejscu).

AM: Dziękuję, na pewno się zapoznam. Współpracujesz z innymi muzykami poza Lorelle Meets the Obsolete oczywiście? Można spodziewać się jakiś kolaboracji muzycznych z Twoim udziałem?

JZ: W zeszłym roku dograłam wokale dla dwóch zespołów, oba projekty, to moi dobrzy znajomi. Być może zostaną wydane w tym roku, ale nie jestem pewna.

AM: Myślisz już o tworzeniu nowego materiału na kolejną płytę J. Zunz?

JZ: Tak, przyszły mi do głowy nowe pomysły podczas trasy. Jestem podekscytowana.

AM: Dziękuję za wywiad i życzę powodzenia w realizacji Twoich planów.

JZ: Bardzo dziękuję i ślę całą moją miłość do Waszych czytelników.


Spotify

Tidal

Bandcamp

Facebook

Instagram


tł. M.O.N.