Tomasz Sroczyński – Mother Departs

Ici d’ailleurs / Mind Travels Series / DL / 2023

Tomasz Sroczyński Mother Departs anxious magazine

Była już na łamach Anxious Musick Magazine klasyka? Nie było? Będzie więc teraz. Opisywałem wprawdzie całkiem niedawno najnowszą płytę amerykańskiego Autumn Tears, ale to jednak wciąż jeszcze chyba neoklasyka (choć w sumie gdzieś się te granice powoli zacierają), natomiast o Tomaszu Sroczyńskim można, a nawet należy z pełną odpowiedzialnością i świadomością powiedzieć, że to już absolutnie i bez żadnej dyskusji jest klasyka. Gdyby tak szerzej spojrzeć, to nasz rodzimy skrzypek i kompozytor idealnie obrazuje (a raczej nawet nie on, a historia wydawnicza jego dotychczasowych dzieł) trudną drogę i twardą rzeczywistość z jaką zderzają się dziś niekomercyjni twórcy, artyści wychodzący przed niewielką garstkę słuchaczy z ambitnym i niełatwym w odbiorze przekazem, zamiast wykrzykiwania politycznego lub pseudospołecznego bełkotu w blasku pulsujących agresywnie różnokolorowych świateł i w rytm wbijanych miarowo i bez żadnego podkładu melodycznego gwoździ… Płyty Sroczyńskiego ukazywały się już w Requiem Records, Sygnał Records, Wytwórni Element, Recognition, ostatnio zaś zawitał on do francuskiej Ici d’ailleurs, gdzie w ramach cyklu wydawniczego Mind Travel Series dwa lata temu wyszła jego “Symphony N°2: Highlander”. W tym samym Ici d’ailleurs premierę ma dziś kolejna płyta Sroczyńskiego “Mother Departs”. Tytuł został wprawdzie „zangielszczony”, jednak wasze domysły są prawidłowe. To muzyka do „Matka Odchodzi” Tadeusza Różewicza. A raczej telewizyjnej adaptacji tegoż.

Sroczyński znany jest jako skrzypek, dał się też poznać jako twórca, który nie boi się sięgania czy to po folkowe nuty, czy elektronikę, śmiało możemy więc powiedzieć, że z jednej strony wpisuje się w szerokie dziś pojęcie kompozytora muzyki klasycznej (choć oczywiście tej współczesnej), z drugiej żadne eksperymenty i wychodzenie poza „klasyczną” strefę komfortu nie są mu obce. Tym razem mamy jednak dzieło zdecydowanie klasyczne. “Mother Departs” to prawie czterdzieści minut trudnej i głębokiej kameralnej muzyki smyczkowej (czasami z towarzyszeniem chóru, w co najmniej jednym utworze pojawiają się też organy), będącej zarazem rozbudowaną ścieżką dźwiękową do adaptacji wierszy Tadeusza Różewicza w ramach spektaklu Przemysława Stippy „Matka Odchodzi”, który obejrzeć można było premierowo końcem marca zeszłego roku na antenie TVP Kultura (czyli jak tłumaczy francuski wydawca „polskim odpowiedniku Arte”). Muzyki smutnej, posępnej, żałobnej w swojej wymowie, trudno zresztą oczekiwać czegoś innego znając treść tomiku Różewicza. Muzyki monumentalnej. Jednocześnie na wskroś słowiańskiej, poniekąd duchem i harmonią młodopolskiej (tak, może i Francuzi z Ici d’ailleurs mają swoją rację, pisząc, że słyszą jakieś odwołania czy zbieżności z Góreckim, ja jednak słyszę tu przede wszystkim Szymanowskiego – zwłaszcza w wieńczącym całość „Finale”; to już nawet nie inspiracja ale dosłownie reinkarnacja!). Muzyki zaś przede wszystkim niesamowitej. Smyczki mają wprawdzie to do siebie, że stosunkowo łatwo maluje się nimi uczucia, kreśli melodyjne pejzaże czy wyczarowuje nastrój, który trudno jest oddać za pomocą innych środków wyrazu. Jest jednak w tej muzyce „to coś”, ten boski pierwiastek, który wyróżnia ją z wielu innych podobnych dzieł czy produkcji. Coś co trudno opisać słowami, chłonie się jednak całym sobą, przymykając oczy i w pełni otwierając się na dane dźwięki. Coś czego trzeba po prostu doświadczyć.

Tomasz Sroczyński Mother Departs anxious magazine

Swoją drogą, na kanale Youtube Tomasza Sroczyńskiego znaleźć można również jego improwizacje z cyklu Różewicz Dźwiękiem oraz video z improwizacją „Matka Odchodzi”. Naprawdę warto posłuchać (obejrzeć), zwłaszcza jeśli sama płyta “Mother Departs” przypadnie wam do gustu tak bardzo jak mnie. Rzadko się bowiem zdarza, by za tak ambitną współczesną muzykę klasyczną brała się wytwórnia de facto podziemna lub przynajmniej niszowa – wydająca za to swoje produkcje z niesamowitym pietyzmem. Ta płyta z resztą bez wątpienia na takie wydanie zasługuje…

Piotr Wójcik