LP / Stalker Records / 2021
Bogata i wyjątkowa twórczość Stanisława Lema od lat inspiruje artystów z różnych dziedzin sztuki. Nie inaczej jest z muzyką. Całkiem niedawno ukazała się nowa płyta Tomasza Pauszka, w całości poświęcona duchowi literatury pisarza.
Miłośnikom klasycznej elektroniki Tomasza przedstawiać nie trzeba. Od wielu już lat tworzy i jest obecny na polskiej scenie. Wyróżnia się on jednak tym, że nie podąża ślepo za kolejnymi modami i nowinkami w tej dziedzinie muzyki. Konsekwentnie osadza swoją twórczość w klasycznej formie elektroniki a raczej el-muzyki, której to szyld znamy z audycji pana Jerzego Kordowicza. Muzyki bogatej zarówno w różnorakie brzmienia, rozbudowane aranże i inne tego typu smaczki. Kojarzyć się to może z pewnego rodzaju nurtem retro, myślę jednak, że takie stwierdzenie w stosunku do muzyki Pauszka byłoby krzywdzące, ponieważ trwając świadomie w tej tradycji z powodzeniem ją rozwija i nie brakuje mu świeżego spojrzenia. Warto też zwrócić uwagę, że to bardzo doświadczony artysta. Na swoim koncie ma już blisko dziesięć autorskich albumów! Jak na ich tle prezentuje się „Lem…”? Moim zdaniem bardzo dobrze i zaryzykuję stwierdzenie, że to jego najlepsze i najbardziej przemyślane dzieło.
Dzieło bardzo obszerne ponieważ zawiera aż osiemnaście kompozycji i wydane zostało póki co na podwójnym, pięknie wydanym winylu, co również można potraktować jako ukłon w stronę klasycznego podejścia do wydawania i słuchania muzyki. Taka forma wymaga od słuchacza większej uwagi i poświęconego czasu aby w pełni nacieszyć się wszystkimi barwami tego albumu. A jest ich tu sporo. Od transowych kompozycji zahaczających o minimal techno, poprzez ambientowe pejzaże aż po elektroniczne, pastelowe kompozycje o nieco kosmicznym charakterze. Królują tu brzmienia klasycznych syntezatorów, takich jak Moog, Korg czy Roland. Na płycie nie brakuje też całkiem udanych i podanych we właściwych proporcjach wycieczek w stronę popu, jak choćby w kompozycji „Wake Up”, w której można usłyszeć śpiew wokalistki o pseudonimie Nuno.
Jeżeli ktoś chciałby zanurzyć się w elektroniczne dźwięki zainspirowane światem Stanisława Lema to ten album będzie dobrym wyborem. Pasuje tak samo do uważnego słuchania muzyki w domu jak również jako tło do wpatrywania się w gwiaździste niebo. Na koniec warto dodać, że album ukazał się w serii „Antologia Polskiej Muzyki Elektronicznej” wytwórni Stalker Records.