Dawid Rudziński – :wisielec:

Dźwięki, obrazy, runy, świat magii – to świat, który kreuje na co dzień i co noc Dawid Rudziński, i z którym miałem przyjemność przeprowadzić wielce intrygującą rozmowę. Układ gwiazd i planet sprawił, że zbiegło się to z premierą nowego utworu,
„krew ” projektu :wisielec:, którego premiera ma miejsce TERAZ i TU, na łamach ANXIOUS. Zapraszam do słuchania i czytania o rzeczach niewidzialnych, a obecnych na wyciągnięcie ręki zatrzymaniem rozpędzonego świata „wewnątrz” i na „zewnątrz”.

Artur Mieczkowski

Artur Mieczkowski: Cześć Dawid. Jak tam minął Ci dzień, odprawiłeś jakieś rytuały? :)

Dawid Rudziński: Cześć Arturze! Przede wszystkim dziękuję za zaproszenie do wywiadu, czuję się zaszczycony! Tak, odprawiłem dziś nie jeden rytuał, właściwie od momentu gdy otworzyłem oczy. Życie i Natura to jeden nieustanny Rytuał. Tworzymy każde jutro, każdym dziś. Zabawa zaczyna się wtedy, gdy przestaje nam się podobać kółko, w którym się kręcimy. Z pomocą wtedy może nam przyjść technologia magiczna i jej język. Przy odrobinie samoświadomości intencja wpleciona w mechanizm rytuału codziennego jak i odseparowanego przestrzenią sacrum może stać się potężnym narzędziem transformującym a wyższej formy magii jak transformacja nie znam.

AM: Tak, w pierwszym pytaniu nawiązałem do FUTHARK – dokumentalnego filmu nt. Twojej osoby, gdzie padły słowa w podobnym tonie. Kiedy zrodziła się ta idea?

DR: Do dokumentu zostałem zaproszony przez super utalentowanego Konrada Kultysa. Poszukiwał on człowieka, który będzie swym życiem i postawą stał naprzeciw współczesnym czasom. Po nieudanej próbie z jedną „sławą” odezwał się do mnie. Moje zaskoczenie było niezmierne, gdyż widzieliśmy się wcześniej jedynie raz, ale spotkanie owo pokazało kilka wspólnych inspiracji i było widocznie wystarczające by wciągnąć mnie w ten projekt. Nagrania powstały w styczniu 2019 r. a cały dokument ujrzał światło dzienne w 2020 r. Dokument jest 12 minutowym fragmentem dwugodzinnej rozmowy, do której Konrad przygotował się niezwykle pieczołowicie. Szczerość, którą tam przedstawiłem przeraziła na początku mnie samego, ale to ona wraz ze zdjęciami Konrada i moją muzyką oczywiście (śmiech) jest chyba podstawą tego dokumentu.

AM: Podobno to już 23 lata jak wykonałeś swoje pierwsze dzieło w postaci tatuażu. Jak to się zaczęło?

DR: Zaczęło się tak naprawdę od przerysowywania tatuaży moich idoli lat 80./90. Od zawsze rysowałem, więc gdy jeden z kolegów zaczął to robić stwierdziłem, że i ja będę potrafił. Brat skonstruował maszynkę z silniczka rotacyjnego, struna od gitary została naostrzona i trwa to tak do dziś :)

AM: Właśnie, Theatrum Symbolica Tattoo Studio dziś to już uznana marka, że tak to ujmę :). Kiedy pomyślałeś o tym, że to już TEN moment, żeby na poważnie iść w stronę tatuowania?

DR: Jak dobrze pamiętam decyzja zapadła dosyć wcześnie, bo ok 2004 roku, ale droga do własnego studia była kręta i pełna przygód. Któregoś razu postanowiłem wytatuować sobie samemu przedramię by zamknąć sobie drogę na „poważną” pracę, w której posiadanie takiego tatuażu byłoby nie wskazane. To były inne czasy, teraz tatuaż nie robi na nikim takiego wrażenia. Kiedyś robiono to by podkreślić swą oryginalność i odstawać trochę od ogółu, obecnie mam wrażenie, że doszło do paradoksu i indywidualność podkreślana jest bardziej poprzez brak tatuażu. Właściwie gdyby nie wiara mojej żony w mój potencjał to nie wiem czy odważyłbym się i posiadał możliwość otworzenia swego studia. Także w tym miejscu potężne dzięki mej małżonce Annie! Bez niej nie byłoby to możliwe.

A.M: Zajmujesz się też grafiką, rysujesz.

DR: Tak. Cały czas mam wrażenie, że poszukuję swojej techniki wyrazu. Na jakiś czas pochłonęła mnie pirografia. Chciałem przekroczyć to co zazwyczaj kojarzy się z wypalaniem w drewnie tj. kiczowate suweniry wykonane lutownicą przez ludzi bez talentu. Odpowiedni dobór drewna i lepszy sprzęt do wypalania dają możliwości ograniczone jedynie wyobraźnią. Proces tworzenia jest tu zbliżony do tatuowania, tyle że zamiast zapachu osocza mamy słodki zapach palonego drewna. Bardzo lubię także bawić się tuszem. Daje mi to więcej swobody i otwiera przestrzeń na szczęśliwe przypadki, na co nie mogę sobie pozwolić z oczywistych powodów przy tatuowaniu. Przybieram się także do akwareli od czasu do czasu. Niestety postrzegam energię kreatywną jako pewien określony zasób, który po całodniowej sesji tatuowania wyczerpany jest do cna. Tatuowanie wymaga 100% koncentracji. Brak jej potem do prób przelewania czegokolwiek na papier. Z muzyką ostatnio jest inaczej…

A.M: Zaraz pomówimy o muzyce, zanim jednak, to jeszcze kilka słów o Twoich sukcesach na innych polach. Jesteś też autorem okładek książek, m.in. do „Czerwonej Bogini”, Petera Greya wydanej przez Okulturę. Gdzie jeszcze gościły Twoje ilustracje?

DR: W stajni Okultury ozdobiłem jeszcze „Psychomagię” Jodorowskiego i użyczyłem kilku ilustracji do jednego z wcześniejszych numerów „Trans-wizji”. Wykonałem jakiś czas temu okładkę sporego zbioru poezji inspirowanej mitami północy „Eagle’s Mead” E.Westcoat’a. Niebawem ukaże się super pozycja wydawnictwa ArcanaEuropa „The Rune Poems: A Reawakened Tradition” Edited by P. D. Brown and Michael Moynihan, do której stworzyłem okładkę i w której centrum obok poematów runicznych starych i nowych pojawi się mój wizualny poemat pt. Ilustrowany Futhark jak i pisany. Książka ta to niezwykły zbiór ukazujący jak tradycja runiczna trwa po dziś dzień i ma się wyśmienicie. Jak dobrze pamiętam znajdą się w niej poematy napisane w 11 językach.

A.M: Czas na muzykę. Jakiś czas temu powołałeś do życia projekt :

:, to dźwięki minimalistyczne, ambientalne, drone’owate. Zastanawia mnie tytuł tego materiału, „Thurs”.

DR: :wisielec: istnieje od ponad 4 lat, ale od niedawna nabiera pędu poprzez dołączenie do niego Tomasza Grzyba. Thurs to Olbrzym z mitów Skandynawii. Dla mnie to niszczące siły, nieświadome nawet swego istnienia. Agenci olbrzymów mają się w obecnych czasach niezwykle dobrze. Ludzie w swoich mikroświatach odcięci od istoty rzeczywistości, pochłonięci przez świecidełka i neony stają się owymi nieświadomymi swego istnienia olbrzymami, odcinając się od Natury zabijają w sobie Człowieczeństwo . Ta kompozycja wywołała w nas obrazy skalistych przestrzeni zalewanych uderzeniami fal, obrazy nieprzyjaznych dla ludzi sił natury co przywołało ów tytuł. Nie zrozum mnie źle, to nie jest utwór ku chwale olbrzymów, to raczej ostrzeżenie ;). Nie sposób tu nie wspomnieć o genezie nazwy naszego projektu. Wisielec odnosi się do mitycznej historii pewnego Starca, który postanowił zawisnąć na Drzewie Światów przez dziewięć nocy, przekłuwając oszczepem swą pierś, ofiarowując siebie, samemu sobie by móc pojąć naturę wszechrzeczy. Nasza muzyka jest zachętą do chwilowego zawieszenia się między światami. Doświadczana na żywo pozwala odłączyć się od siebie samego i na chwilę spojrzeć na to czym jesteśmy poza codziennymi konstruktami wewnętrznymi i zewnętrznymi.

:WISIELEC:

A.M: :wisielec: to również wspomniany Tomasz Grzyb. Jak doszło do Waszej współpracy?

DR: Z Tomaszem znamy się od ponad 20 lat. Po kilkuletniej przerwie w relacjach, mniej więcej rok temu ogień odżył na nowo i naturalnym stało się zaproszenie go do zabawy. Zawsze czułem potrzebę dodatkowych dłoni w :Wisielcu:. Tomasz szybko załapał o co chodzi i na szczęście wciągnęło go to intensywnie, a obawiałem się, że ciężko mi będzie znaleźć osobę, która zaangażuję się w ten projekt tak jak ja. Cały czas eksperymentujemy i zdawałoby się, że tak ograniczony zestaw dźwięków nie jest w stanie dużo zaoferować a ku naszemu ciągłemu zaskoczeniu odkrywa co chwilę przed nami nowe możliwości i przestrzenie dźwiękowe. Obecnie gramy na zestawie 6-7 gongów wietrznych a niebawem dołączy do nas niezwykły instrument zwany waterphone. Jesteśmy tym podekscytowani!

A.M: Dźwięki :wisielec: No electronics, only gongs. Materiał nagrywaliście na tzw. „setkę”, za jednym podejściem?

DR: Tak, ten materiał zrobiliśmy za jednym podejściem, przy użyciu względnie niedrogiego recordera. Obecnie posiadamy już profesjonalne mikrofony i jesteśmy w trakcie nagrywania kolejnego materiału, charakteryzującego się strukturą i możliwościami powtórzeń na żywo z elementami improwizacji.

A.M: Zapowiada się ekscytująco:). Planujesz dalsze kolaboracje z muzykami?

DR: Jesteśmy otwarci na kolaboracje. Kilka rozmów jest rozpoczętych ale na ten moment nic konkretnego w tym kierunku się nie dzieje.

A.M: Graliście na festiwal Fala Occult Dźwięku, zaprezentowaliście tam set pod tytułem „Dar”. Czym różnił się od „Thurs”?

DR: „Dar” różni się przede wszystkim zaplanowaną, odtwarzalną strukturą. Są to trzy kompozycje które odnoszą się do aktu stworzenia człowieka prezentowanego w mitach północy. Dwie kłody drewna leżące na brzegu morza zostały obdarowane przez Odyna i jego braci krwią, umysłem i oddechem, stąd tytuły utworów. Wydaje się nam, że utwory te mają potencjał medytacyjny i może on pomóc odczuć to o czym na co dzień zapominamy; puls krwiobiegu, kilometry naczyń krwionośnych, nieposkromiona natura umysłu i oddech, najpotężniejsze narzędzie przemiany jakie mamy dosłownie pod nosem. Czy nie jest cudem to, że istniejemy? Jedyny dług wobec bogów to wykorzystanie ich daru życia w pełni.

A.M: Trochę o runach. „Runy stały się osią mego świata, nieruchomą Gwiazdą Północną pozwalającą obrać kierunek. Stały się porządkiem i solidnym Okrętem, na którym eksploruję ocean chaosu rzeczywistości. Woła mnie Ogień Potrzeby, dlatego też postanowiłem podzielić się swym doświadczeniem i wiedzą”.

DR: Tym manifestem chciałem zejść z „góry”, na której spędziłem kilka lat i poczułem, że te plagi wirusowe, a przede wszystkim duchowe to właściwy czas by podzielić się swą wiedzą. Jestem raczej pesymistą jeśli chodzi o obecną kondycję świata. Covid pokazał, że może dojść do zmiany, ale będzie ona krótsza niż te, które serwowane były np. przez wojny. Czasami wydaje mi się, że odzyskanie duszy przez współczesnego człowieka nie jest już możliwe. W natłoku informacji, te wartościowe giną nie zrozumiane. Ścieżki duchowe są traktowane jako lifestyle z określonym sposobem ubierania się, słuchania określonej muzyki i stosowania określonej diety. W skrócie nawet duch został pożarty przez konsumpcjonizm. Tak, jest to woda na pozór, ale płytka jak kałuża. Runy dla mnie to mapa dzięki, której łatwiej mi poruszać się po świecie wewnętrznym i zewnętrznym. Zachęcam każdego by odpowiednią dla siebie mapę znalazł i trzymał się jej nie skacząc z kwiatka na kwiatek. Wytrwałość i dyscyplina są gwarantem sukcesu także w sportach duchowych.

AM.: Nie jest tajemnicą, że jesteś członkiem Rune-Gild.

DR.: Dołączenie do Rune-Gild było jedną z najbardziej znaczących decyzji jakie w tym życiu podjąłem. To co mnie tam przyciągnęło to przede wszystkim nacisk na transformację/samoinicjację w przeciwieństwie do kilku innych grup, które niejako taką inicjację rozdają jako occult secrets. Rune-Gild jest szkołą inicjacyjną, której podstawowe cele to poszerzanie świadomości, zachowanie tradycji Odynicznej i Runicznej, zrozumienie ukrytych mechanizmów świadomości i natury i najważniejsze wspieranie swych członków w transformacji i samorozwoju. Całe curriculum Rune-Gild jest ogólnie dostępne w postaci książki Edred’a Thorsson’a o pięknym tytule „Nine Doors of Midgard”. Ta pozycja nie ma sobie równych w temacie pracy runicznej i jeśli ktoś słyszy szept run niezwłocznie powinien się w nią zaopatrzyć. Nie znaczy to, że od razu powinien on/ona dołączyć do RG, to kwestia innego rodzaju powołania. Praca z tym curriculum to ciekawa przygoda sama w sobie. Rune-Gild to także wojna z new agem, oderwanym od rzeczywistości i faktów. Podstawową metodą pracy RG jest synteza danych naukowych i ezoteryki, od znanego ku nieznanemu. Wiąże się to z poznaniem tony książek akademickich i kolejnej tony książek ezoterycznych. Tak czy inaczej wiedza ta jest i tak niczym, gdy nie będzie skonfrontowana z doświadczeniem magicznym i doświadczaniem życia jako takiego. Najbardziej ekscytującym aspektem pracy runicznej jest Tajemnica, która skrywa się za każdym wzgórzem i nigdy poznana nie będzie. Próby jej poznania i podróż w jej kierunku transformuje podróżnika co ujęte jest w naszym motto: Reyn til Runa! tj Podążaj ku Tajemnicy! Same efekty owych podróży i transformacji to wielka niewiadoma, o tyle cenniejsza od zaplanowanego projektu zmiany siebie, że wykracza poza oczekiwania i wyobrażenia o samym sobie. Zakończę ten temat fragmentem Havamal z Eddy Poetyckiej, w którym to zawiera się cały proces samoinicjacji:

Wiem, że wisiałem na wiatrem owianym drzewie
Przez dziewięć nocy,
Oszczepem zraniony, Odynowi ofiarowany
Sam sobie samemu.
Na tym drzewie, o którym nikt nie wie,
Z jakich wyrasta korzeni.
Chlebem mnie nie karmiono, ni napojem z rogu,
Wypatrywałem ku dołowi,
Przyjąłem runy – krzycząc przyjąłem,
Spadłem potem stamtąd.

AM: Dokąd zmierzamy? Co nas czeka? Czy na te pytani runy są w stanie odpowiedzieć? Dokąd zmierzasz Ty?

DR.: O to lepiej spytać jasnowidza, ja jestem raczej czarnowidzem ;). Jedyne co można zrobić to skupić się na własnej pracy wewnętrznej, bo świata nie zmienimy. „Sam sobie Samemu”. Zmierzam nieustannie ku Tajemnicy i zachęcam do tego innych podróżników, którzy czują, że świat nie jest tym, czym się z pozoru wydaje być… Reyn til Runa!

:WISIELEC: BANDCAMP

:WISIELEC: FB

Ilustrowany Futhark – Dawid Rudziński