
Catherine Graindorge to skrzypaczka, kompozytorka i artystka sceniczna, która od lat porusza się między światem muzyki, teatru i sztuk performatywnych. Jej solowe kompozycje balansują między eksperymentem, post-rockiem i muzyką ilustracyjną, często tworzoną na potrzeby spektakli i filmów. Współpracowała z takimi artystami jak John Parish, Hugo Race, Simon Huw Jones, a także Iggy Pop, który po usłyszeniu jej utworów w radiu zaprosił ją do wspólnego nagrania EP-ki The Dictator. Jej muzyka jest głęboko emocjonalna i instynktowna – jak sama mówi, „występowanie to opowiadanie historii”, a dźwięk to oddech, ciało i zmienność. Catherine poszukuje w muzyce tego, co efemeryczne, ulotne i jednocześnie poruszające – czegoś, co „zawsze ewoluuje”. W wywiadzie opowiada nam o swoim podejściu do improwizacji, transformacji brzmienia i o duchowej bliskości między sceną a publicznością.
Artur Mieczkowski
Artur Mieczkowski: Twoja pierwsza styczność z muzyką i teatrem miała miejsce już w dzieciństwie. Jakie wspomnienie z tamtych czasów najbardziej utkwiło Ci w pamięci i w jaki sposób wpłynęło na Twoją dalszą drogę artystyczną?
Catherine Graindorge: Pamiętam mój pierwszy publiczny egzamin ze skrzypiec. Miałam chyba 9 lub 10 lat. Wciąż widzę tę scenę – drewnianą podłogę, czuję ciepło scenicznych świateł. Czuję się jak w domu, grając w tym kwadracie światła i wiem, że mój ojciec tam jest, mimo że zawsze jest daleko. Czuję ogromną radość podczas grania; jestem zarówno z publicznością, jak i poza czasem.

A.M.: Tworzysz równocześnie jako aktorka, autorka tekstów i kompozytorka. Jak udaje Ci się zachować równowagę między tymi rolami, a które z nich przynosi Ci największą satysfakcję?
C.G.: Dziś to muzyka przynosi mi najwięcej satysfakcji. Mogę grać na skrzypcach i altówce w domu i tworzyć w każdej chwili. Jednak mój związek z muzyką i sceną jest głęboko związany z teatrem. Występowanie oznacza opowiadanie historii, wyrażanie emocji. Tego samego szukam w muzyce, ale w dużo bardziej instynktowny sposób.
A.M.: Jesteś członkinią post-rockowego trio Nile On waX. Czego nauczyła Cię praca zespołowa w Nox, co przenosisz później do swojej solowej twórczości?
C.G.: Właściwie to nie porzuciłam żadnego z nich dla drugiego. Odkąd zaczęłam moje solowe projekty, zawsze byłam zaangażowana w różne projekty i współprace – muzyczne, taneczne, filmowe, teatralne – w tym samym czasie.
A.M.: Współpracowałaś z takimi artystami jak Iggy Pop, John Parish, Hugo Race, Pascal Humbert… Które spotkanie sceniczne czy studyjne zapamiętałaś jako najprzełomowsze i dlaczego?
C.G.: Nie powiedziałabym, że jedna konkretna współpraca była przełomowa. To raczej suma ich wszystkich. Każda z nich była niezwykle wzbogacająca. Oczywiście spotkanie Iggy’ego Popa i znalezienie się z nim w studiu – zrelaksowanym, roześmianym i rozmownym – podczas kręcenia teledysku The Dictator na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
A.M.: Nagrywałaś partie skrzypiec dla projektu Jeffrey Lee Pierce Sessions – Axels & Sockets. Jakie emocje wzbudziła w Tobie współpraca z legendami typu Nick Cave czy Warren Ellis?
C.G.: Nagrałam swoje partie skrzypiec do głosów Nicka Cave’a i Debbie Harry w domu w Brukseli. To było niesamowite, surrealistyczne uczucie. Ale nie spotkałam ich…

A.M.: Muzyka filmowa przyniosła Ci nominację do Magritte du Cinéma za Le Chant des Hommes. Czy tworząc ścieżkę dźwiękową do filmu, myślisz bardziej o obrazie czy o autonomii dźwięku?
C.G.: Zanurzam się w film – obrazy, atmosferę, emocje – a potem komponuję. Właściwie zawsze zaczynam od improwizacji, a potem ponownie piszę.
A.M.: W 2017 roku wydałaś dwa albumy – Long Distance Operators z Hugo Race i Bell Dogs z Nile On waX. Jak różniły się dla Ciebie procesy twórcze przy tych płytach?
C.G.: Dynamika była zupełnie inna. Z naszym trio ćwiczyliśmy i nagrywaliśmy razem w Brukseli. Z Hugo Race album był początkowo tworzony na odległość – on był w Australii, a ja w Belgii. Wysyłałam mu dema, a on kontynuował pisanie piosenek. Mieliśmy kilka wspólnych punktów nagrań – w Brukseli i Turynie – oraz w Czechach, gdzie odbywały się miksy.
A.M.: Twoje spektakle teatralne, m.in. Avant la fin, były prezentowane na międzynarodowych festiwalach. Jaką rolę odgrywa dla Ciebie przestrzeń teatralna w kreowaniu dźwięku?
C.G.: Scena to moment, w którym spotykasz się z publicznością – to bardzo wyjątkowy stan. To rodzaj podróży, za każdym razem innej. Zawsze jest element improwizacji w tym, co robię, a ta część jest ściśle związana z miejscem, z moim własnym stanem umysłu i z tym, co czuję od publiczności.
A.M.: Od 2021 roku wydajesz solowe albumy w Glitterbeat Records: Eldorado, The Dictator i Songs for the Dead. Co zmieniło się w Twoim podejściu do nagrywania od Eldorado przez The Dictator aż po Songs for the Dead?
C.G.: Myślę, że moje podejście do muzyki zawsze było takie samo. Podążam za emocjami, instynktem.
A.M.: Na Songs for the Dead cytowałaś mity greckie i poezję Ginsberga. Jak łączy się w Twoim odczuciu tradycja starożytna z poetyką beatników, i co przyciągnęło Cię do wiersza A Dream Record?
C.G.: Śmierć i strata to uniwersalne tematy. Greckie mity są ponadczasowe; łączą nas z naszymi lękami, marzeniami i pragnieniem wieczności.
A.M.: W Songs for the Dead gościnnie pojawił się Simon Huw Jones. Jak wpłynął jego głos na ostateczny charakter tej płyty i jak wyglądała praca nad jego partią?
C.G.: Właściwie to Simon pojawił się, by udzielić swojego głosu mojej muzyce. Wysłałam mu dema, a on napisał do nich teksty i melodie. Następnie udaliśmy się do studia, by nagrać album. Wniósł do niego dużo duszy – myślę, że pięknie wtopił się w mój świat.
A.M.: Twoje brzmienie zawsze osadzone jest wokół skrzypiec. Jak udaje Ci się ciągle wynajdywać nowe barwy tego instrumentu, które zaskakują nawet Ciebie samą?
C.G.: Z czasem udoskonaliłam swoje brzmienie. Wiem jakich delayów, jakich przesterów, jakich pogłosów używać. Ale dźwięk to przede wszystkim oddech, emocje, sposób ułożenia ciała podczas grania… Myślę, że skoro nasza psychika i emocje nieustannie się zmieniają, dźwięk zawsze ewoluuje…
A.M.: Patrząc na swoją wielowymiarową karierę – teatr, film, solowe albumy, zespoły – jakie wyzwania i marzenia jeszcze przed Tobą stoją, i co chciałabyś osiągnąć w najbliższych latach?
C.G.: Nigdy nie planowałam kariery. Wszyscy ludzie, z którymi pracowałam, pojawili się naturalnie. Więc kolejni będą niespodzianką… Z drugiej strony, więcej koncertów w krajach, w których jeszcze nie występowałam, to moje marzenie. Uwielbiam poznawać ludzi i odkrywać inne kultury poprzez swoją pracę.
A.M.: W 2022 roku wydałaś EP The Dictator we współpracy z Iggy Popem. Co najbardziej zapadło Ci w pamięć z tej niespodziewanej sesji i jak zrodził się pomysł, by zaprosić Iggy’ego do swojego projektu?
C.G.: Iggy zagrał dwa moje utwory w swoim programie Iggy Confidential w BBC 6 Music. Kiedy rzecznik prasowy z mojej wytwórni wysłał mi e-maila z tą informacją, poprosiłam go, czy mógłby przekazać wiadomość, że jestem zaszczycona i że jeśli kiedykolwiek Iggy będzie chciał nagrać skrzypce do jednego ze swoich utworów, będzie to dla mnie prawdziwa przyjemność. Dwa dni później dostałam maila od Iggy’ego: „OK, zróbmy coś razem – prześlij mi swoje pomysły!”. I to było to… Poza spotkaniem z nim podczas kręcenia teledysku – to co zostanie ze mną na zawsze – to pierwszy telefon, który wykonał do mnie ze swojego domu na Florydzie.
A.M.: Wkrótce wystąpisz na Music Week Poland. Co dla Ciebie oznacza grać na scenie i jak przygotowujesz się do występów, by jak najlepiej nawiązać kontakt z publicznością?
C.G.: Uwielbiam grać na żywo. Za każdym razem jest inaczej. Oczywiście zdarzają się występy, które nie idą tak dobrze, kwestie techniczne, brak pewności siebie, nieprzychylna publiczność – ale to też część tej pracy. Zawsze się uczę i lubię wyzwania.
A.M.: Dziękuję bardzo za wywiad. Życzę powodzenia.
C.G.: Dziękuję!