ASTROKOT – czuję się jak kot wypierdolony w kosmos

Astrokot LOGO Anxious Magazine

Astrokot – czyli setki gałek, potencjometrów, suwaków i przełączników, a między nimi jeden kot.

Występował m.in. na festiwalu Uroczysko 2018, 2019 i 2021, Boski Fest 2018, RóBSzuM 8/2019), a w 2021 online dla internetowej edycji konwentu filozoficznego Filozofikon 6. Supportował występ Aidana Bakera w Warszawie (urodziny Deerhunter Booking – styczeń 2019), współprowadził w Poznaniu warsztaty na temat wykorzystania efektów gitarowych w muzyce (Kontener Syntezy 2018).

We wrześniu 2018 r. w Przesadzie wyszedł pierwszy materiał Astrokota (DEMO EP).

W kwietniu 2020 nakładem Opus Elefantum Collective pierwszy album „Astrokot i Przyjaciele z Odległych Galaktyk”.

Zapraszam do przeczytania poniższej rozmowy wz Marianem.

Artur Mieczkowski

Artur Mieczkowski: Cześć Marian. Na początek może pytanie dość oczywiste, ale może odpowiedź nie będzie oczywista. Skąd pomysł na nazwę, możemy się doszukiwać tu ukrytego znaczenia prócz tego oczywistego, futrzastego?

Marian Mazurowski: Cześć Artur! Nie ma tutaj jakiegoś ukrytego znaczenia. „Astrokot” to dla mnie kwintesencja zajebistości – połączenie kota i kosmosu – cóż może być lepszego? Miłość do kotów wyniosłem z domu, całe życie spędzam w towarzystwie sierściuchów, a muzyka, którą gram jest ewidentnie inspirowana kosmosem, więc było to dla mnie dość naturalne połączenie. Czasami śmieję się, że mogę sprawiać wrażenie człowieka poukładanego, systematycznego i wiedzącego czego chce, ale w rzeczywistości często czuję się jak kot wypierdolony w kosmos – nie mam pojęcia co tutaj robię, ani dokąd zmierzam ;).

Astrokot Anxious Magazine
fot.: Robert Zembrzycki (Dąbrowa Górnicza, Rock Out)

AM: Podzielam miłość do futrzaków :). Ok, nie wiesz gdzie zmierzasz, co tu robisz, a skąd przybywasz? Pytam oczywiście o muzyczną drogę, koty zostawmy póki co w spokoju :). 

MM: W kilku słowach: gitarą zaraziłem się od kolegów w liceum, szybko dołączyłem do swojej pierwszej kapeli (grającej głównie covery), później przez okres studiów ćwiczyłem głównie sam, ale zaraz po nich założyłem z kolegą zespół grający jakiś post-punk/noise-rock/indie-rock (z inspiracjami od Sonic Youth po Interpol). Następnie wylądowałem w kapeli post-rockowej/shoegaze’owej (nagraliśmy jedną EPkę, którą wciąż można znaleźć na bandcampie – Dyson Sphere „Discovery”), gdzie zacząłem intensywnie użytkować efekty gitarowe takie jak delay, co zainspirowało mnie do kombinowania z loopami i ambientami/dronami.

Ostatecznie do wystartowania z projektem Astrokot zmotywowali mnie koledzy, którzy wiedzieli, że od jakiegoś czasu bawię się w domu looperem i próbuję grać solo jakieś ambienty na gitarze. Zbliżał się koncert artystów z Krakowa grających noise/drone na gitarach (duet Leśniewski/Nowacki) i ciężko było znaleźć w Poznaniu ciekawy support, więc w końcu padło pytanie czy bym nie spróbował wystąpić, z tym co mam. No i tak doszło do pierwszego koncertu, wymyślenia nazwy, stworzenia strony na facebooku itd.

AM: Kiedy to było?

MM: Ten pierwszy koncert był dokładnie 6 stycznia (w święto Trzech Króli) 2018 roku. Od razu zacząłem rozpędzać całą machinę – poprosiłem kolegę o zaprojektowanie logo, wydrukowałem wlepki, a w głowie miałem już wizję pierwszego wydawnictwa (EPki).

AM: I oto zjawia się, Pierwszy Kot W Kosmosie– EPka, demo. Demo to nieczęsto spotykana już forma. Tym bardziej, że brzmi to jak materiał na gotową płytę.

MM: Tak, trochę się uparłem na to słowo „demo”, żeby podkreślać że album nagrałem amatorsko, sam w domowych warunkach i zdaję sobie sprawę, że wiele elementów można by bardziej dopracować czy zrealizować bardziej profesjonalnie. Chciałem jednak nauczyć się trochę nagrywania, miksu i produkcji muzyki, więc sam zająłem się wszystkim.

AM: W składzie goszczą Slasia (Soil Troth), Marcel (Ugory). Jak doszło do Waszej współpracy?

MM: Od początku założyłem, że o ile jest to mój solowy projekt, to na każdym wydawnictwie będą pojawiać się goście – ludzie grający na instrumentach, na których ja nie gram, a które chciałbym usłyszeć w swoim materiale, albo muzycy, których podziwiam i z którymi po prostu chciałbym zrobić coś razem. Do współpracy na moim pierwszym wydawnictwie zaprosiłem Slasię, która nagrała lirę korbową i wokal, oraz Marcela, który dograł mi syntezator w jednym numerze, bo wtedy jeszcze sam grałem prawie wyłącznie na gitarze i nie miałem w swoim arsenale syntów. Znaliśmy się już wtedy prywatnie. Marcel był jedną z tych osób które od początku najbardziej ośmielały mnie, żeby wyjść do ludzi z moją solową twórczością. Slasia wtedy jeszcze nie grała ani w Bzie, ani z Ugorami, ale już wtedy wydawała mi się szczególnie utalentowana i wiedziałem, że wniesie do mojej muzyki coś ciekawego.

AM: Żeby było mało, to na youtube pojawia się ten materiał wraz z animacją. Jak na demo, to bardzo holistyczne podejście. 

MM: Tak, staram się w tym projekcie robić wszystko z pewnym rozmachem i całości muzyki z pierwszego wydawnictwa towarzyszą kosmiczne analogowe wizualizacje stworzone przez niedziałający już chyba dzisiaj duet OPTICA z Poznania (ale sprawdźcie Liquidacje), dla drugiego wydawnictwa powstał „teledysk” tylko do jednego utworu (z pięciu), ale za to CD ma piękną oprawę graficzną stworzoną przez warszawską artystkę Maryjka. Oprócz tego drukuję wlepki z logo w różnych wariantach kolorystycznych, którymi bombarduję Poznań i odwiedzane miasta i staram się działać aktywnie na fejsbuku. A każdy mój występ jest trochę performansem i ma elementy oprawy zapachowo-wizualnej :).

Astrokot Anxious Magazine
fot.: Nini Lelashvili (Gdynia, Desdemona)
Astrokot Anxious Magazine
fot.: Nini Lelashvili (Gdynia, Desdemona)

AM: Zauważyłem to na bardzo fajnym koncercie w gdyńskiej Desdemonie gdy ruszyłeś w publiczność angażując tym samym ludzi w Twój performance.

MM: Szczególnie „melorecytacja” (czy raczej „wykrzyczenie tekstu”) zwraca uwagę, wywołuje emocje i zapada w pamięć :). Nie na każdym koncercie podejmuję się tego. Jest to dla mnie dość trudne i emocjonalnie angażujące. Muszę się czuć dość swobodnie i pewnie, żeby przełamać się do wyjścia do publiczności i wykrzyczenia tekstu między ludźmi. Wcześniej robiłem to z mocno rozrywkowym utworem i tekstem, ale ostatnio, w związku z bieżącą sytuacją geopolityczną, przerzuciłem się na przerażająco wciąż aktualny wiersz Tuwima.

[…]
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę – bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab – kwiatami
Obrzucać zacznie „żołnierzyków”.
– O, przyjacielu nieuczony,
Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
Króle z panami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: „Broń na ramię!”,
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
[…]

(fragment „Do prostego człowieka” J. Tuwima)

AM: To jest właśnie fajne w muzyce improwizowanej (chociaż okazja mniej fajna), że można się dostosować do bieżącej sytuacji. Bo w Twoim wypadku chyba możemy mówić o impro? 

MM: Tak, koncerty są częściowo improwizowane, w każdym utworze pozostawiam sobie jakąś przestrzeń do improwizacji.

AM: Dwa lata później przychodzi ‘kolektyw Słonika’ (Opus Elefantum Collective) i wydaje Twój pierwszy pełny album. Co się działo w tej dwuletniej przerwie w Astrokocie?

MM: Przede wszystkim zagrałem trochę koncertów, w tym na festiwalach takich jak Uroczysko, RóBSzum czy Boski Fest, co było jednym z moich celów – pograć na imprezach z muzyką klubową/elektroniczną. W moim arsenale pojawił się pierwszy syntezator i muzyka, którą gram na żywo zaczęła bardziej odbiegać od muzyki którą, nagrywam i wydaję, ponieważ koncerty gram głównie sam (poza kilkoma wyjątkami) bazując na zapętlaniu gitary i dźwięków akustycznych zebranych mikrofonem (shakery, dzwoneczki, cymbałki, okazjonalnie jakieś wokalizy) oraz użyciu syntezatorów z sekwencerami. Na albumie natomiast syntezator pojawia się chyba tylko w jednym utworze, ale przede wszystkim nie ogranicza mnie looper ani sekwencery. Do współpracy przy płycie zaprosiłem czwórkę gości, którzy nagrali mi bas, perkusję, saksofon i klarnet oraz wokal do wybranych numerów. A także, jak słychać już w intrze, nagrywałem mruczenie swojego kota (Marysi). Ponownie wszystko od nagrań po mastering zrealizowałem sam. Zleciłem jedynie realizację oprawy graficznej i teledysku. Nie licząc Bartka Czajkowskiego, który bas nagrał samodzielnie i przesłał mi ścieżki, pozostali goście przychodzili na wynajmowaną wówczas przeze mnie salkę prób i wciąż dosyć amatorskimi metodami nagrywałem ich na swoim laptopie.

Astrokot Anxious Magazine
Marysia

AM: No i uprzedziłeś mnie z tą historią, miałem pytać o field recording vide mruczenie kota :). Chyba nikt wcześniej tego nie zrobił, przynajmniej nie kojarzę, a to oczywista sprawa, że mruczenie kota, to doskonałe tworzywo do dźwięków, które wydobywasz ze swojego kosmosu.

MM: No właśnie – nie spotkałem się z tym, żeby ktoś wykorzystał już ten pomysł, a wydaje mi się on dość oczywisty. Ambientowi producenci dość często sięgają po dźwięki kosmosu – np. przetwarzając nagrania dźwiękowe udostępniane przez NASA, natomiast nie natknąłem się nigdy na ciekawe wykorzystanie kociego mruczenia. Chciałem to zrobić zanim ktoś mnie ubiegnie :).

AM: Celem formalności, płyta nazywa się „Astrokot i Przyjaciele z Odległych Galaktyk”. Mniej archiwalnie, jak czujesz, jak daleko odleciałeś od pierwszego materiału demo?

MM: Z jednej strony myślę, że album jest trochę kontynuacją demo EP. Koncepcja na część utworów jest trochę podobna, ogólnie panuje też podobny klimat/nastrój. Z drugiej strony wierzę, że rozwinąłem się trochę, tak jeśli chodzi o nagrania i produkcję jak i kompozycję, a do tego zaprosiłem większe grono gości, którzy pchnęli ten materiał w odrobinę innym kierunku niż sam się spodziewałem czy zakładałem początkowo.

Astrokot Anxious Magazine
Improwizacja z Michałem Giżyckim i Marcinem Góralem na ulicy przed lokalem Farby na Wildzie (Poznań)

AM: Te większe grono gości, to kto?

MM: Wspomniany Bartłomiej Czajkowski (ku_tzu, bone.glue, nuk!) na gitarze basowej w dwóch numerach, Michał Giżycki (Poznańska Orkiestra Improwizowana, Drogi Krajowe, Exister) w dwóch utworach na klarnecie basowym i w jednym na saksofonie, Marcin Góral na perkusji w dwóch ostatnich kawałkach oraz FLicker Fox czyli Aleksandra Szalińska (znana m.in. ze składu Sarmacja), której wokal pojawia się także w dwóch utworach, z czego do jednego napisała również tekst. No i kotka Marysia, której mruczenie otwiera i zamyka album :).

AM: W drugą stronę, jeżeli chodzi o  kolaboracje, gdzie można Cię usłyszeć?

MM: Dogrywałem się kiedyś w jednym utworze bardzo płodnego solowego twórcy ambientów, znanego jako Godra. Biorę też dość regularnie udział w poznańskiej inicjatywie KoImpro! – czyli grupowych improwizacjach muzycznych (a ostatnio również tanecznych) w losowych składach. W trakcie pandemii kilka edycji KoImpro! miało całkiem inną formułę – nie spotykaliśmy w lokalu żeby razem improwizować przed publicznością, ale nagrywaliśmy w grupach utwory przez internet – przesyłając sobie ścieżki. Nie była to więc prawdziwa improwizacja – mieliśmy za każdym razem po ogłoszeniu składów ok. 7 dni na nagranie i przesłanie organizatorowi utworów (każdy skład jeden utwór). Wszystkie te pandemiczne nagrania oraz kilka normalnych w pełni improwizowanych występów w ramach tej inicjatywy jest dostępna na bandcampie, o tu. Grałem też kilka pojedynczych koncertów z różnymi improwizującymi muzykami w Poznaniu, ale w większości nie były one rejestrowane.

fot.: Zhenia Klemba (Poznań, C.K.Zamek)

AM: Ujawnisz nam swoje najbliższe plany nagraniowe, koncertowe?

MM: Jest coś nad czym pracuję od kilku miesięcy, a mianowicie muzyczne podkłady do wierszy mojego wuja, czytanych przez lektora, ale w związku z tym że ostatnio trochę z tym utknąłem (w dość zaawansowanym już stadium, powiedzmy ok. 70–80%), nie chciałbym wdawać się na razie w szczegóły. Koncerty zaś póki co udaje mi się grać, chociaż sytuacja pandemiczna zmuszała do przesuwania lub odwoływania niektórych. Chciałbym pograć w jeszcze kilku większych miastach w Polsce, których do tej pory nie odwiedziłem i liczę na to że zagram w tym roku znowu na jakimś festiwalu, ale póki co nie mam żadnych konkretów.

Astrokot Anxious Magazine
Astrosprzęt

AM: Muszę jeszcze zapytać o ilość Twojego sprzętu – wygląda to imponująco. Ogarniasz to podczas grania na żywo, czy zdarza się, że coś Ci się wymknie spod kontroli:)? Jest jakiś klucz, wedle którego kompletujesz swoje zabawki?

MM: Staram się grać głównie z maszynek analogowych. Oczywiście część urządzeń przetwarzających dźwięk w moim setupie jest cyfrowa (looper, reverby, delay’e), analogowe syntezatory mają często cyfrowe sekwencery itp., ale wszystkie źródła dźwięku, które w tej chwili stosuję są analogowe, poza jedynie automatem perkusyjnym, który jest współczesną cyfrową repliką legendarnego analoga tej samej firmy. Problemy techniczne najczęściej zdarzają się już podczas próby dźwięku, bo wtedy okazuje się czy wszystko dobrze podpiąłem ale zazwyczaj wszystko udaje się rozwiązać. Natomiast podczas występów oczywiście zdarza się że zapominam wyłączyć czy włączyć jakiś efekt albo zmienić w czymś jakieś ustawienie przed rozpoczęciem nagrywania kolejnej warstwy loopa lub wystartowaniem sekwencera kolejnego syntezatora. Odpowiednio częste ćwiczenie setu przynajmniej kilka dni przed koncertem pomaga ograniczyć ilość takich drobnych błędów :).

AM: Na koniec jeszcze opowiedz o swoich muzycznych inspiracjach, a i też co gra w Twoich głośnikach/słuchawkach na co dzień.

MM: Od jakichś dziesięciu lat uważniej śledzę polską scenę alternatywno – niezależno – eksperymentalną niż zagraniczną, bo uważam, że przeżywamy niedoceniony rozkwit tej sceny w naszym kraju. Stara Rzeka, Alameda, ARRM czy Lonker See to w mojej ocenie artyści których śmiało można porównywać z najwybitniejszymi zagranicznymi twórcami.

Nie jestem jakimś wielkim fanem black metalu, ale nie mogę nie wspomnieć o tym co się w tym gatunku działo przez ostatnie lata na naszej ziemi. Furia, Mgła, Gruzja, Odraza, Biesy, Jarun, Warmia czy ostatni album Licha to prawdziwa rewolucja, która była nam potrzebna, po latach odtwórczego grania black metalu na modłę skandynawską. Pokazaliśmy, że potrafimy grać black metal po swojemu, po polsku, bez kompleksów i zarazem na najwyższym światowym poziomie. Muszę jeszcze wspomnieć o wędrowcy~tułacze~zbiegi, którzy wychodząc z black metalowej stylistyki i etosu łączą to z post-punkiem czy nawet elementami disco. Poza Polską natomiast moją  „wielką trójcę” stanowią zespoły Godspeed You! Black Emperor, Jambinai i Earth. Z czego szczególnie chciałbym polecić najmłodszy i najmniej znany spośród nich, czyli ten drugi skład – myślę że ekipa z Korei Południowej ma sporo ciekawego do zaprezentowania i jeszcze nie raz zaskoczy odbiorców.

AM: Dzięki za super rozmowę, koniecznie pozdrów kota Marysię :).


MM: Ja dziękuję za uczestnictwo w koncercie, zaproszenie do wywiadu i ciekawe pytania!

FB | IG | YT