GAAP KVLT – Tajemnicza postać w kapturze

fot. Andrzej Ciarkowski

„Tajemnicza postać w kapturze, z kręgu szeroko rozumianej muzyki ambient i dark ambient. Podobno pochodzi z Polski, ale sposób w jaki opowiada dźwiękiem sugeruje, iż mógłby być reinkarnacją jednego z egipskich kapłanów, który zagubił się w drodze między fabrycznymi pustostanami Detroit a berlińskimi zagłębiami klubowymi. Gaap Kvlt lubi mylić tropy. Na szczęście pozostawia ślady w postaci nagrań.” – taką notkę znajdziecie w prezentacji artysty.

Nie sposób się z nią nie zgodzić, twórca Gaap Kvlt dość zwinnie wymyka się wszelkim szufladkom, w które próbuje się go wcisnąć. Pomimo wspólnego mianownika, jakim jest szeroko pojęty ambient, dark ambient, rozległa elektronika czy też spore spektrum bardzo osobliwego filed recordingu. To, co dzieje się na poszczególnych wydawnictwach zasługuje na szczególną uwagę i wnikliwe nadstawienie ucha. Nietuzinkowe podejście do tworzenia, nieoczywiste inspiracje odbijane w słońcu Bliskiego Wschodu są znakomitym wejściem do jaskini, w której przebywa i tworzy ów tajemniczy osobnik. Bas, drony, dźwięki ze wschodu, rozgrzane powietrze i pustynny wiatr to tropy, które prowadzą o wiele głębiej i dalej – na wschód, zachód, północ, południe i ku gwiazdom.

O tym wszystkim jak i o innych projektach udało mi się porozmawiać z tym wielce intrygującym twórcą. Zapraszam.

Artur Mieczkowski

GAAP KVLT Anxious Magazine wywiad

Artur Mieczkowski: Cześć. Jesteś dość enigmatyczną postacią, nie można znaleźć zbyt wielu informacji o Tobie, jeżeli już to w tonie: „Tajemnicza postać w kapturze”, itp. Odpowiada Ci taki sposób bycia na scenie? I skąd pomysł na taką ‘autoprezentacji’ bez autoprezentacji?

GAAP KVLT: Cześć. Kiedy w głowie tworzyły mi się pomysły i koncepcje na muzykę czy klimat tego projektu, uznałem że muzyka powinna być w trakcie występów na żywo najważniejsza. Formuła bluzy, stroju czy kaptura i bardzo znikomego poruszania się w trakcie występu bardzo mi odpowiada i jest pewnym rodzajem medytacji. Robię tylko tyle, ile wymaga od tego dana chwila występu. Pewne tropy po tylu latach się pojawiły i zapewne nie udało mi się utrzymać aż takiej anonimowości, jak choćby The Residents ;).

Z założenia muzyka, którą tworzyłem na początku była w jakiś sposób nawiedzona i miało być trochę straszno, kaptur dodawał powagi i może jakiejś aury tajemnicy ale nie wymagam od organizatorów oddzielnych wejść czy ciemnej komnaty jako zaplecza. Czasem trzeba było się natrudzić, by niezauważenie się wmiksować w tłum i założyć bluzę na chwilę przed występem. Pierwotna bluza, w której występuję, została uszyta specjalnie na moje potrzeby i według mojego pomysłu. Jest dosyć gruba i czasem potrafi w niej być bardzo gorąco.

Raz nawet zrezygnowałem z bluzy i założyłem tylko ciemne okulary. Pamiętam, że było wtedy strasznie gorąco, cieplej niż na Saharze.

GAAP KVLT Anxious Magazine wywiad

AM: Właśnie, Sahara często przewija się jako motyw w Twoich opowieściach. W domyśle, w odbiorze Twojej muzyki, możemy się kierować na Bliski Wschód czy do Afryki Północnej. Prócz geograficznych skojarzeń, na niwie czysto muzycznej co wyciągasz z tych podróży i wplatasz?

GK: Afryka Północna i Bliski Wschód są niezwykle ciekawe pod wieloma względami. Kuchnia, muzyka, obyczaje, poezja, instrumenty muzyczne czy inne skale dźwiękowe. Rytmika i jakaś większa niż w Polsce skłonność do grania muzyki na ulicach, życzliwość, ale też mroczne strony (w dużej mierze, podobnie jak w Polsce, wynikające z fanatyzmu religijnego). Ale stricte muzycznie: rytm i dźwięki lokalnych instrumentów połączone z nagraniami terenowymi, w tym często dźwięki nawoływania do modlitw – to są dla mnie najciekawsze aspekty podróży na drugą stronę basenu Morza Śródziemnego. No i oczywiście herbata z miętą!

GAAP KVLT Anxious Magazine wywiad

AM: Czyli inspiracje, można powiedzieć z własnych doświadczeń. Kiedy wpadłeś na to, że będziesz chciał to ująć w formie jaką słychać pod szyldem GAAP KVLT? Prócz tych podróży coś jeszcze miało wpływ na taką formę dźwiękową?

GK: Kraje Maghrebu fascynowały mnie już w dzieciństwie, głównie dzięki opowieściom mojego taty, który podróżował i pracował przez kilka lat w Libii. Róża Wiatrów stała na półce w domu od mojego urodzenia, a zdjęcia i przewodniki rozpalały wyobraźnię. Potem sam ruszyłem w podróż. Najpierw Turcja, potem Tunezja, Maroko czy Egipt. W Turcji robiłem nagrania terenowe komórką, potem miałem już recorder. Także zbierałem materiały jeszcze zanim powstał projekt Gaap Kvlt. Siłą rzeczy wyszło to potem naturalnie, że połączyłem swoje kompozycje z różnymi przywiezionymi czy samplowanymi dźwiękami.

Nie sposób też nie wspomnieć o inspiracjach Paulem Bowlesem, beatnikami, Master Musicians Of Jajouka czy Muslimgauze. To dzięki nim z pewnością nakreślił się cały zarys tego projektu. A w kontrze oczywiście Eugeniusz Rudnik i eksperymenty elektroniczne SEPR, ale nie tylko.

AM: Twój oficjalny debiut, to „Void” wydany dla Monotype Records. Czy jednak te wydawnictwa dla BDTA Rec. są wedle twego odczucia narodzinami?

GK: Pierwszy album, który zrobiłem, przeleżał wiele lat w szufladzie. Dopiero jakiś czas temu wrzuciłem go na mojego bandcampa. Także wydawnictwa, o których mówisz, ukazały moją muzykę szerszemu gronu odbiorców, ale tworzyłem muzykę dużo wcześniej. Można jednak powiedzieć, że kaseta, 3 mini CD i debiutancki album „Void” nieco oszlifowały moje pomysły.

AM: Na boku był też Ixora – jakie różnice w podejściu do Twojego głównego dziecka?

GK: Z Robertem (działał wtedy pod szyldem Micromelancolie) poznaliśmy się w Krakowie, graliśmy razem na jednym koncercie. Potem pracowaliśmy korespondencyjnie, nigdy nie spotkaliśmy się razem w studio by razem tworzyć. Współpraca to zawsze ciekawe doświadczenie, które otwiera nowe przegródki i kieruje dźwięki w zupełnie inne, często ciekawsze rejony. Kolaboracje to bardzo odświeżająca forma tworzenia, przynajmniej dla mnie.

AM: „Circuit intégré Vol. 1, Circuit Intégré Volume 2-A Compilation of Contemporary Electronica” – były też takie splity, które ukazały się pod szyldem Zoharum.

GK: Tak, nadal lubię do nich wracać. Mam nadzieję, że ta seria będzie kontynuowana przez Zoharum i będzie jeszcze okazja współdzielić kolejne wydawnictwo z ciekawymi artystami i projektami. Cały czas liczę, że uda mi się w końcu zrobić coś wspólnie z Patrykiem z Ghosts Of Breslau.

AM: To teraz trochę przeniesiemy się w czasie, do roku 2022, rozpoczynasz serię przesileniowych wydawnictw. Do tej pory ukazały: „Spring Equinox”, „The Longest Day Of Fasting (Summer Solstice)”? Nie ukrywam, znane przedsięwzięcia (vide pierwszy z brzegu przykład takich wydawnictw COIL). Tobie udało się to zrobić w bardzo ‘świeży’ sposób. Jaki impuls, by celebrować te ważne elementy naturalnego cyklu rocznego?

GK: Celebracja zmiany pór roku to bardzo pierwotne i mocne doznania. Muzyka, którą tworzę jest mocno uzależniona od pory roku i temperatury, uznałem że może to być ciekawy cykl, nie tylko dla słuchaczy, ale również i dla mnie od strony twórczej i duchowej. Założyłem też, że każde z czterech zaplanowanych wydawnictw będzie powstawało w kwartale poprzedzającym zmiany pór roku. Także dotychczasowe wydawnictwa (wiosenne i letnie) to relatywnie świeże produkcje, nic wyciągniętego z szuflady.

AM: Rozwijasz też równolegle swój drugi projekt, Botanica.

GK: Tak, rozdzielam te projekty na światło i mrok. Pomaga mi to również zachować równowagę, albo wręcz muzyczne rozdwojenie jaźni. Oba projekty są w jakiś sposób blisko natury, ale muzycznie to dwa skrajne bieguny. No może słabość do niskich częstotliwości basowych i przestrzenne dźwięki syntezatorów jest jakimś wspólnym mianownikiem.

AM: Pominąłem jakieś istotne wydawnictwa, projekty jeżeli chodzi o skoki w bok od GAAP KVLT?

GK: Mam sporo materiału, który nagrywałem podczas kilku dłuższych sesji wraz z Filipem Kalinowskim, dziennikarzem muzycznym, kolekcjonerem płyt, selektorem i djem, który współpracował kiedyś z zespołem Kirk. Mam nadzieję, że niebawem ten materiał zostanie opublikowany, bo takiego amalgamatu chyba nigdy wcześniej nie współtworzyłem.

AM: Cofnijmy się w czasie, „Jinn” wydany nakładem Zoharum to już nieco inny materiał, wyjście z głębi mrocznej jaskini na spieczone słońcem marokańskie pustynie.

GK: Po debiutanckim albumie „Void” byłem przytłoczony mrokiem i ponurą atmosferą. Pomiędzy tymi albumami podróżowałem ponownie po Afryce Północnej, czytałem sporo Paula Bowlesa, Mohameda Mrabeta czy bitników. Słońce było wtedy bardzo potrzebne i jego cząstki chciałem zawrzeć na albumie „Jinn”.

AM: Calima, „Mirage”, „Kingdom”, „Displaced Pilgrims” – to Twoje kolejne materiały. Z perspektywy czasu masz jakiś szczególny sentyment do któregoś z nich? 

GK: Każde na swój sposób lubię. Zawsze staram się publikować nagrania, które (przynajmniej w momencie tworzenia i premiery) lubię. Niektóre starzeją się gorzej, inne lepiej. Gdybym miał wybrać jedno z wyżej wymienionych wydawnictw, będzie ciężko, ale mogę zdradzić, które utwory są moimi ulubionymi. Z „Calimy” nadal bardzo lubię Islę, na „Mirage” nagranie tytułowe, The Laments Of Hours to mój ulubieniec z „Kingdom”, a w przypadku „Displaced Pilgrims” 3:23 PM.

AM: Pominąłem jakieś istotne wydawnictwa, projekty w które byłeś lub jesteś zaangażowany?

GK: Działam solo jako Gaap Kvlt, w kolaboracjach jako Ixora i Grażyny, chyba nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Albo celowo o tym nie chcę mówić :).

W przyszłości chciałbym nagrać album, na który zaproszę gości. Mam już nawet pomysły i propozycje dla kilku ciekawych artystów i projektów. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Z pewnością chciałbym użyć w kolejnych nagraniach więcej instrumentów.

Myślę jednak, że warto w tym miejscu wspomnieć o składance, która powstała całkiem niedawno. Jest ona poświęcona pamięci zmarłego na początku tego roku Thomasa Tiberta, szwedzkiego muzyka i międzywymiarowego podróżnika. Thomas działał solo, ale również współtworzył z Carlem Abrahamsonem White Stains, kolaborował z Genesisem P-Orridgem i wieloma innymi artystami. Wydawnictwo to zawiera 23 utwory od przyjaciół i znajomych Thomasa. Na ten moment jest ono dostępne na bandcampie, ale pod koniec tego roku ma ukazać się dwupłytowa edycja winylowa tej składanki. Cieszę się, że mogłem znaleźć się na tym wydawnictwie i oddać hołd Thomasowi.

AM: Dziękuję za ciekawą rozmowę i nasłuchuję nowych dźwięków od Ciebie.

GK: Również dziękuję! Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, pozostają jeszcze dwa wydawnictwa związane ze zmianą pór roku, a co więcej? Coś tam w kociołku się powoli gotuje.

Recenzje płyt w Anxious:

GAAP KVLT – „UNTITLED”
GAAP KVLT – The Longest Day Of Fasting (Summer Solstice)

BANDCAMP
FACEBOOK
INSTAGRAM