Glitterhouse Records / CD/LP/DL / 2022
Wovenhand – projekt, którego głównym duchem i siłą napędową jest David Eugene Edwards, znany wcześniej z legendarnej dla wielu grupy 16 Horsepower, od wielu już lat czaruje swoją niezwykle oryginalną muzyką. Praktycznie każdy z jego kolejnych albumów wzbudza duże poruszenie. Nie inaczej jest przy okazji premiery najnowszego dzieła Amerykanina.
Trzeba przyznać, że niezłą artystyczną drogę przeszedł David od czasu swoich pierwszych płyt wydanych pod szyldem Wovenhand. O ile na początku eksplorował akustyczne rejony osadzone mocno w tradycji folku rodem z południa Stanów Zjednoczonych, o tyle ponad dekadę temu zaczął kierować się w nieco mocniejsze i surowe brzmienia, ocierając się wręcz o metalową stylistykę. Takie były trzy ostatnie albumy Wovenhand.
Nowa płyta może być jednak dla wielu słuchaczy niemałą niespodzianką, bo choć mocy, energii i gitarowego brudu tu nie brakuje, to jednak Edwards postawił na nieco bardziej eksperymentalny charakter w swej muzyce. Jak łatwo się domyślić na taki a nie inny kształt płyty wpłynęła oczywiście pandemia. „Silver Sash” to album zrobiony całkowicie w warunkach domowych, do nagrania którego David zaprosił swoich dwóch przyjaciół – gitarzystę Chucka Frencha (znanego z gry w emo corowym zespole Planes Mistaken For Stars) oraz Jasona Begina, który wspomógł ich wokalnie. W trójkę nagrali album niezwykle zwarty i skondensowany w krótkiej, półgodzinnej formie. Znalazło się na nim dziewięć kompozycji, których szkice powstawały w różnych okresach. Cały proces nagrywania zajął im prawie cztery lata i faktycznie w każdej zagranej nucie słychać jak wiele muzycy włożyli pracy w ten materiał. Dzięki temu dostajemy płytę kipiącą wręcz energią, emocjami i tą niezwykłą atmosferą, która stała się już znakiem rozpoznawczym twórczości Edwardsa. Podobnie zresztą jak charakterystyczny wibrujący śpiew Davida, który niczym kaznodzieja wykrzykuje kolejne frazy z niezwykłą charyzmą dodając tej muzyce swoistego mistycyzmu.
Tradycyjnie już w jego zawiłych tekstach znajdziemy wiele nawiązań do chrześcijaństwa. W warstwie muzycznej nie zabrakło tu potężnych gitarowych riffów (otwierający album „Tempel Timbre”) i punkowego ducha („Acacia”). Singlowy „Dead Dead Boat”, podobnie jak „Omaha”, nasuwają skojarzenia z najlepszymi tradycjami spod znaku choćby Iggy And The Stooges. Obok tego, jakby dla równowagi, znajdziemy kilka spokojniejszych, kontemplacyjnych momentów w postaci folkowego „Duat Hawk” czy transowego „8 of 9” – te dwie kompozycje w naturalny sposób kojarzą się z klimatem jednego najlepszych albumów Wovenhand „Threshingfloor” z 2010 roku. Ciekawym momentem płyty jest też zamykający całość tytułowy utwór „Sliver Sash”, w którym prym wiedzie wyraźna elektronika…
Jakkolwiek jednak nie byłaby zróżnicowana ta płyta, to po raz kolejny Edwards prezentuje nam album który finalnie brzmi niezwykle mocno i intensywnie, angażując przy tym uwagę słuchacza. Dzięki temu słucha się go z niezwykłą przyjemnością.