Kiedy parę lat temu rozpoczął się wielki come back płyty winylowej, którego nikt się nie spodziewał na taką skalę, ówczesne, nieliczne tłocznie zostały dosłownie zalane zamówieniami. W tej kolejce i walce o pierwszeństwo, z góry było wiadomo, że niezależne wytwórnie, które de facto od zawsze kultywowały temu nośnikowi i przyczyniły się do jego renesansu, były odsuwane na dalsze plany realizacji. Ich zamówienia często nie przekraczające 200 – 300 kopii, nie mogły stawać w pojedynku z tymi pochodzącymi od mega korporacji. Jednym z wyjść było po prostu, wysłanie zamówienia odpowiednio wcześnie przed publikacją i uzbroić się w cierpliwość. W praktyce oczekiwanie wynosi od 6 miesięcy nawet do roku. Jednym z takich przykładów, rozciągniętych do ekstremy czasowej jest ostatni tytuł Nicka Motta “The Fall of the Human Empire”, wydany w nakładzie 100 kopii. Oczekiwanie na jego finałową realizację zajęło ponad 2 lata, wszystkim łącznie z Richo / Lumberton Trading Company i tymi co złożyli pre-order należy się owacja na stojąco.
Wracając do samego tytułu “The Fall of the Human Empire” nic, a nic nie stracił na swojej wspaniałości, doskonale opierając się próbie czasu w tłoczni. Rodzaj koncept albumu, który ma ścisłe powiązanie pomiędzy dźwiękiem, a oprawą graficzną. Seria kolaży, która tworzy 16 stronicową książeczkę powstałą spontanicznie z użyciem nożyczek, skalpela, kleju z wykorzystaniem ilustracji ze starych książek zakupionych w sklepach charytatywnych. Tematyka kolaży to implikacja samego tytułu płyty, wystarczy spojrzeć poniżej.
Co do samej muzyki, jest to zbiór nagrań, których Nick dokonał w Kornwalii, Berlinie, Dubaju i Pekinie, następnie, podobnie jak do oprawy graficznej, użył metody kolażu, edytując, procesując i nakładając dźwięki jeden na drugi. Jak sam wspomina: wszystkie części, zarówno dźwiękowe i ilustracje zaczęły pasować do siebie i układać w jedną całość, pomimo, że powstały niezależnie i oddzielnie od siebie, praktycznie bez użycia instrumentów muzycznych. Niesamowita surrealistyczna „elektronika” przyciemnionej psychodelii umieszczonej w tunelu niepewności w przeprawie przez dżunglę.
Niestety płyta ulazła się tylko w postaci limitowanego winylu, bez odsłuchu na bandcampie ani innych streamingach, więc nieliczni będą mogli się nią nacieszyć. A szkoda. Na otarcie łez pozostaje jeden clip na youtube:
Dla tych, co spotykają się z Nickiem po raz pierwszy, parę słów wstępu.
Jest współzałożycielem jednej z najlepszych formacji muzycznych na świecie, Volcano The Bear, eksplorującej muzykę pomiędzy: Nurse With Wound, Frank Zappa, Faust, impro i podanej w tylko sobie znany sposób. Praktycznie wszystkie tytuły Volcano The Bear, jak i jego solowe wydawnictwa zdobią grafiki, kolaże jego autorstwa. Surrealizm, bo to jego ulubione rejony, niesamowicie działający na nasze zmyły i umysł. Pobudzający wyobraźnie i fantastycznie dopełniający się z muzyką.
Pamiętam przesyłkę zawierającą kilka pierwszych CDR Volcano The Bear, ozdobiona ręczną wycinanką, uzupełnione kredką czy flamastrem – czysty DIY.
Wróćmy jednak do Nicka – rozpoczęcie pracy jako wykładowca i lektor surrealizmu na uniwersytecie w Kornwalii (oraz ojcostwo) odległego od Leicester, w którym stacjonował Volcano The Bear, zakończyło się odejściem od macierzystej grupy.
Poświęcając się edukacji i jedynie zwalniając tempo, ani na moment nie zrezygnował ze swojej działalności artystyczno-dźwiękowej. Pojawiają się już nagrane w Kornwalii płyty sygnowane nazwami: Skeleton Birds And The Number Of God “These Dark Roots Of Heaven” i Spectral Armies “The Vanished People” z udziałem muzyków z Jazzfinger, Andrew Jarvisa. Rodzaj soundtracków do snów na jawie, zapętlone pasaże pro-perkusujne, zmutowane trąbki z zaświatów, sprzęgi, zaśpiewy, gitaro feedbacki, zadymione nagrania terenowe – bogata pożywka dla wyobraźni.
Dopiero w 2012 roku ukazuje się “The Visitors”, płyta sygnowana jego imieniem i nazwiskiem, w pełni solowe dokonanie (z małymi wyjątkami). Dojrzały materiał, nagrany w domowym zaciszu z bogatą paletą dźwiękową, chociaż bardzo minimalny w odsłuchu. Powolnie kroczące utwory w znanym sobie tylko kierunku i celu, intrygujące i zaskakujące. Cykające metronomy czasu, uzupełnione maszerującymi amebami z trąbkami, szare kąty marzące o świetlistym poranku, zamyślone gwiazdy spoglądające ku początkowi.
Jako miłośnik winyli, większość wydawnictw Nicka ukazuje się w postaci czarnych, limitowanych krążków, wszystkie wymienione powyżej jak i:
“The Hole World”, “Almost Entirely Of Nerves And Blood” (z dodatkiem CDR i printem). Wyjątek stanowi “Here Begins The Great Destroyer” wydany jako CD
Geneza tej płyty rozpoczęła się dużo wcześniej i pierwotnie Nick rozsyłał ją jako promo kopie pod nazwą Hero Lords “The black wordrobe”, gotowy materiał „zasnął w szufladzie” na jakiś czas i zagubił się w pamięci autora, został porzucony. Jego treść i zawartość została częściowo obrobiona, przerobiona i dodano świeżego oddechu – tak narodził się “Here begins the great destroyer”. Na szczęście kilka kopii oryginalnych nagrań wciąż istnieje.
El Monte to również alter ego Nicka i jeszcze za jego czasów w Volcano The Bear nagrał płytę w duecie z Aranosem: “Allied Cooking But Not As You Know It!” – improwizowany materiał powstał podczas tygodniowego pobytu w irlandzkiej rezydencji wyżej wymienionego, jak i wydany przez prowadzona przez niego prywatne wydawnictwo PIEROS.
Jako El Monte również uczestniczył w sesji nagraniowej “Lava” z Eruption (legendarni bracia Alan i Steven Freeman) tutaj jako skrzypek.
I na zakończenie tego maratonu koniecznością jest wspomnienie jego duetu z przyjacielem i współzałożycielem Volcano The Bear – Aaronem Moore: Songs of Norway, który doczekał się dwóch wydawnictw:
“Despite the cloak” i miniCD “The great work” eksplorując na nich mieszankę free impro z abstrakcyjna awangardą.
Jak to bywa na zakończenie dobrego posiłku potrzebny jest opłatek miętowy (patrz film Monty Pythona). Obaj panowie wzięli udział w The Newt Hounds, dadaistyczno / eksperymentalnym projekcie braci Freeman poświęconemu wielkiemu Nurse With Wound.
Marek ‘Lokis’ Nawrot