That’s How I Fight – Movement Two

That’s How I Fight – Movement Two Anxious Magazine

Długo przyszło nam czekać na drugiego pełnego longa polskiej „supergrupy” (skoro na Zachodzie o takich konglomeratach muzycznych osobowości, zwłaszcza w światku rockowym, przyjęło się mówić „supergrupa”, to dlaczego mamy być gorsi – jedyny potencjalny problem jaki tu widzę, to jakieś zaszufladkowanie That’s How I Fight, ale to może i lepiej… niech każdy przypasuje ich sobie w jakiś własny fragment dźwiękowej rzeczywistości, gdzie najlepiej mu leżą). Długo straszliwie, bo tak naprawdę “Movement Two” nagrany był już w momencie publikacji przez Requiem Records albumu “Movement One”, czyli ponad dwa lata temu… W końcu jednak w okolicach środka zeszłorocznej jesieni coś drgnęło i w barwach trójmiejskiej Zoharum ukazała się wreszcie kasetowa epka “Between Movements”, stanowiąca swoistą zapowiedź „dwójki”. Ta wyszła rzutem na taśmę ostatniego marca bieżącego roku, czas więc natychmiast zabrać się za bezpośrednią konfrontację z tym dziełem.

That’s How I Fight na pewno nie zaskakuje nas tutaj ani konwencją ani kierunkiem. Z jednej strony znamy te dźwięki i te przestrzenie już z „jedynki” przecież – z drugiej, jest nie tyle ciut lepiej, co po prostu grupa powoli, niespiesznie, ale z konsekwencją rozwija się w swoim własnym kierunku. To nie jest jakaś wielka rewolucja, bo i nie o to w takiej muzyce chodzi. To raczej dopieszczenie tego, co Gosia, Piotr i Jacek grali wcześniej, dorobienie kolejnego autorskiego szlifu na diamenciku numer dwa, żeby elegancko prezentował się obok pierwszego, pociągnięcie tematu (co wcale łatwe nie jest, jeśli bowiem ktoś myśli, że da się nagrywać utrzymane w podobnej stylistyce płyty, stanowiące pewną konceptualną całość w sposób nie zanudzający słuchacza, a raczej ukierunkowany na to, by ten chciał sięgać po kolejne wydawnictwa, na których spodziewa się rozkoszować kolejnymi przesunięciami stylistycznymi, to spieszę z wyjaśnieniem, że jego wizja jest bardzo błędna i bardzo wręcz naiwna, a już zwłaszcza poza obszarami rocka, metalu czy folku). Sama stylistyka i to, co można nazwać budową pewnej unikalnej rozpoznawalności jest o tyle ciekawa, że wystarczy poszukać sobie innych projektów tego tria (tu wspomaganego jeszcze gościnnie przez Maćka Wasilewskiego, Paulusa Kinskyego i Mateusza Smagłowskiego), by zauważyć, że That’s How I Fight jest nie tylko swoistym muzycznym brainstormem stojących za nim muzyków, ale także pewnego rodzaju odskocznią od ich głównych projektów. Tym bardziej należy pochylić się nad zjawiskiem dość konkretnej spójności jaką ten projekt może się od samego początku aż do teraz pochwalić. I wśród tych wszystkich projektów, przynajmniej piszącemu te słowa, do That’s How I Fight jest zdecydowanie najbliżej.

Nie będę nawet próbował dotykać żadnych szufladek, oszczędzę wam tym razem najdalszych skojarzeń, bo jeśli nie mieliście jeszcze styczności z That’s How I Fight, to muzyka ta jest na tyle unikatowa, że należy się z nią skonfrontować samemu, nie nabywając żadnych uprzedzeń z lektury jakiejś recenzji czy materiałów. Jeśli zaś mieliście – to i tak już dobrze wiecie, jakich dźwięków należy się spodziewać. Ja mogę tylko zaręczyć, że „znowu jest dobrze, a nawet lepiej”.

“Movement Two” poniekąd wynagradza nam to długie, dwuletnie oczekiwanie, karmiąc nas ponad godziną cudownych wrażeń dźwiękowych z pogranicza… dobra, nie, żadnych drogowskazów miało nie być. Jedyną podpowiedzią niech zostanie wyłącznie to, że to album absolutnie wpisujący się w szerokie spektrum zainteresowań Anxious Musick Magazine, wręcz rozlewający się po całej szerokości tychże. Również i w takim zakresie, że chyba każdy z redaktorów mógłby na temat tej płyty napisać równie entuzjastyczną recenzję. A to już nie lada wyczyn…

Piotr Wójcik