Tylko Nieświadomi Przeżyją – S/T

Wydanie własne / CD/DL / 2025

Zespół, który nazywa się Tylko Nieświadomi Przeżyją, nie może grać muzyki lekkiej. I nie gra. Krakowski kolektyw, choć powstały ledwie w 2024 roku, uderza z zaskakującą dojrzałością – a może raczej z wielką intuicją. Ich debiutancka płyta nie stawia tezy, nie snuje konceptu, nie dopowiada znaczeń. A mimo to – a może właśnie dlatego – zostaje ze słuchaczem na długo, przykleja się skutecznie niemalże natychmiast. Sama nazwa zespołu wywodzi się z Księgi Niepokoju Fernando Pessoy i zdania „Gdyby serce mogło myśleć, przestałoby bić” – co już samo to jest sugestią ciekawej wędrówki po dźwiękach.

Złożony z muzyków polskich, ukraińskich i japońskich, kolektyw działa jak żywy organizm: oddychający, pulsujący, reagujący skurczem i rozszerzeniem na impulsy spoza rytmu. Twórczość TNP powstaje głównie z improwizacji, ale próżno szukać tu przypadkowości. To raczej rodzaj muzycznego rytuału – bez zapisu, ale z głębokim drążeniem. Zespół nie gra utworów, lecz wydobywa z przestrzeni momenty, zapisy. Nie szuka narracji – raczej wejść, zawieszeń i ujść gdzieś tam, gdzie nie pojawia się już nic.

W aktualnym składzie mamy na pokładzie muzyków związanych z kilkoma istotnymi krakowskimi składami – Fraktale, Fren, Jarzmo, Acidsitter, Sour Noir. Ta sieć powiązań buduje kontekst, ale też pokazuje, jak organicznie TNP wrosło w lokalną scenę eksperymentalną, przekraczając przy tym jej granice.

Otwierające album Kieślowski nie tyle przywołuje nazwisko reżysera, co jego spojrzenie: intymne, skupione, pełne napięcia ukrytego pod cienką warstwą ciszy. Fizyka Smutku zdaje się dziać w zawieszeniu – między snem a opowieścią, między westchnieniem a wspomnieniem. W Nigredo wszystko pęka: utwór eksploduje, rozsadza pozorną statykę i uderza z siłą katartycznego gniewu. I właśnie wtedy pojawiają się Zdjęcia Robione Słońcu – mój ulubiony – który można uznać za emocjonalne i formalne centrum płyty. To ten utwór. Rozwija się podskórnie, niemal niezauważalnie – jakby dźwięki napływały zza powiek. Psychodeliczny trans, który tu powstaje, nie wynika z repetycji, lecz z rozmycia granic. Dźwięk sączy się w przestrzeni jak ciepłe światło, które zbyt długo padało na skórę. Harfa, syntezatory i saksofon tworzą aurę o konsystencji snu, w której trudno wyczuć linię czasu. Nie prowadzą – pochłaniają.

Po tej intensywności przychodzi moment oddechu: Nadia – subtelna, oparta na (umownej) melodii, delikatna i łagodna. Być może to najbardziej przystępny fragment płyty, ale nie mniej głęboki. Całość kończy się Tańcem Gwiezdnych Pasterzy, który powoli się rozmywa – jakby wszystko znów wracało do źródła, zanikało w świetlistej, nieokreślonej przestrzeni. To zakończenie nie tyle domyka, co oddala – jak sen, który urywa się, zanim zrozumiesz jego sens.

W tej muzyce nie ma pośpiechu. Przestrzeń jest równie ważna jak dźwięk. Przesunięcia. Półcienie. Szmery. Rozpad. I być może właśnie w tym pęknięciu wybrzmiewa nadzieja, o której wspominają sami twórcy – nie jako rozwiązanie, lecz jako czujne trwanie.

Tylko Nieświadomi Przeżyją nie próbują nas przekonać, że wiedzą więcej. Ale wiedzą coś, czego nie da się wypowiedzieć – dlatego grają.

PS. I ta niesamowita, wciągająca swoją głębią okładka autorstwa Elżbiety Sucheckiej. Wszystko – dźwięk, obraz – jest tu na swoim miejscu.

Data wydania: 23 maja 2025

Artur Mieczkowski