The Fireland Dark Jazz Orchestra – Blurred Mind on Clear Nights

self-released / DL / 2022

The Fireland Dark Jazz Orchestra – Blurred Mind on Clear Nights Anxious Magazine

Noc zapadła nad Murcią. Napisałbym nawet, że mroźna, pogańska, pełnoksiężycowa i zimowa, bo “Blurred Mind on Clear Nights” powstawało i zostało wydane zeszłej zimy (wyszło w lutym 2022), ale trzeba mimo wszystko wziąć jednak poprawkę na to, że w Sadzie Europy wspomniana pora roku nie oznacza tego samego, co u nas. Bądź co bądź południowo-wschodnie wybrzeże Hiszpanii to nie Lasy Pomorza, Choroszcz, czy Beskidzkie stoki… Niech więc mu będzie, że noc zapadła czysta i krystaliczna…

Jednakowoż mroczna, zaciemniająca umysł i mocno sprzyjająca jazzowej nucie. W takich okolicznościach przyrody… i niepowtarzalnej… zrodził się w umyśle Jose Solera pomysł na debiutancki “Blurred Mind on Clear Nights” – album, czy może raczej mini-album, trwa bowiem tylko 26 minut, który wydany został wyłącznie w postaci cyfrowej. The Fireland Dark Jazz Orchestra, czyli generalnie one-man-band, za którym stoi Jose, serwuje nam niecałe pół godziny jazzu, który jest w sumie bardziej BlurredFiery niźli Dark, ale i tak słucha się tego bardziej niż przyjemnie. Zwłaszcza, że po dłuższym zastanowieniu, trzeba jednak uznać, że tych mrocznych akcentów kilka i tak się znajdzie, zwłaszcza na początku i na sam koniec.

Nie ma tu jakichś fajerwerków, nie ma tu innowacji ani przełomowych rozwiązań. Jest za to solidny kawał mrocznego, onirycznego, wręcz transowego momentami grania z pogranicza jazzu, który momentami zbacza sobie delikatnie w przeróżne rejony, by zaraz przywdziać mroczniejszą twarz, naciągnąć kaptur i grzecznie wrócić na bardziej jazzujące tory. Jednostajna perkusja, zapewne samplowana, puszczana w sekwencyjne pętle robi dobrą robotę, wspierana jednostajnym basem, na tle którego powoli rozwijają się spokojne, sączące się niespiesznie partie pianina. Gdzieniegdzie całość ubogacają partie gitarowe, to tu, to tam przewijają się odgłosy deszczu (“Wine in a silver chalice I: The storm”). Tempo, choć niespecjalnie spieszne, jednak zdecydowanie żwawsze, niż w przypadku większości znanych mi projektów czy materiałów darkjazzowych (funeral jazzowych również, ale w tym przypadku to akurat oczywiste). Czasami nawet jeszcze wzrasta. Na przykład w “Horror Vacui”, gdzie fantastycznie pracujący bas z pomykającym na tle całkiem żwawej perkusji pianem sprawia, że słucha się tego niezwykle przyjemnie, zwłaszcza, gdy dochodzi do tego urozmaicająca całość gitara. Przy kominku (“Wine in a silver chalice II: The fireplace”) jest już zdecydowane mniej mrocznie, można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że ktoś otworzył chyba jakieś procenty, bo muzyka staje się wręcz… beg me pardon… frywolna (no ale dobrze, ten nieco frywolny jazz trzyma jeszcze konwencję i dalej jest kompatybilny z całością materiału). Zamykający całość “Eleven Tolls at Midnight” zabiera nas natomiast z powrotem w mrok i to w akompaniamencie bardzo, bardzo dobrej nuty. Robi się monotonnie, transowo, oniryczno-smoliście, na basowej podstawie powoli pobrzdękują sobie gitarowe wtręty, i powoli człowiek czuje się, jakby w lutową noc stał wśród mgieł pod katedrą w Murcii a dzwon odbijał powoli jedenastą, sprawiając, że stojącemu w stuporze osobnikowi wszystko rozmazuje się i rozmywa. Całe szczęście, że zimowe noce na południowym wybrzeżu nie są tak mroźne jak u brzegów Bałtyku czy na stokach Tatr…

“Blurred Mind on Clear Nights” to materiał zdecydowanie wart uwagi i dania mu szansy. Zwłaszcza w zimowe wieczory, przy kominku z jakimś trunkiem w ręku… Mam nadzieję, że niebawem usłyszę coś nowego pod tą nazwą, The Fireland Dark Jazz Orchestra rokuje bowiem bardziej niż dobrze.

Piotr Wójcik